Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2017, 04:49   #102
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Krótki kontakt ze Svenem pozostawił po sobie więcej pytań niż odpowiedzi. Wyrwana z badania artefaktu Brown 0 wydawała się rozkojarzona, nie wiedząc na co najpierw ma zwrócić uwagę. Odłożyła delikatnie skałę na stolik, zabierając się do problemów po kolei.
- Miał pan rację, jest schemat. Mamy do czynienia z szyfrem… może pewnym rodzajem języka. Widać zależności, ale do pełnej analizy potrzebowałabym więcej czasu. Obroża… odrobinę to uniemożliwia - powiedziała do naukowca i rozłożyła ręce bezradnie. Kiedy opadły wzdłuż jej boków, skupiła się na policjancie - Twój kumpel brzmiał, jakby miał za plecami kogoś, kto przysłuchuje się każdemu słowu i nie chce… chyba nie doczekamy się wsparcia dla was i ewakuacji. Otwórzmy schron, schowajmy w nim doktora i ruszajmy, póki nie spalili nas żywcem. Mamy kod do drzwi, w razie gdyby ludzie wewnątrz… nie wykazywali chęci otworzenia wrót chociaż na dwie minuty. Wypada z nimi najpierw porozmawiać, pomożesz Karl? Zaraz do ciebie dołączę, tylko… zobaczę czy z Johanem na pewno wszystko okey - posłała mu niepewny uśmiech.

- Wiedziałem! Czułem to! Od początku! A nie wierzyli mi zadufane bufony! - starszy i raczej flegmatyczny zazwyczaj naukowiec nagle wybuchnął jak wulkan, entuzjazmem radości gdy widocznie Brown 0 potwierdziła jego przypuszczenia i nadzieje. - No tak, tak, rozumiem, trzeba to sprawdzić, no tak, oczywiście, no przepraszam za ten wybuch, po prostu no całe życie, karierę, autorytet poświęciłem na badanie tego artefaktu… - dr. Jenkins nieco się opanował i zaczął mówić w przepraszająco - wyjaśniającym tonie ale nadal przebijały się przez niego okruchy i pęknięcia radości i spełnionej nadziei.

- No fajnie doktorze. - Karl pokiwał głową bo wybuch naukowca chyba trochę go zaskoczył. Zaczął mówić swoje gdy ten skończył i zdołał się opanować. - No właśnie. Też mi tak brzmiało. - zwrócił się do Mayi zgadzając się z jej wnioskami. - Tylko, ze to dziwne. Chyba był w sztabie albo na stanowisku dowodzenia. Czego niby miałby się nam bać powiedzieć? - policjant znów rozłożył ramiona w geście niezrozumienia. Chyba nie oczekiwał odpowiedzi ale najwyraźniej stanowiło dla niego niezłą zagwostkę. - Dobra, chodźmy razem, na dół i tak mamy po drodze a chyba zajechali już. - Policjant wzruszył ramionami biorąc w dłonie karabin i najwyraźniej był gotów do wyjścia. Wtedy na pulpicie sterowniczym zabrzęczał sygnał połączenia. Spojrzenia zwróciły się przy pierwszym brzęczyku i Karl odebrał połączenie.

- Karl! - w holoprojekcji ukazała się spięta twarz drugiego gliniarza z którym przed chwilą rozmawiali. - Dzwonię z kibla! - syknął przyciszonym głosem jakby naprawdę starał się mówić najciszej jak się dało. Po tym co widać było w tle nawet wyglądało to na typową kabinę wc.

- Mów. Co jest grane Sven? - zapytał Karl z powrotem siadając na krześle.

- Nie wskakujcie do transportera! Załatwią was! Poszedł rozkaz z samej góry! Olej to! Nie wiem jak ale jakoś spróbujcie się przedrzeć miastem! Jak dotrzecie do kordonu to chłopaki was przyjmą i w ogóle. Ale kurwa nie wsiadajcie do transportera co mają po was wysłać! - syczał drugi gliniarz rozglądając się po ścianach równie często jak do ekranu holo. Powaga i stres w głosie i twarzy Svena były tak poważne i namacalne, że Karl spojrzał na pozostałą dwójkę. Naukowiec też wydawał się niepewny jak traktować słowa drugiego gliniarza więc się nie odzywał.

- Sven. Musimy wskoczyć do transportera. Inaczej nie zaliczą Mayi Checkpoint. I ją rozwalą. Nie możemy jej tak zostawić Sven. Przynajmniej jeden z nas musi znaleźć się na pokładzie. - Karl odpowiedział po chwili zwłoki gdy znów wpatrywał się w półprzezroczysty wizerunek drugiego policjanta.

- Kurrrwaaa maaać! - półprzezroczysty wizerunek zakrył twarz dłonią zaciskając palce na nasadzie nosa przymykając do tego oczy. Wyglądał na zestresowanego i zmęczonego z brudem na twarzy i mokrymi od potu włosami.

- Sven. Powiedz co jest grane. Jak to chcą nas załatwić? Przecież to bez sensu. - policyjny strzelec wyborowy dalej drążył temat wpatrując się w zmęczoną twarz widzianą po drugiej stronie holo.

- Jest… Podejrzenie… - dłoń Svena nerwowo potarła skronie gdy policjant wyraźnie się wahał i ważył każde słowo. - Mieliśmy tu wypadek. - zaczął Sven odrywając w końcu dłoń od twarzy i na krótko spojrzał w holo. Przejechał językiem po wargach i spojrzał gdzieś w bok jakby tak łatwiej było mu mówić. - W piwnicy. Wśród uchodźców. Coś… - westchnął i wziął głębszy wdech. - Coś z nich wyszło. Wyszarpało na zewnątrz. Zabiło ich. Wybuchła panika. To te xenos Karl. Mieli w sobie te xenos. Nie wiem kurwa jak ale mieli. Była jatka. Użyliśmy granatów i miotaczy. Nie dało się inaczej. - gdy Sven przełamał się słowa pojawiały się szybciej. Gdy mówił Karl dla odmiany zaczął coraz mocniej zaciskać warki i pięści na blacie panelu kontrolnego.

- Przeprowadziliśmy pośpieszne dochodzenie. Skąd byli ci ludzie, skąd uciekli, kto ich znał no wiesz, takie minimum. I kurwa Karl oni, znaczy góra, podejrzewa, że też to macie. - Sven spojrzał tym razem prosto w twarz słuchającego Karla. - Wszyscy którzy przebywają zbyt długo na terenie opanowanych przez xenos. Ma być kwarantanna. Ale to ściema Karl. Chcą was załatwić. Każdego kto może to mieć. Tylko kurwa nie wiem czy definitywnie czy kurwa chuj wie co. Sorry stary. Mówię ci jak jest. Ale kurwa byłem tam w tej piwnicy. Ja pierdolę Karl… - drugi mężczyzna w mundurze oblizał znów wargi i pokręcił głową. Hollyard milczał dłuższą chwilę wpatrzony gdzieś w konsoletę kierowniczą.

- Dzięki Sven. Jesteś równy kumpel. - powiedział głucho gliniarz pochylony nad konsoletą. - Ale musimy dotrzeć na ten pokład. To jest Checkpoint dla Mayi. Rozwalą ją bez tego. - gliniarz wykonał lekki ruch głową w kierunku stojącej obok Vinogradovej. - Spróbujemy coś wymyślić. - powiedział nadal mając drewniany głos i ściskając z całych sił skraj konsolety.

- Dobra, ja w takim razie spróbuję się dostać na ten pokład. Może zorganizuję kogoś z naszych chłopaków. Ale nie wiem czy się da Karl. Nie ja tu zarządzam. - odpowiedział po chwili milczenia półprzezroczysty hologram Svena na co drugi policjant pokiwał głową ale nie odpowiedział.

Vinogradowa z każdym usłyszanym zdaniem robiła się coraz bledsza, a potem zielona. Więc o to chodziło, stąd ta zdawkowa pierwsza rozmowa. Chodziło o epidemię, eksterminację i to zarządzoną rozkazem z samej góry. Wychodziło na to, że aby ona przeżyła któryś z trójki żołnierzy musiał się oddać dobrowolnie na… nawet nie wiedzieli czego się spodziewać, ale z tego co mówił blondyn na holo nie było to nic zdrowego czy przyjemnego. Dziewczynie zmiękły kolana i osunęła się po ścianie, szorując po niej plecami. Usiadła ciężko, patrząc na swoje dłonie.
- On ma… ma rację Karl, to bez sensu - odezwała się cicho, łamiącym się głosem - Nie… nie możecie tak… ryzykować. Jeśli ma się coś wam stać… uciekajcie i niczym się nie przejmujcie. Ja… jestem tu za karę i jak… jak ma być taka kara, niech będzie. Wy macie rodziny… ty masz Sarę. Ona na pewno bardzo się o ciebie martwi. Elenio i Johan… też mają rodziny. Ktoś na nich czeka. Macie… życie przed sobą, nie chcę... żeby coś się wam stało… z mojej winy. Żeby was… żeby wam zrobili krzywdę. Pomóżcie Zoe, ona jeszcze... ma szansę i dobra... z niej dziewczyna. Po mnie... i tak nikt nie będzie płakał.

- Ciii… ciii… - policjant przerzucił karabin na ramię i podszedł do niższej kobiety objął ją ramionami w kojącym geście. - Spokojnie Mayu. - powiedział patrząc na nią. - Coś wymyślimy. Właściwie… - urwał i spojrzał gdzieś w bok w kąt pomieszczenia jakby szukał tam natchnienia. - Właściwie to zaliczą ci zadanie jak znajdziemy się na pokładzie prawda? - spojrzał na nią z góry gdy wrócił spojrzeniem na jej bladą twarz. - No to się znajdziemy. - uśmiechnął się w końcu jakby mówił jakiś dowcip jaki przyszedł mu właśnie na myśl. - A potem się nie znajdziemy. Zwłaszcza jakby Sven tam był i nasze chłopaki. Poza tym… - dodał wesoło na ile można było w tej chwili choć wypadło w najlepszym razie średnio. - Gdzie mamy uciekać? Gdzie jest te bezpieczne miejsce? Ten syf jest na całym księżycu. Nawet w kosmoporcie nie jest bezpiecznie. Nie mamy gdzie uciekać Mayu. Nikt z nas. Nikt kto tu jest. - pokręcił głową z już poważnym i zasępionym grymasem na twarzy.
- Zresztą zaraz nam na łeb spadnie lawina ognia i fala. Tym powinniśmy się martwić. No i wiesz. Chronić i służyć i takie tam. Chodź. Idźmy do tego schronu i zobaczymy kogo i w jakim stanie chłopaki przywieźli. No i trzeba im powiedzieć. Muszą wiedzieć co jest grane. - policjant puścił w końcu Vinogradovą i wskazał głową na drzwi wyjściowe. Poprawił pasek broni i wyjął z kabury swój ciężki rewolwer szykując się do wyjścia. Brown 0 dostrzegła w spojrzeniu jakie teraz coś unikał patrzenia na nią, że Karl nie przyjął wieści lekko i stara się jakoś nadrabiać miną i słowem. Chwilę ciszy wykorzystał doktor.

- Ee… To ja tu poczekam dobrze? Dobrze wam idzie. Naprawdę robicie świetną robotę. - starszy naukowiec podszedł do nich i położył po jednej dłoni na ramieniu każdego z nich chyba starając się ich jakoś podnieść na duchu.

- Dziękujemy. Niech pan na siebie uważa doktorze i nigdzie stąd nie wychodzi póki nie wrócimy, dobrze? Tutaj będzie pan bezpieczny, są kamery i można patrzeć co się dzieje - Brown 0 zmusiła się do uśmiechu, ale wytrzymała tak tylko ze trzy sekundy. Wystarczyło że popatrzyła na policjanta. Złapała go oburącz za rękę i stanęła tuż przed nim żeby nie mógł jej ignorować.
- Jest droga ucieczki - przełknęła ślinę, tupiąc butem o podłogę - Tam na dole. Zmieścicie się… będziecie bezpieczni póki się nie uspokoi. Chroń i służ… to dla tych którzy są coś warci. Nie ryzykuj dla kogoś… przeze mnie umarło wielu dobrych ludzi. Tak będzie sprawiedliwie… i nie dołączycie do… tej listy - sięgnęła po ostatnią deskę ratunku, zachowując przynajmniej te resztki godności pozwalające się nie rozpłakać. Z opersji wyratowała ją Black 2, której jazgotliwy głos rozległ się w słuchawce.
- Zaraz zejdziemy, mamy kod do zamka. Zaoszczędzimy czas. Poczekajcie na nas, okey? - odpowiedziała po łączu i odezwała się do Hollyarda, sprawdzając holo - Black 2 też tu jest… i Hektor. Przyjechali razem z chłopakami i Zoe. Są na dole, czekają na nas. Chcą otwierać bunkier.

- Tak, pewnie. - policjant zgodził się, kiwając głową ale nadal jedynie przelotnie spoglądał na Vinogradovą. - Chodź Mayu, nie każmy na siebie czekać. - dodał kładąc jej swoją dłoń na jej plecach i delikatnie popychając ku drzwiom.

Nie zwlekając pożegnała doktora krótkim ukłonem i w towarzystwie mundurowego opuściła pokój ochrony.
- Proszę Karl... - jęknęła ledwo zamknęli drzwi.

- Spokojnie Mayu. Nie panikujmy dobra? To jakieś tam podejrzenie w atmosferze nagonki i tej rzeźni co mieli w piwnicy. Kogoś poniosły nerwy i postanowił być stanowczy. - Maya nie była pewna czy idący z rewolwerem w dłoniach mężczyzna chce bardziej przemówić do rozsądku i przekonania jej czy siebie. - Może jest ok? - spojrzał na nią ale zaraz odwrócił wzrok bo dochodzili do schodów i nie było widać co tam jest. Na chwile więc przerwał gdy przebył niepewny odcinek i znaleźli się na pierwszych stopniach prowadzących na dolny poziom. - Jakoś trzeba by się upewnić. Jak to wygląda. I w ogóle. - wzruszył ramionami gdy doszli do pierwszego półpiętra i chwilę w milczeniu pokonywał kolejne stopnie. - Zobaczysz, jakoś się z tego wygrzebiemy. - na końcu odwrócił głowę do idącej za nim kobiety i puścił jej oczko. Nawet wykrzywił usta w uśmiechu. Ale szybko z powrotem odwrócił głowę przed siebie gdy pokonywali kolejne stopnie więc znów nie widziała jego twarzy.

- Te kokony w których was znalazłyśmy - Vinogradowa czuła że powinna się zamknąć, ale nie potrafiła ustać z całą masą wątpliwości - Po coś potrzebowały was żywych i… jeżeli w tych plotkach jest ziarno prawdy… przepraszam Karl - zatrzymała się, opuszczając głowę żeby nie widział że łzy ciekną jej po twarzy - To… moja wina. Może gdybym wcześniej… słyszeliśmy was, ale… nie mogliśmy się przebić, było ich za dużo… a potem… już było cicho. Spóźniłam się, tak mi przykro… gdyby-gdybym nie była tak bezużyteczna twoi kumple żyliby teraz,.. m-musimy… czy to zarażenie, o ile… ile coś… siedzi w środku… to musi dać się leczyć. Żeby… abyście nie zginęli od środk… - zatrzęsła się i urwała.

- Eejjj, ejjj, dziewczyno… - plecy policjanta zatrzymały się gdy zorientował się chyba, że dziewczyna przestała podążać za nim. Odwrócił sie i z powrotem szybko pokonał w górę kilka stopni jakie ich dzieliły i stanął na stopniu niżej od niej tak, że teraz byli mniej więcej równi wzrostem. - To nie jest twoja wina. - powiedział łapiąc ją za ramiona. - Słyszysz? - zapytał i schwycił jej brodę palcami zmuszając ją by spojrzała na niego. - To nie jest twoja wina. Ani Asbiel, ani nikogo. - powtórzył dobitniej patrząc jakby szukał czegoś na dnie jej oczu.
- To… - puścił jej brodę i znów złapał ją za ramiona. - Mieliśmy podejrzenia. Czasem natrafialiśmy na ciała. Nie byliśmy pewni. Coś je mogło poharatać czy co. Krążyły plotki. Ale mnóstwo, cały chaos więc nie wyglądały jakoś specjalnie. Jest nadzieja, że jak jest odpowiednio szybko to można to jakoś odkręcić. Nawet jak się to ma. Więc wiesz, będzie okey nie? Jakoś coś wymyślimy. Ale najpierw pójdziemy do naszych na dole. Potem do schronu. A potem przejedziemy się na twój Checkpoint. Jak się go odhaczy to będzie już całkiem nieźle nie? No. Dziewczyno. - policjant po kolei mówił łagodnym głosem starając się jakoś nadać całej sytuacji pozytywne brzmienie i jakąś nadzieję. Na końcu w końcu objął Vinogradovą przytulając ją do siebie. Uścisk wydawał się być mocny i pewny niosący i czerpiący otuchę i nadzieję.

Rozerwanie od środka musiało być bardzo bolesne, okropne i przerażające, kiedy wiedziało się co rośnie człowiekowi w środku. Brown 0 nie umiała pozbyć się wizji w której trzech wyciągniętych z kanałów mężczyzn kończy w ten właśnie sposób. Nie zasłużyli na podobny los, nie oni. Byli tacy porządni, zabawni. Dobrzy ludzie, odważni. Wczepiła się panicznie w gliniarza jakby to mogło w czymś pomóc.
- Ty… Johan… Elenio… musimy znaleźć… lekarza. Zbadać was. Nie możecie… nie w ten sposób - chlipała mu w pancerz. Gdzie niby teraz mieli znaleźć sprzęt do podobnych badań? Może miało go wojsko, o ile postawią na leczenie zarazonych, a nie eksterminację - Tak… tak. Trzeba się… ruszyć. N-nie ma czasu. - przytaknęła, przecierając oczy wierzchem dłoni. Nie zrobiło się jej lepiej, ale marnowanie cennych minut na rozklejanie się było bardzo złym pomysłem.

- No. No właśnie. Widzisz? Będzie dobrze. Coś się wymyśli. Ale chodźmy, czekają na nas. - Karl objął dłońmi twarz Vinogradovej w pokrzepiającym geście. Puścił jej oczko i uśmiechnął się. Wyglądał jakby naprawdę się cieszył, że przełamała swój strach. Kciuki policjanta otarły mokre ślady z policzków. Przez chwilę przyglądał jej się krytycznie jakby sprawdzał efekt. - No. Teraz lepiej. I jeszcze tylko jedna rzecz. - dodał jakby sobie jeszcze o czymś przypomniał. Szybko pocałował ją w usta. Potem oderwał się równie szybko, uśmiechnął jakby nadal sprawdzał efekt i kiwnął głową. - O tak, teraz lepiej. Widzisz? Jeszcze możemy trochę popsikusić. - uśmiechnął się całkiem szczerze i promiennie i cofnął jedną nogę w dół schodów, dając głową znak, że czas ruszać. Podjęli wędrówkę już bez dalszych przestojów, ramię przy ramieniu. Grupę Black prędzej usłyszeli niż zobaczyli, szczególnie Diaz przodowała we wrzaskach na latynoską modłę impulsywnych i okraszonych masą przekleństw, bez których chyba Black 2 nie umiałaby w ogóle mówić.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline