12-05-2017, 21:21
|
#262 |
| A na ulicy robiło się ciekawie.
Abelard nie należał do osobników o wzroku sokoła, słuchu kota i węchu ogara - pewna właściwa cyrulikowi ociężałość w reakcji pozwalała jednak (mimowolnie!) bardziej skoncentrować się na świecie zewnętrznym. Lecz i sam Nossenkrap zdziwił się, gdy dostrzegł figurkę kucającego na jednym z odleglejszych dachów i przyglądającego się akcji "drużyny". Najgorsze było to, że niewiele mógł zrobić - łucznikiem był żadnym, a i łuku przy sobie nie miał. Pozostawało liczyć na szybkość towarzyszy w wykonaniu zadania.
Jednak o ile tajemniczy obserwator mógł sprowadzić kłopoty w niedługim, lecz (raczej) nie bardzo bliskim czasie, pojawił się inny problem: ulicą nadchodziła czwórka ludzi, najpewniej mężczyzn. Nie było w tym nic dziwnego gdyby nie to, że spojrzawszy na szturmowaną kamienicę zatrzymali się oni i zaczęli żywo dyskutować. Co prawda, wyglądali na zwykłych mieszkańców miasta - ot, świętujących piękną noc odrobiną alkoholu. Ale pozory mogły mylić ... Czy byli jedną z band należących do gangu? Czy to zwykli mieszkańcy? Faktem było jedynie to, że do kamienicy dzieliła ich chwila szybkiego biegu - a walka na dwa fronty mogła być śmiertelna w skutkach.
Problem był jednak poważniejszy: Abelard z nikim nie ustalił sygnału alarmowego! Chwila zastanowienia zaowocowała szybką, ryzykowną decyzją - Abelard ruszył ku drzwiom wejściowym, przez które do kamienicy wpadli jego towarzysze. Idąc równym, acz nie spacerowym krokiem i ściskając w dłoni trzonek "Anestezji" (starając się broń ukryć przed spojrzeniami czwórki) szedł ku wejściu. Gdyby ludzie zaczęli biec i on miał zamiar puścić się pędem ku drzwiom z zamiarem ich zatrzaśnięcia od środka.
Jeśli jednak posiłki ruszą do tylnego wejścia, biada drugiej grupie atakujących...
Ostatnio edytowane przez Goel : 12-05-2017 o 21:24.
|
| |