Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2007, 00:13   #18
Kolmyr
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
Sny... koszmary... to miejsce działało na nie jak magnez. Tu każdy miał swoje demony z którymi musiał walczyć.... inaczej pożarłyby go żywcem.

Blacker rzucał się na łóżku śniąc o Wietnamie. mały chłopiec wbiegł na linię ognia strzał Blackera (przypadkowy ?) powalił go na ziemię. Chłopiec miał twarz jego synka... ale to nie mógł być on... to niemożliwe... nalot... strzały... chłopiec... płonąca wioska... znów jego syn... i tak przez całą noc...

Piotr miał koszmar dość abstrakcyjny... Wielki redaktor naczelny stał z olbrzymią klepsydrą... czas płynął nieubłaganie... "Deadline Piotrze! deadline! wołał naczelny... Piotr wystukiwał kolejne litery na klawiaturze swego komputera ale jedyne co pojawiało się na monitorze to "deadline"...

Łucja była w swoim domu. Wszystko idealnie wysprzątane i perfekcyjnie ułożone wszystkie przedmioty w domu. Nagle jakiś huk rozproszył sielankę. Przez otwory wentylacyjne wlewała się czarna oleista substancja. Dziewczyna z krzykiem rozpaczy na ustach chwyciła za szmatkę i próbowała ścierać jednak coraz więcej mazi wlewało się do środka... było jej już po kostki gdy próbowała uciec... drzwi zamknięte... okna to samo... po chwili maź oblewa całe jej ciało... chce krzyczeć ale nie może... płyn wlewa się do gardła... topi się w brudzie...

Na koniec wasze koszmary kończą się a ostatni obraz jaki zapamiętujecie to rozmazany czerwony kształt... krwistoczerwony... Nikt z was wcześniej tego nie widział więc co to mogło być...

O siódmej niektórzy z was byli już na nogach . Zbudziliście się sami przez koszmary. Pozostałych obudzili sanitariusze. Leki wciąż działały choć w mniejszym stopniu... Byliście trochę otępiali... pozbawieni agresji i chęci konstruktywnego działania... zabrano was najpierw do łazienki gdzie albo załatwiliście swe potrzeby albo wam w tym pomogli. Troje z was zostawała w kaftanach więc sprawa była nieco utrudniona... Następnie zjedliście śniadanie z mniejszą lub większą pomocą. Przypilnowano was przed kradzieżą plastikowych łyżek... Po śniadaniu podano wam leki... Dziwna zielona substancja w formie zastrzyku. Działanie dość niezwykłe ... wasze fobie znacznie osłabły pozostawiając wam trzeźwość umysłu... Blacker, Joanna i Piotr pozbyli się kaftanów... wyglądało na to że będą grzeczni... przynajmniej przez jakiś czas... Przyszła pora na zajęcia w plenerze... W parku przynależnym do szpitala rozstawiono krzesła w okrąg
-Witam jestem Jan Paskiewicz...- mówił lekarz którego przedtem nie poznaliście... ględził o przyrodzie i jedności z naturą i z samym sobą... Byli tam jeszcze dwaj sanitariusze i jakiś praktykant... no i oczywiście czwórka innych pacjentów... Marek "Wyjec" autyzm i zawansowany lęk przed ciemnością... dwóch gości gadających do siebie i jeden liżący się jak kot. Wy nie zwracaliście na nikogo uwagi. Patrzyliście na pobliski lasek... wolność była tak blisko... musieliście uciekać…
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!

Ostatnio edytowane przez Kolmyr : 09-06-2007 o 13:07.
Kolmyr jest offline