Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2017, 13:52   #126
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- A jaka jest wasza decyzja? - kapłan odwrócił się od Led, jakby całej rozmowy nigdy nie było i stał teraz przed pozostałą dwójką.
Ahab milczał przez chwilę a potem rzekł:
- Nie jestem cynglem do wynajęcia. Na razie tylko twe słowa świadczą że, Selma jest odpowiedzialna za zło które się dzieje. Daj mi świadectwo twych słów a pomogę.
Choć słowa które wypowiedział brzmiały jakby nie chciał pomagać ale to było błędne wrażenie. Nic by go bardziej nie ucieszyło niż potyczka z panią szeryf. Nie zamierzał jednak pozwalać by ktoś się nim wyslugiwal. Był sprawiedliwym i nie zemsta a prawo miało nim kierować.
- Zaufanie jest luksusem - Rafael zmarszczył się - na który niewielu może sobie pozwolić. Nie chcę was wynajmować per se. Jeśli to miejsce was tu sprowadziło, to znaczy że był ku temu powód. Wiem o Wildstar całkiem sporo i ta wiedza może wam niejedno wyjaśnić - przeszedł trochę demonstracyjnie wokół ołtarza. - Druga rzecz. Selma jest bardzo niebezpiecznym, lecz nadal narzędziem. Meteoryt nią kieruje, gdyż jak wierzę, pochodzi on z Pustki. Pytasz o dowody. Właśnie w tym rzecz. Próbuję do nich dotrzeć.
W tym czasie Led wpatrywała się tępo w gwiazdkę przez jakiś czas. Kobieta obracała drewienko w palcach, nie wypuszczając przy tym rewolwerów, zupełnie jakby broń była raczej narzędziem chirurgicznym czy wręcz przedłużeniem ciała. Córka Diabła spojrzała w końcu z ukosa na mężczyzn uśmiechając się pusto.
- Ten Świat jest martwy, żyją więc w nim tylko larwy, które karmią się jego umarłym ciałem. I tak przędą żywot drążąc swoje kanaliki. Z większości tych larw wypełza tylko robactwo, ale czasem… - wzrok Led odpłyną w bok - czasem zdarza się prawdziwy motyl. - kobieta spojrzała w stronę okna. - Oczywiście nigdy nie dowiemy się już na kogo wyrósłby ten dzieciak barmana nieprawdaż? Przynajmniej wiem jednak dzięki komu tak jest. - Led zaśmiała się - Ołów jest niezdrowy, dla robactwa wręcz zabójczy.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, która pozwoliła wybrzmieć tej myśli. Led przypomniała fakt nader oczywisty, bliski teorii że człowiek jest z natury zły. Bo gdyby serca większości toczyłyby krew, nie czarną ropę, marchie byłyby choć trochę znośniejszym miejscem.
Kapłan zdawał się zgadzać z takim stwierdzeniem. Teraz już całkiem jawnie parsknął, lecz nie było w tym ironii.
- Masz rację. Dla tych paru sprawiedliwych dusz warto jednak cokolwiek poświęcić. Dopóki choćby kilku bliźnich będzie nieść światło, należy je bronić nawet w walce skazanej na porażkę. Inaczej nasze życie będzie nie mniej jałowe niż zwierząt, które pozbawiły tego biedaka życia.
Arya nigdy nie była gadułą, teraz jej milczenie wydawało się wręcz podejrzane. Ona też szukała Gwiazdy, lecz innej niż Led. Wciąż była skupiona na połączeniu z kartą, starając się ustalić jej pozycje. Jeśli duchowny sam nie odda jej kart - weźmie je. Bez względu na groźby.
Wysiliła umysł raz jeszcze. Tarot wnet odezwał się z nową mocą. Była już pewna, że leży w magazynku za ołtarzem. Musiało znajdować się tam jakieś podwyższenie lub skrzynia. Po lewej stronie, na wysokości pasa czuła wyraźnie upragnioną obecność. Wszystkie karty wyraźnie już wzywały ją do siebie. Na drodze Aryi wciąż jednak tkwił Rafael. Ten chyba spodziewał się, że ktoś z obecnych będzie mógł wziąć coś siłą i teraz stanął dokładnie między futryną. Kontynuował dialog z jej mężczyzną, gdyż póki co, ten jako jedyny objawiał jakąś chęć kooperacji.
- Co wiesz o meteorycie? - zapytał wprost, jakby decyzję już podjął co zamierza zrobić.
- Powiem ci tyle, ile można wywnioskować samemu, mieszkając tu jakiś czas. Nie więcej, nie mniej. Uznaj to za wyraz dobrej woli i zaproszenie do właściwej współpracy - zakonnik skinął na rewolwerowca. - Wierzę, że meteoryt posiada własną świadomość. Cały bajzel jaki się tu odgrywa od lat, jest jego winą. On… dba o swoją pozycję, potrzebuje innych ludzi, aby go chronili. Być może wpłynął nawet na pierwszych osadników, aby zbudowali to miasto. Selma nie zawsze była taka, jaką jest dzisiaj. Kiedy wróciła z wojny, jej umysł był już odpowiednio zahartowany. Zasmakowała w zabijaniu i stała się bardziej bezwzględna. To wtedy kamień zaczął na nią działać. Była bardzo podatnym gruntem, dla czegokolwiek, co podszeptywał jej ten kawał skamieliny. Myślę że dlatego narzuciła tak skrajnie pragmatyczne zasady, w tym usuwanie “niepotrzebnych jednostek”. Meteoryt pragnie aby miasto trwało, ale ze swojego punktu widzenia potrzebuje jedynie silnych i wytrzymałych osób.
Rafael wyjął z kieszeni srebrny nabój i powoli obejrzał się w nim. Teraz wyglądało to tak, jakby mówił do własnego odbicia.
- Są w tym mieście jeszcze tacy, którzy dostrzegają tę zależność i chcą wiedzieć skąd meteor się wziął i jak go usunąć. Nie jest nas wielu, lecz zrobimy wszystko, aby przynajmniej spróbować. Ścieżki Pana są zawsze sprawiedliwe, nawet jeśli będzie to oznaczać przelanie krwi - podniósł wzrok z kuli na Ahaba.
- No to przejdźmy do sedna. Jak widzisz naszą pomoc? - zadał proste pytanie, lecz oczekiwał pełnej odpowiedzi.
- Wszystko zależy, jak daleko posunęła się moralna gangrena zżerająca Wildstar. W Księdze zapisano kiedyś o zniszczeniu miast zbyt plugawych, aby je ratować. Wolałbym tego uniknąć, lecz ostrzegam że przewiduję i taką opcję. Dowiedzcie się jak najwięcej o meteorycie. I magusie… myślę, że jego nie pierwsza tu wizyta także jest z tym związana. Proponowałbym nadal trzymać się blisko Selmy. Wszystko, co mówi jest dyktowane szeptem tej przeklętej gwiazdy. Ja stanąłem przeciw niej już zbyt otwarcie, by zechciała ze mną rozmawiać.
- A jeśli postanowimy że, to nie nasza sprawa i chcemy opuścić Twój dom oraz to miejsce? - zapytał jeszcze.
- Nie wiem co się wtedy stanie. Pan jasno przekazał mi, że jesteście tu z jakiegoś powodu. Ani ja, ani on nie zawrócimy was, jeśli zamierzacie odejść. Wiem tylko że wola człowieka działa niczym narzędzie. Powinien używać jej zgodnie z tym, co zdaje mu się sugerować przeznaczenie.
- No i wciąż jednej rzeczy nie oddałeś, byśmy mogli przekonać się o twojej dobrej woli. - dodała Iskra. Nie zamierzała prosić. Wiedziała już gdzie są karty i jeśli klecha sam nie będzie współpracował, po prostu je sobie weźmie.
Czasem można była odnieść wrażenie, że karty dosłownie ją słyszały. Kiedy bowiem wypowiedziała ostatnie słowa, poczuła wręcz lekkie uderzenie mocy. Bez tarota była wybrakowana, to pewne. Lecz może i magia ukryta w talii posiadała jakiś stopień świadomości. Inaczej skąd indziej pochodziłyby podobne sygnały?
Rafael natomiast stał się na powrót posępny i wyraźnie nieprzyjemny. Zanim się odezwał, było już pewne jak zabrzmi odpowiedź.
- Czary, którymi władasz są poważnym, duchowym zagrożeniem - zaanonsował. - Sam Diabeł stworzył tarota i umieścił się na piętnastej jego karcie. Nie sądzę, aby było tu miejsce na dyskusję.
Led parsknęła spoglądając na wylot drugiej komory w bębenku pierwszej siostry.
- Chcesz zwalczać ogień ogniem klecho, ale tylko takim jaki znasz. O ile mnie pamięć nie myli gdzieś tam na początku, bóg przed którym padasz na kolana stworzył też i diabła? - kobieta złożyła broń i zabrała się za przegląd kolejnej - Skoro “nie zabijaj” nic dla ciebie nie znaczy, oszczędź nam “bogów cudzych przede mną”. Dobrze wiem, że on jest bogiem zazdrosnym który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy go nienawidzą. Z łaski twojego boga jestem więc przeklęta jeszcze zanim się urodziłam - uśmiechnęła się cynicznie. - Toteż zadawanie się z wiedźmą jakoś mi bardziej nie zaszkodzi.
- To, z kim się zadajesz jest już kwestią twojego sumienia - odpowiedział jej mężczyzna. - Bóg nie stworzył Diabła, nie dosłownie. On stał się zły w wyniku własnej decyzji, którą Najwyższy mu pozostawił. Oszczędź mi też moralizatorskich bajań. Kto inny mnie kiedyś rozliczy.
Rafael zaczynał się irytować. Człowiek przyzwyczajony do ciskania gromów, poczuł teraz sugestię spalenizny na własnej osobie. I bardzo mu się to nie podobało.
- Masz swoją broń, na co więc jeszcze czekasz? - zmarszczył gniewnie brwi.
 
Caleb jest offline