Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2017, 23:47   #81
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Emma, podobnie jak pozostali stała jak zamurowana i patrzyła z niedowierzaniem na zamknięte już teraz drzwi wejściowe do budynku. Trochę pojęła teraz, co się działo w umysłach osób, które podczas wypadku stały i nie potrafiły zareagować.
Do tej pory nie do końca wierzyła, że coś się stanie. Z Virginią poradzili sobie bardzo dobrze. Ale teraz? Nie dano im nawet okazji. Maszkara po prostu zabrała Saoirse i nie mogli kompletnie nic z tym zrobić. Gdy dało się słyszeć głos Irlandki, kobieta tylko uklęknęła na jedno kolano i objęła swoją sunię.
- Boooże... - wysapała przytykając drżącą dłoń do czoła. Była blada jak ściana, ale nic nie wskazywało na to, że miałaby zemdleć. Zdecydowanie jednak jej mały nałóg dawał jej się teraz we znaki, chciała się tak strasznie napić, ale wiedziała że to najpewniej byłaby najgłupsza rzecz. Wzięła głęboki, rwany wdech i podniosła się garbiąc nieco. Spojrzała na drzwi wyjściowe
- Może je czymś zabarykadujmy? Może... Może to tam zostanie na jakiś czas. Musimy to szybko skończyć, nim wszystkich nas wykończy... Myślicie, że Robert i reszta ludzi też nie żyją? - odezwała się raczej niespokojnym tonem. Miała lekkie załamanie, ale w jej spojrzeniu, poza wyraźną paniką, było też sporo determinacji by pójść z resztą i szybko to wszystko załatwić. Kobieta lekko drżała jakby było jej zimno ale to raczej reakcja na szok. Harrison wsunęła nóż za pasek i skrzyżowała ręce pod biustem, jakby to był gest obronny, który miałby jej teraz pomóc obronić się przed wszystkim. Spojrzała w stronę schodów, jakby oczekując, że coś się stamtąd zaraz na nich znów rzuci...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 02-05-2017, 15:14   #82
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Od strony schodów nic się na nich nie rzuciło, choć dziwne szuranie powtórzyło się i nabrało głośności oraz intensywności. Teraz już zupełnie stracili orientację, skąd dokładnie pochodzi ten stłumiony hałas - coś zdawało się przemieszczać po całym piętrze, choć odgłosy wyraźnie wskazywały, że nie jest zbyt szybkie. Pozostała na parterze czwórka ludzi nie zamierzała jednak przekonywać się, z czym mają do czynienia.

Początkowy plan, by przejść się do pokoju Henry'ego uległ modyfikacjom i teraz skierowali swe kroki do kuchni. Deski pod ich nogami skrzypiały, a Sue piszczała, rozglądając się na boki. Wes odrzucił piwniczną klapę i ich oczom ukazały się prowadzące wprost w ciemność schody.


W tym mroku było coś, co odbierało ochotę na zejście. Coś, co sprawiało, że nagle wszyscy poczuli się dziwnie nieswojo. Sue zaczęła głośniej piszczeć i położyła się na podłodze z kufą na przednich łapach tuż przy drzwiach do kuchni, wpatrując się błagalnie w swoją panią. Emma wiedziała, co to oznacza - psinka nie zamierzała tam schodzić, a i ranczerka podświadomie czuła, że nie powinna. Że nikt nie powinien. To był jednak według nich jedyny sposób, by zakończyć to szaleństwo, które rozgrywało się na ich oczach.

Gwen zeszła jako pierwsza, z latarką w dłoni, oświetlając sobie trzeszczące, drewniane schody. Za nią ruszył Wes, następnie Henry, a pochód zamykała Emma, której nie udało się przekonać Sue, by podążyła za nimi. Od razu uderzył w nich ziemisty odór wilgoci, ale też coś jeszcze - coś niesprecyzowanego do opisania i sami nie wiedzieli, czy rzeczywiście czują jakiś smród, czy to może już wymysł ich wyobraźni.

Schody ciągnęły się w dół zaskakująco długo. Dłużej, niż im się wcześniej wydawało. Schodzili, przyspieszając kroku, jednak końca nie było widać. Przed nimi cały czas rozciągały się schody. Nic więcej. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do nich, że zostali zapętleni w tym mrocznym, piwnicznym zejściu. Gdy próbowali zawrócić, nie ujrzeli otwartej klapy, tylko schody biegnące w gęsty, lepki mrok. Nie było odwrotu.

Nie zdążyli pomyśleć, co dalej, gdy żarówki w latarkach pękły nagle, pozbawiając ich ostatniego źródła światła i wrzucając w nieprzeniknioną ciemność.


Nagłe, oślepiające światło wdarło się pod powieki, a kobieta zorientowała się, że nie jest już na schodach w piwnicy hotelu, a... gdzieś w wodzie! Jezioro? Morze? Ciężko było jej sprecyzować, gdyż wezbrane fale wciąż atakowały ją zażarcie, wpychając w toń i próbując stłamsić każdą próbę wypłynięcia. Ledwo łapała oddech, wynurzając się, a wokół nie było ani skrawka lądu, do którego mogłaby spróbować podpłynąć.

Nie cierpiała otwartej wody i nie wiedziała, jak się tu znalazła, ale zdawała sobie sprawę, że musi walczyć o to, by pozostać na powierzchni. Lodowata woda wlewała się do uszu, nosa i oczu, skutecznie przeszkadzając w zebraniu myśli. I nagle, zupełnie niespodziewanie, poczuła, jak coś łapie ją za prawą nogę i próbuje wciągnąć pod wodę. To coś było silne i choć walczyła, czuła, że opada z sił, z każdą kolejną chwilą łapczywie łapiąc powietrze, gdy udało jej się na moment wynurzyć.

Wiedziała, że jeśli nic nie wymyśli, po prostu się utopi.



Ciemność. Wszechobecna, gęsta, nieprzejednana. To jedyne, co otaczało Henry'ego i chociaż starał się zachować spokój, nie potrafił oszukać umysłu, dla którego był to jeden z największych dyskomfortów, coś, czego Morgan bał się od dzieciaka. Poczuł, jak łapią go duszności, a w ustach robi się sucho. Panika wpełzała do umysłu, niczym wąż, a on nie mógł znaleźć żadnego punktu zaczepienia, gdyż poza oplatającą ciemnością niczego nie był w stanie wychwycić.

Wiedział jednak, że nie jest już na piwnicznych schodach, gdyż powierzchnia była zupełnie płaska. Poruszał się po niej niczym ślepiec, nim zupełnie nagle, kątem oka dostrzegł ostre, białe światło kilkanaście metrów dalej. Z niepokojem stwierdził, że jest tutaj zupełnie sam.
~ Chodź do mnie, Henry ~ wyszeptał z oddali jakiś męski, szorstki głos. ~ Taki duży chłopiec nie powinien bawić się sam w ciemnościach... Chodź, pomogę ci znaleźć stąd wyjście...
Szept ucichł, a światło powoli zaczęło przygasać. Czy Henry chciał znów znaleźć się w całkowitych ciemnościach i zmierzyć ze swym lękiem?



Stał na jakimś wysuszonym słońcem polu, a nad sobą miał ciężkie, ciemne burzowe chmury. Gdy po niebie przetoczył się grzmot, a zaraz za nim uderzyła błyskawica, zaledwie kilkadziesiąt metrów od Wesa, mężczyzna aż krzyknął. Trząsł się cały i podskoczył w miejscu, gdy grzmot powtórzył się, bliżej niż wcześniej. Nie wiedział, jak się tu znalazł, ale zdawał sobie sprawę, że astrapofobia już przejmowała nad nim kontrolę.

Panikując, rozejrzał się po okolicy, dostrzegając na południu, jakieś trzysta metrów dalej niewielki budyneczek, coś jak stodołę. Schronienie! Może miał szansę dobiec tam, nim burza rozkręci się na dobre? Kolejne uderzenie żywiołu wyrwało go z rozmyślań, a on, dysząc ciężko musiał podjąć decyzję.



Nagły rozbłysk światła sprawił, że Emma zmrużyła oczy. Chwilę później, gdy umysł przetworzył obraz, zorientowała się, że nie jest już w piwnicy hotelu Roberta, tylko stoi pośrodku jakiegoś starego, drewnianego mostu zawieszonego nad pogrążoną we mgle przepaścią.

Wiatr bujał niestabilną konstrukcją, tak, że Emma zacisnęła mocniej dłonie na wilgotnej linie, której się trzymała. Większość desek prowadzących do zejścia tak z jednej jak i drugiej strony wyglądało na słabe, część była nawet połamana. Ranczerka czuła, jak cała się trzęsie, a serce waliło jej, niczym skaczący w klatce królik.

Bała się wysokości i przez długą chwilę pozostawała w bezruchu, walcząc ze swoim strachem. Wiedziała, że będzie musiała się w końcu ruszyć i coś zrobić, ale w którą stronę iść? Żadna z dróg nie przekonywała kobiety, zwłaszcza, gdy umysł podpowiadał najgorsze scenariusze. Oczami wyobraźni widziała, jak jedna z desek łamie się pod jej cięzarem, a ona spada w nicość i ginie, roztrzaskując ciało o skały.

Te myśli jej nie pomagały, ale coś zrobić ze sobą musiała.

 
Tabasa jest offline  
Stary 02-05-2017, 17:22   #83
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
- MUZYKA -

[MEDIA]http://theyneednews.com/wp-content/uploads/2013/01/Naomi-Watts-in-The-Impossible.jpg[/MEDIA]

Otworzyła oczy i momentalnie strach, przerażenie, panika zawładnęły jej ciałem. Jej źrenice rozszerzyły się, kiedy w ułamku sekundy Gwendoline uświadomiła sobie, gdzie się znajdowała. Była otoczona ze wszystkich stron przez szalejący żywioł, którego najbardziej się obawiała. Wzbudzał w niej niepokój, budził głęboko ukryte, stłamszone lęki, paraliżował ciało - nawet bardziej, niż krwiożercze stwory nie z tego świata. Woda, głęboka toń, niezbadana, ciemna, niekończąca się. Dająca życie, ale jeszcze chętniej je odbierająca. Uniemożliwiająca jakikolwiek krzyk o pomoc, zmuszając człowieka do radzenia sobie samemu w tej z góry nierównej walce na śmierć i życie. Gwen chciała krzyczeć. Nie tyle o pomoc, co z powodu wzbierającego w niej przerażenia. Jej krzyk jednak nie zdołał wydrzeć się z gardła, stłamszony przez wodę, którą się zachłysnęła. Był to głupi ruch z jej strony, ale w ogóle nie panowała nad swoim ciałem.
Mózg człowieka w takich sytuacjach pracuje na wysokich obrotach. Miliony myśli przepływają przez umysł, próbując znaleźć najlepsze rozwiązanie problemu stanowiącego zagrożenie życia. Przypomina sobie także dawno zapomniane, zepchnięte w najciemniejsze czeluście jaźni wspomnienia, zapewne z nadzieją na znalezienie solucji właśnie w tych mrocznych wydarzeniach z przeszłości.
Gwen dopiero co skończyła naukę w liceum. Wraz z rodziną wybierała się na wycieczkę do Europy. Znów przeżywała ten koszmar, z którym tak usilnie walczyła przez pierwsze lata studiów. Samolot zaczął spadać. Ponownie słyszała krzyki pasażerów, widziała wokół siebie panikę, która doprowadziła do śmierci wielu. Głośny huk rozbrzmiał w jej uszach, kiedy samolot uderzył o taflę oceanu. Coś wybuchło. Widziała ogień. Widziała swoją matkę, która uderzyła głową o oparcie fotela przed sobą. Była nieprzytomna. Widziała swojego brata, który starał się wyswobodzić spod bagaży podręcznych i zwłok jakiejś starszej kobiety. Czuła szarpnięcie za ramię. To był jej ojciec, a obok niego stała przerażona, młodsza siostra Gwen.
- Pomóż Nathanowi i zabierz stąd Chloe! - zarządził ojciec. Nie było czasu się sprzeczać. Widziała, że mocno krwawił, ale jakimś cudem wyszarpnął ją z fotela i popchnął kawałek dalej, dając jej do zrozumienia, że ma zrobić to, o co została poproszona.
Znaleźli się na pontonie. Wszyscy. Żyli. Oboje rodziców i cała trójka rodzeństwa. Wszyscy byli w głębokim szoku, tak jak pozostali pasażerowie. Ewakuacja wciąż trwała. Niewielu przeżyło, jednak i tak zaczynało brakować miejsca w pontonach. Ktoś wskoczył, spychając Gwen do zimnej wody. Zaczęła się topić. Patrzyła w ciemną głębię oceanu, która jak paszcza gigantycznego potwora chciała ją pożreć. Nie mogła nic poradzić. Onieśmielona przez potęgę żywiołu zdała się na jego łaskę. Ktoś ją chwycił. To był Nathan, jej starszy brat. Wciągnął ją z powrotem na ponton. Uratował ją.
Ostatkiem sił wypłynęła na powierzchnię, choć silne uderzenia wzburzonej wody ledwo pozwalały jej się tam utrzymać. Głośno i łapczywie nabrała powietrza, rozglądając się dookoła, póki tylko miała ku temu okazję. Czuła, że pomimo energicznych ruchów, do których była zmuszona, by utrzymać głowę na powierzchni, jej ciało i tak powoli drętwiało. Woda była lodowata, a może to strach paraliżował jej ciało, zmuszając je do poddania się.
Nigdzie wokół nie było widać lądu. Nie było widać niczego, prócz rozciągającej się aż po sam horyzont szalejącej wody. Morze? Ocean? Wielkie jezioro? Nie była pewna. Jak się tam znalazła? Nie znała odpowiedzi. Czuła, że woda ściska ją z każdej strony. Niekomfortowe uczucie uniemożliwiało skupienie myśli. Jedyne, co było najważniejsze, to utrzymać się na powierzchni. Wzburzone fale co chwilę chlastały Gwen po twarzy z każdej strony, niemalże złośliwie podtapiając ją, jakby chciały jej dać do zrozumienia, że nie ma szansy w walce z tym żywiołem.
Dwa lata po katastrofie, którą rodzina Marrowsów cudem przeżyła, wraz z nielicznymi innymi pasażerami tego lotu, Gwen spędziła na cotygodniowych terapiach u doktora McAdamsa. Nie radziła sobie ze strachem, który wzbudzała w niej woda. Początki były najtrudniejsze. Nie potrafiła wziąć kąpieli, bo jej umysł od razu podpowiadał jej, że się topi, wciągana przez odmęty zimnego oceanu. Rodzice musieli wymienić wannę na prysznic.
Terapie przynosiły skutki, choć była to długa i mozolna droga. Ostatnim etapem było zmierzenie się ze swoim strachem.
- Nie ma innej drogi, Gwen. Jeśli wygrasz tę walkę, wygrasz też wojnę - mówił doktor McAdams.
I rzeczywiście. Po dwóch latach Gwendoline przezwyciężyła swój strach na tyle, na ile potrafiła po traumatycznych przeżyciach z przeszłości. Samolotów przestała się bać całkowicie, strach przed niezbadaną głębią oceanów wciąż pozostał.
Coś ją złapało za nogę. Poczuła mocny uścisk i szarpnięcie w dół. Za pierwszym razem nie zdążyła w ogóle zareagować, więc została wciągnięta pod wodę. Zaczęła się szarpać, próbując z powrotem wydostać się na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza. Powtarzało się to kilkukrotnie, czuła jednak, że opada z sił. Walka z przerażającym żywiołem i czymś tajemniczym, co chciało ją wciągnąć i utopić była wyczerpująca. Walczyła jednak dalej. Nie była bowiem osobą, która poddawała się bez walki. Była wojowniczką - walczyła do samego końca.
Ostatkiem sił wydostała się znów na powierzchnię i zachłysnęła się powietrzem. Nabrała go tyle, ile tylko była w stanie. Zdała sobie sprawę, że samym szarpaniem się, kopaniem w to, czymkolwiek to było, co ją trzymało za nogę, nic nie wskóra. Słowa doktora McAdamsa znów rozbrzmiały jej w głowie. Nabrała powietrza i przestała się szarpać. Sama zanurzyła się pod wodą. Cokolwiek tam na nią czyhało, zamierzała stawić temu czoła. Zamierzała podjąć walkę z własnym strachem i skończyć ją raz na zawsze. Była to nierówna walka, ale Gwendoline po tylu latach była na to gotowa. Była gotowa, by spojrzeć prosto w oczy swojemu pierwotnemu lękowi i zadać mu śmiertelny cios.

[MEDIA]http://drnorth.files.wordpress.com/2013/07/vlcsnap-2013-07-01-23h53m56s135.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 02-05-2017 o 17:35.
Pan Elf jest offline  
Stary 03-05-2017, 12:06   #84
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację


Czarne, nisko wiszące chmury i silny wiatr, który owiewał twarz Taggarta zwiastowały dla niego najgorsze, a gdy po okolicy rozlał się pierwszy grzmot, aż podskoczył w miejscu i krzyknął. Gdzieś uleciały myśli o tym, że powinien przecież być teraz w hotelu, na schodach prowadzących do piwnicy. Jakby w chwilę o tym zapomniał, skupiając się na największym lęku, z którym walczył od dzieciństwa, a z którym do tej pory nie mógł wygrać.

Nie cierpiał burzy, odkąd w wieku siedmiu lat piorun uderzył w linie elektryczne i z gniazdek w domu posypały się iskry. Siedział obok jednego z nich w tamtym momencie i ta traumatyczna sytuacja zmieniła jego życie na zawsze. Podczas gdy inni nie zwracali nawet uwagi, gdy daleki grzmot zapowiadał nadejście burzy, jemu od razu żołądek wywracał się na drugą stronę.

Tak samo było teraz, gdy niebo zaburczało ponuro, a oślepiająca, rozwidlona błyskawica uderzyła daleko. Dla Wesa to i tak było za blisko. Wiedział, że burza się zbliża i musiał coś zrobić, chociaż ciało pogrążone w panice nie chciało współpracować. Niemal czuł powietrze wypełnione elektrycznością i nie był pewien, czy to tylko złudzenie przestraszonego umysłu.

Serce mu waliło młotem, oddech stał się szybki i płytki, pojawiły się odruchy wymiotne, których nie był w stanie opanować. Na czoło wystąpiły mu zimne poty i drżał na całym ciele, gdy grzmot rozdarł ciszę polany, na której się znajdował i znów ujrzał białą pajęczynę błyskawicy uderzającą w ziemię. Musiał coś zrobić, a przede wszystkim musiał się uspokoić. Dyszał ciężko, rozglądając się po okolicy i gdy dojrzał w oddali drewniany budynek, postanowił tam ruszyć.

Nie było to jednak takie łatwe. Sparaliżowane strachem ciało nie chciało wykonywać poleceń umysłu, przez co przez chwilę szedł, jakby puściły mu zwieracze i zrobił w gacie przykrą niespodziankę. Przez moment nawet się zastanawiał, czy to za chwilę się nie stanie. Burza była coraz bliżej, a on poruszał się, jakby brał udział w maratonie dla paralityków. Starał się nie myśleć o grzmotach i piorunach, na jakiś czas przymknął nawet oczy, ale światło i tak wdzierało się pod powieki.

Wiedział, że w takim tempie nic nie zdziała, a i jako najwyższy punkt na tym polu wystawia się na dostanie piorunem, więc po prostu rzucił się na ziemię, jak mu ojciec tłumaczył i począł się czołgać w stronę stodoły. Był cały mokry ze strachu, ale będąc bliżej ziemi, jakby zaczął bardziej wierzyć, że uda mu się dotrzeć do schronienia w jednym kawałku.

Czołgał się przed siebie, starając się przywołać jakieś miłe wspomnienia z dzieciństwa, byle tylko zająć głowę czymś innym, niż paniczny strach.
 
Kenshi jest offline  
Stary 04-05-2017, 02:10   #85
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację


Gdy rozbłysk światła ją oślepił, początkowo Emma przyłożyła dłonie do twarzy. zaraz jednak kobieta otworzyła oczy, by zderzyć się z widokiem, który zmroził jej krew w żyłach.
Emma natychmiast złapała się liny i starała się ustać na nogach, które momentalnie odmówiły jej posłuszeństwa. Cała zaczęła drżeć w przestrachu. Rozejrzała się w panice. Deski były strasznie stare, a do tego nie widziała jak daleka jest przepaść pod nią. Klatka piersiowa i żołądek zaczęły ją boleć. Zdjęta strachem Harrison ukucnęła trzymając się w panice liny
- Nie… Nie… Nie… - szeptała w przerażeniu. Nie rozumiała co tu robi, ani jakim cudem z piwnicy znalazła się w takim miejscu i to zupełnie sama. Czy to był jakiś sen, czy może halucynacje? Wiatr na jej zjeżonej skórze zdawał jej się jednak bardzo realistyczny. Kobieta zwiesiła głowę, dygocząc cała. Musiała się stąd wydostać. Krew szumiała jej w uszach.

"- Żartujesz? Peter, przecież… Przecież wiesz, że boję się takich miejsc…
- Nie martw się, to tylko niewinny most. Widzisz? Solidny. Nic nam nie będzie. Pogoda jest świetna, no chodź. Przeszliśmy tyle, by teraz zawrócić?
- Peteeer…
- Wiem, wiem… Wiesz co? To złap mnie jedną ręką, a drugą trzymaj się liny. I nie patrz w dół, tylko na deski. I powoli… Po małym kroczku."


Emma podniosła wzrok i otarła przedramieniem łzy, które zaczęły lecieć jej po twarzy z powodu tego wspomnienia. Przeszła z nim nie jeden most, ale ten? Tutaj go nie było…
- Miałeś mi zawsze pomagać… Zawsze… Czemu… Czemu?! - zawyła w pustkę do wiatru. Głos jej zadrżał, gdy rozpłakała się bardziej, ale wiedziała, że musi się ruszyć.


Sięgnęła jedną ręką do deski przed sobą, powoli przechylając się w przód, na czworaka, ale drugą ręką nadal trzymając się liny. Emma ciężko pociągnęła nosem i spróbowała oprzeć się na desce, sprawdzając czy jest twarda. Zamrugała znów ocierając łzy i z duszą na ramieniu spróbowała ostrożnie wstać, na miękkich nogach i zrobić krok w przód, przy samym brzegu deski, gdzie ta łączyła się z linami. Wymyśliła bowiem, że tam deska mogłaby być w miarę stabilna. Była w połowie drogi, nie mogła się cofać w tył, więc chcąc ruszyć do przodu, powoli przesuwała się, dygocząc i cały czas asekurując rękami liny. Co rusz przełykała nerwowo ślinę
- Oddychaj. Nie patrz w dół. Na deski, patrz na deski. To tylko wiatr. Jeszcze trochę i dojdziesz do celu. Ostrożnie. Nie spiesz się. Dasz radę. Nie zatrzymuj się. Oddychaj… - powtarzała w kółko jak modlitwę. W ustach miała kompletnie sucho i czuła zimny pot na karku i plecach, ale jednak przesuwała się w przód. Przy złamanych deskach robiła po prostu trochę większy krok do następnej całej. Myślenie o Peterze w ogóle jej nie pomagało, ale słuchanie jego głosu we własnych myślach pozwoliło jej ruszyć z miejsca, więc teraz skupiła się na tym by wziąć sobie do serca ostatnią z jego rad, by nigdy nie rezygnować z obranego celu…
Słuchała swoich przerywanych słowami, nerwowych oddechów i przyspieszonego bicia serca z uwagą.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 07-05-2017, 19:50   #86
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Ciemność, ciemność, ciemności... Henry odruchowo, całkowicie atawistycznym odruchu gorączkowo zaczął spanikowany sprawdzać kieszenie marynarki i spodni - zapałki, zapalniczka cokolwiek co dało by jakieś źródło światła. Nie znajdując niczego totalnie spanikowany zwinął się w kłębek, myśląc o tym by to wszystko się skończyło. W pewnym momencie usłyszał wyraźny męski głos
- Chodź do mnie, Henry - Taki duży chłopiec nie powinien bawić się sam w ciemnościach... Chodź, pomogę ci znaleźć stąd wyjście...
Do tego w oddali można było dostrzec światło, to z tamtą musiał dobiegać głos - brzmiał jak głos ojca pomyślał z ulgą Henry. Henry ruszył w tamtą stronę, lecz w połowie zatrzymał się. Był przecież w piwnicy na schodach, a to nie mógł być głos ojca ani kogokolwiek kogo znał - ta myśl wzbudziła w Henrym irracjonalny niepokój tak jak by wszystko co widział było nieprawdą, kłamstwem. To musiały być zwidy, majaki coś co nie istniało co było tylko w jego głowie - strach który odczuwał był tylko wytworem jego umysłu i tak samo umysł mógł go pokonać. Henry zatrzymał się, słowa i światło był tylko zwykła ułudą bezpieczeństwa - jeśli tam dotrze to już na zawsze będzie się bał. Henry nie miał zamiaru się już więcej bać, odwrócił się i ruszył prosto w wszechogarniającą ciemność.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 08-05-2017, 12:32   #87
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Walczyła o każdy kolejny chaust powietrza, aż w końcu postanowiła zmierzyć się z własnym strachem, gnieżdżącym się w niej od tylu lat. Zanurzając się pod wodę nie czuła już lęku, a raczej ulgę i coś w rodzaju satysfakcji. Po raz pierwszy nie uciekała przed tym paraliżującym uczuciem niepokoju, a wręcz je przygarnęła. Z całych sił, na tyle, ile mogła, podciągnęła nogi do siebie i chwyciła za kostkę, której uporczywie coś się trzymało.

Poczuła smukłe, zimne niczym lód palce i z odrazą spróbowała je rozewrzeć, by się uwolnić. Nie było to proste, ale Gwen nie zamierzała się poddać. I gdy zostały jej jeszcze dwa palce do rozwarcia, ujrzała twarz tego kogoś, kto wciągał ją w mroczną, gęstą toń. To była... jej twarz! Wyszczerzona w szerokim, paskudnym uśmiechu, druga Gwendoline patrzyła na nim szalonym spojrzeniem.

Sobowtór próbował jeszcze ostatkiem sił wciągnąć Gwen głębiej, jednak blondynka w ostatniej chwili rozwarła ostatnie palce swojego największego wroga i z ulgą poczuła, jak unosi się w górę, ku załamanemu światłu przebijającemu się przez wzburzoną wodę, podczas gdy tamtą pochłonął mrok.

Ledwo wystawiła głowę na powierzchnię, łapiąc powietrze, a wszystko zlało się w oślepiającą jasność.



Szepty zachęcające do wędrówki w stronę światła powtórzyły się, jednak Henry podjął już decyzję i nie zamierzał ich słuchać. Odwrócił się i choć wciąż się bał, ruszył w ciemność. Najpierw powoli, potem nieco szybciej, odbudowując w sobie pewność siebie. Gdzieś w mroku obok słyszał dziwne dźwięki, jakby niewidzialne, cieniste postaci poruszały się tuż obok niego, jednak starał się nie zwracać na to uwagi.

Tak, jak sobie zaplanował, brnął w ciemność, a światło za nim traciło na mocy, tak samo, jak kolejne szepty stawały się coraz cichsze, aż w końcu zupełnie przestały docierać do lekarza. Morgan z ulgą przeszedł jeszcze kilka kroków, a następnie poczuł, jak grunt osuwa mu się spod nóg i począł spadać, a wzrok zalała mu fala oślepiającej bieli.



Czołgał się po ziemi najszybciej, jak mógł, a burza niemal zawisła nad nim w pełni. Niebo rozrywały ciężkie grzmoty, a pioruny uderzały raz po raz, z każdą chwilą coraz bliżej drwala. Mężczyzna skupił się jednak na wspomnieniach z dzieciństwa, przez co chociaż częściowo pokonał strach.

Budynek na horyzoncie szybko się przybliżał - była to drewniana, zaniedbana stodoła, jedyne miejsce, w którym Wes mógł się teraz schronić. Wiedział, że musi dać radę, dlatego pomimo uderzających obok wyładowań i nieba płonącego co chwilę wyładowaniami, doczołgał się w końcu do drewnianego przybytku i rozedrgany otworzył jedno ze skrzydeł wejścia.

Nie oglądając się za siebie, przy akompaniamencie kolejnego uderzenia pioruna wbiegł do środka i wtedy oślepiło go uderzenie jasnego światła.



Głos Petera pomagał jej w tych ciężkich chwilach, bo choć strasznie się bała, to nie pozwoliła sobie zostać w tej zawieszonej nad przepaścią pułapce strachu. Powtarzając sobie w kółko, że będzie dobrze, Emma powoli zmierzała do celu, ogniskując spojrzenie na miejscu, gdzie most łączył się z bezpiecznym gruntem. To był cel, który chciała osiągnąć. Nie liczyło się nic innego.

Przestępując ostrożnie między kolejnymi deskami omijała te nieco bardziej zdradliwe, lub te, które w jej opinii były już zbyt zmurszałe, by wytrzymać jej ciężar i z duszą na ramieniu pokonywała kolejne metry bujającego się na wietrze mostu. Krok po kroku. Centymetr po centymetrze.

Będąc już całkiem blisko słyszała gdzieś we mgle dziwne szepty i czuła podświadomie, że nie jest tutaj sama, jednak nie zawahała się, ani tym bardziej nie zrezygnowała z dalszej wędrówki.

Schodząc ze starego mostu na twardy, trawiasty grunt poczuła niesamowitą ulgę, ale i radość. Potem pojawiło się wszechobecne, oślepiające światło.



Oślepiający blask począł blednąć i szybko zorientowali się, że leżą na zimnej podłodze w piwnicy. Pierwsza otrząsnęła się Gwen, za nią Emma, Wes i Henry. Żarówka wisząca na kablu pod sufitem bujała się energicznie, oblewając wszystko mdłym światłem i produkując nieprzyjemne cienie zalegające na meblach i szpargałach, za każdym razem gdy zmieniła pozycję.

Było cicho jak w grobie, pomijając popiskiwania Sue dochodzące z góry. Co się właściwie wydarzyło? Jak to się stało, że znaleźli się na podłodze w piwnicy? Czy to, co przeszli, było prawdziwe? Te i inne pytania przelatywały im przez głowy, gdy próbowali pozbierać się w sobie. Gwen zauważyła, że słoiki, które pospadały wcześniej w zielarni, stały wciąż na swoich miejscach, zupełnie nietknięte.

Temperatura w piwnicy zdawała się spadać, a oni mieli dziwne wrażenie, że razem z nimi w pomieszczeniu coś jest. Coś złowieszczego, jednak mimo wszystko niczego podejrzanego nie dostrzegali. Ta ponura myśl kołatająca się z tyłu głowy o tym, że za chwilę coś się stanie, nie potrafiła ich opuścić. A może to już po prostu była paranoja?

 
Tabasa jest offline  
Stary 11-05-2017, 11:40   #88
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Oszołomiony, wrócił do pełni zmysłów leżąc na zimnej podłodze w piwnicy. Przez dłuższą chwilę nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje, lecz w końcu dotarło do niego, że jest wśód towarzyszy i muszą zająć się tym, po co tu przyszli. Przecierając oczy starał się wyrzucić z głowy to, co działo się jeszcze przed chwilą i ten straszny, ponury hałas zbliżającej się burzy. Czy to wszystko było tylko jakimś super realistycznym złudzeniem? Nie wiedział i wolał nie wnikać. To już było za nim i chyba za pozostałymi, bo też nie wyglądali za specjalnie.

Westchnął, zbierając się na równe nogi i otrzepując spodnie. Po chwili sięgnął po nóż leżący nieopodal.
- Nie wiem, co się z nami stało przed chwilą, bo patrząc po waszych bladych twarzach chyba wszyscy byliśmy tam, gdzie nie chcieliśmy być, ale lepiej zabierajmy się do roboty. Musimy zatrzymać to coś i przede wszystkim wydostać się z tego hotelu cali i zdrowi. - Skinął głową na kompanów.
Widział, jak Gwen przejeżdża ostrzem po wewnętrznej stronie dłoni, otwierając krwawiącą ranę. Zacisnęła dłoń na amulecie i zaczęła kręcić się wokół własnej osi pośrodku zielarni, tak, jak napisał to w swoim pamiętniku Moss.

Wes czuł paskudną suchość w ustach, jakby ktoś nasypał mu tam piasku i odruchowo oblizał usta. Miał nadzieję, że to "płonące życie" jednak okaże się krwią i umożliwi im odprawienie rytuału, bo innego pomysłu nie miał. Liczył, że te czary-mary poskutkują i uda im się zatrzymać to, co się tutaj działo. Musiało się udać, bo to tak naprawdę była ich ostatnia szansa. Patrzył, co dzieje się z Gwen, ale i rozglądał się co jakiś czas po piwnicy. Po tym, co przeszli, niczego nie można było być pewnym, nawet jeśli wokół panowała cisza i spokój.
 
Kenshi jest offline  
Stary 12-05-2017, 17:22   #89
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Gdy reszta zabrała się za odprawianie czarów, co dla Henrego wyglądało tak że Gwen skaleczyła się w rękę i zaczęła się dziwnie kręcić w kółko. Henry zapewne gdyby nie cała sytuacja to widok kręcącej się Gwen wywołał by u niego napad śmiechu, teraz tylko zaciskał z całych sił pieści licząc że ten cały koszmar wreszcie się skończy i wreszcie będą bezpieczni. Przy okazji Henry postanowił przypilnować wejścia do samej piwnicy - lepiej żeby coś nagle nie wypełzło i ich niespodziewanie zaatakował.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 14-05-2017, 21:32   #90
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Walczyła sama ze sobą. To ona była źródłem swojego strachu, swoich głęboko ukrytych lęków. To ona przez tyle lat nie potrafiła sobie poradzić z tym, co kiedyś przeżyła i to ona sama tworzyła ten paniczny strach przed otwartą wodą i niekończącą się głębią.
Spojrzała swojemu sobowtórowi w oczy. Nie czuła strachu. Nie bała się. Coś w niej pękło, coś się zmieniło. Odczuła nagłą ulgę, kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie wyzbyła się swojego strachu. Wygrała nie tylko bitwę, ale i wojnę. Szarpnęła stanowczo i sobowtór puścił. Zaczęła płynąć ku powierzchni, czując, że od śmierci dzielą ją tylko sekundy. Spojrzała jeszcze w dół i ujrzała samą siebie - emanację jej głęboko zakorzenionych lęków - znikającą w ciemnych głębinach. Raz na zawsze pozbyła się swojej fobii. Mimowolny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Wyburzyła się i...

Gwen łapczywie nabrała powietrza, jakby dopiero co wynurzyła się z wody. Nie była jednak przemoczona do suchej nitki. Leżała na zimnej i lekko wilgotnej podłodze, otoczona półmrokiem. Znów była w hotelowej piwnicy. Czy to był tylko jakiś głupi koszmar? Przewidzenia? Czy może coś, czego nikt nie potrafił wytłumaczyć? Nie miało to większego znaczenia. Radość po wygranej walce z własną sobą wciąż tliła się w Gwen. Teraz już nic nie było w stanie jej zatrzymać przed osiągnięciem swoich celów.

- Tak, masz rację, Wes - zgodziła się Gwen.
Przeczesała swoje blond włosy dłońmi, po czym rozejrzała się po piwnicy. Cały czas miała dziwne wrażenie, że był w niej ktoś jeszcze. Czuła czyjąś obecność, ale nigdzie nikogo nie widziała. Nie było to miłe uczucie, jednak nie było też czasu by się tym bardziej przejmować.
Ściągnęła z siebie sportową bluzę i przewiązała się nią w pasie, pozostając tym samym w białym podkoszulku bez rękawów ubroczonym krwią Virginii.
Wysunęła amulet, który skrywała w dekolcie i ustawiła się na środku piwnicznej zielarni.
- Oby to zadziałało, bo możemy nie mieć drugiej szansy - stwierdziła, po czym spojrzała jeszcze na Wesleya.
Miała wielką nadzieję, że jego pomysł był trafny. Inaczej nie tylko kaleczyłaby się na marne, ale i traciliby cenny czas - a kto wie, czy dane byłoby im spróbować jeszcze czegoś innego.
Wyciągnęła z kieszeni scyzoryk i wysunęła ostrze. Westchnęła i uśmiechnęła się blado.
- No, to do dzieła - powiedziała, po czym od razu przesunęła ostrzem po wewnętrznej części dłoni.
Syknęła cicho z bólu, kiedy nożyk rozcinał skórę. Poczuła nieprzyjemne, piekące szczypanie i po chwili cała jej dłoń zalała się ciepłą krwią. Chwyciła tą dłonią za amulet i zaczęła kręcić się wokół własnej osi - tak, jak to było opisane w dzienniku Mossa.
 
Pan Elf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172