Słysząc słowa Ianusa, nadzorca karawany wybuchnął śmiechem. Popatrzył na wszystkich obecnych "nowych". -
Fałszywy alarm. Nikt nie wspomniał Wam o wybrykach pana Hamadrio, ale pogratulować czujności...
Khazra wykorzystał błyski piorunów aby w tych momentach obejrzeć sobie wóz właściciela karawany. Pojazd był duży i solidny. Miał zakratowane okienka i solidne drzwi, zaopatrzone w skomplikowany mechanizm, do którego klucz Hamadrio zawsze miał przy sobie. Khazra nie zauważył żadnego innego wejścia do środka. Z tego co się zorientował, wóz zaopatrzony był nawet w toaletę, a nieczystości po prostu wylewały się na drogę przez dziurę w podłodze, tuż za tylną osią. Zaglądnął pod spód, niemal wczołgując się w kupę torillczyka - otwór był niewielki, miał zaledwie dwadzieścia centymetrów średnicy. W błysku kolejnego pioruna złodziej, znajdujący się pod wozem zobaczył obute w sandały stopy, kogoś, kto sapiąc ciągnął coś za sobą. Z niepokojem uświadomił sobie, że jest to opasłe cielsko Hamadrio. Potem była druga para stóp, tym razem z pewnością kobiecych. Tajemniczy ludzie zatrzymali się przed schodkami prowadzącymi do wejścia i jedno z nich sprawdziło, czy drzwi są zamknięte. Po chwili wciągnęli Hamadrio do środka, wyszli i zniknęli za zasłoną deszczu.
Ianus przez jakiś czas stał w pobliżu wozu. Chwilę potem dołączyła do niego Rusanamanka, która w niepojęty sposób zorientowała się w sytuacji, a do tego zaproponowała pomoc. Gdy oboje doszli do wniosku, że wszyscy najemnicy powrócili już do swoich namiotów, a Enki i Umberto są wystarczająco daleko, weszli po schodkach i otworzyli drzwi. Hamadrio leżał dokładnie w tej samej pozycji, w której przed paroma chwilami Thoer zostawił. Fałdy kudłatego, tłustego bandziocha przykrywały sfalczałe przyrodzenie, a z ust wylewała się lepka ślina, brudząc obwisły policzek. Accipiter ujął Hamadrio pod pachy i starał się wyciągnąć na zewnątrz. Kupiec był cięższy niż sądził, ale w końcu sapiąc i dysząc, z wydatną pomocą Zahiji udało im się wywlec grubasa na zewnątrz. Na szczęście jego wóz znajdował się całkiem blisko - Ianus i Zahija tonąc w błocie i żłobiąc koleiny piętami kupca zaciągnęli go pod sam próg jego kwatery. Upuścili go już pod rozwiniętym zadaszeniem, żeby padająca z nieba woda nie ocuciła go jeszcze przez chwilę. Ianus sprawdził drzwi do wozu. Były zamknięte.
Na szczęście szybko odnaleźli klucz przy nieprzytomnym. Wciągnięcie tłuściocha kosztowało sporo wysiłku, ale w końcu kupiec zaległ w swoim barłogu. Wewnątrz wozu, poza solidnym łóżkiem znajdowała się przykuta do podłogi stalowa skrzynia, obok niej druga - drewniana, na ścianie wisiało lustro, na podłodze leżał wzorzysty kobierzec, a za koralikową kotarą można było się umyć i skorzystać z cynowej toalety. Luksusy.
Od samego rana, dżdżystego i mokrego, Hamadrio szalał. Najpierw kazał solidnie wychłostać torilską niewolnicę. Aktu tego dokonał Halbart, przywiązując dziewczynę do wozu i ćwicząc ją batogiem. Raz za razem rzemień spadał na plecy niewolnicy, żłobiąc na skórze krwawe szramy. Hamadrio nakazał wszystkim - niewolnikom, woźnicom i najemnikom przyglądać się kaźni.
-
To co stało się w nocy, bardzo mi się nie spodobało! - wrzasnął, gdy Okar skończył ćwiczyć niewolnicę. Dziewczyna zwisała bezwładnie w pętach. -
Ktoś z Was ma tutaj poczucie sprawiedliwości. Nie wiem kto, a chętnie bym się dowiedział. Nie będę pytał, bo i tak przecież mi nie powiecie, prawda?
Powiódł wzrokiem po zgromadzonych, uśmiechając się paskudnie. Wyciągnął dłoń, w którą stojący obok niego von Kunth włożył okrwawiony pejcz. Hamadrio zamachnął się i z całej siły uderzył w plecy nieprzytomnej torilki. Jej ciałem wstrząsnął skurcz.
-
Zaciągnijcie ją do mojego wozu - wydał rozkaz, nie kierując go do nikogo konkretnego. -
Reszta na swoje miejsca. Do czasu wyjaśnienia sprawy, macie wstrzymany żołd. Ruszamy!