Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 12:51   #104
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Wybór kolejnej mocy był dla niego naprawdę trudnym wyborem, tym bardziej, że miał mało czasu na decyzję. Pustelnik jak się okazało dysponował naprawdę imponującym zestawem, z którego to właśnie najsłabszą, przynajmniej w kwestiach ofensywnych, miał rozkaz przejąć White. Zderzyły się wtedy jego własne ambicje z ambicjami organizacji, do której przynależał.
W końcu chciał być jak najpotężniejszy. Jak można było odrzucić możliwość kontrolowania roślin, której siłę pokazał najlepiej jej wcześniejszy posiadacz lub coś na wzór radaru w głowie? Z drugiej strony jednak była świadomość gniewu Mazzentropa i tego, że najsilniejszy nie oznacza najbardziej użyteczny. Bo destruktywnych mocy potężniejszych nawet od kontroli roślin było bardzo wiele, ale co mogło przebić chociażby możliwość infiltracji bazy wroga i wiele innych pod względem użyteczności poza walką?
Rozważył to wszystko w stanie euforii po zabójstwie, podczas gdy miał wrażenie jakby nawet szybciej myślał. Ostatecznie wybrał rozsądniejszą opcję, czyli kontrolę zwierząt. Chciał zadowolić przywódcę Mroku, wierzył, że dzięki temu zdobędzie więcej zaufania. Bolało go, że musiał poświęcić resztę mocy, ale nie wątpił, że Mazzentrop to doceni i odpowiednio wynagrodzi. Na pewno będzie miał łatwiej, niż gdyby nie wykonałby rozkazu.
Później sprawy potoczyły się bardzo szybko. Musieli się zbierać z Azzą, nie mieli nawet za bardzo czasu, żeby o tym wszystkim pogadać. Dopiero w nawet dobrej jakości hotelu mieli chwilę odpoczynku, ale był zbyt cholernie zmęczony, żeby tracić czas na pogaduszki. Upewnił się, że wszystko jest między nimi w porządku i z ulgą, że wszystko już za nim, zasnął.

Zaklął do siebie, gdy zobaczył ósemkę funkcjonariuszy w terminalu. Najchętniej by się podniósł i spróbował się schować w toalecie albo sklepie, ale teraz, gdy jeden z nich już go zauważył, taka próba przyniosłaby więcej szkody niż pożytku. Zacisnął nerwowo ręce, spogladając na fałszywy paszport, który otrzymał. Musiał po prostu sprzedać im historyjkę i nie powinno być problemów. W końcu nie mogą go aresztować za to, że po prostu zwiezda kontynent ze znajomą rodziny, a nie będą mieli czasu sprawdzić wszystkich faktów. Pewnie im też się trochę spieszyło. Czekał więc na swoim miejscu spokojnie, porządkując w głowie wszystkie fakty i dopieszczając kłamstwo. Zastanowił się, czy są wśród nich Obdarzeni. W najgorszym wypadku będzie musiał się bronić, ale to była ostateczna ostateczność. Starał się jednak nie martwić, nie mieli nic na niego, a on przywykł przez całe życie do zachowywania się jak porządny obywatel.
Tymczasem funkcjonariusze zajęli się latynosem siedzącym kilka miejsc od White’a. Do niego samego podszedł zwykły policjant i stanął przy nim.
Ludzie z SPdO najpierw sprawdzili dokumenty mężczyzny i później go obmacali i rozkazali rozpiąć kurtkę, by pokazać pierś. Ten się oburzył, ale szybko został powalony na ziemię i skuty kajdankami przez policjantów. Kiedy go podnieśli, członek SPdO rozpiął jego kurtkę i podniósł bluzę odsłaniając gołą pierś. Po zaspokojeniu ich ciekawości ruszyli w kierunku Elliota.
Zacisnął nerwowo pięści. Wpadł i to ostro. Oczywiście jego towarzyszka akurat musiała gdzieś odejść, ale z drugiej strony ona na nic by się nie zdała. Nawet jakby wcześniej zaczął uciekać to na nic by się nie zdało. Nie powinno go tu w ogóle być, za bardzo się wyróżniał wśród miejscowych. Pewnie pierwsze, co Światło usłyszało, to że niedługo przed atakiem we wiosce pojawił się jakiś biały chłopak. Ale że akurat udało im się trafić na niego, to dopiero był pech. W każdym bądź razie powinni to lepiej przemyśleć, a za błędy się płaci.
Zastanawiał się tylko, co robić. Przemienić się i ich zabić? Pozwolić się złapać? Nie było dobrego wyjścia, każde kończyło się źle. Już w zdesperowanej próbie dania sobie choćby większej ilości czasu, wstał i odezwał się do funkcjonariusza stojącego przy nim:
- Przepraszam, muszę iść do łazienki. Zapomniałem wziąć leków i mam mdłości... - czuł, że strach przed złapaniem sprawił, że pobladł na twarzy. Wypuścił głośno powietrze, jakby naprawdę był chory, czekając na reakcję funkcjonariusza. Przecież nie będzie go tu trzymał, tylko powinien odprowadzić do toalety. A z tamtego miejsca White będzie mógł myśleć, co dalej.
Niestety jak tylko wstał, funkcjonariusz przytrzymał go i powiedział łamaną angielszczyzną:
- Stój tutaj.
Pozostali też właśnie kończyli z latynosem i szli w jego kierunku.
Nie miał więc wyboru, niż czekać jak podejdzie reszta. Gdy byli już przy nim odezwał się do tego, który zdawał się być przywódcą. Powtórzył blef z problemami żołądkowymi, patrząc błagalnie.
- Za chwilę nie wytrzymam, panie oficerze... - dodał tylko pod koniec.
Miał nadzieję, że pracownik SPdO zna angielski na nieco lepszym poziomie. Cholera, naprawdę nie chciał robić bałaganu, ale jeśli nie dadzą mu wyboru będzie musiał się bronić. Na co oni w ogóle liczyli? Oczekiwali, że jak już znajdą Obdarzonego, to nie zginą pierwsi, na miejscu? Jednak on też z przemianą wyda sam na siebie wyrok, dlatego naprawdę chciał tego uniknąć. A jak ci głupcy go teraz nie posłuchają, wszyscy umrą. Czekał zestresowany na reakcję na jego prośbę…
Oficer SPdO westchnął ciężko.
- Tylko szybko - mruknął i skinął na jednego z policjantów, by poszedł razem z nim.

Chwilę później Elliot zamknął się w jednej z kilku kabin. Funkcjonariusz wszedł za nim do łazienki i teraz czekał na niego przy wyjściu.
Usiadł i zaczął patrzeć w drzwi przed sobą, nerwowo strzelając palcami. Miał czas pomyśleć, ale i tak sytuacja była beznadziejna. Ciekawe, że gdyby miał przy sobie broń albo narkotyki mógłby to teraz odłożyć i uszłoby mu to na sucho. Ale nie, chodziło przecież o kryształ, którego nie odłoży.
A może dać się złapać po dobroci i liczyć, że jakoś go odbiją? Czy nie skrzywdził już wystarczająco ludzi? Był członkiem największej organizacji terrorystycznej, do której nie trafił własnym życzeniem. Jeszcze nie było za późno, żeby się wyrwać. Ale co zmieni, jeśli wróci do Światła? Nigdy nie będzie jednym z nich, bo miał ciemny kryształ. Mazzentrop, Mrok mu zaufał, a on teraz ma ich tak po prostu samolubnie zdradzić? Bo się bał zrobić tego, co konieczne, w imię większego dobra? Oni naprawdę go cenili i wierzyli w niego. Miał zawieść Yun?
Poza tym jak mógłby wrócić do normalnego życia po tym wszystkim? Był zdolny do większych rzeczy. No i mogą go od razu wrzucić za kraty, w końcu zabił już dwojga ludzi. A co jak trafi do rodziny zastępczej i będzie jednocześnie zagrożony ze strony Obdarzonych niezwiązanych z żadną organizacją i Mroku, który przecież nie pozwoli, żeby żył z wiedzą, którą miał? Światło go nie obroni, tak jak to było wcześniej.
Westchnął ciężko, sfrustrowany. Zastanawiał się, co robi Elamri. Zawęził swoje opcje do dwóch: spróbuje to załatwić po cichu, albo będzie walczył. Poddanie się bez walki oznacza pewną śmierć. Wydłużoną, co prawda, ale samotną i ze świadomością, że złamało się wszystkie swoje zasady. Nie wiedział, co będzie z walką, czy zostanie od razu spacyfikowany, czy może jakoś zdoła uciec. Ale przynajmniej będzie na jego warunkach. Najpierw jednak musiał spróbować tego pierwszego.
W tej sytuacji żałował, że nie jest jedynką. Mógłby się przemienić i szybko rozprawić się z funkcjonariuszem, po czym spróbować gdzieś uciec. A tak obezwładnić go nie da rady. Po przemyśleniu jednak uznał, że to i tak by nie miało sensu. Przecież jego koledzy od razu by wiedzieli, że coś się stało. Nie ucieknie przed nimi tak po prostu. Musiał jakoś wykorzystać to, że był z nim tu samemu. Odetchnął po raz ostatni, przygotowując się do tego, co planował i wyszedł z kabiny. Szedł powoli.
- Liczę, że ogarniasz angielski lepiej niż twoi koledzy. Mam dla ciebie propozycję. - gdy był już bliżej i upewnił się, że funkcjonariusz nie trzyma ręki na broni, jednym rozpiął bluzę i pokazał mu kryształ - Nie ruszaj się. Zobaczę, że wyciągasz broń albo próbujesz coś zgłosić, to zginiesz na miejscu. Nie masz szans i dobrze o tym wiesz. Jak chcesz żyć, to mnie posłuchasz. Nie chcę cię zabijać, na pewno masz rodziców, dziewczynę, żonę, albo może nawet dzieci, którzy na ciebie czekają. Spotkasz się z nimi jeszcze, tylko nie rób nic głupiego. Czaisz?
Patrzył z wyczekiwaniem na ruch tamtego. Jeśli zrobi jeden zły ruch, zdąży się przemienić. Pewnie rozwali sufit, ale co z tego. Na razie czekał na reakcję tamtego. Dalej był zestresowany, ale już nie przestraszony. Teraz to on był w natarciu i tak naprawdę on miał przewagę. Przyparli go do muru i był zdesperowany, a w takich sytuacjach człowiek najbardziej walczy, gdy nie ma już innego wyjścia. Osoba przed nim jeszcze miała i o ile funkcjonariusz nie był skończonym idiotą, to nie będzie próbował walczyć. Wyda na siebie wyrok i w imię czego? Przecież nie pracował dla Światła. Wystarczy, że posłucha głosu rozsądku.
 
Kolejny jest offline