Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2017, 23:38   #23
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Sposób w jaki urządził się lichwiarz, robił wrażenie nawet na Brownie, który przecież niejedno już widział. Przybytek Rączki przesiąknięty był wręcz zwierzęcym strachem. Z całą pewnością składowa wspomnianej woni tkwiła w zawartości spodni pochwyconego. Agatone sam jeszcze na patent podobnego mechanizmu nie wpadł, więc kiedy przechodził obok, starannie odnotował w pamięci sposób działania tegoż.
Zrównał się z gospodarzem. Tamten nie wykazywał specjalnych trosk o to, co działo się na zewnątrz.
- Przyszedłeś w konkretnym celu? Możemy porozmawiać na zapleczu, z dala od tych wrzasków.
Brown przytaknął. Miał już swoje lata i dostawał migreny od podobnych kakofonii. Kiedyś potrafił oprawiać swoich “klientów” całym nocami i wstać rano tyle świeży, co poranna rosa. Dziś te zawodzenia raczej go irytowały.
- Ta. Prowadź - skinął tylko głową.
Kiedy znaleźli się na tyłach, Brown bez słowa przysunął sobie zydel i usiadł jako pierwszy, zaznaczając swoją pozycję. To były pozornie mało znaczące gesty, ale warto było je powtarzać, aby mieszkańcy Zaułka pamiętali na czyje ręce należało uważać najbardziej.
Oblizał spierzchnięte wargi. Wino powoli przestawało krążyć w jego żyłach i dawało o tym znać wzmożonym pragnieniem. Jak zwykle nikt nie potrafiłby tego odczytać spod kamiennej maski, z której stary wykuł swe oblicze. Jedynie spojrzał on znacząco na Salpingidisa. Ów znał starego na tyle, aby wiedzieć, gdzie było teraz jego miejsce. Za drzwiami.
- Prawdę mówiąc, mój pierwotny cel był zgoła inny - podjął Brown. - Nie doceniłem cię jednak. Skoro już tu jestem, uczyńmy z tej wizyty pożytek. Nie jest tajemnicą, że potrafisz nadstawić uszu. Powiedz mi krótko i treściwie. Skąd nastąpiły pierwsze ataki? To prawda, że sama królowa potępionych - Morfa, zawitała do Skilthry?
Spodziewał się przynajmniej zdawkowego raportu. Rączka nie przeżyłby tutaj, gdyby nie wiedział skąd wieje wiatr. Natomiast warto było posiadać każdy ułamek informacji, nawet jeśli miał usłyszeć znane mu dotychczas rzeczy. Dobry zabójca nie gardził najmniejszą nawet plotką. Tak powtarzał mu Kruk, kiedy jeszcze był dość mądry, by wiedzieć jak przeżyć i gdy jego mądrość posiadała jakąś wagę.
Gdy mistrz wysłuchał, co lichwiarz miał do powiedzenia, powoli dźwignął się z powrotem. Znów jako pierwszy. Następnie skinął w stronę, od której przyszli.
- Ufam, że posiadasz dość ludzi. Mogę ci odstąpić dwóch chłopaków, nie więcej. Choć i tak widzę, że umiesz o siebie zadbać.
Miał skończyć rozmowę, gdy przypomniał sobie coś, już w progach drzwi.
- Jeszcze jedno. Kiedy będą pytać, kto Zaułek wybronił, puść po językach, że to ktoś mojej aparycji. Bez pseudonimów. Sami się domyślą. Dodaj parę faktów. Jak to moi ludzie pokrzywieńca samodzielnie urąbali. Coś w tym stylu. Pewnie sądzisz, że staremu Brownowi sława uderza do głowy, co? - sapnął ze zduszonego rechotu - Myśl, co chcesz. Niech ta mała wieść idzie w świat, a nie pożałujesz. Tymczasem - bywaj.
Brown nie próżnował. Tego dnia odwiedził jeszcze Hagne. Nakazał burdelmamie oraz kurwom powtarzać, iż on sam niespodziewanie wyrósł spod ziemi, następnie osobiście zatłukł dziesiątkę wściekłej tłuszczy. Gdzie indziej słał swoich ludzi, w tym Francę oraz Szczura, z powrotem do odzyskanych przybytków. Mieli ustalać z właścicielami nową wersję zdarzeń. Ba, czasem pozwolił sobie na lekkie fanaberie. Jak na przykład takie, że podczas odbicia tego czy innego punktu, niebo stało się szkarłatne jak krew, a w jakiegoś skurwysyna uderzył jasny grom. Nikt w to nie miał uwierzyć, lecz mało istotna była wiarygodność takiej bujdy, a jej popularność. Poza tym każdy autorytet, w tym przypadku przyszły, potrzebował elementu nadnaturalnego, jakiejś legendy lub mitu, z którym byłby kojarzony.
Dobrze znał mechanizmy władzy, oraz tego, jak bywała ona z reguły zdobywana. Brown rządził w Zaułku i nikt tego raczej nie negował. A przynajmniej nie dość długo, aby zdążyć tego pożałować. Miał jednak świadomość, że na pozostałych częściach miasta swoje łapy trzymał Darkberg. Dotychczas Agatone’owi zależało jedynie na utrzymaniu obecnej sytuacji. Teraz jednak figury na szachownicy miasta drastycznie zmieniły swoje położenie, a on dojrzał w owym chaosie nowe szanse. Czas było coś pozmieniać, acz stopniowo i z rozmysłem. Plotki o przesadzonych osiągnięcia samego Browna i jego ludzi musiały w końcu wypłynąć dalej. Nie miał już kto nadzorował kurew, złodziei, wykidajłów oraz pozostałej części malowniczej śmietanki miasta spoza Zaułka. A bynajmniej w takim stopniu, w jaki robił to Bezuchy. Dlatego spodziewał się nie mniejszego zamętu na terenie innych dzielnic. Kiedy kurzawa miała opaść, a ludzie usłyszeć, iż Brown na swoim poletku poradził sobie całkiem nieźle, to mogłoby dać im do myślenia. A może i nie. Najważniejsze że robił pierwszy krok, popychał kamyczek, który mógł rozpocząć lawinę. A za kilka miesięcy najważniejszym miał być, jaka osoba stanie na szczycie, a kto zostanie pogrzebany pod stosem kamieni, przeklinając na czym świat stoi. Informacja rządziła światem, tu Kruk miał rację. Jeśli Brown chciał stanąć wyżej w hierarchii miasta, najpierw musiał pojawić się na językach jego mieszkańców, stać się częścią zbiorowej świadomości. To nic, że początkowo jako przesadzona bujda, którą mamki straszą krnąbrne pacholęcia. Po nitce do kłębka.
Zbliżał się zmrok, a on miał już swoje lata i czuł, że opuszczają go siły. Rozkazał swoim ludziom przynajmniej próbować się w przejmowaniu kolejnych miejsc. Gdyby jednak sprawy wymknęły się spod kontroli, mieli zezwolenie wrócić pod ziemię. Potrzebował rąk do pracy, a nie martwych bohaterów.
Kiedy tylko zawitał ponownie do swoich kwater, pierw wezwał podczaszego po wodę ognistą. Zgasił pragnienie i kazał dolać więcej. Nastąpiła kolejna część jego planu. Z coraz większym trudem poczłapał kaczkowatym chodem do sekretarzyka. Ostrożnie rozwinął papirus, zanurzył gęsie pióro w kałamarzu. Alkohol jak zwykle dodał animuszu, toteż zastanawiał się nad treścią przyszłego listu tylko chwilę. Jedynie roztrząsał jak zacząć całość. Adresat nie był mu przecież, ani “drogi” czy “szanowny”.

N.

Jak to ktoś dobitnie ostatnio stwierdził - posrało się. Sama widzisz na załączonym obrazku i zapewne twoja głowa jest obciążona dodatkową ilością problemów. Piszę do ciebie, ponieważ sam zdejmuję z barków jeden z nich. Jest nim konkretnie twój kozioł ofiarny. Zarzekam ci na serce mego papy, choć tkwi w mej pamięci jako imbecyl i łazęga, że facet był gotowy. Czekał tylko, by zostać odtransportowany do ciebie. Powiem krótko. Morfa go zajebała, a ja nie mam teraz głowy (dość powiedzieć, że i on stracił własną) szukać następnego. Sprawa więc musi poczekać. Z resztą nie sądzę, aby przy tej ruchawce ktoś o anoterissie w ogóle pamiętał.

Druga rzecz, że zamierzam, jakby to ująć, poszerzyć swoją działalność. Niniejszym możesz wkrótce usłyszeć o pewnych zmianach kadrowych poza Zaułkiem. Interpretuj to jak chcesz, wierzę w twój intelekt. I nie pytam cię o zdanie, żeby to było jasne. Szanuję jednakże, choć czasem sam się sobie dziwuję i chcę żebyś to wiedziała. Jeśliś takiemu rozwiązaniu przeciwna, daj znać, a po tym burdelu, którego nie powstydziłaby się mamuśka Hagne, usiądziemy jak cywilizowani ludzie i pogadamy.

B.

PS Tibi et Igni.

Skończywszy, podarował wiadomość ustalonemu do korespondencji z Szarą chłopakowi. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że przy ostatnim zamieszaniu list może nie zastać adresatki w zdrowiu. Oprawczyni była twarda jak stal, lecz ostatecznie tkwił w niej człowiek, którego dało się zranić.
- Pamiętaj, do rąk własnych. Gdybyś jej nie znalazł lub coś groziło Syntyche - nachylił się do gońca - zniszcz całość i połknij ampułkę z cyjankiem od Sazediusa.
Chłopak zrobił wielkie oczy, zaś Agatone aż parsknął.
- Ty mały durniu. Dobrze przecież wiesz, szkoda na ciebie specyfiku. Oczywiście że w takim przypadku wracasz prosto do mnie i o wszystkim mówisz.
Potem wreszcie został sam. Nawet nie wiedział, kiedy opróżnił jedną butelkę. Spiżarka jednak była dość duża, aby zaspokajać spore potrzeby Browna jeszcze przez jakiś czas.
Klefiści mówili potem, że z celi ich chlebodawcy dochodziły dziwne dźwięki. Podobno nikt go nie nawiedził, a jednak słyszeli stamtąd odgłosy ożywionej rozmowy. Czasem Brown wybuchał gniewem, krzyczał i uderzał czymś o ścianę. Potem dyskusja znów uspokajała się, aby zaraz eksplodować z nową mocą.
Kiedy wezwał do siebie siostry, był już na mocnym rauszu. One same dawno nie widziały starego w takim stanie. Brown ledwo trzymał się na krześle i patrzył przed siebie tylko jednym okiem. Drugie co chwilę mu opadało. Mimo wszystko, miało jeszcze minąć wiele czasu, nim alkohol zwaliłby mistrza z nóg. Jego ciało potrafiło wytrzymać więcej, niż wskazywały na to pozory.
- Dziewczynki moje - powiedział bełkotliwie do Ultishy i Altijy. - Służycie mi dobrze i je-estem z was rad.
Były już pewne, że to nie tylko on, a woda ognista również przezeń przemawia. Brown normalnie nie był tak wylewny. Wciąż mógł jednak rozsierdzić się bardziej spektakularnie, niż to miał w swoim zwyczaju.
- Cyric nie wraca - jęknął stary. - Martwi mnie to wielce. Wyrwnę jebańcowi nogi z dupy i wychłoszczę z każdej strony. Lecz wcześniej muszę go przeca odnaleźć. Chodzi mi o to - podniósł palec, próbując skupić rozlazłe jak gomygi myśli - że zawsze byłyście z nim blisko. Znacie ścieżki, którymi chadzał. Wiecie, gdzie lubił się schronić. A przynajmniej powinniście były, jeśli nauczyłyście się czegokolwiek, co wtłaczałem wam przez lata do ślicznych główek. Sprawdźcie kilka takich miejsc, przepatrzcie dziury, w których ten szczur mógł się ukryć. Jeśli nie macie nic na myśli, powinnyście zacząć kombinować. Dla własnego dobra.
Spojrzały po sobie. Były na tyle mądre, aby wiedzieć iż denerwowanie Browna w tym stanie byłoby cokolwiek zgubne. Jednak po tym co widziały i słyszały, należało liczyć się z poważnym zagrożeniem na powierzchni. Szczególnie po zmroku.
- Ojcze. Wiesz, że twoje życzenie jest świętsze niż modlitwa - zarzekła całkiem dojrzale Altija - lecz noc idzie. Jeśli do tego czasu nasz brat sobie nie poradził, jak możemy zrobić to my?
Aż zamknęła oczy, oczekując na potencjalny cios. Brown istotnie wstał i zatoczył się do córek. Uderzenie nie było tak straszne, jak nań oczekiwanie. Nastolatka upadła na ziemię pod naporem siarczystego policzka. Agatone gniewnie zmierzwił brwi.
- Masz rację. Same nie jesteście w stanie mu pomóc. Dlatego idę z wami.
Miał świadomość, że nie myślał już jasno, acz był cholernie pewny tej decyzji. Biały mógł się wstrzymać ze swoim zleceniem, kowale nigdzie się wszak nie wybierali.
W chwilę później założył na siebie śmierdzące łachmany i gdzieś zagubił ponury majestat. Był teraz wszarzem, mało znaczącym obdartusem.
Noc czy nie, Cyric pozostawał jego synem, nawet jeśli zepsutym, złym czy co najgorsze - martwym. Raz miał nawet wrażenie, że własna latorośl spiskuje przeciw niemu. Bez względu na wszystko, Brown zawsze dbał o swoje dzieci. Dopóki je za takowe uważał.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 11-05-2017 o 14:06.
Caleb jest offline