Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2017, 19:56   #105
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Post wspólny - Buka, MG, Mike, Cohen

- Cholera jasna... - Dopiero teraz Black05 zdała sobie sprawę, że pierdzielony kwas na pierdzielonym autobusie wciąż zżerał go kawałek po kawałku. A jak tak dalej pójdzie, to się “Pussy wagon” rozleci, i nic nie będzie z dalszej jazdy. Chwyciła więc za czynnik zasadowy, po czym oblała syczące miejsce, a po chwili zastanowienia, zrobiła ponowny użytek z kolejnej dawki, tak na wszelki wypadek.

- Dobra, to kij im w oko, jedziemy - Spojrzała jeszcze raz w kierunku, gdzie część Parchatych się udała, po czym wróciła do busa, odpaliła go, i ruszyła w dalszą drogę, złorzecząc pod nosem.

Black 5 obserwowała jak cz zaczyna działać wytwarzając pianę która zaczęła pienić się i syczeć w zetknięciu z kwasem. Czynnik chyba w końcu wygrał tą batalię bo po przejściu punktu krytycznego bąblowanie i syczenie zaczęło zamierać pozostawiając na karoserii i silniku mdły osad. Żółty bus kierowany ręką pobliźnionej blondyny ruszył w lewo, wyjeżdżając z dżunglowej przesieki w stronę centrum krateru Max. Niedługo wedle wskazań mapy z Obroży musieli znowu zjechać z głównej drogi, tym razem skręcając w prawo. Zaczęli zbliżać się do Checkpoint, brakowało im ostatnie kilkaset metrów. Teren jaki otaczał drogę nadal był zdominowany przez dżunglę i samego laboratorium do którego mieli dojechać nadal nie było widać.

- Podjedź bliżej - powiedział Black 0.
Przełączył się na częstotliwość, z której nadawali cywile.
- Tu Black, jedziemy po was. Jak sytuacja?

Black 0 po nadaniu komunikatu odczekał chwilę wsłuchany w trzaski eteru w słuchawce komunikatory i coraz bardziej rzężące mechanizmy maszyny którą jechali. Jednak po chwili nic się nie zmieniło. Eter w słuchawce nadal trzeszczał tak samo jak mechanizmy busu nadal rzęziły.

- Laboratorium ma systemy obronne, jak tylko coś zobaczysz zatrzymaj się. - powiedział do kierowniczki.

- Mamy jeszcze chwilę, zanim się dotelepiemy do umieralni, to warto ustalić, jak to rozegramy. Albo wjeżdżamy na pełnej kurwie, albo najpierw pójdę ogarnąć miejsce po cichu i może złapać któregoś z łapiduchów, jak nie przez szczekaczkę, to na żywo i w kolorze i wtedy ułożymy konkret plan. - powiedział Owain, pakując do plecaka kostkę plastiku i minę z autobusowego arsenału.

- Bryka nie wytrzyma ewentualnego ostrzału. Zobaczymy jak to wygląda na własne oczy, bo dane satelitarne są do dupy. - odparł Padre.

Żółty, popalony, postrzelany, wytrawiony kwasem, zachlapany krwią, ludzi i xenos, pobrudzony dżunglowym błotem i upstrzony roślinnymi jej pozostałościami autobus pruł pewnie przez ścieżkę drogi jaka przecinała dżunglę. Mogło się zdawać, ze wszystko jest mimo to w porządku. Choć prowadząca pojazd Black 5 wiedziała, że kwas jaki właśni zneutralizowała miał wystarczająco dużo czasu by wpłynęło to na sprawność maszyny. Czuła to a nawet słyszała jak coś tam rzęzi i zgrzyta niepokojąco. Na pewno był odpowiedni moment by postawić go do warsztatu. Albo by zadbał o niego chociaż jakiś polowy mechanik. Te wszystkie walki w których brał udział i z nimi i zanim ich spotkał też pewnie nie wpływały na niego zbyt pozytywnie. Otarła jednak pot z czoła choć przypominało to rozcieranie go między skórą dłoni a czoła to jednak niosło choć sugestywną ulgę. Na dany przez ich zwiadowcę znak zatrzymała się jakieś setkę metrów przez zjazdem do labolatoriów Seres gdzie mieli dojechać.

Black 4 który wziął na siebie ciężar decyzji jak się zabrać za wykonanie zadania, teraz gdy gdyby nie te drzewa i cała ta dżungla dookoła to już pewnie byłoby widać. A tak, widzieli ścianę dżungli o te dwadzieścia czy trzydzieści metrów od skraju drogi. Tylko wzdłuż niej było widać coś dalej. Tyle, że zjazd na miejsce szedł lekkim łukiem więc z tej odległości widać było w oddali sam mur albo płot okalający posiadłość. Sądząc i z mapy serwowanej przez Obrożę i tego co widział przed sobą brama musiała być kilkadziesiąt metrów od widocznego obecnie z drogi fragmentu.

System obronny działał nie tak całkiem dawno temu a może i nadal bo widać było nawet na tym wąskim przecinku przed nimi liczne, nieruchome truchła xenos. Leżały w pobliżu ogrodzenia jakby je tam dosięgły systemy obronne. Na samej drodze jednak ciał już właściwie nie było. Za to były same xenos. Zorientował się po chwili, że zauważa ruch w dżungli jaka ich otaczała. Xenos też ich zauważyły sądząc po wydanym skrzeku i odgłosie przedzierania się przez dżunglę. Były szybkie. Rozpędzony pojazd mógł im uciec. Ale obecnie stali w miejscu. Pierwsze kilka xenos były góra pół setki kroków od nich. Dystans do pojazdu mogły pokonać w kilka, sekund.

Owain wybił kolbą karabinu okno po prawej stronie autobusu, chwycił najbliższy granat ze stosu wybuchowych dóbr i cisnął nim w najbliższego z większych obcych, po czym wycelował w niego z karabinu i zaczął strzelać krótkimi seriami.
- Ten wrak i tak już długo nie pociągnie, równie dobrze możemy użyć go jako osłony, jeśli IFF systemu obronnego nas nie rozpozna, o ile w ogóle go ma. - stwierdził.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"

Ostatnio edytowane przez Cohen : 06-05-2017 o 19:58.
Cohen jest offline