Strzelał dalej, nawet bez przekonania. Bezmyślnie próbował wychwycić rytm we wstrząsach szarpiących mknącym pojazdem i wciąż słał te cholerne trzypociskowe serce. Czy trafiał? Nie był w stanie tego stwierdzić, nie obchodziło go. Otępiały, tak jakby umysł postawił barierę pomiędzy tym co się stało, a możliwością rozpatrywania, robił to co do niego należało, co powiedział Stoner. Nieważne, że… Sylwia… Była ranna, mogli ją złapać, potrzebowała pomocy! Jego pomocy… Świat w huku wystrzałów i wizgu wytężonego do granic możliwości silnika nagle przyśpieszył a on zdał sobie sprawę, że musi natychmiast opuścić ghurkę.
- Zaraz wrócę! - krzyknął bez sensu w głąb pojazdu i zaczął wygrzebywać się przez otwór strzelecki na dach. Nie szło mu to łatwo. W prawej ręce zaciskał karabin z siłą, od której bielały kostki, lewa, dziwnie mokra, ślizgała się na blasze roztańczonego dachu. Krew, skąd ona się wzięła? Nie czuł trafienia, bólu, mięśnie pracowały normalnie. Zaraz zresztą zapomniał o tym drobiazgu, bo jeden z wybojów wypchnął ghurkę do góry, pomagając mu się wydostać.
- Mam was kurwy! - wrzasnął w ciemność i posłał kolejną serię, głupio długą w ścigający ich pojazd. Nim zdążył puścić spust szarpnął nim potężny wstrząs i większość serii poszła w niebo. W łoskocie uderzenia, wizgu rozdzieranego metalu, świat zawirował w szalonym piruecie i Mark poleciał. Niestety, jak się szybko okazało, na spotkanie ziemi. Ból był jaśniejszy niż najpotężniejsza z błyskawic tej nocy. Niestety, nie znikł tak szybko, jak błyskawice mają w zwyczaju i przez parę zbyt długich chwil musiał z całej siły zaciskać powieki, tak na wszelki wypadek, by oczy mu nie wypadły. Musiał… niejasna myśl błąkała mu się po głowie, próbując dotrzeć do któregoś z centrów decyzyjnych. Musiał… coś nagle zaskoczyło, bardziej pamięć mięśni niż świadomość, czy nawet podświadomość, i przeturlał się na brzuch. Później niezdarnie, potykając się nawet na czworakach, spełzł z tej przeklętej drogi wciskając się w jakieś krzaki.
- Niech sobie jadą - mamrotał ściskając w obu dłoniach cudem utrzymany karabin. Sylwia go potrzebowała. Musiał po nią wrócić. |