Wątek: Forteca [18+]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2017, 00:03   #28
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Słowa, które spłynęły z ust Elizabeth, zaraz po tym jak jej ciało posmakowało pieszczoty lodowatej wody, pasowały bardziej do mechanika, któremu klapa samochodu spadła na głowę, niż do spokojnej z zasady kobiety, matki dwójki dzieci i szanowanej bizneswoman. Nie żeby Liz sama siebie kiedykolwiek określiła którymś z owych mian.
- Tak, zauważyłam - warknęła, bowiem nie udało się jej powstrzymać fali gniewu, która zalało ją czerwienią, przypominająca nieco płachtę na byka. Jakby nie było dość problemów do tej pory, to jeszcze to… Los się chyba zwyczajnie na nią uwziął.
Mamrocząc pod nosem kolejne inwektywy kierowane pod adresem owego losu, wyszła spod prysznica i otuliwszy się ręcznikiem, drugim podjęła próby osuszenia włosów. Nie było to trudne zajęcie, bowiem nie zmokły aż tak, jednak bez suszarki zajmowało o wiele więcej czasu. Czasu z kolei nie miała bowiem trzeba było jak najszybciej zadzwonić do dostawy i podjąć próbę odzyskania elektryczności w tempie ekspresowym. Do diabła, miała kolację do przygotowania!
Zaraz też wybrała numer administracji wieżowca i czekając na odebranie połączenia, zaczęła się ubierać. Ochota na prysznic zniknęła jej bezpowrotnie, podobnie jak ochota na sen. Przynajmniej to się jej udało…
- Halooooooooo… - odezwał się jakiś mężczyzna. Chyba mężczyzna. Przynajmniej jako taki przyszedł na świat.
- W czym mogę pomóóóóc? - dopytał.
- W odzyskaniu prądu, mam nadzieję - chociaż nadzieja ta nie była szczególnie mocna w obecnej chwili. - Nie wiem czy to chwilowy brak czy jakaś poważniejsza awaria, jednak chciałabym go odzyskać jak najszybciej. O ile to możliwe, oczywiście - dodała, po czasie zdając sobie sprawę że chyba powinna się najpierw przedstawić.
- Ahaaaaaaaa. Już sprawdzaaaaaam. Proszę mi podać dokładnie blooook - odparł maślanym głosem.
- Pioneer Point, apartament 303 - poinformowała Liz, mając nadzieję na szybkie rozwiązanie sprawy bo głos faceta… Chyba faceta, działał jej na nerwy. Jednocześnie kończyła wkładać na siebie spodnie i wyszła z łazienki. Potrzebowała kawy… Ta myśl wstrzymała ją w pół kroku… No jak niby ma sobie teraz kawy zrobić, czy chociaż czekolady skoro prądu nie ma. Cichy, pełen bezradności jęk wyrwał się z jej ust. Co było nie tak z tym dniem i czym sobie na niego zasłużyła?...
- Ahaaaaaaa. No rzeczywiiiiście. Nie ma prąąądu - zakomunikował z pewnym zaskoczeniem w głosie.
- Ale nie ma go tylko na pani pięęęętrze. To pewnie jakaś lokaaaaaalna usterka. Zaraz wyślę zgłoszeeeenieeeee do dozoooorcy. Dziękuuuuuję za informację - zakomunikował.
Liz zachciało się śmiać. A co? Myślał że dzwoni zeby posłuchac jego głosu, a moze żeby pogadać? Oj coś czuła że jej zaraz nerwy wejdą na poziom który oznaczał warczenie, gryzienie i bardzo wyraźny znak “nie zbliżać się” lśniący jej nad głową, w spojrzeniu i na dodatek na czole…
- Będę wdzięczna za przyspieszenie całej sprawy - ni to poprosiła, ni oświadczyła, siląc się na uprzejmy ton głosu. Nie była pewna czy krzyk by tu coś pomógł poza tym, że dokleiłby jej przylepkę z napisem “wariatka”.
- Również dziękuję - dodała - za zajęcie się sprawą. - I na tym rozmowa się skończyła bowiem Liz zwyczajnie przerwała rozmowę, po czasie dopiero zdając sobie sprawę że przecież się nie pożegnała jak należy. Było już jednak za późno, mleko się rozlało…

Mrucząc pod nosem dość niestosowne określenia dla owego dnia, pomaszerowała do kuchni. Kubek mleka musiał wystarczyć na ukojenie nerwów. Może jak doda do niego laskę cynamonu i łyżeczkę miodu oraz potrzyma całość przez chwilę, to coś z tego wyjdzie. Jak nie to trudno, nic więcej zrobić nie mogła poza sięgnięciem po deser czekoladowy, których nigdy nie brakowało w lodówce, a które przygotowywane były z domowej czekolady, która nie zawierała sztucznych składników ani cukru. Samo dobro, rzec by można.


Cztery takie desery później i dwa kubki mleka oraz całkiem sporą ilość minut spędzonych na objadaniu się dla uspokojenia nerwów i czekaniu na powrót świata współczesnego do odciętego od prądu mieszkania, Liz stwierdziła że chyba ją szlag trafi jak dalej będzie siedzieć na sofie i wpatrywać się w miejski krajobraz za oknem. Próbowała co prawda czytać, jednak po spędzeniu dobrych dziesięciu minut na wpatrywaniu się w martwy panel zarządzania mieszkaniem, który co prawda był obecnie rzadko używany ale jednak zwykle świecił tymi swoimi danymi niczym mała choinka, uznała że czytanie jej nie idzie. Znacznie lepsze wydało się jej sprzątanie, chociaż i tu była mocno ograniczona. Od czego jednak były stare, dobre i sprawdzone ściereczki od kurzu? Przynajmniej miały wreszcie okazję przydać się do czegoś innego niż tylko wiszenia jako ozdoba na swoich wieszaczkach.

Po trudnym do określenia czasie nagle odezwał się dzwonek do drzwi obwieszczający przybycie niespodziewanego gościa.
Elizabeth poderwała głowę słysząc niespodziewany ale też jakże miły dla ucha dźwięk. I nie chodziło tu o to, że lubiła niezapowiedzianych gości czy też brzęczenie dzwonków do drzwi. Nie… Jednak lubiła mieć prąd, a ów dzwonek właśnie powrót prądu oznaczał. Jęknęła z ulgą, bowiem istniała teraz szansa, że jednak kolacja się odbędzie i ruszyła w stronę drzwi by sprawdzić kto też ją odwiedził tak bez zapowiedzi.

Kiedy drzwi, sterowane również za pomocą elektryczności, z sykiem odsunęły się na bok, w przejściu stanął krótko ostrzyżony brunet o sylwetce wojskowego, mnący w dłoni paskudny beret.
- No to jest już prąd - zakomunikował dozorca, przekładając językiem wykałaczkę z jednego końca ust na drugi.
- Wywaliło bezpiecznik. Ktoś musiał ciągnąć końskie ilości prądu - rzekł, patrząc na Elizabeth tak, jakby to o nią chodziło.
- Nie niepokoję już - mruknął i wcisnął na czaszkę ohydny, materiałowy kondom aż po same uszy. Widziała jeszcze jak wchodzi do windy. Najwyraźniej zaczął obchody mieszkań od drugiej strony i ona była ostatnia.
Końskie ilości prądu?... Liz jeszcze chwilę patrzyła w ślad za mężczyzną zanim zamknęła drzwi. To z pewnością nie mogło chodzić o ich mieszkanie, prawda? Przecież prąd padł gdy była pod prysznicem, nic szczególnego wcześniej nie włączyła. Chyba że…
- Jul! - zawołała ruszając w stronę gościnnej sypialni, w której umieściła pracownicę.
- Noooooo? - zapytała wychylając głowę z pokoju.
- Miałaś włączone coś co by zjadało większą ilość prądu zanim go odcięło? - Elizabeth zapytała od razu i bez bawienia się w pogaduszki. Musiała sprawę rozwiązać od razu, żeby później mieć spokój i móc się skupić na gotowaniu.
- Coś w stylu superkomputera wielkości z dziesięciu szaf pancernych? Zapomniałam wyciągnąć z drugiej kurtki - stwierdziła kwaśno.
- Jul… Ja nie mówię, że ten brak prądu to twoja wina, tylko pytam - westchnęła, bo nie miała ani siły ani ochoty radzić sobie z nadąsaną dziewczyną. - Dozorca powiedział, że powodem było bardzo duże zużycie prądu. Końskie, że go zacytuję. Sprawiał też przy tym wrażenie jakby chodziło o nasze mieszkanie. To tyle… Skoro nie miałaś nic podłączonego to tyle, koniec sprawy - skończyła całą przemowę wzruszeniem ramion, chociaż nie mogła się pozbyć pewnych wątpliwości co do niewinności Jul. Ta zmarszczyła mały nosek, który w końcu schowała za drzwiami.
Elizabeth jeszcze przez chwilę spoglądała na zamknięte drzwi po czym westchnęła i skierowała się w stronę kuchni. Kolacja sama się nie zrobi, a już i tak straciła całą masę cennego czasu.
Przyprawiając mięso nie mogła jednak pozbyć się podejrzeń w stosunku do nowej lokatorki. Nie chciała, naprawdę nie chciała ich mieć, jednak one uparcie co chwilę wypływały na wierzch. Do tego ta sprawa z robotem i całe to zamieszanie z errorystami. Spokojne dotąd życie przestało być tak spokojne jak to lubiła. Najgorsze zaś, że nie bardzo wiedziała co ma z tym problemem zrobić. Nie chciała otwarcie oskarżać Jul o spowodowanie wywalenia korków, tym bardziej że wcale nie musiało chodzić o ich mieszkanie. Nie miała absolutnie żadnych dowodów na jej winę, a jedynie podejrzenie wzbudzone słowami dozorcy. Może wieczorem porozmawia sobie na osobności z Michaelem, póki co jednak musiała się skupić na gotowaniu co też uczyniła, chociaż czynność ta pozbawiona była tej przyjemności, którą jej zwykle dawała.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline