Kiedy Enki zorientowała się, co była przyczyna alarmu, jej pierwszą, instynktowną reakcją była chęć złapania za kostur i obicia bladej dupy kupca do krwi. Nie za folgowanie swoim chuciom, ale za głupotę i narażanie całej karawany na niebezpieczeństwo. Nie mówiąc o tym, że powstały zamęt sprzyjał temu, by wydarzyło się coś naprawdę groźnego - i nie zostało zauważone - ale dlaczego cholerny kupiec nie mógł zabrać dziewki do siebie i tam ją chędożyć?! Niewolnic było pięć (na szczęście żadna nie uciekła, jak przez chwilę mniemała zwiadowczymi), więc gdyby były odpowiednio zdeterminowane, działając razem bez problemu mogłyby obezwładnić czy zabić grubasa i dać dyla w ciemną noc.
Hamadrio najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy ze wszystkich konsekwencji swojego zachowania... a że był nominalnym szefem wyprawy, Enki nie miała szans, by wyperswadować mu błędy. Gdyby był to zwykły najemnik, kobieta bez ceregieli sprała by go na kwaśne jabłko - ale teraz co najwyżej mogła przeklinać w myślach idiotę i machnąć na wszystko ręką.
Spojrzała ciężko na Iana, wzruszyła ramionami w geście, który równie dobrze mógł oznaczać zupełną bezradność, jak i coś w rodzaju przeprosin, i odwróciła się na pięcie od całej sytuacji.
- Moja wracać do obchód. - poinformowała legionistę i skierowała się w stronę granicy obozu. Jeśli udałoby się jej spotkać kogoś po drodze - szczególnie rozglądała się za Umberto - zamierzała przekazać informację, że alarm jet odwołany. A z powstałym tumultem niech sobie już Hamadrio i Halbart sami radzą; ona zamierzała do końca warty pozostać na wyznaczonym jej stanowisku.