Przeprawa przez plac boju, jaki w zasadzie on wraz z wesołą komapnią rozpętał w mieście była ciężka, ale Cyrus nie miał zamiaru jej przeczekiwać skulony w jakimś ciemnym zaułku i liczyć na to że nie trafi go rykoszet. O wiele bardziej bawiło go uczestniczenie w tym całym bajzlu, a co za tym idzie nie mógł sobie odpuścić walki. Mimo tego że był zmęczony, udoskonalenia jakie otrzymał od Jedi robiły robotę i podtrzymywały go na nogach. Zdąży się wyspać w grobie, jak sobie wilokroć powtarzał. Przyparty plecami do osłony sprawdził stan pocisków w swoim karabinku, a że ten był zadowalający ruszył dalej, i dalej, i dalej...
Pod osłoną Aarona poczuł się tylko nieznacznie bezpieczniej, wiedział w jakim stanie jest medyk i nie zdziwiłby się jakby wyciągnał kopyta z przesilenia organizmu, ot tak, tylko po to by zrobić Parkerowi na złość. I wtedy zobaczył ruch za jego plecami. Wiedział że jeśli czegoś nie zrobi, to Aaron kopyta wyciągnie nie z wycieńczenia, a od blasterowej dziury w jego ciele. A więc ruszył w stronę tego budynku, mając nadzieję że Martell da radę osłonić mu plecy, kiedy ten będzie nimi obrócony do pola bitwy.
Nie czekając na brawa ruszył w stronę owego domu zrobić w nim nieco zamieszania, a uniesionym blasterem gotywm do odstrzelenia komuś czerepu.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |