Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2007, 00:58   #101
g_o_l_d
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany



Magiczna Szkatuła
Obóz „łachmaniarzy”

Twarz kanibala ozdobiło zdziwienie, gdy spostrzegł jak smukła sylwetka Almiritha zerwała się z ziemi. Ostrza elfa otulone półmrokiem, dały o sobie znać w nagłym rozbłysku światła. Elf był pewien, że trafił świra, jednak ta pewność została nadwątlona przez wyraz twarzy agresora. Po oczach napełnionych nieprzebytą czernią nie dało się poznać czy kanibal cokolwiek poczuł. Po chwili na ustach szaleńca rozpostarł się szyderczy uśmiech. Po kościstym przedramieniu świra, spłynęła strużka krwi. Postać wyprostowała wskazujący palce zakończony czarnym od brudu szponem. Następnie zebrawszy nim krew, ostentacyjnie włożyła go całego do ust. Chwile później jego nieobecne oczy ponownie spoczęły na was. Zamarła martwa cisza, którą zakłócił pusty dźwięk. Saenna kantem oka spostrzegał, że to kupka zwłok naglę się wypiętrzyła, a z jej szczytu zsunęło się jedno z ciał. U samej ziemi dało się spostrzec prostujące się ramiona, które próbowały podnieść ciężar, który spoczywał na ich barakach. Po chwili milczenia pochylona niemal do ziemi postać kanibala, zaczęła prostować się sztywnymi ruchami. Gdy się wyprostowała delikatnym ruchem kościstej dłoni otarł tłuste włos z czoła, drugą ręką nakładając srebrny okrąg na szyje. Wolnym ruchem ponownie zebrał krzepnącą już krew. Wyciągając palce z ust odezwał się do was ponownie, głosem zupełnie obcym, ciężkim, donośnym, jakby tarł kamień o kamień. Jeden z jego palców spoczął na ustach, a druga ręka wsparła łokieć. Na jego piersi zaczął się unosić jaśniejący okrąg.

- Krew... mmm. Trunek nazbyt niedostępny nawet w tym miejscu...
Doprawdy jestem szalenie -
na chwilę przerwał, a na jego twarzy zagościł uśmiech odsłaniające brunatne szpilkowate zęby. Tak to dobre słowo, szalenie... ciekaw dlaczegoż te pokraczne stwory nigdy na moich oczach nie skosztowały mięsa. Czyżby was to nie nurtowało? Z jakiegoś powodu te stwory łakną tylko krwi. Osuszają ciała tych bezbronnych owieczek z każdej kropli.
Jesteście nowi i nie trudno jest to spostrzec. Jesteście jędrni, pełni sił i zapału by się stąd wydostać... Ach gdzież są moje maniery? Przez to miejsce zapomniałem o dobrym wychowaniu. Zwą mnie Z’eshagal Isv’llaxon Varbadf Gxdass. Wybaczcie mi proszę, że w porę nie okiełznałem tego szaleńca. Snując plany ucieczki całkowicie o nim zapominam. Jest niczym cerber, który jedynie pilnuje tego domostwa. Doprawdy żałosne stworzenie


W miarę upływu czasu ból nasilał się pulsując z każdym uderzeniem serca. Mimo to Almirith bacznie obserwował sylwetkę „gospodarza”. Był gotowy na każdy jego ruchu. Gdy jednak ten zamilkł, elf uległ i kantem oka spojrzał na swoją rękę. W miejsce zadrapania urósł czarny skrzep krwi, otoczony ciemnopurpurowy pierścieniem skóry. Nie wyglądało to
najlepiej.



Harpo Longwayfromhome


Szare oczy Vinniego roześmiały się na propozycję Harpo. Mężczyzna przyłożył dłonie do ust i dobył z siebie świergotu niczym kukułka. Bugger , Aswill i Urgo natychmiast odwrócił się w jego stronę. Nim ktokolwiek zdążył się ruszyć do uszów wszystkich dobiegło charakterystyczne szczekanie gończych hartów barona. Kto żyw zerwał się do biegu.. Liście i gałęzie uginały się przed pędem waszych nóg. Tuż przed Harpo biegł Vinni, par metrów za nim dało się słyszeć dyszenie krasnoluda, a za nim ciężkie kroczenie orka. Po kilkunastu metrach człowiek wpadł w gęstą chmarę powykrzywianych modrzewi. Tuż przed oczami gnoma uginały się kolejne gałęzie. W mgnieniu oka tuz pod stopami gnoma wyrósł głaz. Harpo przeskoczył go żwawym susem by odkryć, ze skrywał on strome urwisko. Serce podeszło mu do gardła. Ciało gnoma wzleciało tracą grunt pod nogami. W pędzie wiatru tobołek przeważył je i sprawił, ze gnom leciał głową w dół. Nagły szelest liści i korzenie smagające po policzkach sprawiły, że gnom na nowo otworzył oczy, by po chwili wbić się w tafle zielonkawej wody. Czerwone oczy Harpo nie były w stanie przeniknąć zimnej głębi zbiornika. Wyczerpany szaleńczym pędem gnom nie miał na tyle sił by wypłynąć. Lecz na pewno nie miał zamiaru zostać topielcem. Zrzucił więc ciążący mu na plecach balast. Gdy jego ruda czupryna ponownie rozcięła taflę, Harpo gwałtownie chapnął haust powietrza. Ostatkiem sił wciągnął się na skałę wystającą tuz przy ścianie szczeliny, w którą wpadł. Osunąwszy się na zimną skałę, zaczął wsłuchiwać się w swoje łomoczące serce. Nim stracił przytomność spostrzegł rąbek szaty Vinniego. Ocknął się dopiero, gdy poczuł czyjeś ręce pod pachami próbujące podźwignąć go bliżej ściany urwiska. Ciężkie powieki Harpo lekko się rozchyliły by dostrzec twarz Vinniego, który próbuje mu pomóc. Po chwili gnom znalazł się we wnęce ściany. Jego towarzysz zabierał się właśnie za rozniecenie ognia. Gdy mężczyzna spostrzegł, że Harpo wraca do siebie rzekł:

- Przykro mi to mówić przyjacielu, ale chyba jesteśmy w potrzasku. Ściana jest za stroma by się po niej wspiąć. Jesteśmy tu tylko my. Nie mam pojęcia co stało się z resztą. Jedynie jakiś czas temu słyszał szczekanie psów tuż nad nami. Jedno wiem na pewno z pragnienia nie umrzemy-
na twarzy Vinniego zarysował się tłumiony uśmiech.

Learion Aylinn


- To jak możemy już ruszać? – spytał stanowczym głosem Fristus. Learion nie mógł zobaczyć twarzy Fristusa, ale był przekonany, że mężczyzna wpatruje się w niego z wyczekiwaniem. Nie czekając na odpowiedź jego towarzysz ruszył wzdłuż korytarza nucąc coś pod nosem. Learion kierując się dźwiękiem głosu swojego towarzysza ruszył w jego ślady, trzymając na rękach Fialara. Gdzieś na horyzoncie zarysowywał się zakręt. Korytarz, którym szli zdawał się dużo dłuższy niż sądzili. Do ich nozdrzy docierało coraz wilgotniejsze powietrze. Na ramiona spadały zimne krople wody. Po kilkunastu minutach marszu Fialara. Nagle przeciągle miaukną. Learion natychmiast zatrzymał się i zagłuszył „świergot” Fristus słowami:

- Zatrzymaj się towarzyszu! Mam złe przeczucia.
- Spokojnie doskonale ją widzę. Tuż za zakrętem drogę zastępuje wyrwa w ziemi usiana kolcami. Jest jeszcze kilka kroków ode mnie.


Fialar zgrabnie zeskoczył z rąk swego pan. Podszedł w stronę skarpy nadrabiając drogi by obejść Fristus. Koleje miauknięcie odbijało się już tylko echem, gdy przed oczami Learion pojawił się obraz przeszkody. Nie minęła chwilka a Gnom usłyszał jak Fristus mówi cos pod nosem:

- Tylko ślepiec mógłby wpaść w ta pułapkę.– Po tych słowach jego głos nabrał siły. Możemy już ruszać, czy dalej będziemy tu tkwili jak głazy na trzęsawisku?

Gnom niemal natychmiast usłyszał dźwięk stawianych kroków, gdy do jego umysłu wtargnęła kolejna wizja. Początkowo nie różniła się niczym od poprzedniej, jednak po chwil obraz zaczęła falować. Gdy z powrotem był czytelna stało się jasne, że stopy Fristusa od wyrwy dzieli jeden krok. Na szczęście Learion był na tyle blisko by sięgnąć ramienia swojego towarzysza. Ten natychmiast odwrócił głowę.

- Ta pułapka jest zdradliwa. Okłamuje twoje oczy.

Mężczyzna z niedowierzaniem podniósł z ziemi kamyk i poturlał go w stronę krawędzi. Niestety gnom nie mógł zobaczy jego miny, gdy kawałek skały wsiąkł w podłogę tuż o krok od niego.

- I kto tu jest ślepy?
rzekł Learion przerywając niezręczną ciszę.

W tym samym czasie Fialara zadarłszy z gracją ogon podszedł do ściany. Przysiadł i przechyliwszy głowę wpatrywał się w nią z zaciekawieniem. Chwile potem Fristus spostrzegł, jak kot przechodzi przez zaporę i wystaje z niej tylko jego czarny ogon.

- Przestań mi urągać gnomie właśnie znalazłem przejście. Idź za moi głosem

Gdy oboje przekroczyli niewidzialne wrota ich oczom ukazało się kolejne wyzwanie. Rozdroże.
- Ja proponuje pójść prosto. Ta droga prowadzi w głąb labiryntu, a ta druga na jego zewnętrzną część. Więc wybór jest jasny.



Valquar


Sunimos przytaknął wolnym ruchem głowy.

- Jeżeli masz dostatecznie dużo siły to ruszajmy –
mówiąc te słowa mężczyzna wyciągnął do elfa dłoń by pomóc mu wstać. Valquar chwycił zdrową ręką przedramię towarzysza. W tym samym momencie jego ciało przeszyła kolejna fala bólu, która załamała gładką twarz elfa. Sunimos pomału opuścił ciało Valquara i zaczął grzebać w swym tobołku. Po chwili podał długouchem towarzyszowi filigranową fiolkę z czarnym płynem.

- Widzę, że nie jest jednak za dobrze. Wypij to proszę. Gorzkie ale na pewno pomoże.

Podawszy elfowi lekarstwo mężczyzna wychylił głowę nad głaz, który chronił was przed wzrokiem drowów. Po chwili jego wzrok ponownie spoczął na Valquaru .

- Czarno to widzę... Może przez to, że przed wejściem waruje 5 drowów. Było by ciężko się do nich podkraść, a co dopiero zastawić pułapkę. No chyba, że tu, bo po tamtej stronie jest stok litej skały. Nad nami krawędź lasu, pod nami sługusy pajęczej królowej. Może warto jednak poszukać innego wejścia i ubiec ich przed skradzeniem relikwii? Śmiem wątpić, że jesteś w stanie zalać ich gradem strzał w pojedynkę.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 09-06-2007 o 21:25.
g_o_l_d jest offline