Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2017, 04:19   #244
Sapientis
 
Sapientis's Avatar
 
Reputacja: 1 Sapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnie
Bandyci na kolację

Panna d’Artois pewnym krokiem zmierzała w stronę karczmy. Chłodne powiewy wiatru zatrzymywał gruby płaszcz podróżny, w który dziewczyna ubrała się tej nocy. Głód i zmęczenie nie pozwalały jej skupić myśli na czymkolwiek, poza pozycjami w menu gospody. Była właśnie gdzieś pomiędzy zapiekanymi polędwiczkami ze świeżymi ziemniaczkami, a smażoną rybą z warzywami, gdy niemal wpadła na postawną postać w ciemnym płaszczu.
- Désolé, nie zauważyłam… - zaczęła dziewczyna. - Ach, Cicerone Glaive! Ojciec też wybiera się na późną kolację? - zapytała z niekrytą ulgą, że rosły obcy nie okazał się być kimś innym.

Theseus sapnął po raz drugi tego wieczoru i zatrzymał się gwałtownie, tym razem unikając zderzenia z drugą osobą. Przebiegł dyskretnym spojrzeniem po młodej kobiecie i odetchnął głębiej.
- Przepraszam, to moja wina. Muszę zajmować za dużo chodnika - mruknął i skupił wzrok na spojrzeniu wiedźmy.
- Cóż… wybieram się w stronę gospody, jeśli panienka Sophie pyta, jednak obawiam się, że nie w celu spożycia posiłku - odparł Cicerone i odchrząknął lekko, poprawiając na sobie zwój liny. Wydawało się, że chciał już urwać temat i ruszyć dalej, jednak zamiast tego zmarszczył czoło i poskubał swoją brodę. - A panienka… też w tamtym kierunku? - zapytał z ledwo słyszalną nutą niepokoju.

- W rzeczy samej - przytaknęła. - Nie jadłam nic od śniadania… - Jej wzrok spoczął wreszcie na linie opasującej pierś mężczyzny. - A ojciec z tą liną… - urwała. - Coś się stało?
Na pytanie dziewczyny Theseus zrobił lekko zakłopotaną minę, co też poparł, drapiąc się z tyłu głowy.
- Jakby to powiedzieć… Pan Eldritch zapytał, czy takiej nie mamy na plebanii. Podobno do czegoś potrzebował przy urządzaniu swojego przybytku - skłamał Cicerone, nie chcąc przedwcześnie zdradzać informacji o odkryciu jego córki.
- Niestety… z tego, co zdążyłem już usłyszeć, do “Burego Kocura” wdarła się grupa miejscowych bandytów, niejakich Muriellów. Zajęli gospodę i ubezwłasnowolnili panią DeVillepin. Pan Eldritch wraz z gosposią Chloe zabarykadowali się w piwnicy. Rzezimieszki podobno chcą pojmać właściciela lokalu - opowiedział ochoczo Theseus, zbaczając szybko z tematu liny.
- Nie wiem, kto dał im prawo do takiego zachowania, ale ja jestem właśnie w drodze, by ukrócić ten precedens. Panienka… może jednak woleć nie zbliżać się tego wieczoru do tamtego miejsca - dodał jeszcze kapłan, zerkając na nią z autentyczną troską.

Brwi panny d’Artois powędrowały w górę, a żołądek skręcił się boleśnie. “Ubezwłasnowolniony obiad” było najgorszą, z wyłapanych przez głodną dziewczynę fraz.
- Panią DeVillepin? - zapytała z niepokojem. - A cóż ona im zawiniła? Przecież to tylko starsza kucharka.
Chłodny wiatr sprawił, że dziewczyna mocniej zacisnęła dłoń na pole ciemnego płaszcza.
- A sam karczmarz... - przez chwilę z zaciętą miną spoglądała w kierunku słabego światła w oknie gospody, jakby zbierając myśli, by w końcu wrócić spojrzeniem na oblicze duchownego. - Podobno stracił pamięć… Czyżby demony przeszłości? - zapytała, znacząco unosząc brew.

Theseus splótł dłonie za plecami i pokiwał głową w lekkim zamyśleniu.
- Być może… Jednak jakiekolwiek demony by to nie były, nie pozwolę im szerzyć gwałtu w mojej parafii - odparł stanowczo. - Dlatego też postaram się dostać do środka i przemówić tym bandziorom do rozumu… o ile jakiś posiadają - mruknął kapłan wyraźnie zmartwiony całą sytuacją. W końcu jednak skupił wzrok na wiedźmie.
- Przykro mi, że panienki posiłek się nie powiedzie. Chętnie zaprosiłbym panienkę na plebanię, ale aktualnie nikogo tam nie ma, zaś w sierocińcu z tego co wiem, opiekunki kładły sieroty do łóżek.

- Nie szkodzi, nic mi się nie stanie. - Dziewczyna pokręciła głową, zbywając troskę o swój żołądek. - Ale ojciec z pewnością nie powinien iść tam sam. Widziałam panią DeVillepin. Jeśli udało im się ją pojmać, nie są to zwykli wieczorni bandyci, którym alkohol dodał odwagi. W dodatku pewnie są uzbrojeni - powiedziała z powagą. - Będziemy potrzebować wsparcia.
- Naprawdę nie powinnaś się tym interesować, dziecko - westchnął Theseus, jakby żałując, że jej o tym powiedział. - Ja… no cóż, posłałem już kogoś, by zebrał ludzi. Kiedy dotrą, wejdziemy do środka. Wątpię, że spróbują podnieść broń na grupę mężczyzn w centrum miasta. Mimo wszystko nie mogę za nich ręczyć i nie chciałbym, by spotkała cię jakaś krzywda, panienko Sophie.
- Och… rozumiem - odpowiedziała z niejakim rozczarowaniem, ale i ulgą, choć niełatwo było je dostrzec na jej zmęczonym obliczu. Wydarzenia tego dnia skutecznie wykorzystały zasób adrenaliny młodej wiedźmy, której oczy zamknęłyby się najchętniej, gdyby nie pusty, dający o sobie znać, żołądek. Być może nawet została jej jeszcze jakaś cynamonowa bułeczka z wczoraj? Nie potrafiła sobie przypomnieć.
- A ci nowi szeryfowie z Chlupocic? - przypomniała sobie. - Skoro to oni pilnują tu porządku i strzegą prawa? Nie powinni mieć problemów z grupą bandytów.

- Jeśli dobrze zrozumiałem, szeryfowie mogą mieć coś z tymi ludźmi wspólnego… Jednak niech panienka nie cytuje moich słów, bo osobiście nie wiem, jakie istnieje powiązanie - Cicerone zaczął wyglądać zniecierpliwiony w stronę gospody. - Tak czy owak, postanowiłem osobiście przekonać się o tym na własne oczy. I być głosem rozsądku w całym tym zamieszaniu… - westchnął kapłan.
- Myślę, że powinienem iść dalej. Nie chciałbym panienki zatrzymywać.

- Nie puszczę pary z ust - zapewniła z powagą. - Ale skoro plany kolacji nie wyszły, chyba dotrzymam ojcu towarzystwa. Przynajmniej do czasu przybycia pozostałych - dodała, nim zdążył ją powstrzymać i ruszyła z miejsca. - Później mogę stanąć na zewnątrz i pilnować, czy ktoś jeszcze się nie zbliża. Chcę jakoś pomóc. - Była tak głodna, że nie poszłaby spokojnie spać ze świadomością, iż jacyś bandyci uwięzili panią DeVillepin. Wiedziała, że sama musi zawalczyć o lepsze jutro. Poza tym adrenalina pozwalała jej zapomnieć o pustym żołądku, a dziewczyna chyba znów chciała najeść się strachu.


Kapłan Wielkiego Budowniczego opuścił tylko lekko ramiona i westchnął, zrezygnowany, patrząc za odchodzącą wiedźmą.
- Dlaczego pozwalam kobietom wchodzić sobie na głowę… - mruknął na tyle cicho, by Sophie go nie dosłyszała.
- Niech tylko panienka trzyma się z tyłu i na siebie uważa. To nie ten kot z bagien, a prawdopodobnie uzbrojona grupa zbirów. Jak mówiłem, nie sądzę, by doszło do rękoczynów. Wystarczy tylko doprowadzić do klinczu sił, chociaż nie mogę przewidzieć nieprzewidzianego. Wiem jednak, że Bóg będzie po naszej stronie - odezwał się głośniej Cicerone, podążając za dziewczyną i zaraz się z nią zrównując.

- Niech się ojciec nie martwi, postaram się nie wchodzić w drogę. Stanę gdzieś z boku, tak, żeby mieć dobry widok na oba wejścia i będę obserwować. Zawsze lepiej mieć jakieś ubezpieczenie. Szczególnie, jeśli szeryfowie z Chlupocic faktycznie są w to zamieszani i mieliby was zaskoczyć. Oni nie wyglądają na zbyt chętnych do pertraktacji - przyznała po chwili zastanowienia.

- Cokolwiek się wydarzy, nie możemy dopuścić do rozlewu krwi - skwitował tylko kapłan i wraz z Sophie podążyli w stronę gospody.

 
__________________
Everything I've done I've done with the best intentions.

Ostatnio edytowane przez Sapientis : 07-05-2017 o 22:50.
Sapientis jest offline