Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2017, 22:40   #163
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Santiago, w momencie gdy wychylał się przez okno usłyszał szarpanie za klamkę. Na szczęście zasuwa trzymała w miarę mocno, a nawet gdyby ustąpiła, to napastnicy mieliby jeszcze do sforsowania postawioną przez niego barykadę.

- Próbuj następne drzwi! Toporem! - słyszał krzyki z korytarza. Wyszedł na parapet i rozejrzał się wokoło. Tuż obok niego, z okienka w sąsiednim pokoju ktoś wyłaził. Pierwszym odruchem de Ayolasa było zdzielenie tego kogoś w łeb, ale powstrzymał się na moment. Dzięki temu Elmer zdołał wygramolić się na zewnątrz. Drzwi do jego pokoju właśnie ustępowały pod naporem napastników.

Santiago szukał drogi na dół, Elmer natomiast piął się w górę. Wdrapał się na szczyt dachu i posuwając się okrakiem dotarł na jego koniec. Przed sobą miał dwa metry wolnej przestrzeni - po drugiej stronie znajdował się nieco niższy budynek gospodarczy. Lutefiks wstał, zakasał poły szaty i skoczył, w locie przypominając niezgrabnego nietoperza. Z impetem rąbnął w krawędź dachu, wpił się w nią palcami i z niedowierzaniem stwierdził, że spada trzymając w ręku drewniany kawałek gontu. Wywinął w powietrzu kozła i rymnął w błoto, tuż pod stopy jakiegoś jegomościa.

Santiago przesunął się nieco w lewo, w kierunku nieco wysuniętego fragmentu dachu. Podszedł do samej krawędzi, uchwycił się jej rękami i zwisł w dół, tak że jego stopy znalazły się niecały łokieć nad gruntem. Puścił ręce i wylądował na ziemi. Przebiegł kilka kroków w kierunku sąsiedniego budynku, gdy usłyszał nad sobą hałas. Popatrzył w górę, akurat w momencie, w którym Lutefiks przeleciał nad krawędzią dachu i wylądował z jękiem tuż przed nim.

Tymczasem wewnątrz nieznani napastnicy rozbili już drzwi do pokoju Elmera, jednak nie zastali go w środku. Nie tracąc czasu zaatakowali trzecie pomieszczenie, zajmowane przez Wilhelma. Młody uczony nie zareagował jak do tej pory na harmider, był zupełnie zaskoczony gdy ktoś roztrzaskał drzwi do jego lokum. W progu stało trzech uzbrojonych w topory lub miecze mężczyzn o zamaskowanych chustami twarzach.
- Jest! - krzyknął jeden z nich. - Śmierć heretykowi! Zabiiiij!
Wszyscy trzej wpadli naraz do komnatki rzucając się w kierunku maga.

W tym samym czasie Bodo opuścił pokład Zimnej Wody i szybko pokonał odległość dzielącą go od gospody, zajmowanej przez trzech jego towarzyszy. Będąc w pobliżu usłyszał hałasy dobiegające z wewnątrz - krzyki i trzask pękającego drewna. W pobliżu karczmy nie było nikogo - żaden z napastników nie stał na straży, Bodo nie widział też żadnych wierzchowców.

Mieszkańcy osady, zaalarmowani harmidrem dochodzącym z Odpoczynku Lacothei powoli zaczynali się budzić ze snu. Jeszcze chwilę zajmie im dojście do siebie i reakcja na to, co się dzieje.

Po drugiej stronie rzeki, Berwin spał słodko w objęciach kochanicy, a Ehrl biegał tam i z powrotem wzdłuż nabrzeża, bezskutecznie poszukując kogoś, kto mógłby go przewieźć na drugi brzeg.
 
xeper jest offline