Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2017, 22:27   #101
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=mmZGrvAvPZM[/media]

Wszyscy poszukiwacze przygód mówią to samo - jest coś upajającego w odkrywaniu nieznanego, w stawianiu swoich stóp w miejscach gdzie nikt do tej pory nie chodził, w poznawaniu ludzi zupełnie innych niż oni sami, czy w końcu oglądaniu cudów starożytnego świata. Mniej więcej tak czuł się Theo patrząc na rozciągającą się pod nimi panoramę, tyle że temu uczuciu towarzyszył jeszcze strach, którego nie mógł dobrze określić. Niemal nie rejestrował słów Edgara, w jego umyśle było miejsce tylko na leżące pod nim budowle. Znał je tak dobrze… Gdy przymknął oczy był w stanie niemal perfekcyjnie odwzorować wszystkie korytarze, wraz z pokrywającymi je płaskorzeźbami i przedmiotami użytku codziennego które tam były… Przynajmniej dawniej, teraz wnętrze musiało być ruiną. Westchnął lekko i zogniskował swój wzrok na Edgarze.
- Przepraszam odpłynąłem. Pamiętam budowę. Pamiętam pierwszy kamień. - uniósł dłonie w górę - Pamiętam jak go kładłem. - powiedział po Luksembursku, aby operator balonu nie zrozumiał przekazu. - Zostały pobudowane na cześć pierwszych posiadaczy Ciemności i Światła z mojego rozkazu. Jest jeszcze piramida Piramida Pierzastego Węża, piramida Twórcy Cywilizacji… Mam wrażenie że to tam znajdziemy najwięcej odpowiedzi, ale to ona jest też w najgorszym stanie.
Profesor pokiwał głową uważnie go słuchając.
- Czyli trop mamy dobry - odparł ale po niemiecku. - Pochodzę z Luksemburga, ale wychowałem się gdzieś indziej i w moim domu nie używało się tego języka, dlatego słabo nim władam. Przejdźmy na niemiecki, francuski lub angielski - poprosił.
- Och, oczywiście. Przepraszam. - odpowiedział Theo po niemiecku, ale z czystym, wiedeńskim akcentem - Czy możemy się nieco unieść? - zwrócił się do operatora balonu - Chciałbym rzucić okiem na całość z nieco... szerszej perspektywy. - wyjaśnił profesorowi.
Chwilę później podnieśli pułap o dobre sto metrów i nadal się wznosili. Minęła dobra minuta nim Theo się odezwał.
- Tyle piękna, radości, smutku, cierpienia i tyle ludzkich żyć. Z tej odległości miasto jest rozmiaru sporego samochodu i mniej więcej tyle uwagi się mu teraz poświęca. Czas jest zaiste nieubłagany. Wystarczy, możemy lądować. - Obdarzony miał na twarzy smutny uśmiech człowieka który stracił coś bardzo drogiego.

***

Pierwszą rzeczą jaką Theo zrobił po wylądowaniu było zaciągnięcie profesora do pobliskiego sklepu z materiałami papierniczymi. Zaopatrzyli się tam w gładki blok kartek A4 i zestaw ołówków. Całość transakcji, poza samym zapłaceniem, przeprowadził Theo, posługując się przy tym wcale niezłym hiszpańskim. Potem zapakowali się do wynajętego samochodu i ruszyli do samego Teotihuacan.
Podróż minęła im dość szybko, aczkolwiek niezbyt komfortowo. Samochód który wzięli albo nie miał klimatyzacji, albo ta szwankowała, a temperatura była wyjątkowo wysoka, nawet jak na Meksyk i jak na godzinę, a było tylko nieco po jedenastej.
W antycznym mieście nie było zbyt wielu turystów. Snuli się małymi, kilkuosobowymi grupkami za przewodnikami, z wyraźnym znudzeniem na twarzy. W szczególności dotyczyło to dzieci, zaciągniętych tutaj siłą przez swoich rodziców. Wyraźnie z tej grupy wybijali się azjaci, fotografujący wszystko i wszystkich, zupełnie nie zwracając uwagi na pozwolenie, bądź jego brak na wykonanie wspomnianych fotografii.
Przy głównym wjeździe przywitał ich przewodnik, starszy mężczyzna podchodzący pod 60 urodziny i sporym brzuchem, ale Theo zbył go momentalnie. Perfekcyjnie wiedział gdzie chce iść. Usłyszał tylko coś o nieszanujących starszych młodzieńcach nim stracił go z oczu.
Szybkim krokiem szedł przez Aleję Umarłych, prosto do Piramidy Słońca, ale starał się nie narzucać zbyt dużego tempa, aby profesor mógł za nim nadążyć. Przeszli przy tym zarówno obok Piramidy Księżyca, jak i Piramidy Pierzastego Węża, ale zignorował je w tej chwili.

[MEDIA]https://media1.britannica.com/eb-media/73/117773-004-9BB54858.jpg[/MEDIA]

Ich cel rósł w oczach, w podstawie miał nieco ponad dwieście metrów szerokości, a sięgał na dobre 65 metrów wzwyż. Prawdziwy cud starożytnej inżynierii. Szczyt piramidy był ścięty, Theo dość jasno przypominał sobie że kiedyś był tam ołtarz, który nie dotrwał do czasów dzisiejszych. Zacisnął palce na swoich przyborach rysowniczych i obrócił się do Edgara. Ten potrzebował kilku chwil aby go dogonić.
- Musimy wejść na szczyt.
- Uch... - starszy mężczyzna sapnął. - Może jednak przejdziemy się do wnętrza? Do tych odkrytych stosunkowo niedawno tuneli i pomieszczeń? - zaproponował.
- Jasne, ołtarz może poczekać.

Wstęp do środka oczywiście był zabroniony dla turystów, ale na szczęście profesor zdołał zdobyć odpowiedni glejt, dzięki któremu ich tam wpuszczono.
Przewodnik szedł razem z nimi, ale Theo był pewny, że wcale by się tam nie zgubił. Ściany były nadgryzione znakiem czasu, ale oczami wyobraźni Obdarzony widział jak one wyglądały kiedyś.
Opowiadały o posiadaczu Światła i identyfikowały go jako "pierwszego" lub też "najlepszego" i "najważniejszego". Wieloznaczność była tutaj w każdym ze piktogramów tworzących pradawny język. Powiernik Światła był za swojego życia mędrcem i wspaniałym przywódcą całej "ludzkości". Tutaj też można było to odczytać raczej jako "wybrańców", lub jak mu przyszło do głowy... Obdarzonych.
Theodor szybko spisywał swoje obserwacje na przyniesionych ze sobą kartkach, równocześnie starając się tłumaczyć profesorowi ten stary język na współczesny niemiecki. Nie przychodziło to łatwo, ponieważ język germański był niezwykle precyzyjny, mało było w nim miejsca na dwuznaczności których Theo w tej chwili tak bardzo potrzebował, ale jakoś sobie radził.
Wreszcie znaleźli się w pomieszczeniu o którym wspominał wcześniej Massashi, określanej jako "Chicomoztoc", czyli "miejsce powstania".
Wyglądało to jak naturalnie powstała jaskinia, której ściany tworzyła zastygła lawa. Oczywiście nie mogło to być dziełem człowieka. W środku nie było nic oprócz swego rodzaju ołtarzu, również utworzonego z zastygłej lawy. Oprócz tego było zupełnie pusto.

- Dziękujemy bardzo. - zwrócił się do przewodnika po hiszpańsku - Możemy zostać sami?
- Nie. - zdecydowanie zaprzeczył.
Theo westchnął delikatnie.
- Jesteśmy tutaj z ramienia Światła i prowadzimy pewne dochodzenie pod przykrywką. - wyjaśnił rozpinając przy tym koszulę - Potrzebujemy pięciu minut. - dodał, a kryształ na jego piersi odbił światło okolicznych lamp, rozświetlając jaskinię miriadą kolorów.
- Eh, i tak nie ma tutaj niczego co można by zniszczyć. - przewodnik wzruszył ramionami i ruszył ku wyjściu - Streszczajcie się.

Theo szybko podszedł do ołtarza i dokładnie go obejrzał. Był gładki, i pozbawiony jakichkolwiek uchwytów. Szczyt został dodatkowo wytarty przez setki ludzkich pleców. Składano tutaj ludzi w ofierze. Obdarzony odłożył swój blok na bok, położył dłoń na ołtarzu i z impetem wbił ołówek w swoją dłoń. Narzędzie nie było wystarczająco ostre żeby zrobić mu poważną krzywdę, ale utoczyło nieco krwi. Szkarłatny płyn upadł na ołtarz i w niewyjaśniony sposób wchłonął się w głąb litego kamienia. Pomieszczenie rozjaśniło się na ułamek sekundy delikatną poświatą.
- Tego się nie spodziewałem - skonstatował Edgar
- Nie bez powodu składano tutaj ludzi w ofierze, ale to jest wypaczenie. Oryginalnie musiało to wyglądać inaczej. - wyjaśnił- Masz coś ostrego?
- Tak - wyciągnął z swojej podręcznej torby oryginalny, szwajcarski scyzoryk.
Obdarzony przejął narzędzie z rąk profesora i położył ramię na ołtarzu. Ostrożnie wymacał swoje żyły w dole łokciowym, po czym wybrał jedną z nich, leżącą dość powierzchownie i mającą satysfakcjonującą średnicę.
- Za naukę. - mruknął i otworzył naczynie.
- Ostrożnie! - wyrwało się profesorowi.
Tymczasem jaskinia ponownie zaświeciła i to zdecydowanie mocniej niż wcześniej. Wszystko wyglądało jak włączający się system. Zaczęły się tworzyć nawet swego rodzaju hologramy, ale krew szybko wchłonęła się i po kilkunastu sekundach znów wszystko zgasło. Edgar urwał rękaw swojej koszuli i przyłożył do ramienia Theo.
Theo skinął profesorowi w podziękowaniu głową.
- Potrzebujemy więcej krwi. Profesorze mógłbyś utoczyć odrobinę swojej? Chciałbym sprawdzić czy musi należeć do Obdarzonych.
- Myślę, że to ślepa droga - odparł starszy mężczyzna. - Wcześniej przelewano tu całe morze krwi, a tyle nie będziemy w stanie dostarczyć. Taką ilość mógłby zaspokoić jedynie Obdarzony w formie zbroi.
- Masz rację. Może tutaj nie chodzi o krew, a o samą siłę życiową. - Obdarzony rzekł i położył się na ołtarzu, tak aby kryształ dotykał kamienia. Przymknął oczy i skupił się na swoich mocach. Nie próbował się przemienić, a raczej je zlokalizować we wnętrzu siebie. Wyobraził sobie swój ostatni nabytek i przepchnął go myślą ze swojego ciała, przez kryształ, do zimnego kamienia pod nim.

[media]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/cb/26/b3/cb26b34cea118abe69502e420df37e90.jpg[/media]

Przez chwilę nic się nie wydarzyło. Theo nie poczuł też niczego szczególnego lecz nagle jaskinia zaczęła reagować. Ściany rozświetliły się w mgnieniu oka i pozostały. Nic nie wskazywało na to, że to ma przestać działać. Edgar obserwował to wszystko w milczeniu, nie był wstanie wydobyć z siebie głosu. Cofnął się do ściany i oparł się o nią, teraz tylko ona powstrzymywała go przed spotkaniem z ziemią.
- To jest coś jak komputer. Znamy już źródło energii, teraz pozostaje ustalić interfejs przez który się komunikuje ze światem. - wyjaśnił Edgarowi - Brak tutaj jakichkolwiek innych... wypukłości więc pewnie albo przez ołtarz, albo przez komunikaty słowne. Te symbole... To mój ojczysty język. - mruknął i usiadł na ołtarzu. Przybrał pozycję lotosu i ostrożnie sięgnął ku kamieniowi pod nim.

- Czym jesteś? - spytał w chropowatym, antycznym języku którym nikt się nie posługiwał od tysięcy lat, ale słowa spływały z jego ust niczym najsłodszy miód.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
- Co powiedziałeś? - zapytał profesor chodząc dookoła jaskini obserwując uważnie każdy element hologramów.
- Spytałem czym jest. - odparł i zacisnął dłonie na ołtarzu. Przymknął oczy i spróbował "sięgnąć" ku wnętrzu urządzenia. Powtórzył swoje pytanie, tym razem w umyśle.
Nadal nic się nie wydarzyło.
- Może trzeba wydać bardziej konkretną komendę. Spróbuj może "rozpocznij", albo po prostu "start"?
- Może. - potwierdził Theo i wylał z siebie serię słów które tylko przyszły mu do głowy. "Rozpocznij", "start", "uruchom", "status", "historia", "Atlantyda".

Chwilę po tym hologramy zaczęły się przesuwać i nad ołtarzem pojawiły się znaki formujące się w słowa i zdania.
Początkowo powtarzały one historię znaną z korytarzy - pierwszy i najlepszy Obdarzony z mocą Światła, mędrzec i twórca dobrobytu "ludzkości". Później jednak pojawiły się pierwsze nowe informacje.
Nadszedł On, pozbawiony twarzy, którego jedyną naturą było Zniszczenie. Abominacja, której istnienie przeczyło wszystkiemu co osiągnęli. Wtedy też objawił się Zdrajca, który uległ pokusom i swoimi czynami zaprzeczył wszystko co osiągnięto. Ale Moc należy do Nas, zwycięstwo nadejdzie!

Obdarzony na bieżąco tłumaczył wszystko profesorowi i kopiował pojawiające się symbole do swojego szkicownika, akurat udało mu się przerysować ostatni symbol gdy do środka wbiegł zaalarmowany przewodnik.
- Co to było?! - zapytał po hiszpańsku.
- A co pan widział? - obrócił pytanie Theodor.
- Te światła... Co panowie tu wyrabiają?!
- To jest refrakcja świetlna, ściany są z lawy, jeśli rzuci się na nie światło o odpowiedniej długości i pod odpowiednim kątem to dochodzi do pewnego rodzaju "odbicia", z przeskoczeniem elektronów z wyższego poziomu energetycznego na niższy, czemu towarzyszy wyzwolenie się "dodatkowej" porcji światła. Tak się składa że mój kryształ. - tutaj postukał się po klatce piersiowej - Rozprasza zwykłe białe światło właśnie w ten sposób. - zablefował.
Przewodnik przyjrzał mu się uważnie, wyraźnie nie wierzył w jego słowa. Przełknął donośnie ślinę, poczucie obowiązku walczyło u niego ze strachem przed Obdarzonymi.
- Proszę natychmiast opuścić to miejsce. Pięć minut minęło.

***

Droga na zewnątrz zajęła o wiele krócej niż do wnętrza. Po pierwsze ani Theo, ani profesor nie zatrzymywali się już przy znakach pozostawionych na ścianach. Po drugie przewodnik deptał im po piętach, rzucając im przy tym bardzo nieprzychylne spojrzenia.
Już na zewnątrz Obdarzony zwrócił się do profesora po niemiecku.
- Jedna trzecia za nami. Chodźmy do piramidy Księżyca. Jak skończymy pobieżne badanie to chyba będzie trzeba zadzwonić do Kalipso i uczciwie z nią porozmawiać. Myślę że mamy już wystarczająco dużo dowodów żeby wzięła nas na bardzo poważnie.
- Na spokojnie - pohamował jego zapędy profesor. - Umiar w przekazywaniu informacji może nam się przydać. Jak dojdziemy do ściany, wtedy dogadamy się ze Światłem. Tylko wtedy bedziemy mieli więcej kart przetargowych w postaci naszej wiedzy.
- Jak zwykle masz rację. - Theo mruknął i ruszył ku Piramidzie Księżyca. Tym razem już się tak nie śpieszył.

***

Rzeczywistość w pewnym sensie stała się dla Theodora bardziej klarowna. Wojna między Obdarzonymi miała miejsce. Theo nie powstrzymał jej, najwyżej wpłynął na jej późniejsze wydanie. Znalazł w zasadzie niezbity dowód że ma ponad pięć tysięcy lat. W końcu pamiętał budowę tego miejsca, pamiętał jak sam brał w niej udział. Posługiwał się językiem który był tak martwy że nie było najmniejszej szansy żeby się go od kogoś innego nauczył w obecnych czasach. Dosłownie przed chwilą porozumiewał się z najstarszym stworzonym przez ludzi komputerem, ale to było niczym w porównaniu do pytań jakie teraz pojawiły się w jego umyśle.

Spojrzał na swój szkicownik i pod nosem powtórzył słowa, czy to historii, czy to przepowiedni którą antyczni próbowali przekazać.
“Pierwszy Obdarzony z mocą Światła, lider wszystkich.” Jak Theo przypuszczał jego bezpośrednim odpowiednikiem, prawą ręką, a może przyjacielem była osoba z mocą Ciemności. Osoba której zapewne poświęcona była Piramida Księżyca. I to pewnie ich widział w swojej wizji z Iraku. “Zdrajca który zaprzeczył wszystkiemu co osiągnięto” - zapewne był Złotym z tejże wizji.
Znaczyło to jedno - byty nie były Wolą Kryształów jak przypuszczał wcześniej. Byli ludźmi, a ci mieli swoje słabości i byli skłonni do pomyłek. Nie była to bynajmniej pocieszająca informacja. Kolejnym pytaniem była tożsamość "pozbawionego twarzy". Nie było to raczej bezpośrednie określenie. Może chodziło o kogoś niezwiązanego z innymi użytkownikami kryształów, a może autor miał na myśli kogoś kogo forma zbroi jest tak odmienna że nie sposób go było przyrównać do innych Obdarzonych?

Najniebezpieczniejsza była informacja o “Mocy należącej do nas”. Nie mogło im chodzić o jakąś typową umiejętność Obdarzonych, inaczej dawno byłoby po wojnie. Możliwe że chodziło o coś przy czym arsenał atomowy świata wyglądał raczej blado. I to pewnie dlatego próbował powstrzymać konflikt. Tylko dlaczego teraz przestał to robić?
Nagle zimny dreszcz przebiegł po jego plecach. Ci wszyscy zabici tutaj ludzie. Gigantyczne ilości energii życiowej wchłonięte przez “ołtarz”. Znaczna jej część pewnie szła na utrzymanie systemu, ale co jeśli nie całość? Może to właśnie była ta broń, nastawiona na zebranie odpowiedniej ilości energii, czy to od zwykłych ludzi, czy Obdarzonych i wyzwolenie apokalipsy? Pytanie brzmiało, czy Theo pobudował te piramidy by ukryć Ołtarz? Czy też może wręcz przeciwnie, przyłożył swoją dłoń do zniszczenia? Czy jego... Żona poświęciła się by powstrzymać to co miało nadejść? Żeby naprawić jego błędy?
Po policzku Theodora popłynęła pojedyncza łza. Przetarł twarz ranną dłonią, pozbywając się łzy, ale rozmazując przy tym na niej krew.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RrkzIN2eP0U[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 03-05-2017 o 22:35.
Zaalaos jest offline