Tobias czuł się jakby w końcu znalazł się w domu. W jednej chwili w niepamięć poszło to co robiły z nim ciernie. Rany były nieważne. On czuł się, czuł się… fantastycznie. Jak dopasowany puzzel do całej tej układanki.
Obrócił się w kierunku Triki.
- Czy ty przejdziesz ze mną? Czy jest to możliwe? Czy tylko ja mogę przejść przez tą bramę? - zapytał latającej Sylfidy
- Przejdę. Nie przejdę. Nie wiem. Zobaczymy.
“Ano zobaczymy” - potwierdził w myślach
- Usiądź mi proszę na dłoni - wyciągnął rękę przed siebie i wyprostował dłoń - może dotyk jest istotny. Nie pamiętam. Wolę jednak nie ryzykować. To gdzie teraz? - zapytał z uśmiechem Trikię.
- Chciałeś do Ludu Nar? - podpowiedziała. - Tylko nie myśl o Masce. Na Potęgi! - Przeraziła się. - Nie myśl o nim, bo wylądujemy w Cytadeli Armawarg!
- Przez chwilę o tym myślałem. Przez małą chwilę chciałem wejść z butami do siedziby Maski. Jednak wiem, że byłoby to głupie i z góry skazane na niepowodzenie. Za mało jeszcze wiem, za mało jeszcze pamiętam… - spojrzał na bramę otwartą z jego krwi z szelmowskim spojrzeniem - Zatem Lud Nar i jego władca, Van Nar Var, który na pewno będzie chciał uszczknąć coś dla siebie. Koło się kręci. Róża krwawi … - szepnął na koniec i ruszył przez bramę.
Wspomnienia.
Jak można coś wspominać kiedy się nie pamięta tego co się widziało i kim się było
Jak
Lud Nar. Wzgórza pokryte popiołem. Surowe. Nieśmiertelni wojownicy. Wybrani.
Van Nar Var. Ich władca.
O tym starał się myśleć Tobias zwany Wachlarzem a może po prostu tylko Wachlarz.
Czas zebrać sojuszników. Na odebranie pomsty za Panią Liści i Traw przyjdzie czas później.
Lud Nar.
“Tam chcę” |