Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2017, 15:15   #69
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Henry nie miał problemu ze znalezieniem potrzebnych rzeczy, tak samo i Seer. Kije od trzech szczotek i kilka mniejszych noży można było przykleić do siebie taśmą i to już dawało im prowizoryczne włócznie. Wes, pilnując drzwi i oglądając dziennik nie odnalazł nic szczególnego - ot, niewielką przegródkę na grzbiecie, gdzie na oko pasować mógł znaleziony przez Gwen przedmiot. Nie trafił na żadne dodatkowe zapiski na temat płonącego życia, zatem musieli improwizować. Emma kilkukrotnie przywołała do siebie Sue i gdy zaczynała się już poważnie martwić, collie nadbiegła od strony jadalni, machając ogonem i rzucając się w objęcia swej właścicielki. Popiskiwała, dyszała z wywalonym jęzorem i była wyraźnie pobudzona (wystraszona?), jednak znajdowała się w pełni sił, zatem gdziekolwiek czmychnęła, nie wpakowała się na kolejne stwory, jeśli jakiekolwiek tam były.

Hotel zrobił się nagle nieprawdopodobnie cichy, nawet śnieg przestał uderzać o okna, a między nieszczelnymi framugami nie tańczył wiatr. Zgodnie z postanowieniem większości, nie zamierzali się rozdzielać, zatem gdy tylko Henry i pozostali zainteresowani zrobili, co zamierzali, udali się w piątkę na piętro. Wchodząc powoli po schodach z bijącymi sercami i z uniesioną w gotowości bronią odetchnęli z ulgą, gdy nie wyskoczyła na nich żadna kolejna maszkara. Korytarz jednak nie był pusty - mniej więcej pośrodku, w sporej plamie krwi leżało jakieś ciało. Sue znów zaczęła piszczeć, chowając się za nogą Emmy, a gdy podeszli bliżej, rozpoznali zwłoki - Ronnie Schwartz, bokser, który przyjechał tutaj spędzić przyjemne chwile, leżał teraz z rozerwanym gardłem, gniewnym spojrzeniem zmatowiałych oczu wbitym w sufit i ustami otwartymi do krzyku, który nigdy nie opuścił jego gardła. Virginia odpowiednio się nim zajęła, wyrywając kawał mięsa z szyi aż do grdyki.

Przeszedł ich nieprzyjemny dreszcz, a Seer opróżniła zawartość żołądka tuż obok nieboszczyka i jeszcze przez dłuższą chwilę miała niekontrolowane odruchy wymiotne, aż łzy napływały jej do oczu. Gdy w końcu się uspokoiła, ostrożnie ominęli zwłoki, przygotowani, że te mogą w każdej chwili poruszyć się i zaatakować ich z morderczą zaciekłością oraz bezwzględnością. Nic takiego jednak nie miało miejsca; Schwartz naprawdę musiał być martwy. Z duszą na ramieniu zniknęli w pokoju Gwen, który przynajmniej w tej chwili okazał się bezpieczną przystanią. Kobieta zabrała potrzebne jej rzeczy i przygotowani na przeróżne okoliczności całą piątką wyszli na zewnątrz.

Stanęli jak wryci, gdy okazało się, że zwłoki Schwartza... zniknęły. Pośrodku korytarza ostała się kałuża krwi, od której odchodził szeroki, szkarłatny szlaczek wiodący w kierunku schodów. Wyglądało to tak, jakby ktoś niepotrzeżenie i bezgłośnie zakradł się do ciała boksera i zaciągnął je po dywanie na dół. Jak to było możliwe? Przecież w pokoju Gwen nie byli nawet pięciu minut, poza tym coś by na pewno usłyszeli, prawda? Strach zalewał ich umysły, podpowiadając najgorsze i najkrwawsze scenariusze. Ledwo zbliżyli się do schodów, gdzie dostrzegli ślady krwi prowadzące na parter, a rozległo się głośne walenie w drzwi frontowe, od którego Seer i Gwen niekontrolowanie pisnęły. Ktokolwiek próbował dostać się do środka, musiał mieć poważny powód, gdyż natarczywe pukanie z każdą chwilą tylko się wzmagało. Sue zaczęła głośniej piszczeć, chowając ogon pod siebie i kuląc się, jakby chciała zupełnie zniknąć za nogami swojej pani.

 
Tabasa jest offline