11-05-2017, 00:12
|
#68 |
| Vulir sapnął wysokim tonem, gdy kwas spryskał jego ciało. Posapał, poprychał, potrząsł się i otrzepał. Bestia go rozsierdziła. Po chwili jednak bydlę całe runęło za Krasnoludzkim Zabójcą w głąb okopu. To stawiało ziomków Kowala Run w nieciekawym położeniu. Już widział ziemny rów wypełniający się smoczymi płomieniami. Stwierdził, że musi wprowadzić jakąś strategiczną dystrakcję. Zaczął biegiem przesuwać się wzdłuż bestii po okręgu, od zachodniej strony.
– Heeeej! Drakki! Ty zmutowany kałmuku, plwocino smoczej rasy! – Vulir ryknął gniewnie, ku pokrytej łuską poczwarze.
- Łaaaaaaap!
Zakręcił młotem młyńca i posłał oręż ku smoczemu łbu. Wybrał tę różową z paszcz, wydawało się w nią łatwiej trafić, a i pragnął ujrzeć durne oblicze pudrowanego pyska, gdy obije go swym runicznym obuchem. =<=<>=>= |
| |