Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2017, 09:50   #127
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ahab wbił wzrok w ziemię i począł się zastanawiać nad słowami klechy. W głębi duszy wiedział że, wielebny ma sporo racji, jednak wrodzona nieufność nie pozwalała mu zbytnio na to by pochopnie powiedzieć “tak”.
- Gdzie obecnie jest magus? - zapytał, lecz nim klecha zaczął odpowiadać padło kolejne pytanie - A czemu do tej pory nie zabiłeś Selmy sam?. Na co czekasz tyle czasu.

Ten jednak nadal wydawał się urażony, a pytanie Strzelca tylko to podsyciło.
- Magus podróżuje gdzieś po okolicy. Nie jest w stanie przedostać się na wschód, także wróci tutaj, prędzej czy później. Co do drugiego pytania - i tobie nie muszę z niczego tłumaczyć. Robię tyle, ile jest konieczne - teraz mówił już przez lekko zaciśnięte zęby.

Arya spojrzała na Ahaba. Mężczyzna nie okazał jej wsparcia. Nic dziwnego, wszak znała jego nastawienie do tarota. A jednak poczuła się zdradzona. Mówił, że jej pragnie, że chce z nią spędzić życie... ale widać nie akceptował jej w pełni. Wydawało mu się, że może mieć ją bez obciążenia mocy. A przecież taka Arya nigdy nie istniała... Urodziła się już jako Iskra.
- Niech i tak będzie. - szepnęła. Wyciągnęła dłoń w kierunku, gdzie wyczuwała swoje karty i włożyła całą siłę woli w przyzwanie ich. Sama też powoli zaczęła iść w ich kierunku. Nie zamierzała się cofać nawet pod groźbą broni, choćby miała rozpętać tu pożar piekła. Dość miała czekania.

Tak jak można się było tego spodziewać, oznaczało to dla kapłana już zbyt wiele. Bez zastanowienia sięgnął po “pieprzniczkę”, wymierzając ją bezpośrednio w tarocistkę. Dzieliło ich teraz osiem jardów.
- Czego nie zrozumiałaś w moich słowach? - podniósł głos, lecz zaraz powrócił do normalnego tonu. - Powiem wam coś po raz ostatni. Słyszałem o waszych czynach i pochwalam większość z nich. Tylko dlatego tu rozmawiamy. Ty jednak kobieto nie zdajesz sobie sprawy, że magia, którą się posługujesz, jest zła. Odstąp i nie zmuszaj mnie do tego - delikatnie potrząsnął bronią.

Nic nie denerwowało tak Led, jak głupota, jaką było gadanie i mierzenie do kogoś jednocześnie. Toteż natychmiast posłała ołów z obu sióstr ku “pieprzniczce” w celu, krótko mówiąc jej rozpieprzenia.

Gdy tylko strzały padły Ahab na wszelki wypadek wszedł przed Arye, gdyby klecha przypadkiem wystrzelił. To był jego pierwszy ruch. Drugim było błyskawiczne ruszenie ku Rafaelowi, by dwoma ciosami, lewym prostym i prawym hakiem, powalić go na ziemię. To że, im groził to było jedno ale to że, wycelował w jego towarzyszkę, partnerkę broń było czymś na co nie zamierzał pozwalać nikomu.

Nastąpił huk, niemal boleśnie rezonansujący pomiędzy ścianami kościoła. Broń kapłana rozpadła się na małe kawałki w przeciągu pół sekundy. Metalowe części, spoiwa oraz fragmenty kolby pofrunęły we wszystkie strony, Ahab zaś pędził już przed siebie. Zaciśnięta pięść uderzyła w jego szczękę. Rafael wywinął do tyłu jak długi, gruchnął o posadzkę.

Stanął Ahab nad ojcem, i spojrzał na niego z góry:
- Umiłowany, nie naśladuj zła, lecz dobro. Ten, kto czyni dobrze, jest z Niego - słowa skierowane były spokojnie, bez gniewu. Drugie zdanie jednak zawierało w sobie niewypowiedzianą groźbę - Biada temu, kto staje pomiędzy ostrza potężnych szermierzy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline