Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-06-2007, 00:58   #101
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany



Magiczna Szkatuła
Obóz „łachmaniarzy”

Twarz kanibala ozdobiło zdziwienie, gdy spostrzegł jak smukła sylwetka Almiritha zerwała się z ziemi. Ostrza elfa otulone półmrokiem, dały o sobie znać w nagłym rozbłysku światła. Elf był pewien, że trafił świra, jednak ta pewność została nadwątlona przez wyraz twarzy agresora. Po oczach napełnionych nieprzebytą czernią nie dało się poznać czy kanibal cokolwiek poczuł. Po chwili na ustach szaleńca rozpostarł się szyderczy uśmiech. Po kościstym przedramieniu świra, spłynęła strużka krwi. Postać wyprostowała wskazujący palce zakończony czarnym od brudu szponem. Następnie zebrawszy nim krew, ostentacyjnie włożyła go całego do ust. Chwile później jego nieobecne oczy ponownie spoczęły na was. Zamarła martwa cisza, którą zakłócił pusty dźwięk. Saenna kantem oka spostrzegał, że to kupka zwłok naglę się wypiętrzyła, a z jej szczytu zsunęło się jedno z ciał. U samej ziemi dało się spostrzec prostujące się ramiona, które próbowały podnieść ciężar, który spoczywał na ich barakach. Po chwili milczenia pochylona niemal do ziemi postać kanibala, zaczęła prostować się sztywnymi ruchami. Gdy się wyprostowała delikatnym ruchem kościstej dłoni otarł tłuste włos z czoła, drugą ręką nakładając srebrny okrąg na szyje. Wolnym ruchem ponownie zebrał krzepnącą już krew. Wyciągając palce z ust odezwał się do was ponownie, głosem zupełnie obcym, ciężkim, donośnym, jakby tarł kamień o kamień. Jeden z jego palców spoczął na ustach, a druga ręka wsparła łokieć. Na jego piersi zaczął się unosić jaśniejący okrąg.

- Krew... mmm. Trunek nazbyt niedostępny nawet w tym miejscu...
Doprawdy jestem szalenie -
na chwilę przerwał, a na jego twarzy zagościł uśmiech odsłaniające brunatne szpilkowate zęby. Tak to dobre słowo, szalenie... ciekaw dlaczegoż te pokraczne stwory nigdy na moich oczach nie skosztowały mięsa. Czyżby was to nie nurtowało? Z jakiegoś powodu te stwory łakną tylko krwi. Osuszają ciała tych bezbronnych owieczek z każdej kropli.
Jesteście nowi i nie trudno jest to spostrzec. Jesteście jędrni, pełni sił i zapału by się stąd wydostać... Ach gdzież są moje maniery? Przez to miejsce zapomniałem o dobrym wychowaniu. Zwą mnie Z’eshagal Isv’llaxon Varbadf Gxdass. Wybaczcie mi proszę, że w porę nie okiełznałem tego szaleńca. Snując plany ucieczki całkowicie o nim zapominam. Jest niczym cerber, który jedynie pilnuje tego domostwa. Doprawdy żałosne stworzenie


W miarę upływu czasu ból nasilał się pulsując z każdym uderzeniem serca. Mimo to Almirith bacznie obserwował sylwetkę „gospodarza”. Był gotowy na każdy jego ruchu. Gdy jednak ten zamilkł, elf uległ i kantem oka spojrzał na swoją rękę. W miejsce zadrapania urósł czarny skrzep krwi, otoczony ciemnopurpurowy pierścieniem skóry. Nie wyglądało to
najlepiej.



Harpo Longwayfromhome


Szare oczy Vinniego roześmiały się na propozycję Harpo. Mężczyzna przyłożył dłonie do ust i dobył z siebie świergotu niczym kukułka. Bugger , Aswill i Urgo natychmiast odwrócił się w jego stronę. Nim ktokolwiek zdążył się ruszyć do uszów wszystkich dobiegło charakterystyczne szczekanie gończych hartów barona. Kto żyw zerwał się do biegu.. Liście i gałęzie uginały się przed pędem waszych nóg. Tuż przed Harpo biegł Vinni, par metrów za nim dało się słyszeć dyszenie krasnoluda, a za nim ciężkie kroczenie orka. Po kilkunastu metrach człowiek wpadł w gęstą chmarę powykrzywianych modrzewi. Tuż przed oczami gnoma uginały się kolejne gałęzie. W mgnieniu oka tuz pod stopami gnoma wyrósł głaz. Harpo przeskoczył go żwawym susem by odkryć, ze skrywał on strome urwisko. Serce podeszło mu do gardła. Ciało gnoma wzleciało tracą grunt pod nogami. W pędzie wiatru tobołek przeważył je i sprawił, ze gnom leciał głową w dół. Nagły szelest liści i korzenie smagające po policzkach sprawiły, że gnom na nowo otworzył oczy, by po chwili wbić się w tafle zielonkawej wody. Czerwone oczy Harpo nie były w stanie przeniknąć zimnej głębi zbiornika. Wyczerpany szaleńczym pędem gnom nie miał na tyle sił by wypłynąć. Lecz na pewno nie miał zamiaru zostać topielcem. Zrzucił więc ciążący mu na plecach balast. Gdy jego ruda czupryna ponownie rozcięła taflę, Harpo gwałtownie chapnął haust powietrza. Ostatkiem sił wciągnął się na skałę wystającą tuz przy ścianie szczeliny, w którą wpadł. Osunąwszy się na zimną skałę, zaczął wsłuchiwać się w swoje łomoczące serce. Nim stracił przytomność spostrzegł rąbek szaty Vinniego. Ocknął się dopiero, gdy poczuł czyjeś ręce pod pachami próbujące podźwignąć go bliżej ściany urwiska. Ciężkie powieki Harpo lekko się rozchyliły by dostrzec twarz Vinniego, który próbuje mu pomóc. Po chwili gnom znalazł się we wnęce ściany. Jego towarzysz zabierał się właśnie za rozniecenie ognia. Gdy mężczyzna spostrzegł, że Harpo wraca do siebie rzekł:

- Przykro mi to mówić przyjacielu, ale chyba jesteśmy w potrzasku. Ściana jest za stroma by się po niej wspiąć. Jesteśmy tu tylko my. Nie mam pojęcia co stało się z resztą. Jedynie jakiś czas temu słyszał szczekanie psów tuż nad nami. Jedno wiem na pewno z pragnienia nie umrzemy-
na twarzy Vinniego zarysował się tłumiony uśmiech.

Learion Aylinn


- To jak możemy już ruszać? – spytał stanowczym głosem Fristus. Learion nie mógł zobaczyć twarzy Fristusa, ale był przekonany, że mężczyzna wpatruje się w niego z wyczekiwaniem. Nie czekając na odpowiedź jego towarzysz ruszył wzdłuż korytarza nucąc coś pod nosem. Learion kierując się dźwiękiem głosu swojego towarzysza ruszył w jego ślady, trzymając na rękach Fialara. Gdzieś na horyzoncie zarysowywał się zakręt. Korytarz, którym szli zdawał się dużo dłuższy niż sądzili. Do ich nozdrzy docierało coraz wilgotniejsze powietrze. Na ramiona spadały zimne krople wody. Po kilkunastu minutach marszu Fialara. Nagle przeciągle miaukną. Learion natychmiast zatrzymał się i zagłuszył „świergot” Fristus słowami:

- Zatrzymaj się towarzyszu! Mam złe przeczucia.
- Spokojnie doskonale ją widzę. Tuż za zakrętem drogę zastępuje wyrwa w ziemi usiana kolcami. Jest jeszcze kilka kroków ode mnie.


Fialar zgrabnie zeskoczył z rąk swego pan. Podszedł w stronę skarpy nadrabiając drogi by obejść Fristus. Koleje miauknięcie odbijało się już tylko echem, gdy przed oczami Learion pojawił się obraz przeszkody. Nie minęła chwilka a Gnom usłyszał jak Fristus mówi cos pod nosem:

- Tylko ślepiec mógłby wpaść w ta pułapkę.– Po tych słowach jego głos nabrał siły. Możemy już ruszać, czy dalej będziemy tu tkwili jak głazy na trzęsawisku?

Gnom niemal natychmiast usłyszał dźwięk stawianych kroków, gdy do jego umysłu wtargnęła kolejna wizja. Początkowo nie różniła się niczym od poprzedniej, jednak po chwil obraz zaczęła falować. Gdy z powrotem był czytelna stało się jasne, że stopy Fristusa od wyrwy dzieli jeden krok. Na szczęście Learion był na tyle blisko by sięgnąć ramienia swojego towarzysza. Ten natychmiast odwrócił głowę.

- Ta pułapka jest zdradliwa. Okłamuje twoje oczy.

Mężczyzna z niedowierzaniem podniósł z ziemi kamyk i poturlał go w stronę krawędzi. Niestety gnom nie mógł zobaczy jego miny, gdy kawałek skały wsiąkł w podłogę tuż o krok od niego.

- I kto tu jest ślepy?
rzekł Learion przerywając niezręczną ciszę.

W tym samym czasie Fialara zadarłszy z gracją ogon podszedł do ściany. Przysiadł i przechyliwszy głowę wpatrywał się w nią z zaciekawieniem. Chwile potem Fristus spostrzegł, jak kot przechodzi przez zaporę i wystaje z niej tylko jego czarny ogon.

- Przestań mi urągać gnomie właśnie znalazłem przejście. Idź za moi głosem

Gdy oboje przekroczyli niewidzialne wrota ich oczom ukazało się kolejne wyzwanie. Rozdroże.
- Ja proponuje pójść prosto. Ta droga prowadzi w głąb labiryntu, a ta druga na jego zewnętrzną część. Więc wybór jest jasny.



Valquar


Sunimos przytaknął wolnym ruchem głowy.

- Jeżeli masz dostatecznie dużo siły to ruszajmy –
mówiąc te słowa mężczyzna wyciągnął do elfa dłoń by pomóc mu wstać. Valquar chwycił zdrową ręką przedramię towarzysza. W tym samym momencie jego ciało przeszyła kolejna fala bólu, która załamała gładką twarz elfa. Sunimos pomału opuścił ciało Valquara i zaczął grzebać w swym tobołku. Po chwili podał długouchem towarzyszowi filigranową fiolkę z czarnym płynem.

- Widzę, że nie jest jednak za dobrze. Wypij to proszę. Gorzkie ale na pewno pomoże.

Podawszy elfowi lekarstwo mężczyzna wychylił głowę nad głaz, który chronił was przed wzrokiem drowów. Po chwili jego wzrok ponownie spoczął na Valquaru .

- Czarno to widzę... Może przez to, że przed wejściem waruje 5 drowów. Było by ciężko się do nich podkraść, a co dopiero zastawić pułapkę. No chyba, że tu, bo po tamtej stronie jest stok litej skały. Nad nami krawędź lasu, pod nami sługusy pajęczej królowej. Może warto jednak poszukać innego wejścia i ubiec ich przed skradzeniem relikwii? Śmiem wątpić, że jesteś w stanie zalać ich gradem strzał w pojedynkę.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 09-06-2007 o 21:25.
g_o_l_d jest offline  
Stary 09-06-2007, 15:42   #102
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Harpo Longwayfromhome

- Przykro mi to mówić przyjacielu, ale chyba jesteśmy w potrzasku. Ściana jest za stroma by się po niej wspiąć. Jesteśmy tu tylko my. Nie mam pojęcia co stało się z resztą. Jedynie jakiś czas temu słyszał szczekanie psów tuż nad nami. Jedno wiem na pewno z pragnienia nie umrzemy - na twarzy Vinniego zarysował się tłumiony uśmiech.
Woda? Skąd tu woda, skąd tu urwisko?!.. To były pierwsze myśli gnoma, po tym jak przestał walczyć o życie. Gnom skierował dłoń na kupkę zebranych przez Vinniego badyli i opadłych liści i wykorzystując wrodzoną zdolność do czaru Kuglarstwo wywołał niewielki płomyk który przeskoczył na badyle i zapalił je.
Volstagh spoglądał na toń przed sobą i rozmyślał. Tego miejsca nie było w jego pamięci. Znał bowiem okolicę doskonale i wiedziałby, o czymś tak rzucającym się w oczy jak urwisko. Głupio wpadłem, ale.. już wiem, że to nie przeszłość.- pomyślał ze smutkiem. Bo choć zdawał sobie sprawy, że cofnięcie się w czasie było raczej niemożliwe to jednak podświadomie chciał, by była to prawda.
Gnom poprawił przemoknięty kapelusz i sprawdził co ostało mu się z ekwipunku. ..Sztylet, niewielka, ale poręczna broń.
- Mówiłem ci Vinnie, że miło cię widzieć żywym?- rzekł Harpo wstając. Vinnie wydawał się być zdziwiony tymi słowami.
- Mogę rzucić na nas czar który pozwoli wspiąć się nam po urwisku, ale wolałbym zachować czary na inną okazję. Poszukajmy jednak innego sposobu.. Udajmy się wzdłuż urwiska. Może znajdziemy jakąś jaskinię, na przykład.. Co ty na to? - rzekł Harpo, chcący za wszelka cenę ocalić Vinniego ( i siebie też). Może był on tylko widmem, wspomnieniem , albo kopią prawdziwego Vinniego, ale dla Harpo nie miało to znaczenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-06-2007, 21:12   #103
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
obóz chudzielców

Elf obserwował z odrazą jak kanibal zlizuję swą płynącą z przedramienia posokę. Jego cios dosięgnął celu, już miał zamiar wyprowadzić serię kilku śmiercionośnych ciosów, podczas których jego błyskające śmiercionośnym blaskiem ostrza zmasakrowały by adwersarza, kiedy szaleniec przemówił. Almirith wysłuchał jego słów z nieukrywaną złością: -Kim ty na bogów Seldarine jesteś? Dlaczego zajmujesz się tak mrocznym procederem? O jakiej ucieczce mówisz? I czy byłbyś łaskaw oddać mi mój amulet? - elf starzał sie utrzymać chłodny i spokojny ton głosu, lecz przychodziło mu to z trudem z powodu adrenaliny jeszcze buzującej w jego żyłach i złości z powodu utraty talizmanu. Do tego ten ból...

Spojrzał na ramię zadraśnięte szponiastymi paznokciami szaleńca, trzy wąskie szramy zaczynały nabrzmiewać, pokrywając ranę czerniejącym strupem. "Trucizna" - pomyślał gorączkowo elf, szybko odpiął sobie pas przy którym wisiały pochwy jego wspaniałych niegdyś sejmitarów. Podwinął rękaw kaftana, ściągnął sobie ramię pasem powyżej rany - starając zablokować tym samym rozprzestrzenianie się trucizny po jego organizmie. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś źródła w "miarę" czystej wody i zaczął przemywać sobie ranę. Sięgną po swój krótki miecz i zaciskając zęby zerwał sobie nim ohydny strup pokrywający już całą zranioną powierzchnię, krew popłynęła szeroka strugą, wypłukując wraz z woda przemywającą ranę możliwie dużą ilość toksyny. Z kawałka materiału swojej koszuli zrobił prowizoryczny opatrunek i zwrócił sie do Remoranta: - Elfi bracie, biegły w arkanach natury zerknij na moją ranę, twoje umiejętności leczenia bardzo by się teraz przydały. Jego lawendowe oczy spoczęły także na twarzy niziołki, wyrażając niemą prośbę o pomoc, której dumny wojownik nie wypowiedziałby na głos...
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 11-06-2007 o 18:50.
merill jest offline  
Stary 11-06-2007, 01:03   #104
 
Fitter Happier's Avatar
 
Reputacja: 1 Fitter Happier nie jest za bardzo znany
Post konsultowany z MG.
-Tam jest! BRAĆ GO!
Albert w jednej chwili poczuł jak krew w jego żyłach tężeje. Na czoło wstąpił mu zimny pot. Szybko odwrócił się tyłem do okna i doskoczył do Elizy. Chwycił ją za rękę i przycisnął do ust.
- Musimy uciekać. Muszę mieć swoje rzeczy i jeszcze dwoje zaufanych ludzi... Ciebie już mam. - wyrzucił z siebie ochrypłym ze zdenerwowania szeptem., jednocześnie jednak uśmiechając się gdy wypowiadał ostatnie słowa.
"I już nie stracę" dodał w myślach.
Nerwowo obliczył czas, jaki zbiry ojca Elizy stracą na przebiegnięcie dziedzińca, zaplątanie się w krużgankach i wreszcie na pokonanie wielu stopni, zanim dotrą do ich komnaty. Powinno starczyć na zarzucenie czegoś na siebie i zbiegnięcie na dół.
- Hawrusza! - krzyknął w stronę drzwi, przeraziwszy tym nielicho służącą, zawołaną już przez Elizę, która weszła z jego rzeczami.
Starsza kobieta, na widok mężczyzny w stroju adamowym krzyknęła ze zgrozą, upuściła jego ubranie przeznaczone do polowań i uciekła zasłanając sobie oczy. Mimo całej grozy sytuacji, Eliza zaniosła się śmiechem.
"Taką Cię właśnie zostawiłem. Beztroską i piękną" pomyślał Albert mimo woli.
Szybko wciągnął skórzane spodnie i zarzucił kurtkę. Jego wzrok spoczął z ulgą na torbie, która spoczywała na ziemi. Na razie nie sprawdzał jej zawartości, zadowolił się chwyceniem zakończonego ostrzem bicza i owinięciem go wokół nadgarstka. Tam był na swoim miejscu, Albert - Foncroyss poczuł to od razu.
Do komnaty nagle wpadł Hawriło. Foncroyss poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić gdy ujrzał dawno nie widzianą twarz. Powstrzymał jednak chęć wzięcia starego przyjaciela w ramiona i uśmiech, który sam cisnął mu się na usta. Jego wzrok padł na obnarzony miecz w rękach starego sługi. Spływała po nim strużka krwi. "A więc stary, dobry Hawrił już odwrócił się od naszego hrabiego"
- Uciekamy, Hawruszka, dobrze żeś zatrzymał któregoś z nich, ale nie będziemy przelewali krwi, nie chcę zabijać swojego... teścia
"Kiedy my, do cholery, wzięliśmy ślub?"
- Jest, panie - mruknął głębokim głosem stary sługa - zadnie wyjście, zbudowane jeszcze za ojca pana hrabiego, w piwniczce. Wiem dobrze gdzie, wyrostkiem będąc zbierałem cęgi kiedym chciał do tego tunelu wejść... Pewno jest tam jeszcze.
- Świetnie, jeśli zbiegniemy teraz schodami w baszcie, to nim połapią się o co chodzi, dawno będziemy w lesie! - Albert poczuł jak wstępuje w niego na nowo energia.
Nagle jego wzrok padł na łoże, na którym jeszcze kilkanaście minut temu spał w błogości. Eliza wciąż siedziała na nim, naga, otulona tylko jedwabnym przykryciem. Znów podbiegł do niej i rozgorączkowany chwycił za rękę. Czas uciekał.
- Zostanę tu. - uprzedziła jego pytanie - Zostanę i zatrzymam ojca... A wy uciekniecie w tym czasie.
- To szaleństwo! - wymamrotał Albert z miną, jakby ktoś uderzył go w twarz - Szaleństwo - powtórzył nieprzytomnie.
- Uwierz, tak będzie lepiej - w jej oczach błysnęła pewność - Będziesz wiedział, gdzie mnie znaleźć.
- O nie, przerabiałem to już, tyle że w innej wersji. - Syknął Foncroyss, nie dbając o to czy ktokolwiek zrozumie z tego coś - Nie ma mowy, uciekasz z nami, ze mną, Hawruszką i... Gdzie, do cholery, jest Fritz? - krzyknął nagle rozglądając się dookoła, jakby oczekując, że znajdzie brata wciśniętego w jakiś kąt.
Eliza i stary Hawriło wyglądali na zaskoczonych.
- Jak to - wymamrotał Hawruszka - przecież przybył tu tylko panicz i panien... Tfy, pan i pani. Tylko.
- Co się z tobą dzieje? - szepnęła z troską Eliza - Przecież nie widzieliście się już od trzech miesięcy... Sam zresztą nie chciałeś mi powiedzieć gdzie on się podziewa - wykręcałeś się tylko bredzeniem o jakiejś Sorapie i mówieniem że u niej jest bezpieczny.
Tego było już za wiele. Jego brat, który ufał tylko jemu i nie odstępował go na krok, zniknął nagle na trzy miesiące. I ponoć opiekuje się nim osoba, która od dawna powinna być już martwa. Wszystko... Absolutnie wszystko wygląda zupełnie inaczej niż pamiętał. A mimo to - jednocześnie - wszystko zmierzało ku temu samemu strasznego końcowi. Zupełnie nie miał pojęcia jak się w tym odnaleźć. Czy był sens opierać się przeznaczeniu? Czy jest sens w rzuceniu się na ziemie i czekaniu?

Eliza musiała zauważyć jego nieprzytomny wzrok.
- Uciekajcie już! - krzyknęła.
Albert poczuł, jak Haruszka bierze go pod ramię i stanowczo popycha do przodu.
- Pani ma rację... Tak będzie lepiej.
Albert patrzył nieprzytomnie na Elizę. Poczuł że ma tego dosyć. Czy po to budził się, żeby zapaść w nowy koszmar? Czy już miał zapomnieć o Asmenie - czy ona żyje? czy żyła kiedykolwiek? - tej samej osobie, która dała mu zapomnienie o dawnym życiu? Czy może zamknąć oczy i próbując powrócić do świata, który dopiero co opuścił, zapomnieć o tym, do którego - podobno - chciał powrócić...?

Nawet nie zdawał sobie sprawy, że Hawruszka prowadzi go po krętych i wąskich schodach baszty w dół, prosto do piwnic. Otrzeźwił go dopiero pisk starych zawiasów piwnicznych drzwi.

Jeszcze kilka kroków w ciemności, wśród duszącego kurzu, wzbijanego z każdym krokiem i dotarli do półek z winami. Hawruszka zatrzymał się na chwilę, rozejrzał z namaszczeniem i szybkim krokiem ruszył w stronę upatrzonego regału. Foncroyss podążył za nim. Stary sługa chwycił regał pod drugą półką, lekko podniósł (lezące na niej butelki niebezpiecznie zagrzechotały) i pociągnął do siebie. Półka odchyliła się ukazując ciemny tunel, do którego Hawruszka wepchnął Foncroyssa i sam wszedł, zamykając za sobą przejście.
Dopiero kiedy zatopiona w półmroku piwniczka zniknęła za tajnym przejściem i zapadła zupełna ciemność, Albert poczuł jak po jego policzku spływa ciepła łza.

Znów w drodze.
 
Fitter Happier jest offline  
Stary 11-06-2007, 16:19   #105
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Saenna trzymała się w dalszym ciągu swojego - w miarę bezpiecznego - miejsca pod 'ścianą'. Przemiana, jaka dokonała się w gospodarzu tego miejsca była zaskakująca... jednak znacznie bardziej zajmowała niziołkę w tej chwili rana towarzysza - a wyglądała naprawdę paskudnie. Tak bardzo chciałaby pomóc... niestety, nigdy nie miała cierpliwości by szkolić się w uzdrawianiu. " A już na pewno nie takich ran. Może elf pomoże..."

Odwróciła się do mieszkańca tej chałupy i przemówiła cichym głosem:

- Czym zatrułeś naszego towarzysza? I - nawet jeśli to nie ty, a jakiś mityczny 'szaleniec' - jak mogłeś do tego dopuścić?
Jaki masz plan ucieczki? Czym są stwory atakujące osadę? I przede wszystkim - kto zgasił ogniska?


Saenna mówiąc to z uwagą przyglądała się nagle poruszonemu stosowi zwłok, ręką ze smyczkiem wskazała gospodarzowi stertę:
- I co to za poruszenie? Zbierasz tu zwłoki czy może wszystko co ci w łapy wpadnie? - nie była do końca pewna, czy nowo objawionemu - w miejsce 'szaleńca - gospodarzowi można ufać.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 13-06-2007, 21:18   #106
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Learion Aylinn

(post konsultowany z MG)

Zdjąwszy opaskę, gnom zmrużył oczy wślepił je w postać intensywnie przyglądnął się jej. Nie tylko jej zresztą. Oglądnął też okolicę i siebie samego, by w końcu rzec cicho, pod nosem:

- Może następnym razem...

Fristus już znał ten rytuał. Nie pierwszy raz gnom sprawdzał, czy widzi. Pewnie też nie ostatni. Zdumiewające było natomiast jak szybko strząsał z siebie rozczarowanie takimi próbami.

"Do diaska! To nie jest iluzja! O co więc chodziło? Jeśliby to była iluzja, raczej bym dostrzegł. Właściwie... prawie na pewno bym dostrzegł!"

Tymczasem, miast kolorów, aur, czy błysków, Leariona otacza nieprzenikniona ciemność. Nic nie wskazywało na to, żeby w pobliżu działało jakiekolwiek zaklęcie. Przybity na moment gnom cieszył się, że chociaż jego blef zadziałał.

Fristus nie wydawał się tak świetnym aktorem, by przejrzeć gnomie kłamstewko i nie dać tego po sobie poznać. Tak przynajmniej osądził sam zainteresowany.

Rozglądając się za czarami, jednocześnie nasłuchiwał, węszył, a wziąwszy parę głębszych oddechów, kiedy 'przybity' zwieszał głowę i zakładał z powrotem opaskę na niebieskie, charakterystyczne dla gnomów oczy, smakował otoczenie.

"Zimny, wilgotny korytarz. Powietrze jest tu przesycone wodą i stanowczo pachnie mokrą ziemią. Nie ma tu wiatru - brawo, młody Aylinnie, Twoja logika jest bezbłędna, brawo, geniuszu! Hmmm... Niewiele słyszę. Oddech Fristusa - czy to naprawdę Fristus? Cholera - i kapanie wody. Woda kapie po lewej, z tyłu, i po skosie w przód. Wciągając powietrze można nawet poczuć wilgoć na języku. Hmmm... Nie jestem mądrzejszy niż byłem. Na moje czterdzieści dwa imiona, jestem w labiryncie pod ziemią, z przewodnikiem, któremu nie ufa istota, której ja ufam bezgranicznie, i pewnie jeszcze jakiś mag ma z tego ubaw. Jeśli ta pamięć okaże się potem nieważna, to dodam sobie pięć imion opisujących moją głupotę. Brr. To byłby wstyd. Nie. Ta pamięć BĘDZIE ważna. MUSI być."

Ostatnia myśl tchnęła absolutną pewnością. Pewnością, którą stężały też rysy twarzy młodego Aylinna. Jeśli tu był, to miał powód. No i nie należało zapominać o jednym. Mag mógł mieć z tego ubaw... ale największy ubaw z całej sprawy miał ten, który odkrył najwięcej tajemnic. Tak zawsze było i tak zawsze będzie. Szeroki, przekorny uśmiech wykwitł na ustach gnoma na moment, kiedy ten unosił głowę.

"Więc Fristus ma pewną tajemnicę? Zobaczmy jak długo ją utrzyma!"

Sam Fristus został najwyraźniej zaskoczony pytaniem o to, czy są tu sami. Zapadła bowiem pełna konsternacji cisza, a obraz jaki przesłał panu Fialar ukazywał jak bardzo pytanie zbiło człowieka z tropu. Po chwili milczenia, mężczyzna niepewnie odrzekł:

- Jak najbardziej... Nikogo tu nie ma poza tobą i mną.
- Jesteś pewien, że Deanlath nic tu nie wrzucił?
- zapytał poważnie gnom - Wrzucił w końcu pułapki, skąd pewność, że dla rozrywki nie wrzucił czegoś jeszcze? I czy on nas w ogóle obserwuje?
- Mój pan na pewno „nie wrzucił” do labiryntu żadnych potworów, wiec o to, że coś cię zaatakuje nie musisz się martwić.

"W jego głosie wyraźnie słychać zaskoczenie, ale nie zdenerwowanie. Pytanie chyba naprawdę go zdziwiło. Nic w jego głosie nie wskazuje, by kłamał. Zatem..."

- Mmmm? Szkoda. Mogłoby być ciekawiej. - odrzekł gnom, nadal głaszcząc kota. Także kot nie postrzegał mężczyzny jak przez zaszkloną warstwę czaru, zatem iluzja niemal na pewno odpadała. - A z tym obserwowaniem? jak sądzisz, Fristusie, obserwuje nas teraz? - niczym na sznurku, głowa gnoma uniosła się ku nierównemu sklepieniu komnaty. - Za uszami, tak? Ty pieszczochu... - cicho się zaśmiawszy, gnom począł delikatnie głaskać okolice uszu nadal pomrukującego i wiercącego się niespokojnie kota.

- Nie wiem - odpowiedział spokojnie Fristus, którego szczerą i otwartą twarz "ujrzał" Learion.

Odkąd Fialar tak wyraźnie zaprotestował przeciw temu, by Fristus dotknął jego towarzysza, gnom kupował czas. Kot okropnie cię wiercił i starał wyrwać z uścisku, ale Aylinn miał dziwne wrażenie, że jeżeli go puści to ten rzuci się na Fristusa, stąd zmienił uchwyt. Blef, że coś słyszał, pytanie czy są sami, wszystko to miało kupić czas. Najwyraźniej tak jedno, jak i drugie podziałało, bo podrapanie przeszło bez echa. Mężczyzna zdawał się nie pamiętać o zajściu, miast tego zapytując stanowczym głosem po chwili:

- To jak możemy już ruszać?

Learion nie mógł zobaczyć twarzy Fristusa, ale był przekonany, że mężczyzna wpatruje się w niego z wyczekiwaniem. Nie czekając na odpowiedź jego towarzysz ruszył wzdłuż korytarza nucąc coś pod nosem. Learion kierując się dźwiękiem głosu swojego towarzysza ruszył w jego ślady, trzymając na rękach Fialara.

Ruszając, zajął się pułapkami. Były. Natomiast brakło jakichkolwiek żywych istot poza ich trójką, potwierdzając słowa przewodnika. Uważając, by nie dać się dotknąć posuwał się zręcznie, jak na ślepca, dość wysoko przestawiając nogi, by się nie przewrócić. Parę razy zagadywał tak do nadal niespokojnego (choć znacznie mniej) Fialara jak i do wciąż "świergoczącego" Fristusa, lecz na większość pytań sam udzielał sobie odpowiedzi, często wśród żartów i śmiechów.

Gdzieś na horyzoncie zarysowywał się kolejny zakręt. Korytarz, którym szli zdawał się dużo dłuższy niż sądzili. Do ich nozdrzy docierało coraz wilgotniejsze powietrze. Na ramiona spadały zimne krople wody. Po kilkunastu minutach marszu Fialar przeciągle miauknął. Learion natychmiast zatrzymał się i zagłuszył "świergot" Fristusa słowami:

- Zatrzymaj się towarzyszu! Mam złe przeczucia.
- Spokojnie doskonale ją widzę. Tuż za zakrętem drogę zastępuje wyrwa w ziemi usiana kolcami. Jest jeszcze kilka kroków ode mnie.


Fialar zgrabnie zeskoczył z rąk swego pana. Gnom wykorzystał okazję, sprawdzając pas. Narzędzia zwykł nosić przy pasku, zawinięte w kawałek skóry. Niewiele, ale wszystkie podstawowe, które mogły służyć do rozbrajania pułapek. Gdy kot podszedł w stronę skarpy nadrabiając drogi by obejść Fristusa, Learion mógł "dostrzec" prawdziwą istotę pułapki. Obraz zafalował, zaś przepaść "przesunęła się" pod same stopy przewodnika

Mruczenie i marudzenie mężczyzny niewiele myśląc Learion skwitował więc łapiąc tamtego za ramię, i osadzając go na miejscu krótką kontrą:

- Ta pułapka jest zdradliwa. Okłamuje twoje oczy.

Mężczyzna z niedowierzaniem podniósł z ziemi kamyk i poturlał go w stronę krawędzi. Niestety gnom nie mógł zobaczyć jego miny, gdy kawałek skały wsiąkł w podłogę tuż o krok od niego, Fialar zainteresował się wtedy niedaleką ścianą.

- I kto tu jest ślepy?
rzekł Learion przerywając niezręczną ciszę. Na jego twarzy wykwitł szeroki, przekorny uśmiech. Puścił tamtego i dodał cokolwiek złośliwie:

- Ale przewodnikiem jesteś dobrym, prawda?
- Przestań mi urągać gnomie
- rzucił szybko Fristus spostrzegłszy, jak kot przechodzi przez zaporę - właśnie znalazłem przejście. Idź za moim głosem.

Gnom roześmiał się perliście, komentując:

- A zatem przynajmniej dobry przewodnik! Chodźmy, towarzyszu!

Gdy oboje przekroczyli niewidzialne wrota ich oczom ukazało się kolejne wyzwanie. Rozdroże. Fristus nie zastanawiał się długo:

- Ja proponuje pójść prosto. Ta droga prowadzi w głąb labiryntu, a ta druga na jego zewnętrzną część. Więc wybór jest jasny.

- Czyżby? - skontrował łobuzersko młodzian - Nie zgadzam się! Wyjścia bywają na obrzeżach labiryntu. Zatem powinniśmy kierować się na zewnątrz. Ale sednem labiryntu, każdego jednego labiryntu, jest jego serce. Zazwyczaj centrum, ale może być to coś zupełnie innego. Magiczny przedmiot, którego dany labirynt strzeże, jakaś dobra broń przy jakimś cudnie wyrzeźbionym posągu, czyjś sarkofag, który należałoby odwiedzić, bo samotny i zakurzony, jakiś heros lub paskudnik zamrożony złym/dobrym zaklęciem - wszystko to można znaleźć właśnie w sercu labiryntu. Tam zwykle czeka nagroda. No i wyjście awaryjne. Nie? - wesoło zapytał towarzysza, zwracając ku niemu nie przesłonięte opaską oczy, lecz lewe ucho, wyraźnie nasłuchując jego odpowiedzi. - Gdzie chciałbyś iść, ku sercu i zwycięstwu, czy rozsądnie i pragmatycznie ku obrzeżom labiryntu, gdzie powinny być jakieś wejścia, jeśli projektował to ktoś z odrobiną zdrowego rozsądku?

W tym miejscu gnom skrzywił się lekko. No tak. Pozostawało pytanie, czy tajemniczy Deanlath BYŁ kimś, kto projektował własne labirynty umieszczając wejścia na obrzeżach, czy też umieszczał wejścia gdzie chciał, bo to w końcu jego labirynt był i takim miał pozostać, a akurat tego dnia zupa była za słona. No i dodatkowo, były te dwie wątpliwości...

- Fristus? - zagaił młodzik - Ten labirynt... on jest stworzony tak, sobie a muzom, czy też ma coś w środku? I w ogóle, wyjście jest w środku czy na zewnątrz? no i - strzelił gnom kolejnym pytaniem - skąd myśmy właściwie zaczynali tę podróż?
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 14-06-2007, 11:53   #107
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany



Magiczna Szkatuła
Obóz „łachmaniarzy”

Wyprostowana postać szaleńca, patrzyła lodowatym wzrokiem wprost w oczy Almirith, który zadawał jej kolejne pytania. Pomimo, że elf skończył postać stała w bezruchy wpatrując się w niego. Po chwili jednak dobył się z niej ponownie głęboki głos.

- Waleczny elfie znasz już moje miano. W twoim języku nie ma słów, w których mógłbym nazwać swoją funkcję i jej cele. To powinno ci wystarczyć.

Dwa małe czerwone punkty były ledwo widoczne za kawałku szmaty wiszącego zamiast drzwi wejściowych do lepianki. W umyśle stworznia mieszało się przerażenie i zaciekawienie. „Ci nowi zadają za dużo pytań. Pan nie będzie zachwycony! Trzeba działać”. Umysł małego szpiega zalały fale chaotycznych myśli. Mały posłaniec wiedział kto jest najsłabszym ogniwem. W umyśle półczarta wyczuł tłumiony gniew, który postanowił uwolnić. Spokojny do tej pory Magyr przerwał kanibalowi stanowczym głosem:

- Wydaje mi się, że coś kręcisz trepie, niczym ścierwa na Placu Szmaciarzy! Ale ja znam sposób byś zaczął mówić w naszym języku!

Do bacznych uszu Seanna dobiegł tłumiony szept: - No dalej góro mięcha bież go, dalej!- Niziołka już miała odwrócić głowę, gdy nagle potężne ciało półczarta ruszyło stanowczo w stronę szaleńca. Jego mocarna dłoń chwyciła gardziel kanibala i uniosła go dwie stopy nad ziemię, wgniatając go przy tym w ścianę lepianki. Wtem jakże groteskowa postać mężczyzny złapała jedną dłonią przedramię półczarta. Oczy szaleńca zalały się czernią. W lepiance rozległ się ponownie ten sam mosiężny głos pomimo, że postać trzymana przez Magyra ledwo dobywał z miażdżonego gardła charczenia..

- Ty bękarcie zawszonej suki! Jak śmiesz!

Wtem wychudzona dłoń szaleńca opadła na przedramię Magyra. Jego czarne szpony zatopiły się w ciemno brązowej skórze półczarta. Rogata twarz stworzenia zacisnęła się w grymasie bólu. Mocarna łapa pomału postawiła mizernego humanoida na ziemię. Mimo to szaleniec nie zwolnił uścisku. Jego czarne oczy wpatrywał się w twarz półczarta wpełnioną cierpieniem. Jego wielkie ciało zaczęło się pochylać, aż uklękło. Wtem postać szaleńca uderzyła zaciśnięta pięścią w splot słoneczny Magyra. Półczart szorując trzy kroki po ziemi zatrzymał się wzbijając tumany kurzu. Gdy nieznośny pył odpadł dostrzegliście jak postać szaleńca dostojnie poprawia na sobie łachmany i przeciera dłonią gardziel. Po chwili jakby nigdy nic, odezwał się ponownie:

- To na czym stanęło? Ach tak mroczny proceder powiadasz. Mam rozumieć, że masz na myśli pożeranie ciał przez tego nieszczęśnika, którego ciało opętałem? Niestety jest to konieczne. Tylko mięso pozwala utrzymać nieco siły w tym zawszonym ciele. Gdyby mój „gospodarz” posilał się jedynie racjami rozdawanymi przez tutejszego kapłana, szybko stał by się dla mnie bezużyteczny. To ja go namówiłem do tego by jadł ciała poległych. Nie było to specjalnie trudne. Ale wam to uczucie jest pewnie zupełnie obce. W swoim krótkim życiu nie jedliście może góra 3 dni. Tutejsi bywalcy czasami nie jedzą nawet przez dekadzień, albo i dłużej. Wy nie znacie takiego uczucia głodu i nie jesteście w stanie sobie go wyobrazić! Ten dziwny ruch o tam to pewnie jakiś nieszczęśnik, który przeżył atak i ma siły sie jeszcze ruszać. Jedno co musze wam przyznać śmiertelnicy, macie nie złomną wolę życia. Doprawdy niebywale trudo zaduśić w was tan mały płomyk.

Wymawiając te słowa szaleniec po kolei spoglądał wam prosto w oczy. Gdy ponownie spojrzał na Almirith, dostrzegł, ze jego wzrok utkwił w wisiorku, którego obecności w swojej dłoni nie był do końca świadom. Postać bez zastanowienia zbliżyła się do elfa na odległość stopy i włożyła w smukłą dłoń elfa wisiorek. Gdy to uczynił zaczął kroczyć wokoło was.

- Wasze chore kończyny na pewno nie będą za bardzo przydatne przy próbie opuszczenia tego miejsca. Jeżeli sami nie umiecie uleczyć swych ran, poproście o to tutejszego kapłana. Z pewnością będzie w stanie wam pomóc. Mieszka nie daleko stąd. Jego legowisko można łatwo poznać, gdyż zawsze stróżują tam jacyś wartownicy.

Wypowiadając te słowa gospodarz uważnie patrzyła na rękę Almiritha i od co jakiś czas zerkał w stronę Magyra. Po paru okrążeniach przepełnionych milczeniem postać stanęła twarzą do was. Jego oczy spoglądał gdzieś w dal za wami, a z popękanych ust ponownie dobył się ciężki, nieprzyjemny głos.

- Co do ucieczki nie mam konkretnego planu. Wszystkie dotychczasowe spełzły na niczym. Wieko szkatuły jest za ciężki, nawet ja nie jestem w stanie go podnieść. Wydaje mi się jednak, że jest pewna osoba, która wie jak się stąd wydostać. Mieszka w głębi białego lasu okalającego ten obóz. Nie wiem czym są stwory zamieszkujące tą przedziwną gęstwinę, lecz wiem czego się boją- świtała. Niestety ja sam nie dysponuje mocą, która mogła by wytworzyć odpowiednie silny blask, który byłby w stanie ochronić kogokolwiek. Moja propozycja jest następująca. Skontaktujcie się zamieszkującą ten przybytek białego opału istotą i przekażcie mu, że razem mamy większe szanse na wydostanie się stąd. Jeżeli to uczynicie, przysięgam, że gdy znajdę sposób na opuszczenie tego miejsca zabiorę stąd każdą żywą istotę. Umowa stoi?





Harpo Longwayfromhome


- Mówiłem ci Vinnie, że miło cię widzieć żywym?- rzekł Harpo wstając.

Vinnie wydawał się być zdziwiony tymi słowami. Po chwili jednak na jego twarzy pojawił się dobrotliwy uśmiech. Mężczyzna przykucnął i położył dobrotliwe dłonie na ramionach gnoma i rzekł spokojnie:

- Ciebie tez przyjacielu. Ciebie też...- Vinnie po chwili milczenia rzekł:
- Wydaje mi się, że pakowanie się na szczyt urwiska prosto w paszcze hartów gończych było by największa głupotą. Ruszmy więc wzdłuż klifu. Na pewno znajdziemy jakąś kryjówkę.- Następnie mężczyzna podniósł się, zarzucił na plecy tobołek zgasiwszy ognisko, ruszył wzdłuż ściany skarpy.

Ścieżka była z byt wąska by iść ramię w ramię. Vinnie puścił przodem gnoma, który narzucił żwawe tempo marszu. Po krótkiej chwili milczenia, mężczyzna odezwał się:

- Mam nadzieję, że Bugger, Aswill i Urgo uszli z życiem... – i nagle Vinnie zamilkł.
Za pleców gnoma zamiast głosu towarzysza, dobył się szelest liści, po chwili zagłuszony brzękiem obnażanego ostrza. Harpo odwrócił się na pięcie i zauważył, że Vinnie ścina ramiona bluszczu pokrywające kamienna ścianę urwiska.

- Hej! Przyjacielu znalazłem coś. Wygląda mi to na grotę. – Harpo z zaciekawieniem zbliżył się do towarzysza. Na jego twarzy zagościło zdumienie. Był niemal pewien, że gdy przechodził tędy przed chwilą, liście bluszczu niczego nie skrywały. Wejście do jamy nie było nazbyt okazałe, jednak Harpo bez problemu się w nim zmieścił. Szedł tuż za towarzyszem. Blask letniego słońca po pary krokach został zastąpiony nieprzyjemną ciemnością. W jaskini panował niesamowita wilgoć. Sama grota wyglądała jak tunel misternie wyłupany w skale. Po chwili do uszu gnoma dobiegł glos przyjaciela.

- Przyjacielu podejdź tu proszę. Znalazłem jakiegoś suchego badyla, z którego możesz uczynić pochodnię.

Jeszcze przed chwilą Vinnie stał parę kroków przed Harpo. Jednak jego głos brzmiał jakby docierał do uszu gnoma z dość daleka. Mimo to Harpo zrobił krok w przód w stronę przyjaciela. Po chwili wnętrze jaskini rozbłysło światłem pochodni. Towarzysze nie mogli uwierzyć własnym oczom. Stali na środku skrzyżowania czterech kamiennych ścieżek. Dreszcze na ich plecach nie były bynajmniej wywołane tym, że żaden z końców korytarz nie był naznaczony blaskiem dnia. Powodem niepokoju był dziwny dźwięk, którego źródło zbliżało się do nich z każdą chwilą.

Learion Aylinn


- Czyżby? - skontrował łobuzersko młodzian - Nie zgadzam się! Wyjścia bywają na obrzeżach labiryntu. Zatem powinniśmy kierować się na zewnątrz. Ale sednem labiryntu, każdego jednego labiryntu, jest jego serce. Zazwyczaj centrum, ale może być to coś zupełnie innego. Magiczny przedmiot, którego dany labirynt strzeże, jakaś dobra broń przy jakimś cudnie wyrzeźbionym posągu, czyjś sarkofag, który należałoby odwiedzić, bo samotny i zakurzony, jakiś heros lub paskudnik zamrożony złym/dobrym zaklęciem - wszystko to można znaleźć właśnie w sercu labiryntu. Tam zwykle czeka nagroda. No i wyjście awaryjne. Nie? - wesoło zapytał towarzysza, zwracając ku niemu nie przesłonięte opaską oczy, lecz lewe ucho, wyraźnie nasłuchując jego odpowiedzi. - Gdzie chciałbyś iść, ku sercu i zwycięstwu, czy rozsądnie i pragmatycznie ku obrzeżom labiryntu, gdzie powinny być jakieś wejścia, jeśli projektował to ktoś z odrobiną zdrowego rozsądku?

- Drogi Learionie, cieszy mnie, że towarzyszy mi tak sprytny i zmyślny gnom jak ty. - odparł Fistus z nutką ironii w głosie. - Twoje dywagacje na temat: czym jest cel naszej tułaczką są doprawdy interesującym sposobem na marnowanie czasu. Ale przecież nie będę cię obwiniał, że znowu zapominałeś pewnego istotnego szczegółu.
Deanlath wyraźnie powiedział:
-w tym momencie głos Fistusa nabrał poważny ton-
„Jeżeli dotrzecie do centrum labiryntu, ja wielkodusznie zwrócę wam wolność”.
Ach wszystko jest na mojej głowie, wszystko –

Idąc dalej wzdłuż korytarza Fistus odpowiedział z przekąsem, na kolejne pytanie gnoma.

- Naszą epicką wyprawę po wolność zaczynaliśmy na jego obrzeżach. Ta okazala budowla przywitała nas wielką, dziwaczną bramą, która oczywiście rozwarła się przed nami ze skrzypem powodującym ciarki na plecach, bo jakże to inaczej. Wielkim bramom do labiryntów, pradawnych ruin, czy samego środka piekieł nie wypada inaczej się otwierać jak właśnie tak.

Fistus zaaprobowany rozmową, zupełnie nie patrzył jak stawia stopy, jakby tym razem to on zapomniał, gdzie tak właściwie się znalazł. Jego nieuwaga musiała wpakować was w kłopoty. Po kolejnym kroku jego stopa zapadła się po kostkę. Zamarły wszelkie słowa. Niemal natychmiast do waszych uszu dobiegł brzdęk jakiegoś mechanizmu. Z ołowianego stropu jaskini zstąpił na ziemię słup ognia. Na szczęście Fistus odruchowo odskoczył w bok, jednak mimo to jego ubranie zajęło się ogniem. W krótkiej chwili pełnej panicznego wrzasku i turlania się po ziemi Fialar bacznie przyglądał się posadzce, nie zwracając uwagi na płonącego przewodnika.
Po chwili również i gnom dostrzegł to co tak bardzo zainteresowało jego kociego towarzysza. Kamienna posadzka przed wami, była wyłożona od ściany do ściany kamiennymi kaflami, na których pobłyskiwały pojedyncze litery.

Foncroyss


Nagły trzask rozpalanej pochodni rozproszył mrok. Hawriło złapał swojego pana za nadgarstek i zaczął prowadzić wzdłuż tunelu. Drzewiec pochodni zdzierał kolejne pajęczyny. Sługa jak na swój podeszły wiek pędził dość żwawo. Do waszych nozdrzy docierało coraz świeższe powietrze, a przy tym coraz bardziej wilgotne. Foncroyss po chwili zrozumiał, że coraz donioślejszy szum w jego głowie nie jest bynajmniej skutkiem ubocznym nagle przerwanego snu lub adrenaliny. Lazurowy blask formował u końca tunelu charakterystyczne linie, odbijającej się na ścianie wody. Gdy tylko minęliście wylot tunelu waszym oczyma ukazała się okazała grota, którą przecinała rozjuszona tafla wodospadu. Przez jej zerwany strop wdzierały się pierwsze promyki wschodzącego słońca. Hawriło gwałtownie się zatrzymał, pokazując panu szczątki linowego mostu, które wisiał po przeciwnej stronie groty. Pomimo ogromnego szumu pakującego wśród monumentalnych skał, usłyszeliście za wami ciężkie stąpanie okutych metalem stóp. Ku waszemu zdziwieniu w tunelu, migotał blask oliwnej lampy. Uścisk dłoni Hawriło nagle zwolnił się, do uszów jego pana dobiegło nagłe stękniecie starca. Foncroyss gwałtownie odwrócił wzrok i zobaczył jak jego stary druh ledwo trzyma się na rąbku skały. Jego błaganie o pomoc całkowicie zagłuszał bezlitosny wodospad. Powietrze przeciął gwałtowny strzał bicza. Jego koniec owiną się skrzętnie wokoło nadgarstka Hawriły. Wybałuszone ze strachu oczy starca spotkały się z wzrokiem swego wybawcy. Jego usta poruszał się, próbując coś powiedzieć jednak bezskutecznie. Nagle jego uścisk zwolnił się. W powietrzu zabrzmiał napięty jak struna bicz. Foncroyss napiął swoje ciało. Jego stopy coraz bardzo zbliżały się do krawędzi skały. Mimo to nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby teraz zostawił przyjaciela na pastwę lodowatej wody. Walczył do końca. Jego ramiona zaczęły pomału słabnąć. Po chwili zdradliwa skała pozbawiła jego stopy oparcia i wydała ich w otchłań lazurowej wody.

***
Foncroyss otworzył ociężałe powieki. Na swym policzku czół śliską i zimną skałę. Mężczyzna wsparł się na ramiona z których promieniował ból. Mimo to podniósł się. Usiadłszy zaczął rozglądać się za swoim przyjacielem. Leżał parę kroków od niego. Wokoło jego nadgarstka trwał w uścisku wierny bicz. Gdzieś w oddali szumiał jeszcze wodospad. Mieli szczęście, w ty miejscu rzeka gwałtownie zakręcała. Jej nurt był za słaby by wlec ich ciała dalej. Foncroyss zbliżył się do towarzysza. Odwrócił go na plecy. Był równie przemoczony jak on. Jednak nie miał tyle szczęścia. Jego ciało było dotkliwe pokiereszowane przez ostre jak brzytwa skały. Zbliżywszy ucho do nozdrzy towarzysza Foncroyss z ulgą wyczuł słaby oddech. Lekko uderzając go po zadrapanym policzku próbował przywrócić go do świadomości. Po chwili szare oczy Hawriło otworzyły się gwałtownie. Mężczyzna podniósł się wspierany rękach Foncroyssa. by zacząć wypluwać z ust hausty pochłoniętej wody. Nagle przez szum rzeki gwałtownie przedarł się potężny ryk. Siedem stóp od nich, tuż przy wyjściu z kamiennego korytarza stał wsparty na dwóch łapach brunatny niedźwiedź. Foncroyss chwycił swój bicz. Kantem oka dostrzegł, że tuż przy krawędzi rzeki znajduje się wąska kamienna półka prowadząca wzdłuż nurtu wody. Nie by jednak pewny, czy zdążą umknąć.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 18-06-2007 o 11:18.
g_o_l_d jest offline  
Stary 14-06-2007, 18:34   #108
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Harpo Longwayfromhome

Wejście do jamy nie było nazbyt okazałe, jednak Harpo bez problemu się w nim zmieścił. Szedł tuż za towarzyszem. Blask letniego słońca po pary krokach został zastąpiony nieprzyjemną ciemnością. W jaskini panował niesamowita wilgoć. Sama grota wyglądała jak tunel misternie wyłupany w skale.

Źrenice gnoma rozszerzyły się, a tęczówki lekko błyszczały. Harpo poczuł się jak... w domu. Wróciły półzwierzęce nawyki, które były częścią jego natury w lochach.
Ciemność, dla gnoma, nie stanowiła problemu. Czarcia natura pozwalała Harpo widzieć w całkowitych ciemnościach. Budowa jaskini mówiła gnomowi jedno.. Nie byli tu sami. Tunel został wykuty.. przez kogo?.. Tego gnom mógł się tylko domyślać.. Drowy, duergarowie...a może inne podziemne stwory?
Kimkolwiek byli, gnom nie liczył na ich pokojowe intencje. Życie nauczyło Harpa, że stwory z podziemi zawsze są wrogie. Przyjrzał się ścieżkom w poszukiwaniu wskazówek które mogłyby rozstrzygnąć w którą stronę się udać.. Musiały być jakoś oznakowane.
Po chwili do uszu gnoma dobiegł glos przyjaciela.

- Przyjacielu podejdź tu proszę. Znalazłem jakiegoś suchego badyla, z którego możesz uczynić pochodnię.

Jeszcze przed chwilą Vinnie stał parę kroków przed Harpo. Jednak jego głos brzmiał jakby docierał do uszu gnoma z dość daleka. Mimo to Harpo zrobił krok w przód w stronę przyjaciela.
- Na dzisiaj wyczerpałem arsenał pirotechnicznych sztuczek. - rzekł Harpo podchodząc, podnosząc ziemi kawałek krzemienia. - Będziemy musieli rozpalić ogień w tradycyjny sposób.
Po chwili wnętrze jaskini rozbłysło światłem pochodni. Harpo nie miał sumienia powiedzieć Vinniemu, że pochodnia nie była dobrym pomysłem. W podziemiach, światło zawsze przyciąga drapieżnika. Wkrótce jego obawy się potwierdziły.
Dziwny dźwięk , w dodatku zbliżający się w ich stronę. Doskonały powód ,żeby się stad wynieść.
- Ruszamy stąd, tu nie możemy zostać. W przeciwnym razie, znaleźlibyśmy się w potrzasku.- rzekł gnom wybierając ta ścieżkę, która wydawała się najbezpieczniejsza i z której nie dobywały się dźwięki. Tym, że nie wiedział dokąd prowadzi, gnom się nie przejmował. Obecnie miał o wiele więcej bardziej poważnych zmartwień. Harpo odruchowo skradał się stawiając cicho i ostrożnie kroki, przemierzając korytarz i szukając pułapek.. Tak, zdecydowanie to miejsce przypominało gnomowi dom.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-06-2007 o 18:36.
abishai jest offline  
Stary 15-06-2007, 23:08   #109
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Arrow Learion Aylinn

- Drogi Learionie, cieszy mnie, że towarzyszy mi tak sprytny i zmyślny gnom jak ty. - odparł Fiskus z nutką ironii w głosie. - Twoje dywagacje na temat: czym jest cel naszej tułaczką są doprawdy interesującym sposobem na marnowanie czasu. Ale przecież nie będę cię obwiniał, że znowu zapominałeś pewnego istotnego szczegółu. Deanlath wyraźnie powiedział: - w tym momencie głos Fistusa przybrał poważny ton - „Jeżeli dotrzecie do centrum labiryntu, ja wielkodusznie zwrócę wam wolność”.
Ach wszystko jest na mojej głowie, wszystko...


Gnom roześmiał się na ironiczną ripostę towarzysza i rzekł z aprobatą:

- Dobrze! Nie dostałem przewodnika nudziarza! Co prawda zapomniał o tym, że jeszcze niedawno tłumaczyłem, że nic nie pamiętam, ale to tylko potwierdza żeśmy siebie warci. Ja mam amnezję, on jest zapominalski, wszystko zostaje w rodzinie. - wyszczerzywszy się wesoło, gnom nasłuchiwał reakcji towarzysza.

Gnom uformował w myślach obraz siebie samego przykładającego do oczu ręce uformowane w lornetkę i czekał na reakcję istoty, bez której jego ślepota faktycznie pogrążyłaby go w ciemnościach. Zwykle taki obraz powodował, że kot dzielił się tym, co sam widział.

Tymczasem Fristus ujawniał dalej swą elokwencję:

- Naszą epicką wyprawę po wolność zaczynaliśmy na jego obrzeżach. Ta okazala budowla przywitała nas wielką, dziwaczną bramą, która oczywiście rozwarła się przed nami ze skrzypem powodującym ciarki na plecach, bo jakże to inaczej. Wielkim bramom do labiryntów, pradawnych ruin, czy samego środka piekieł nie wypada inaczej się otwierać jak właśnie tak.

- Obstawiam że to będzie... - odruchowo gnom zaczął analizować możliwości "patrząc" po tunelu, szukając czegokolwiek co mogłoby wyratować ich z tej sytuacji. Słysząc dźwięk mechanizmu gnom odruchowo próbował ustalić cóż to takiego. Klik drewna o drewno, jak przy zwalnianiu wielkiej kłody która potężnym zamachem zmiecie wszystko na swojej drodze? Wibracja zluzowanej cięciwy, która zwolniła właśnie strzałę? Dźwięk setek igieł niosących ukłucie pokryte trucizną? Miarowy stukot zębatek i zapadek towarzyszący powolnemu rozwieraniu się zapaści lub opadaniu sufitu czy przemieszczaniu ścian? A może dźwięk nabierającego prędkości toczącego się głazu? Nie. Z ołowianego stropu jaskini zstąpił na ziemię słup ognia, co młody Aylinn rozpoznał po zapachu i gorącu. Kiedy Fristus począł tarzać się po ziemi, gnom już porywał z ziemi garście żwiru, ziemi, i wszystkiego innego by przysypać tamtego, starając się też przez chustkę - z braku czegoś większego - zaklepać ogień.

Fialar bacznie przyglądał się posadzce, nie zwracając uwagi na płonącego przewodnika. Nie bez przyczyny- posadzka była wyłożona od ściany do ściany kamiennymi kaflami, na których pobłyskiwały pojedyncze litery.

(PW do MG tutaj, post najpewniej będzie kontynuowany)
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 18-06-2007, 21:18   #110
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Elf odruchowo cofnął się kiedy ciało opętane przez nieznany mu byt podeszło do niego, dłonie na rękojeściach mieczy jednoznacznie określały jego następny ruch, gdyby szaleńcowi zachciałoby się zaatakować znienacka ponownie. Plugawiec oddał mu jego wisior z Evermeet, był tym bardzo zdziwiony.
Poczuł błogi spokój rozlewający się po jego wprost z emanującego białym światłem amuletu, to uczucie było jednak zakłócone przez piekący ból w zranionym ramieniu.

- Myślę, że bez kapłana się nie obędzie - powiedział Alimirith spoglądając na swoją ranę.- Na nic się wam nie przydam jeśli będę ranny, w razie wędrówki do tego przeklętego lasu, moja niezdolność do walki może zadecydować nie tylko o moim życiu - powiedział ze smutkiem, Srebrny Lew nie chciał mieć nikogo więcej na sumieniu. "Przysiągłem ich chronić, nie zawiodę znów" - pomyślał.

Nie skończył jeszcze mówić, kiedy z niewiadomej przyczyny Maygar rzucił się niespodziewanie na szaleńca, z łatwością został odparty. Elf przypomniał sobie nagły atak wściekłości podczas rozmowy z Poganiaczem, nagle zapragnął go zabić wtedy. "To nie może być zbieg okoliczności" - dedukował patrząc na duszącego się z agresji półczarta, który do tej chwili zachowywał się zupełnie spokojnie. "Wtedy Maygar też zaatakował Poganiacza, a ten nie przypłacił tego życiem nieomal"

- Miejmy się na baczności - powiedział zwracając się do drużyny, ściszając głos by szaleniec nie słyszał o czym mówi - myślę, że coś lub ktoś chce nas rozzłościć. Bądźcie skoncentrowani, nie pozwólcie sobą zawładnąć temu przeklętemu miejscu. Elf przypomniał sobie sztuczkę z "płomieniem i pustką", której nauczył go jego fechmistrz aby lepiej koncentrował sie podczas walki, może się przydać.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172