Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 19:18   #104
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Post wspólny Czarnej, Zombianny, Zuzu i MG; cz.2

Robili sobie jaja, albo czegoś od niej chcieli… tylko czego niby mogli chcieć od Parcha? Nash nie potrafiła znaleźć odpowiedzi, żadne sensowne rozwiązanie nie przychodziło jej do głowy. W sumie mogli się rozstać w każdej chwili, iść w swoją stronę… a ci jeszcze gadali i to takie bzdury. Po co? Przecież…
Zacisnęła usta w wąską kreskę, przyjmując ramię po zwalczeniu odruchowego oporu. Prychnęła przy propozycji udzielenia wsparcia i pomocy. Gdyby nie bijący na alarm licznik chętnie by skorzystała. Mina z zaciętej powoli przeszła w rozbawioną, dłoń odkleiła się od karabinu, wędrując ku twarzy Latynosa. Tam strąciła z policzka czarną drobinę bliżej niezidentyfikowanego syfu i wróciła do klawiatury.
- Potrzebujemy auta. Sprawdzimy co z resztą. Meh - przekaz zwieńczyło parsknięcie.

- No przez te blachy to ci się obciągnąć nie da ani nic Wujaszku - Diaz otoczyła Promyczka ramieniem żeby ta poczuła się pewnie i spokojnie. Ciągle bała się Wujaszka, niepotrzebnie! Przecież ją lubił i go nie wkurwiała, ale faktycznie w tej konserwie robił za wielkie, groźne bydle, chociaż kochane.
- Świeżynka! Bierz Romeo pod pachę i szurajcie do nas, rozkluczamy klapę kurwiej dziury! - wydarła się radośnie przez Obrożę do Brown 0.

- Spokojnie, już jesteśmy. - odezwał się wychodzący z korytarza Karl. Przyszedł razem z Mayą. Szedł z tym swoim ciężkim rewolwerem w dłoniach i wydawał się spięty i skupiony.

- O! No to jesteśmy w komplecie! - zawołał Elenio z uśmiechem witając brakującą dwójkę.

- No. Okey Karl to co robimy? Bo w sumie Zoe ma rację, jakaś druga bryka by się przydała. - Johan też się dołączył ale po drodze tak wmanewrował, że znalazł się bardziej przy Vinogradovej niż Hollyardzie. Głową jednak wskazał na czerwonowłosego sapera z emblematem 8 na pancerzu. - Ale ten schron na dole jeszcze jest. No i ten doktorek. Został na górze? - marine skończył mniej więcej referować jak to wygląda sytuacja na więcej niż jeden obiektów i celów do osiągnięcia. I jakoś gdy skończył akurat złapał Brown 0 za kibić i przysunął do siebie szczerząc się wesoło już tylko do niej.

- Tak. Został na górze. - Karl popatrzył na marine jakimś pustym wzrokiem. Wydawał się coś mało cieszyć z tego spotkania. Na pewno mniej niż pozostali dwaj mundurowi. Zwlekał też jakby z czymś co ci najwyraźniej zauważyli bo popatrzyli najpierw na niego a potem na siebie nawzajem. Gliniarz musiał wyczuć, że chyba wszyscy oczekują od niego jakiegoś rozwinięcia więc westchnął.
- Chłopaki, pamiętacie jak czyściliśmy tą cementownię ze dwa tygodnie temu? - zaczął patrząc na dwóch mundurowych.

- No. Chujowo było. Ale daliśmy radę. Zresztą i tak potem wszystko wysadziło lotnictwo. A co? - Elenio zapytał i odpowiedział dość wesołym, bezczelnym i zaczepnym tonem ale widać było, że nie widzi związku z tym co było a z tym co jest.

- Daliśmy radę wyjść. Zanim ściągnęliśmy tam ogień. - Johan wciąż trzymający Mayę nieco doprecyzował też patrząc uważnie na policjanta.

- No właśnie. I kojarzycie plotki? Że to było gniazdo. Ul. Jedno z wielu pewnie. No i tam widzieliśmy te ciała ludzi. Nie żyli. Ale pamiętacie jak wyglądali, nie? - Karl popatrzył na obydwu kumpli i nieco nerwowo oblizał wargi patrząc uważnie to na jednego to na drugiego.

- No. Tacy rozszarpani. Ale co z tego? Przyszliśmy za późno. Już wszyscy nie żyli. Nie mogliśmy nic zrobić. Tylko się wycofać. - marine zmrużył oczy już z poważną miną obserwując to jak zaczyna toczyć się dyskusja.

- Okey. Właśnie. Tacy wyszarpani. - policjant pokiwał głową i otarł dłonią spocone czoło. Wewnątrz nadal działała wentylacja więc było o niebo przyjemniej niż w tropikalnym ukropie na zewnątrz a i tak Karl pocił się jakby tu biegł. A nie wyglądał na zziajanego. - Gadałem ze Svenem. - zaczął mówić znowu ale widząc, że obydwaj już zaczynali coś mówić uciszył ich gest i poważnym grymasem twarzy. - W centrali podejrzewają, że my też to mamy. Cała trójka. Jak ci wyszarpani. Mieli ten syf u siebie w kosmoporcie. Sven brał udział w pacyfikacji. Udało im się. Ale jest podejrzenie, że każdy kto przebywa tak długo jak my na terenie xenos jest zainfekowany. - wygarnął w końcu policjant. Na chwilę w grupce zdawała się panować cisza i bezruch.

- No kurwa pogięło ich. Ja się czuję dobrze. Nic mi nie jest. Daj spokój, daj mi radio, pogadam z nimi, wytłumaczę im wszystko. - pierwszy mowę zdawał się odzyskać Latynos i zaczął wolno ale mówił coraz szybciej nawet ruszył się jakby chciał wrócić do samochodu i radia w środku.

- Mają rozkaz. Na nas. Konkretnie na nas. Jak po nas przylecą na Brownpoint. Wiecie co to znaczy. Sven nas ostrzegł. Bez tego wjebalibyśmy się w te gówno co nam przygotowali. Kula w łeb albo chuj wie co gorszego. - policyjny strzelec wyborowy mówił zmęczonym głosem nadal jednak brzmiało w nim zdecydowanie. Obydwaj mundurowi wydawali się być wmurowani w ziemię. Elenio kręcił przecząco głową nie zgadzając się na to co usłyszał choć chwilowo chyba zabrakło mu argumentów.

- Sven jest spoko. Był przecież cały czas z nami. - powiedział cicho marine mocniej obejmując Vinogradovą za trzymaną kibić jakby tym dotykiem chciał dodać sobie albo jej otuchy. Patrzył gdzieś w podłogę przed sobą.

- No tak, Sven jest spoko. Powiedział, że spróbuje się załapać na transport do nas ale wiecie jak jest, to nie od niego do końca zależy. No i chłopaki. - Karl podszedł do Elenio, zgarnął go pod ramię i nawrócił do Johana, tak, że znalazł się między nimi w środku patrząc z bliska to na jednego to na drugiego. - Tkwimy w tym razem. Na razie to podejrzenie okey? Nie mają pewności. My też nie. Jasne? Musimy to sprawdzić. Zrobimy jakieś testy, skany, znajdziemy jakiegoś łapiducha i wygrzebiemy się z tego. Jeszcze wszyscy żyjemy i jeszcze sporo możemy tu napsuć, nie? - Karl potrząsnął nieco obydwoma trzymanymi mundurowymi i teraz wyglądał jak starszy brat czy kolega dodający otuchy młodszym.

- Aa. No tak. Plota jest, że jak szybko to da się to wyjąć. - Elenio jakby załapał tą nadzieję i zaczął kiwać głową już raźniej. Johan oblizał wargi i też podłapał dryg.

- E tam, pewnie nic nam nie jest. Banda gryzipiórków za biurkiem wpadła w paniorę i tyle. - podgolony marine też nie chciał być chyba gorszy od kolegi ale o żadnym z nich nie dało się obecnie powiedzieć, że lekko podchodził do usłyszanych wiadomości i tego co one oznaczały.

Potwór rosnący w bebechach na podobieństwo pasożyta. Żywiący się nosicielem, rosnący wewnątrz niego i zatruwający od środka, by finalnie… utorować sobie drogę przez miękkie tkanki na wolność. Twarz Nash ściągnęła się, szczęki zacisnęły. Nie potrafiła pozbyć się z głowy wspomnienia holo oglądanego z ojcem za dzieciaka. Film, a raczej serial, dotyczył gatunku skrzydlatych robali, składających jaja wewnątrz żywej larwy innego gatunku. Z jaj wykluwały się młode…
Potrząsnęła łbem, odpychając niechciany i niepotrzebny w tym momencie obraz. Zamiast rozmyślać nad przeszkodami, powinni się skupić na znalezieniu wyjścia z tego szamba. Omiotła spojrzeniem trójkę trepów - bladych, nagle wyciszonych i wyraźnie spiętych. Sama też zesztywniała, doskonale zdając sobie sprawę jak kiepsko wychodzi jej pocieszanie innych. Nie miała w tym doświadczenia.
- Laboratoria Seres. Nasz następny cel. Grupy Black - przemówiła za pomocą lektora, robiąc niewielki krok do przodu. Przypatrywała się czujnie zarażonym, ale nie sięgnęli po broń, ani nie odsunęli się. Postąpiła więc kolejny krok - Naukowiec z ośrodka. Mamy wyciągnąć jego i pozostałych ocalałych. Potem Checkpoint - zazgrzytała zębami, zamierając na trzy długie oddechy. Podniosła ręce i po chwili wyraźnego wahania, uścisnęła ramiona wpierw Hollyarda, potem Mahlera a na końcu Patino, czując że wolałaby ponownie wleźć na pole minowe, niż ciągnąć ową rozmowę. Zabrała szybko ręce, wracając do pisania - Skoro jest tam jajogłowy i laboratoria, mogą was przebadać. Na wszelki wypadek. Upewnimy się. - przerwała, wzdychając ciężko i splunęła pod nogi, skrzecząc coś pod nosem gniewnie - Nie rozjebią was, macie tam tylko wejść. Do transportera. Ale potem możecie wyskoczyć… ale to potem. Załatwmy sprawy tutaj. Schron. Cywile. Kurwa z piwnicy. Po kolei. Potem laboratorium. Pozostali z Black tam pojechali, może nie spierdolą i coś zadziałają. Zobaczymy. - wzruszyła prawym barkiem - Będziemy musieli pojechać na limicie czasowym, ale się uda. Młoda ma was doprowadzić do celu, to jej zadanie. Doprowadzi, w razie czego odciągnie się uwagę pokrak. Ale najpierw laboratorium. Póki jeszcze stoi i jest szansa na jajogłowego. Jajogłową. To nie jest rozkaz - zmrużyła oczy, wbijając je w marine - To propozycja. Nie wiemy czy w mieście znajdzie się szpital z obsadą. Najbliżej i najszybciej jest Seres. Ogarniemy - przy ostatnim słowie wyszczerzyła się pewnie.

Vinogradowa słuchała ze wzrokiem wbitym w ziemię. Gdy żołnierz z Floty ją objął, odwzajemniła uścisk. Objęła go w pasie, wczepiając się w niego z całej siły. Nie zasłużyli na taki okropny koniec, żaden z nich. Byli tacy w porządku mimo tego, że przyszło im kooperować z Parchami. Nie robili im z tego powodu wyrzutów, nie traktowali jak worków mięsa i żywych tarcz, ale ludzi… i potrzebowali pomocy nie mniej niż ludzie w Obrożach.
- Udało się nam wyciągnąć hasło do bunkra w piwnicy - powiedziała kiedy zapadła cisza - Możemy otworzyć drzwi od zewnątrz, tylko… bądźmy mili dla tych po drugiej stronie. Jeżeli… mają tam lekarza? Tak na wszelki wypadek… kogoś z tego Seres. Nie tylko mundurowi chodzili tu na przepustki.

- Masz hasło? No i zajebiście! - Diaz jako jedyna chyba wydawała się tryskać radością szczerą i niewymuszoną - To rozpierdalamy czteroręka kurwę, ładujemy Promyczka na bezpieczny rewir, pytamy się grzecznie chujków kto ma cynę o konowałach, załatwiamy Wujaszkowi ruchadełka i wypierdalamy w trasę - streściła po swojemu to co usłyszała, gestykulując przy tym żywo - Por tu puta madre, weźcie sobie zapodajcie czopa na zatwardzenie. Jebnęło wam datę przydatności do spożycia, wielkie rzeczy. Teraz wiecie jak nam jest w pizdeczkę z tym chujstwem na szyjach. Macie syfa i wam siedzi we flakach… no i chuj z tego, que? Jak się go wytnie to nie urośnie. Dalej będziecie tacy prawi i sprawiedliwie wlepiający mandaty za zaśmiecanie trawników. - parsknęła wesoło, spoglądając na bezobrożowy kondukt pogrzebowy z naganą - A ten czterooki grubcio jak taki mądry to niech strzeli z ucha co można zrobić. Mówi na siebie doktor, nie? Pogadam z nim… miło i przyjaźnie oczywiście - zapewniła szybko Świeżynkę, wyłamując palce przed robotą.
- I nie srajcie ogniem, pendejos. Czemu do brudnej dupy mojej świętej pamięci babki Mercedes, sami się obmacujecie i tulacie we wspólnym trzymaniu na duchu i za fiutki? - wydęła wargi, parskając pod nosem - Pedałki, czy co? Soy… no kurwa tolerancyjna w chuj jestem. Wujaszek też, wystarczy że ma co ruchać. Nie wiem jak on, ale ja się czuję obrażona, pominięta i ja pierdolę, zaraz jebnę stąd i tyle mnie będziecie widzieć. Zaszyję się w kiblu, potnę mydłem, albo zaleję pałę z rozpaczy - nadawała podniesionym głosem, machając łapami przed sobą - W ogóle nie ma sprawy, spoko cabrónes. Przypadkiem tu kurwa jesteśmy, nie? Tylko przechodzimy. Jakoś chyba do was nie dotarło, że w tym momencie powinniśmy popierdalać w Pussywagonie. - dla zdrowotności przykopała w zostawioną na ziemi walizkę, a ta przeleciała przez pomieszczenie i odbiła się od ściany - No ale nakładamy trasy. No nie ma za co… to teraz piwnica, ruchanie i bunkier. Claró?

- Ehe. Właśnie. Wszyscy zapominacie o najważniejszym. O ruchaniu. A przecież w końcu po to tu ludzie przychodzą nie? No ja przynajmniej na pewno po to tu przyszłem. I właśnie nadłożyłem drogi jak Chelsey dobrze mówi. Więc miejmy trochę chociaż poszanowania dla tradycji tego miejsca i dla zdrowej, solidnie odkarmionej chcicy. No ja przynajmniej mam i przyszłem tu poruchać. - Ortega nie odzywał się przez cały czas ale gdy druga Latynoska zaczęła nawijać ten poparł ją w podobnym stylu nie dając zapomnieć po co tu przybył. O ile wcześniejsze słowa dwójki pozostałych Parchów wydawały się przemawiać do rozsądku i dawać nadzieję na wyratowanie się z opresji, to monolog Diaz całkiem zaskoczył trójkę mundurowych. Najpierw patrzyli na nią z zaskoczeniem, przez moment nawet jakby przebiła się złość czy irytacja, ale w końcu gdy zaczęła zbliżać się do finału swojego przedstawiania sprawy roześmieli się.

Elenio który stał najbliżej Diaz śmiejąc się sięgnął po nią i przygarnął do siebie.
- Jasne, też jesteś z nami. No nie fochaj się bo jak się ty sfochasz, to już w ogóle będzie tragedia. - powiedział wesoło Latynos do Latynoski w Obroży.

- Dzięki, że wróciliście.- poparł go Karl. - I wtedy w kanałach i teraz. Sami chyba nie dalibyśmy rady. Ale z waszą pomocą i jednym zespole mamy szansę się z tego wygrzebać. - roześmiał się, też chyba podbudowany na duchu zachowaniem wyrzutków ludzkości jacy otaczali jego i jego przyjaciół.
- Plan jest dobry. - odpowiedział nieco poważniej patrząc na Zoe. - Najpierw Schron. Zobaczymy co tam jest grane. Gdzieś muszą być ci gliniarze z tej pandy. I mogą mieć coś w tym schronie. Albo kogoś. A potem bryka i do Seres. I tak mamy się tam udać i my i wy. Więc nam po drodze. - policjant pokiwał głową i wyglądało na to, że jakiś plan jakby mieli na najbliższe kilkadziesiąt minut.

- Claró que si żebyście nie dali rady. Bez rozsądku Wujaszka siedzielibyście w czarnej dupie, smyrając się po hemoroidach - Black 2 przewróciła teatralnie oczami. Przeszła w znany już hałaśliwy sposób komunikacji, nadając spod ramienia kaktusiego mundurowego. Obejmowała przy tym Promyczka, więc stali we trójkę w ciasnocie jak w kolejce po zasiłek - No i jasne że plan jest dobry! Latarenka jest od oganiania, Świeżynka od grzebania w internetach... a my - wskazała siebie i Ortegę - Przyszliśmy tu jebać i robić rozpierdol. Ja już po punkcie pierwszym, a Wujaszek lubi od tyłu, więc zbierać się - pokazała paluchem tam gdzie zejście do piwnicy.

- Schowaj się może na górę do pokoju ochrony? - Brown zwróciła się do blondynki w skórzanej kurtce. Nie odstępowała Mahlera ani o krok, ciągle go obejmując jakby w ten sposób mogła go uchronić przed niedogodnościami - Jest tam doktor Jenkins, drzwi da się zamknąć. Jest też podgląd kamer. Tutaj nie jest zbyt bezpiecznie, łatwo da się wejść oknem... albo drzwiami. Wrócimy po was kiedy uporamy się z wejściem do schronu.

Ósemka z trzaskiem odbezpieczyła broń, uśmiechając się pod nosem. Jakim cudem dziwna zbieranina ludzka doszła do porozumienia bez ofiar - kolejna niewiadoma. Grunt, że udało się im znaleźć nić porozumienia i pociągnąć za nią, skupiając wybuchową mieszankę charakterów dla wspólnego celu. Otworzyła holo Obroży, spoglądając na znaczniki pozostałej części grupy Black. Przez dłuższą chwilę zawiesiła uwagę na portrecie Szóstki. Parametry wskazywały, że żył. Dobra informacja.
- Poszukajcie auta i zapasowej benzyny. Potrzebujemy ich, a nie ma sensu całą watahą pakować się na dół - wystukała, patrząc bezpośrednio na parę wojskowych. Opuściła ręce, by naraz parsknąć i wrócić do maltretowania holoklawiatury - Nie boicie się, że strzelę wam w plecy. Świetnie, idę z wami. Będę ubezpieczać.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline