Oczy miał zamknięte, ale słuch wytężony. Jeszcze zanim krępy, brodaty bandzior chwycił za klamkę drzwi, zza których miał wyskoczyć, Oleg zacisnął zęby, wytrzeszczył oczy i zerwał się do ataku. Toporek wbił się w ramię oprycha, jak tylko pojawiło się w szczelinie drzwi. Tuż za trafionym ramieniem pojawiła się szpetna twarz, a szczere zaskoczenie było widoczne bardziej niż grymas bólu. Brązowe oczy wlepione z zawodem w brzydką ranę z której wyślizgnęło się brudne, pordzewiałe żeleźce zdradzały, że oprych wiedział, iż nawet jeśli przeżyje ten dzień to padnie w ciągu tygodnia na jakieś paskudne zakażenie, albo inne gówno.
Oleg litościwie postanowił nie skazywać oponenta ta takie męczarnie. Lewym ramieniem przyparł oprycha do trzeszczącej futryny i prowadząc toporek łukiem od dołu uderzył w kierunku komory. Tak przynajmniej mu się zdawało, ale w gruncie rzeczy człowiek nie sarna - cholera jedna wie, gdzie jest komora. |