Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2017, 00:43   #47
Suchoklates
 
Reputacja: 1 Suchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skałSuchoklates jest jak klejnot wśród skał
Niewiele zmieniło się w życiu Yoshidy od kiedy zadomowił się w kasynie. Młodzieniec wciąż pomagał ochronie w pozbywaniu się co gorszych natrętów, dalej żył sobie luksusowo na koszt właściciela, a w wolnym czasie błąkał się po ulicach sektora w poszukiwaniu silnych przeciwników. Problem w tym, że coraz trudniej było ich znaleźć. Połowa typów, którzy mu się teraz trafiali uciekali na sam jego widok, a druga połowa była tak słaba, że może lepiej byłoby gdyby też wiedzieli kiedy się zwinąć i nie robić mu złudnej nadziei.
Zbliżając się do kasyna dopił energetyka i zgniatając puszkę rzucił ją za siebie w stronę pobliskiego kosza. Ta odbiła się od jego krawędzi po czym z cichym pluskiem wpadła do kałuży na ulicy, jednak Yo nawet nie obejrzał się ani nie czekał, aby sprawdzić czy trafi. Wszedł do środka i skierował się do windy, która po zeskanowaniu specjalnej karty zabierała go prosto do jego pokoju. Prowadził wolne od trosk życie, o którym marzyła nie jedna istota - szczególnie w obecnych czasach, a jednak nie mógł odpędzić od siebie uczucia pustki.
- Muzyka - rzucił wychodząc z windy wprost do swojego apartamentu. Pomieszczenie natychmiast wypełniło się ostrym brzmieniem gitary, które w obecnym momencie spowodowało, iż tylko natychmiast pożałował swojej decyzji i krzywiąc się z niezadowolenia naprędce wydał drugie polecenie głosowe - Wyłącz! - zapadła cisza, po której pierwsze skrzypce przejął rytmicznie uderzający w okna deszcz. Yoshida opadł na kanapę i wbił wzrok w widok za szybą. Znużony wszechogarniającą nudą pogrążył się we własnych myślach dopóki dźwięk przychodzącego połączenia nie ściągnął go na ziemię.
-Lepiej żeby to było coś dobrego - Oznajmił do słuchawki, odbierając telefon.
Dzwonił do niego… M4tt. Kojarzył gościa i nic dziwnego, była to znajoma morda i częsty bywalec w kasynie, w którym pracował Yo. Tak się fortunnie składało, że bywał w godzinach wieczornych i zdarzało mi się za sensowną cenę naprawić sprzęt Yoshidzie, kiedy szef nie miał czasu czy głowy, żeby szukać fachowców do naprawy sprzętów ochroniarzowi. Czasem też pogadali o innych rzeczach, np. M4tt był całkiem dobrze poinformowany, co gdzie można kupić, komu warto sprzedać wpierdol, żeby uzyskać korzyści majątkowe bądź strategiczne. Należał do tego grona honorowych klientów, co przepuszczali sporo hajsu w ich lokalu, niekoniecznie wygrywając jakieś fortuny. Koleś nie szczycił się wzrostem i zapewne powodzeniem u pań - był niższy od Yoshidy, grubszy na tyle, że jego waga niebezpiecznie zbliżała się do otyłości oraz nosił okulary z grubymi szkłami. Jeszcze brakowało tylko młodzieńczego trądziku oraz tłustych włosów. Te akurat utrzymywał we względnym porządku, ale jak każdy szanujący się facet nie używał grzebienia - chyba że dołączony by był do sześciopaka. Więc miewał włosy zawiązane byle jak w koński ogon, zdarzało mu się nosić rozciągnięte koszule w kratę i workowate, łatane spodnie oraz skórzane buty, bo nie miał czasu przywiązywać się do tak pierdołowatych rzeczy jak schludne ubranie, kiedy były ciekawsze rzeczy jak sprzęt czy co by tutaj shakować. Uwielbiał też do pewnego czasu pierdolić technicznym slangiem, szczęśliwie Yoshida oduczył go tego robić - przynajmniej w jego towarzystwie, więc koleś stał się mniej uciążliwym znajomym dzięki temu.
Niemniej nie miewał w zwyczaju często dzwonić. Robił to tylko raz i to wtedy, jak było jakieś “emerdżęsy”. Yoshida nie wiedział dokładnie, skąd to słowo się wzięło, ale domyślał się, że oznacza jakąś grubą akcję, przynajmniej tak wynikało z gadania M4tt’a. Ciekawe, co to mogło tym razem być. W tym smutnym jak pizda mieście “emerdżęsy” było na wagę złota… lub nawet więcej (M4tt mówił wówczas o jakimś “suspędzie”, cokolwiek to było).
Yo odebrał połączenie, przez szum przebijał się M4tt, lekko dyszący.
- No… siemasz Yo. - mała przerwa na złapanie oddechu. - Słuchaj, będę u was... w lokalu za jakieś piętnaście minut - wyglądało na to, że M4tt tam, skąd dzwonił, biegł. Przy jego wadze nie mógł raczej obejść się bez małych problemów. - I będę miał sprawę… do ciebie. Słuchaj no, bo muszę gdzieś zniknąć… przynajmniej do rana - dyszał do telefonu. Chwila przerwy nastała w przekazie, zanim Yo zdołał się odezwać, M4tt nadawał dalej, gdy złapał oddech. Mówił dość szybko. - Nie będę kręcić, jest chujnia. Wpadłem w kłopoty, pewien koleś chce mnie zajebać, wiszę mu sporo hajsu, a ja nie znam nikogo innego poza tobą, co mógłby mu się postawić. A ja potrzebuję trochę więcej czasu, żeby dorobić kesza. To jak, pomożesz koledze?
Szarowłosy milczał przez chwilę, upewniając się, że z drugiej strony nie padną już żadne inne słowa po czym rzucił tylko krótkim, beztroskim - Jasne. - Po prawdzie, to nie usłyszał nawet połowy rzeczy pośpiesznie wybełkotanych przez M4atta, bo ciężko było mu skupić uwagę na rozmowach gdy nie widział swojego rozmówcy - właśnie dlatego szef prowadził z nim telekonferencję. Zrozumiał jednak, iż ten ma jakiś problem, a większość problemów z jakimi do niego przychodzono łączyła się z obiciem komuś mordy, więc dodając dwa plus dwa wychodziło mu cztery czyli będzie mógł się nieco rozerwać. Przy okazji uświadomił sobie, że od jakiegoś momentu wpatruje się w paznokcie u prawej dłoni. Trzeba będzie je obciąć ~ pomyślał, rozłączając się bez uprzedzenia i wstając, aby się szybko ogarnąć. Jakieś 10 minut później ruszył do wyjścia z zamiarem odebrania M4atta z dołu, gdy tylko przybędzie do kasyna.
Zatrzymał się przechodząc koło lustra i spojrzał na swoje odbicie. Ubrany w czarne dresowe spodnie, tego samego koloru zapinaną bluzę z kapturem i białe sportowe buty nie powinien wyróżniać się jakoś szczególnie z tłumu. Będąc stosunkowo niski, szczupły, o bladej cerze nie sprawiał również groźnego wrażenia. Nie na pierwszy rzut oka. Przejechał palcami po bliźnie zdobiącej lewe, krwistoczerwone oko i uśmiechnął się lekko pod nosem. - Ciekawe co byś powiedziała widząc mnie teraz - mruknął sam do siebie, po czym wszedł do windy i zjechał na dół.
Yoshida czekał sobie w miarę spokojnie, jak na okoliczności. W tym momencie padał deszczyk, lecz chłopakowi to nie przeszkadzało. Minęło pięć minut, a znajomka dalej ni widu ni słychu. Odczekał więc kolejne pięć minut, lecz dalej nie było go widać. Yoshida już ruszał w kierunku kasyna, kiedy usłyszał bieg połączony z dyszeniem. M4tt nie należał do atletów. Przystojniaków też nie, ale to akurat Yoshidę chuj obchodził.


M4tt nie szczycił się też wzrostem ani figurą. Miał znaczną nadwagę, był nieco niższy nawet od Yoshidy, ale za to około dwa razy szerszy w pasie. Jego okrągła głowa niemal pozbawiona szyi była czerwona jak burak, a chłop dyszał, jakby przebiegł ultramaraton i miał za niebawem paść na ziemię. Był też cały mokry, nie tylko od deszczu, ale i potu, a czarne kręcone włosy były przylizane, ale w wyniku wysiłku. Czerwona koszula i dżinsy były całe mokre i kleiły mu się do ciała.
- Zgubiłem… ich, ale… uf… nie na długo - wydyszał M4tt. - Ze mną wszystko jest git… Uf… tylko jestem gruby jak świnia - tłumaczył się nieco weselszym tonem, ale szybko z niego zszedł. Obejrzał się za siebie. - Ale dość gadania. Muszę się ukryć… Jest ich grupka. Po wszystkim~ - M4tt urwał, po czym gwałtownie obejrzał się za siebie. - Są niedaleko! Szybko, ukryj mnie!
-Masz - Rzekł Yo, podając niespiesznie grubemu swoją kartę - Wejdź do kasyna i użyj jej w windzie dla personelu, a zabierze Cię prosto do mojego pokoju. - wyjaśnił pozbawionym zmartwień tonem z lekkim uśmiechem na twarzy. -Rozgość się, a Ja niedługo przyjdę.
M4tt nie zamierzał się wykłócać, zresztą ani nie miał na to czasu ni pomyślunku, o co by się niby wykłócać. Natychmiast zabrał, wręcz wyszarpał “kuponik” z ręki Yoshidy i pospiesznie udał się do kasyna, znikając z widoku z ulicy.
Deszcz cały czas padał, wkrótce Yoshida usłyszał mimo deszczowego szumu tupot i chlupot.
- ...grubas wlazł do kasyna, widziałem go~ - urywki rozmowy dotarły do uszu Yoshidy, zanim chłopak rzucił dokładniej okiem w kierunku źródła syku.
 
Suchoklates jest offline