Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2017, 13:23   #63
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
4/12

Sandman: Uwertura - Neil Gaiman, J. H. Williams III

*******
(super, polecam wszystkim)

Gatunek: powieść graficzna


W drugiej połowie lat osiemdziesiątych komiks amerykański wszedł w kolejny okres, tzw. The Dark Age. Tacy autorzy jak Alan Moore czy Frank Miller pragnęli w swoich dziełach ukazywać dojrzalszą niż dotychczas treść. Ich twórczość pozbawiona była nabuzowanego hormonami patosu. Inną, charakterystyczną cechą stało się to, że nie stronili oni od dosadnych czy zwyczajnie brutalnych scen. Jednak to Gaiman, zdaje się, najszerzej udowodnił wtedy że historia komiksowa może opowiadać rzecz ambitną i mroczną zarazem. Oryginalny, zamknięty w 75 zeszytach Sandman, to świetnie skomponowana opowieść o jednym z Nieśmiertelnych - istot będącymi personifikacjami uniwersalnych zjawisk i emocji. Tytułowy bohater jest władcą krainy snów, rzeczy wymyślonych oraz marzeń. Fabuła rozgrywa się zarówno w światach niematerialnych, co doczesnym. Problemy tego ostatniego niejednokrotnie okazują się być całkiem podobne do tych, z transcendentnych sfer. Bo to właśnie jest najciekawsze w panteonie Sandmana: postaci-archetypy zdają się z powodu swojej omnipotencji tylko pozornie obiektywne w osądach. Teoretycznie nie można ich określić jako dobre ani złe. Jedynie spełniają swoje role. Są. Pożądanie zawsze napędza różnorakie namiętności, Rozpacz syci się smutkiem, zaś Śmierć… cóż, to już nader oczywiste. Jednocześnie odnosimy wrażenie, że ich neutralność to trochę maska, za którą kryją się zaskakująco możliwe do utożsamienia uczucia. Jak widać, istnieją problemy, z którymi muszą się liczyć nawet ci, którzy byli obecni przy powstaniu wszechświata.
Uwertura to album zbiorczy, złożony z sześciu zeszytów wydanych w latach 2013-2015. Kontynuowanie serii, rozpoczętej ćwierć wieku temu to ryzykowne zadanie. Ale nie dla Gaimana, który przez ten czas nie próżnował i konsekwentnie szlifował swój warsztat. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że Uwertura to świetne dopełnienie głównej historii. Teoretycznie jest ona prequelem i ukazuje historię wydarzeń sprzed głównej osi zdarzeń. Kto jednak czytał oryginał, ten wie, że chronologia w Sandmanie jest umyślnie zaburzona. Czas w tym uniwersum stanowi niejednokrotnie tylko jedną warstw, nałożoną na skomplikowaną fabułę. Co natomiast dzieje się w tym konkretnym albumie? Jak czytamy na okładce: Nadszedł rok 1915. I zaraz skończy się wszechświat. Będzie więc klasyczne odliczanie do zagłady? Bynajmniej. Rzecz jak zwykle jest o wiele głębsza, ale tego zdradzać rzecz jasna nie zamierzam.
Oprawa graficzna to uczta dla oczu i basta. To, co tworzyli poprzedni rysownicy miało bardzo spójny, surowy styl i szczerze mówiąc, nic bym tam nie zmieniał. Williams zrobił jednak swoimi rysunkami niesamowitą robotę, a każdy kadr to małe dzieło sztuki. Wiele akcji w nowym Sandmanie dzieje się gdzieś poza czasem i materią, w alternatywnych planach. Przedstawione jest to wszystko w bardzo psychodelicznej wizji. Kształty postaci, nawet “dymki” rozmów, same kadry niejednokrotnie się efektownie rozmywają. Ba, czasem forma zmusza czytelnika do niestandardowego odbioru dzieła, wręcz bawi się konwencją. W jednym momencie musiałem dosłownie obracać komiksem na różne strony, aby należycie pojąć akcję, co tylko potęgowało pokręconą atmosferę.
Nie zawsze się podkreśla, na ile ważne w komiksie są tusze oraz dobór odpowiednich barw. Tu odpowiada za nie Dave Stewart. Z suplementów dowiadujemy się, na ile jego praca jest pedantyczna, jak bardzo starał się przenieść klimat niektórych scen samymi kolorami. Surrealistyczne kadry pełne są pstrokatych tonacji, co bardziej mroczne odnoszą się do skali szarości. Bardzo podoba mi się również przedstawienie pewnego miasta, które miało składać się z samego światła. Niniejszym nic nie rzucało w nim cienia, co z punktu widzenia tak rysownika, co osoby odpowiedzialnej za kolory było problematyczne ze względu na perspektywę. I tu znowuż poradzono sobie świetnie, czego jednakże zwykłe słowo niestety nie przełoży. Takich zabiegów jest tu więcej, ponieważ w Uwerturze spotykają się przeróżne style graficzne, lecz w żaden sposób się ze sobą nie “gryzą”.
Trzy grosze o suplementach, o których wcześniej wspomniałem. Zazwyczaj w komiksach dodatki na końcu to kilka alternatywnych okładek i jakieś słowo od twórcy. Tu jest tego o wiele więcej. Nie wiem jak było w oryginalne, ale polskie wydanie jest wzorcowe. Masa dodatkowych materiałów, szkice, fragment scenariusza, wywiady.
Tym, którzy Sandmana jeszcze nie znają, polecam najpierw sięgnąć po oryginał. W przeciwnym wypadku Uwertura będzie co prawda zrozumiałą kompozycją, aczkolwiek wiele straci. Choć to teoretycznie prequel, jest on raczej uzupełnieniem tego, co dotychczas zostało przedstawione. Kilka wątków zostaje wyjaśnionych, na parę pytań wreszcie znajdujemy odpowiedzi. Gaiman cały czas trzyma jednak rękę na pulsie i dba o jeden z najważniejszych elementów serii - niedopowiedzenie. Dobra historia to bowiem taka, która nie wyjaśnia wszystkiego i motywuje czytelnika do własnej interpretacji. Tu nie jest inaczej. Słowem, Uwertura to świetny i przede wszystkim utrzymany w duchu poprzedników dodatek do świata, którego z pewnością będzie brakować. W przeciwieństwie jednak do co bardziej komercyjnych twórców, tutaj autor wie kiedy postawić kropkę. Także lub stety lub niestety, jest to definitywny koniec serii. Najważniejsze, że w świetnym stylu.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 21-04-2017 o 14:56.
Caleb jest offline