Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2017, 12:32   #87
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Walczyła o każdy kolejny chaust powietrza, aż w końcu postanowiła zmierzyć się z własnym strachem, gnieżdżącym się w niej od tylu lat. Zanurzając się pod wodę nie czuła już lęku, a raczej ulgę i coś w rodzaju satysfakcji. Po raz pierwszy nie uciekała przed tym paraliżującym uczuciem niepokoju, a wręcz je przygarnęła. Z całych sił, na tyle, ile mogła, podciągnęła nogi do siebie i chwyciła za kostkę, której uporczywie coś się trzymało.

Poczuła smukłe, zimne niczym lód palce i z odrazą spróbowała je rozewrzeć, by się uwolnić. Nie było to proste, ale Gwen nie zamierzała się poddać. I gdy zostały jej jeszcze dwa palce do rozwarcia, ujrzała twarz tego kogoś, kto wciągał ją w mroczną, gęstą toń. To była... jej twarz! Wyszczerzona w szerokim, paskudnym uśmiechu, druga Gwendoline patrzyła na nim szalonym spojrzeniem.

Sobowtór próbował jeszcze ostatkiem sił wciągnąć Gwen głębiej, jednak blondynka w ostatniej chwili rozwarła ostatnie palce swojego największego wroga i z ulgą poczuła, jak unosi się w górę, ku załamanemu światłu przebijającemu się przez wzburzoną wodę, podczas gdy tamtą pochłonął mrok.

Ledwo wystawiła głowę na powierzchnię, łapiąc powietrze, a wszystko zlało się w oślepiającą jasność.



Szepty zachęcające do wędrówki w stronę światła powtórzyły się, jednak Henry podjął już decyzję i nie zamierzał ich słuchać. Odwrócił się i choć wciąż się bał, ruszył w ciemność. Najpierw powoli, potem nieco szybciej, odbudowując w sobie pewność siebie. Gdzieś w mroku obok słyszał dziwne dźwięki, jakby niewidzialne, cieniste postaci poruszały się tuż obok niego, jednak starał się nie zwracać na to uwagi.

Tak, jak sobie zaplanował, brnął w ciemność, a światło za nim traciło na mocy, tak samo, jak kolejne szepty stawały się coraz cichsze, aż w końcu zupełnie przestały docierać do lekarza. Morgan z ulgą przeszedł jeszcze kilka kroków, a następnie poczuł, jak grunt osuwa mu się spod nóg i począł spadać, a wzrok zalała mu fala oślepiającej bieli.



Czołgał się po ziemi najszybciej, jak mógł, a burza niemal zawisła nad nim w pełni. Niebo rozrywały ciężkie grzmoty, a pioruny uderzały raz po raz, z każdą chwilą coraz bliżej drwala. Mężczyzna skupił się jednak na wspomnieniach z dzieciństwa, przez co chociaż częściowo pokonał strach.

Budynek na horyzoncie szybko się przybliżał - była to drewniana, zaniedbana stodoła, jedyne miejsce, w którym Wes mógł się teraz schronić. Wiedział, że musi dać radę, dlatego pomimo uderzających obok wyładowań i nieba płonącego co chwilę wyładowaniami, doczołgał się w końcu do drewnianego przybytku i rozedrgany otworzył jedno ze skrzydeł wejścia.

Nie oglądając się za siebie, przy akompaniamencie kolejnego uderzenia pioruna wbiegł do środka i wtedy oślepiło go uderzenie jasnego światła.



Głos Petera pomagał jej w tych ciężkich chwilach, bo choć strasznie się bała, to nie pozwoliła sobie zostać w tej zawieszonej nad przepaścią pułapce strachu. Powtarzając sobie w kółko, że będzie dobrze, Emma powoli zmierzała do celu, ogniskując spojrzenie na miejscu, gdzie most łączył się z bezpiecznym gruntem. To był cel, który chciała osiągnąć. Nie liczyło się nic innego.

Przestępując ostrożnie między kolejnymi deskami omijała te nieco bardziej zdradliwe, lub te, które w jej opinii były już zbyt zmurszałe, by wytrzymać jej ciężar i z duszą na ramieniu pokonywała kolejne metry bujającego się na wietrze mostu. Krok po kroku. Centymetr po centymetrze.

Będąc już całkiem blisko słyszała gdzieś we mgle dziwne szepty i czuła podświadomie, że nie jest tutaj sama, jednak nie zawahała się, ani tym bardziej nie zrezygnowała z dalszej wędrówki.

Schodząc ze starego mostu na twardy, trawiasty grunt poczuła niesamowitą ulgę, ale i radość. Potem pojawiło się wszechobecne, oślepiające światło.



Oślepiający blask począł blednąć i szybko zorientowali się, że leżą na zimnej podłodze w piwnicy. Pierwsza otrząsnęła się Gwen, za nią Emma, Wes i Henry. Żarówka wisząca na kablu pod sufitem bujała się energicznie, oblewając wszystko mdłym światłem i produkując nieprzyjemne cienie zalegające na meblach i szpargałach, za każdym razem gdy zmieniła pozycję.

Było cicho jak w grobie, pomijając popiskiwania Sue dochodzące z góry. Co się właściwie wydarzyło? Jak to się stało, że znaleźli się na podłodze w piwnicy? Czy to, co przeszli, było prawdziwe? Te i inne pytania przelatywały im przez głowy, gdy próbowali pozbierać się w sobie. Gwen zauważyła, że słoiki, które pospadały wcześniej w zielarni, stały wciąż na swoich miejscach, zupełnie nietknięte.

Temperatura w piwnicy zdawała się spadać, a oni mieli dziwne wrażenie, że razem z nimi w pomieszczeniu coś jest. Coś złowieszczego, jednak mimo wszystko niczego podejrzanego nie dostrzegali. Ta ponura myśl kołatająca się z tyłu głowy o tym, że za chwilę coś się stanie, nie potrafiła ich opuścić. A może to już po prostu była paranoja?

 
Tabasa jest offline