Giaccomo
Mężczyzna dał się zawieść w jedną z lepiej utrzymanych uliczek miasta, przytulne miejsce pachnące smażoną na winie dziczyzną i wszechobecnym dzikim powojem, który pokrywał ściany i gzymsy. Od niego też wzięła nazwę niewielka karczma, której niski budynek przycupnął pomiędzy domami mieszkalnymi bogatszych kupców...
W karczmie panował wesoły gwar rozmów. Towarzystwo tutaj stanowili bogatsi mieszczanie, kupcy i ich damy oraz wszelkiej maści „interesanci” próbujący wyciągnąć tu z możnych jak najwięcej pieniędzy.
Giaccomo ujął pod rękę kobietę i poprowadził ją do stolika w głębi sali, jakby specjalnie przygotowanego dla nich, z palącymi się świecami.
Gdy zjawił się karczmarz, szczupły jegomość z zawadiackim wąsikiem w nieskazitelnie białym fartuchu, złożył zamówienie i rozpoczął niezobowiązującą pogawędkę.
-... Cóż, nie za ciekawe jest nasze zadanie. Szczerze powiedziawszy bardziej ciekawią mnie same mapy tych kanałów niż nurzanie się po pas w miejskich nieczystościach... Ale..- mężczyzna uniósł kielich wypełniony karminowym napojem- Za naszą znajomość. |