PIERWSZY POLEGŁY. PIERWSZA OFIARA NA DRODZE KU WIELKOŚCI. TAAAK. POCZUJ ZNOWU POTĘGĘ. POKAŻ WSZYSTKIM CZYM KOŃCZY ZADZIERANIE Z…
- Ah zamknij się. – powiedział głośno Liadon obficie kaszląc krwią. Głos miał jednak rację, pierwszy z orków leżał teraz martwy przypominając bardziej przypalonego nad ogniem zając niż straszną bestię. Nie złagodziło to jednak bólu promieniującego w jego boku. Nie wiedział jeszcze jak długo pociągnie w tym stanie. Ukryć się również nie mógł by jeżeli zawiodą, to cała wioska zamieni się w pogorzelisko i nic go wtedy nie uratuje. Trzeba będzie to po prostu zakończyć szybko. Wtedy dojrzał dziwnie wykrzywionego goblina wysuwającego się z rumowiska. Tego samego, którego ujrzeli na skraju lasu. To mogła być jego szansa. Pokuśtykał odrobinę w jego stronę, krzywiąc się z każdym krokiem. Wysunął dłoń przed siebie, a ta zajarzyła się najprawdziwszym ogniem. TAAAAK. CZUJE TO!
Tym razem nie uciszał już głosu. W żołądku zbierały się refluksy, mięśnie drżały niebezpiecznie, a krew uciekała z rany, z każdym uderzeniem serca coraz bardziej. Mimo to zdołał skupić się na tyle na swojej mocy by posłać w kalekę ognisty pocisk.
__________________ you will never walk alone |