Wybór schodów okazał się mimo wszystko znacznie wygodniejszy od schodzenia po linie. Dziwnie się czuło, wchodząc prosto w iluzję, lecz ta przestawała mieć znaczenie, jak tylko weszło się w pełni pod nią. Zejście w fontannie mogło prowadzić w podobne miejsce co korytarz, do którego wpadł Yetar, lecz fetchling niemal od razu wiedział, że to nie to samo. Przede wszystkim przestrzenie były niewiele, a oni trafili teraz do prostego korytarza bez bocznych odnóg. Może tamten labirynt był tylko pułapką? Rexa poszła z oporami za nimi, ale Walaja nie chciała dać się zaciągnąć dalej w głąb podziemi twierdzy.
Tak czy inaczej, oświetlając sobie magiczną kulą i pochodnią ruszyli przed siebie. Pierwszym, co kazało im uważnie patrzeć wszędzie, był wielki, dwusieczny topór zwisajacy z sufitu. Nie poruszał się, po chwili oględzin stwierdzili, że to dawno temu uruchomiona lub zepsuta pułapka, podobna do tych, które już widzieli w wykonaniu rodu, którego przeszłość śledzili od jakiegoś czasu.
Yetar szedł dalej przodem. Tym razem jego czujne oczy okazały się odpowiednio czujne i zatrzymał cały pochód. Dziesięć kroków dalej korytarz rozwidlał się w dwie strony, tuż przed sobą jednakże fetchling odkrył niemal idealnie dopasowaną do pokrytej kurzem i pyłem posadzki kamienną płytę. Malutkie szpary jasno dawały do zrozumienia, że patrzy na coś mogącego być zarówno zapadnią, jak płytą naciskową. Sięgała od ściany do ściany i była szeroka na mniej więcej metr. Ciężko było powiedzieć w jaki sposób przechodzące tędy ślepe stwory omijały tę przeszkodę.
Może pułapka była tak samo nieaktywna jak wcześniej minięty przez nich topór? Takie założenia zwykle kończyły się niezbyt dobrze.