Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2017, 22:05   #46
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Khazra wdał się w pogawędkę z woźnicą, podstarzałym typem bez zębów o skołtunionej brodzie i łysym placku na czubku głowy. Wcześniej już zorientował się, że wozak jest torillczykiem i ma na imię Castro.

- Ech - westchnął Castro, grzebiąc w połach peleryny. Wyjął zza pazuchy kawałek jakiejś ciemnej substancji i wepchnął sobie do ust. Przez chwilę nie odzywał się, żuł. - Wiele lat już jeździ. A my z nim. Po Pêlidzie i czasem do Niody zajedziemy. Różne rzeczy wozimy, a raz do roku jak teraz, w tą przeklętą przez Fearmo i Alhirija pogodę, zmierzamy do Kias wioząc ludzki towar. Robota jak każda inna, jeno ten przeklęty deszcz. Na takie podróże, pan Hamadrio dodatkowych ludzi bierze. I chyba się nie zdażyło, żeby dwa razy Ci sami się trafili. Hehe...


Muta skinął głową Cedmonowi, potwierdzając, że już polowali. Po chwili wszyscy cwałowali w kierunku wypatrzonego stada. Mniej więcej w połowie dystansu rozdzielili się, okrążając wolno idące zwierzęta. Nie minęło dużo czasu, a w stadzie zapanował niepokój. Fonercos przyspieszyły, zbiły się w grupę. Ale każdy z myśliwych miał już upatrzony cel. Strzały pomknęły tnąc wilgotne powietrze. Stado rozpędzało się. A za nim pozostały cztery sztuki. Dwie były martwe, pozostałe dwie jeszcze biegły, szybko tracąc siły. Tuki popędził konia i dopadł jednej z rannych antylop. Mignęło ostrze długiego noża. Yassan zeskoczył i od razu zaczął rżnąć wierzgające w agonii zwierzę. Wyciął jakiś ociekający krwią organ i wgryzł się w niego. Parująca krew ciekła mu po brodzie.
- Barbarzyńca - mruknął Stefano, wstrzymując wierzchowca przy innym martwym zwierzęciu.

Spłoszone stado gnało dalej, już nie niepokojone. Na szczęście kierunek jaki obrały zwierzęta nie pokrywał się z trasą karawany.


Muta wykazał się niebywałym kunsztem kulinarnym i wszyscy ze smakiem pochłaniali przygotowane przez niego mięso. Wszyscy poza Tukim, który zwyczajem swego ludu spożywał je na surowo. Po posiłku, z wozu wyłonił się Hamadrio, który gestem przywołał Mumambę.

Ghaga za chwilę wyszedł z wozu, niosąc niewolnicę. Zaniósł ją do wozu, z którego rankiem została wyciągnięta i tam zostawił.

Warty zostały wyznaczone. Padało jakby mniej, ale wciąż nic nie zapowiadało zmiany pogody. Trzecia noc w drodze do Kias okazała się nad zwyczaj spokojna - nie było burzy; nie pojawiły się żadne złowrogie stworzenia; a pan Hamadrio grzecznie spał w swoim wozie.


Nie było niespodzianką, że czwarty dzień podróży nie różnił się niemal niczym od poprzednich. Padało, wiało, a błoto było jeszcze bardziej lepkie. Mimo to, Hamadrio i Halbart byli wyraźnie zadowoleni z tempa, jakie karawana osiągała. Planowali, że do Kias w tym tempie dotrą już za dwa dni. Góry Paprotne zostawały już z tyłu i pod wieczór mieli znów wjechać na trakt. Wolno toczące się wozy, pozostawiały w gruncie głębokie bruzdy, a wołom szło się coraz trudniej. Hamadrio, w związku z wzmożoną pomocą najemników przy przepychaniu ciężkich wehikułów wykazał się dobrą wolą i rozdał każdemu po dwie dodatkowe sztuki srebra oraz obiecał wystawną zabawę na swój koszt w Kias. Dzięki temu tempo jeszcze bardziej wzrosło.

Zbliżali się do dwóch niewysokich wzgórz, pomiędzy które mieli wjechać i z przełęczy skierować się w dół, ku drodze. Objechanie wzniesień nie było możliwe - od jednej strony znajdowała się rzeka, teraz wezbrana i szeroka, a po drugiej skalny labirynt, zwany Tysiącem Dróg.

Wozy grzęzły na podjeździe, który mimo że nie był stromy, okazał się być nad wyraz grząski. Hamadrio zdecydował, że na górę będą wciągać po jednym pojeździe na raz. Wypuszczono niewolników i zapędzono ich do pracy. W rozgardiaszu jaki zapanował nikt za bardzo nie zwracał uwagi na otoczenie. I gdy pierwszy wóz był niemal na samej górze, coś z łoskotem wpadło w błoto tuż obok wołów. Fontanna błota i ziemi wzniecona przez potężny kamień, cisnęła znajdującym się w pobliżu Herluffem dobre kilka metrów. Rozległ się niski pomruk i z pomiędzy skał wyłonił się potężny czarny kształt. Był co najmniej dwukrotnie większy od człowieka i cztery razy tak szeroki. Jego ciało porastała czarna szczecina, a w płaskiej twarzy połyskiwały zielonkawe oczka. Z pomiędzy masywnych warg wystawały długie na palec zęby. Troll warknął jeszcze raz i skoczył w przód. Gdy uderzył w ziemię, ta zadrżała pod jego ciężarem.
 
xeper jest offline