Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 03:56   #103
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Postw wspólny Czarnej, Zombianny, Zuzu i MG :) cz.1

Jucha, flaki i do kompletu kawałki bebechów, wymieszane z odłamkami kości - wnętrze psiej pandy nie zachęcało do posadzenia weń dupska, tym bardziej przejażdżki na trasie dłuższej niż splunięcie przez zęby. Śmierdziało jatką, muszki zdążyły się już zadomowić i bzykały wesoło, aż szło się porzygać, gdyby nie rutyna i przyzwyczajenie do widoków z pocztówki wysłanej prosto z przedpiekla.
- Mierda... cómo basura - Diaz nie kryła niezadowolenia - I całe to mycie rowa psu w dupę. Nie mogliście, capullos, jebnąć szlauchem po kanapie przed przyjazdem? Promyczek mi się kurwa pobrudzi. I jak ona taka brudna będzie popierdalać po rewirze, co? No do chuja nie wypada - prychnęła z żywą naganą do pary trepów, unosząc oczęta ku niebu. No zero pomyślunku, nada de nada. Przygarnęła wspomnianą foczę troskliwie pod skrzydło i przycisnęła do siebie aby przypadkiem nikt jej nie zaszedł od tyłu i nie zrobił z uroczej dupki jesieni średniowiecza. Jako jedyna nie miała pancerza, a jej pukawka ręczna nadawała się do strzelania w cywilbandę albo do dłubania w zębach. Na kosmiczne kurwy nie wystarczy, a tych w lesie nie brakowało. Były też te inne, humanoidalne i z obrożami na szyjach.
- Por tu puta madre, que panda de maricones - jojczyła do Wujaszka, nadając szybko po kaktusiemu. Dla uspokojenia głaskała plecy blondyny i zabieg ten widocznie działał, bo przeszła na mowę potoczną - My kurwa jesteśmy na zlocie emerytów i innych warzyw które srają po nogach że im ktoś podpierdoli wtyczkę od respiratora, si? - warknęła przez zaciśnięte zęby walcząc z ochotą aby śladem Ortegi nie zacząć demolować bryki - Szkoda że Margaritę rozjebali, najbardziej sensowna była. Został Połyk i Tatusiek. To jest ten Padre co książkę napisał? Ten leszcz co zrzuca decyzje na Świeżynkę? No pojebało go do reszty w tej izolatce? Hibernacja razem z mózgiem gilipollas mu odmroziła? No ja cię jeszcze nie pierdolę, Wujaszku... najpierw zostawiają swoich, potem idą do baru i zamiast rozkluczać klapę od kurwiej dziury szpanują przed grubym czterookim gnatami, bohatery jebana ich mać. No a do czterorękiej kurwy to żaden nie podbił. Ciekawe kiedy zajarzą, że bez mechanika daleko nie zajadą - splunęła finezyjnie na przechadzającego się po drzwiach auta robala, strącając go w trawę - Mniej pierdolenia, więcej robienia. Pakujemy się do kabaryny i lecim w miasto. Dajcie Promyczka gdzieś z przodu. Nie ma co takiej prawilnej blondi brudzić, jak ma w planach wycieczkę na orbitę - nagle się wyszczerzyła serdecznie, prezentując całą klawiaturę zębów z czego parę zostało spiłowane. Uśmiechem tym obdarzyła Elenio.
- Ej, Bueno Chico, dawaj do tyłu. Weźmiesz Latarenkę na kolana. Trza się sprężyć, mamy falę na karku, zadanie i jeszcze Centrala się na nas spuści z grubej rury - przestawiła Obrożę i pakując się do samochodu, wydarła ryja do Piątki - Dawaj ciotka! Lej na te maricones, bierz Konowała i pokurwiajcie wężykiem pod melinę! Wy akurat jesteście na tyle ogarnięci, że możecie zajarzyć związek między samopałowaniem i fochem, a robotą do wykonania. Samo się nie zrobi, nie? A Pussy Wagon trzeba połatać jak ma jechać dalej niż mila-dwie przy sprzyjających wiatrach.

- Ej, spieszyliśmy się by was zgarnąć. Nie mieliśmy czasu szukać jakiegoś szlaucha. - wyjaśnił wygolony kierowca z Floty rozkładając i z powrotem kładąc dłonie na kierownicy.

- No. Gadaliśmy ze Svenem. - Latynos przytaknął wskazując na widoczne na desce rozdzielczej radio. - Ale jakiś dziwny był. - dodał z zastanowieniem. Za to dalsze propozycje i pomysły Black 2 obydwaj przyjęli z o wiele większą werwą i entuzjazmem.

- Niezły pomysł! - ucieszył się Elenio gdy Diaz wspomniała o tym by Amy jakoś przetransportować z przodu szoferki. Żołnierz Armii wesoło i głośno poklepał się po udach zapraszająco zerkając na wspomnianą blondynkę. Ta roześmiała się wesoło wciąż przylgnięta do Latynoski w pancerzu. Filuternie i prowokacyjnie wodziła dłonią po jej ciele. Ta co prawda przez ten cholerny, hermetyczny, ciężki pancerz nie czuła tego ta wyraziście jak bez niego czy wręcz na gołą skórę ale jednak zmysłowy ruch dłoni blondyny budził dość wyraźnie kosmate skojarzenia.

Latynos jednak zawahał się gdy usłyszał drugą część propozycji. Cała policyjna maszyna prezentowała dość opłakany stan. Poszły chyba wszystkie możliwe szyby, wewnątrz i na zewnątrz widać było chaotyczną szatkownicę od przestrzelin i odłamków przez co miejscami karoseria przypominała tarkę, do tego standardowe zacieki błota, przyklejonej trawy, liści i krwi zwłaszcza na zewnątrz. Teraz jeszcze Ortego dodatkowo zdemolował cały tył maszyny moszcząc sobie gniazdo do transportu. Najgorzej jednak właśnie z tego wszystkiego wyglądało wnętrze tylnej kanapy zupełnie jakby kogoś tu posadzono pod sieczkarnię. Cała kanapa od podłogi po podziurawiony sufit była zachlapana ludzkimi resztkami i obcowanie z nią nie wyglądało na zbytnio zachęcające. Latynos więc chyba nie bardzo był skory do zamiany mniej zasyfionego miejsca na bardziej.

- Genialny pomysł! - Johan skalkulował szybko. Za sąsiada zamiast drugiego samca mógł mieć fajną i bardzo przyjemną dla oka blondynę więc skalkulował korzyści bardzo prędko. Wydawał się, że pomysł wybitnie mu podpasował.

- Mnie też się podoba. - kiwnęła wesoło blond główką Amy. - A mogłabym usiąść na kolanach Płomyczka? Bo jak usiądzie z tyłu i się usyfi a ja często z nią jestem bardzo blisko to i tak bym się pobrudziła. A tak to obie byśmy były w miarę czyste. - blondynka kusząco oplotła się wokół Latynoski przybierając równie kuszącą minkę i gest. Johan i Elenio na chwilę zgodnie zdawali się całkowicie pochłonięci obydwiema przyklejonymi do siebie dziewczynami. Ortega też coś jakby skończył albo przerwał rwanie blach by pozezować na nie. Choć przez ten lustrzany hełm ciężko było tego być pewnym.

- No pewnie! - Johan krzyknął entuzjastycznie. Teraz rachunki już w ogóle wydawały się jasne. - Spadaj! - zachęcająco warknął do Elenio wskazując kciukiem miejsce za sobą. Latynos faktycznie wyskoczył na zewnątrz, zostawiając otwarte drzwi z przodu, otworzył tylne, westchnął widząc ten krwawy syf na tylnej kanapie i wskoczył do środka.

- Choć Asbiel, poradzimy sobie lepiej niż te czyściochy z przodu! - krzyknął chłopak z Armii do stojącej na zewnątrz Nash. Darcie blach z tyłu znamionowało, że operator pancerza wspomaganego kończył coś jeszcze rzeźbić w policyjnej maszynie.

- Sven? Jaki znowu Sven? - Diaz wyszczekała pytania, biorąc blondynę za łapę i siadając z przodu. Chwilę zawirowała przestrzenią, aby móc posadzić ją sobie na kolanach i objąć troskliwie w pasie - Dobra, popierdalajmy stąd w podskokach. Kończy się nam czas. Mamy paru leszczy do odbicia i uratowania. Teraz u nas zadanie dodatkowe, a jakoś nie widzę żeby Połyk z Tatuśkiem zdobyli się na konkrety - prychnęła pogardliwie, przesiadając się po pańsku z foczą w ramach ozdobnika. - Jak tam Wujaszku, wygodnie ci? - rzuciła gdzieś do tyłu.

Nash w tym czasie patrzyła wilkiem to na samochód, to na Dwójkę, a obserwacjami zahaczała również o Latynosa z Armii. Kręciła przy tym rudym łbem, grzebiąc mechanicznie przy Obroży.
- Nie trzeba mnie niańczyć - lektor wygłosił swoją kwestię suchym, pozbawionym emocji głosem. Te ostatnie nadrabiała piegowata gęba, wykrzywiona nad wyraz niechętnie. Zapakowała się jednak do środka - Co ze Svenem? Co mówił?

- No Sven, nasz kumpel. Był z nami na barykadzie do rana. Ale potem go przenieśli do kosmoportu. - wyjaśnił Johan obserwując jak obydwie kobiety po kolei pakują się na siedzenie obok.

- No w sumie właśnie nic nie mówił. - Elenio z tylnej kanapy odpowiedział Nash na jej pytanie. - Znaczy gadał bez sensu jakbyśmy się po akademii na piwo umawiali. Coś jest nie tak. - Latynos pomógł Nash usadowić się na swoich kolanach i gdy tylko się tam usadowiła znów wrócił mu dobry humor. Wrócił bo wspomniane zachowanie ich kumpla najwyraźniej budziło poważne zastrzeżenia i zdziwienie obydwu mundurowych.

- A jak tak siądę to ci nie będę przeszkadzać? Bo we dwie tutaj to jest strasznie ciasno. - Amy usiadła najpierw na udach Diaz ale mimo, że maszyna do wąskich i ciasnych nie należała to jednak miejsce dwuosobowe na pewno nie było. Głowa o blond włosach ocierała się co chwila o poszatkowany dach a dwie pary nóg ciężko było zmieścić w ich zwyczajowym położeniu. Więc w końcu Amanda przesunęła się siadając plecami do drzwi pasażera i wyciągnęła swoje smukłe nogi na drugą stronę drugich drzwi niejako szlabanując kierowcę.

- Eee… Niee… - odpowiedział Johan z zauważalną konsternacją patrząc gdzieś tak na golenie blondyny tuż nad swoimi udami. Potem wzrok przesunął się ku jej kolanom, zjechał po udach na jej korpus, te ciekawą wypukłość na górze, w końcu na oplecione wokół Obroży dłonie blondyny i jej twarz tak bliską twarzy Diaz. Wreszcie po tej długiej wędrówce jego oczy chyba dotarły do filuternego spojrzenia blondynki. - Znaczy, nie, no pewnie, że nie, co ty, rozgość się i w ogóle! - zapewnił szybko marine. Włączył starter i samochód zawarczał odpalonym silnikiem.

- No w porządku. Popatrzę to sobie na okolice. I muszę dorwać do tej kurwiej dziury… - mruknął krótko Ortega kończąc się mościć. Zrobił sobie gniazdo i usiadł na byłym bagażniku pojazdu w ten sposób, że zrobił z siebie pełnoprawnego tylnego strzelca. Black 2 nie doczekała się żadnej reakcji od Black 5 ale po wyświetlanej przez Obroży mapie widać było, że bus z pozostałą czwórką Parchów z grupy Black ruszył w przeciwną do klubu stronę jadąc w kierunku Checkpoint. Johan pokierował “pandę” do klubu gdzie zajechali chwilę potem.

Ledwo stanęli w miejscu, Ósemka wyskoczyła jak oparzona z auta i szybko przebierając nogami, potoczyła się w kierunku drzwi wejściowych.
- Dwójka i Siódemka bierzemy się za piwnicę. Trzeba ją zabezpieczyć zanim zejdą cywile - szczekała Obrożą, klepiąc namiętnie paluchami po holoklawiaturze - Patino mówiłeś coś o zwiadzie dronem. Sprawdź teren i zgarnijcie młodą - zatrzymała się, obracając twarz ku wojskowym - Tak szybciej to załatwimy.

- Promyczku idź z tymi pendejo, my tu mamy coś do rozpierdolenia - Diaz mruknęła Promyczkowi do ucha, wysadzając z bryki najpierw ją a potem siebie. Poprawiła miotacz, sprawdziła czy cyngiel się nie obluzował i przewróciła oczętami - Dobra dobra Latarenka, już się tak nie wczuwaj, claró? Wujaszek! Wracamy na imprezę, ruszaj ten leniwy odwłok. Kurwy same się nie wyruchają - klapnęła blondynę łapą w pośladek, rechocząc przy tym jak stary zwyrol.

- Dziecino weź daj na luz… Nie zadajesz się z jakimiś amatorami!Wszystko jest pod kontrolą! - Latynos wyskoczył z obsmarowanej ludzkim i nieludzkim ścierwem policyjnej pandy i zaczął z niechęcią na twarzy wycierać swoje tylne partie ciała. Mówił lekko pretensjonalnym tonem albo jego udaną karykaturą na końcu wskazując już teraz niezbyt czystą dłonią w niebo. Tam na tle zielnonkawego, czystego nieba okolonego w większości ogromem gazowego giganta Yellow i dużo mniejszą tarczą miejscowej gwiazdy, tak bardzo ciekawiącej astronomów, widać było sunący leniwie kształt latającego robota.

[MEDIA]https://i.ytimg.com/vi/txNtls0c2-0/hqdefault.jpg[/MEDIA]

- Ale nie napalaj się, nic nie jest wieczne. Za jakąś godzinę baterie zdechną i trzeba będzie go zdjąć ze straży. - rozłożył ramiona w geście bezradności. Dron należący wcześniej do Black 3 miał chyba z kilka godzin możliwej aktywności po których należało wymienić baterie. Był aktywny od chwili bardzo awaryjnego lądowania grupy Black na tym księżycu więc obecnie poziom naładowania energii musiał być już dość niski.

- Auć! - Amanda nawet krzyknąć boleśnie umiała jakoś tak wdzięcznie, że z miejsca chciało się powtórzyć ten manewr. Znów krótkim motywem zwróciła na siebie uwagę wszystkich mężczyzn w grupce bo i bywaj mundurowi i Parch z numerem 7 wymalowanym na pancerzu na chwilę zwrócili uwagę na rozcierającą, zgrabny tyłek blondynkę.

- Bym był złośliwy uznałbym, że coś nam każesz zrobić. - podrapał się po podgolonej głowie Johan patrząc w końcu z blondynki na rudzielca o złotych oczach. - Ale, że cię lubię to nie uznam. Ale właśnie wyluzuj dobra? - powiedział marine biorąc swój szpej i dając głową znać, że wszystkim póki co po drodze do środka.

- No. A jak chcę coś przebolcować. I by przebolcować chętnie mogę coś rozpierdolić. - odezwał się chropawo Ortega ruszając chyba jako ostatni z grupki. - Tylko kurwa w tym jebanym, cwelowatym schronie są te pierdolone drzwi. Nie ruszymy ich tym czym mamy bo próbowałem. Ale chcecie to próbujcie po swojemu, ja wam utoruję drogę do drzwi. A potem chce coś przebolcować. - skinął głową “roboci” olbrzym obwieszony ciężką bronią i pomocniczym sprzętem przez co był i wolny i głośny ale na siłę ognia przewyższał pewnie całą resztę grupy razem wziętą.

Black 8 zatrzymała się nagle, obracając przez ramię i zmrużywszy oczy, wlepiła wzrok w Mahlera. Zgrzyt zębów zlał się w jedno z ponurym warkotem, wydobywającym sie z głębi popalonego kwasem gardła. Stała tak dwa oddechy, nie mrugając ani nie poruszając choćby pojedynczym mięśniem. Prócz szczęk oczywiście. W końcu prychnęła, odpalajac klawiaturę i po chwili syntetyczny lektor przerwał milczenie.
- Tam na dole. W kanałach. Mogliście odejść, mieliście okazję. Czysty teren przed sobą, zaporę z napalmu i karabinu za plecami. - Parch się zawahała, walcząc z przemożną chęcią aby splunąć i olać temat. Odetchnęła dla uspokojenia i podjęła pisaninę - Nie musieliście czekać. Ani wracać - na moment przeniosła wzrok na Patino, po czym wróciła do trepa z Floty - Mam was wyciągnąć z syfu w jednym kawałku, jeszcze nie skończyłam roboty. - wzruszyła ramionami, uciekając przy okazji wzrokiem gdzieś do góry. Wyglądało jakby obserwowała drona - My już jesteśmy martwi, ci z Obrożami i nie znaleźliśmy się tu za kradzież cukierków ze sklepu. Wy nie macie aż tak prosto. Wyluzuję gdy znajdziecie się na bezpiecznym terenie, jasne? - opuściła głowę, pokazując krzywy i mało pogodny, wymuszony uśmiech.

- Que… - Latynoska westchnęła boleśnie, jakby jej ktoś ładował w klatę wiertarkę udarową. Oblicze jej wyrażało czyste zwątpienie, więc dla poprawy nastroju objęła ramieniem Amy, no i bardzo przyjemnie się ją tak obejmowało. - Nie no kurwa, ja se wypraszam. Jeszcze dycham, si? No to jeszcze mogę trochę skorzystać z życia. Poza tym siedzę za niewinność, jestem uciśnioną ofiarą bezdusznego systemu - mówiła z zapałem, klepiąc do rytmu słów łapskiem po dyszy miotacza. - Ech Latarenka. Bolca ci kurwa trzeba, bo pierdolca dostajesz. Poprosisz ładnie to ten pendejo w mundurze albo Wujaszek ci z tym pomoże, on jest bardzo kochany… Wujaszek znaczy, no i wtedy nie będzie mi podpierdalał celów spod lufy, bo znowu zejdziemy do kurwiej dziury i zesram się na malinowo, a nic nie rozwalę. Skandal - wydała fachową opinię po czym przybrała pełen nostalgii i smutku ton, prawie że roniąc łzę goryczy nad paskudnym, niewdzięcznym losem i mało koleżeńska postawą olbrzyma w pancerzu wspomaganym. Ogarnęła się dość szybko, wracając do tematu przewodniego - Gdzie Świeżynka i ten trzeci od was? Ten co mu liżące się laski nie pasują. Część z nas poleci na balety z czteroręką kurwą, część niech patrzy na doktorka i Promyczka żeby im nic smrodu nie narobiło jak nas nie będzie - mruknęła, całujac blondynkę w skroń, bo mogła - No i jak mamy popierdalać dalej razem to nam potrzeba większej kabaryny. Nie zabierzemy się w ten psi szmelc całą ekipą. Wy tu się szwendaliście jak my cofaliśmy zegarek coby nam łby nie wybuchły. Widzieliście coś sensownego?

- Ej no coś ty Asbiel, przecież byśmy was nie zostawili. - Johan żachnął się gdy Asbiel wspomniała o sytuacji z kanałów sprzed paru godzin. - Nie oddalibyśmy nikogo tym gnidom. No i kurwa, na pewno nie kogoś kto nas z tego syfu wyciągnął. - marine na końcu się uśmiechnął nawet idąc przez nieco rozbebeszony wcześniejszymi walkami i bombardowaniem lokal. - Jesteś z nami. - uśmiechnął się szerzej i po przyjacielsku trącił ramieniem jej ramię tak, że lekko odbiła w bok trafiając na ramię Latynosa.

- No. I to dwie foczki. Szkoda by było. - Latynos dodał niby poważnym tonem ten jakże ważny argument przemawiający za. Pozezował chwilę na złotookiego rudzielca, na moment puścił żurawia na idącego niedaleko Parcha z numerem 2 i znów wrócił do tej z numerem 8. - A z tym bolcowaniem myślę by pomogło. Na pewno. Mogę się tym zająć. - zaoferował swoją pomoc Patinio przytrzymując swoje ramię tak, że wyglądali jakby byli parą i szli gdzieś tam na spacer czy randkę pod rękę. W głosie jednak brzmiała powaga i troska więc wyglądało jakby mówił jak najbardziej serio.

- O tak. - blond główka tancerki i gwiazdy tego lokalu wykonała potakujący ruch głową. Stęknęła też cichutko i jak zwykle rozkosznie gdy dłoń Diaz wylądowała na niej więc potaknięcie i słowem i gestem mogło dotyczyć i tego momentu jak i tego co mówili mundurowi. - No pewnie, że jeszcze dychasz. I możesz i powinnaś korzystać z życia. I ze mnie też, nie zapomnij o mnie. - dodała blondyna w krótkiej skórzanej kurtce i podkoszulku ze sporym dekoltem. Mówiła troskliwie zbliżając swoje usta do ucha Diaz i zaczepiając je wargami i muskając językiem. - Bo jakbyś przestała dychać chyba musiałbym cię ratować. I pewnie zaczęłabym od metody usta - usta. - zniżyła głos prawie do szeptu przesuwając wspomniane usta do ust Latynoski.

- A tam na dole też masz takie fajne koleżanki? - Black 7 zainteresował się kolejnym detalem gdy obserwował manewry blondyny skoncentrowanej na Latynosce w Obroży.

- Mam fajne koleżanki tam na dole ale nie tak fajne jak ja. - Amy skończyła prezentować znaną jej metodę reanimacji usta - usta która jakoś dziwnie przypominała pocałunek. Bardzo długi i bardzo mokry. Ale gdy skończyła i usłyszała pytanie Ortegi roześmiała się i pokazała mu język.

- A dwie by były? Wiesz, ja jestem dość duży. Kawał chłopa. - Ortega chyba był zaciekawiony tym tematem i jego pytania znów rozbawiły blondynę bo się roześmiała na całego.

- Na pewno znajdziemy ci jakieś fajne dziewczyny. - powiedziała wesoło Amy gdy wróciła jej zdolność mowy. - Ale pewnie byś musiał zdjąć ten metal z siebie bo cię w ogóle nie widać. - dodała nieco ostrożniej a Diaz wyczuła jak dla pewności i otuchy dłoń blondyny zaciska się na jej dłoni.

- Eee… To tak. Samochodów tu trochę jest. Coś powinno się dać uruchomić. - Johan z wyraźnym trudem oderwał się od blond tematów i wrócił do tego o czym mówiła Latynoska. - A Karl i Maya są na górze, w sterówce. Karl miał spróbować zrobić łączność to by się dało ze światem pogadać. - dodał.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline