Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2017, 00:03   #108
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Cel znalazł się tuż przed jego oczami. Był w zasięgu jego ręki i to niemal dosłownie. Oczywiście, problemów wcale z tego powodu nie zaczęło brakować. Wręcz przeciwnie, nawet ich przybyło i raczej przybywać nie miało zamiaru przestać. Musiał szybko nanieść poprawki do swojego planu i uwzględnić w nim, a raczej przenieść na wyższą pozycję, dwa problemy, które nie miały zamiaru odpuścić sobie smaku jego ciała. Rozumiał ich w tej kwestii i myśl ta zaświeciła wesołe iskry w jego oczach. Iskry, których i tak nikt nie mógł zobaczyć. To akurat mu nie przeszkadzało. To zaś, co przeszkadzało, właśnie rozrywało broniące wejścia na dach drzwi. Z opcji, które tworzyły się w jego umyśle, brał pod uwagę dwie. Jedna uwzględniała podzielenie ładunku i wysadzenie najpierw wejścia na dach, którym przyszedł, a następnie kapsuły. W takim układzie zostałaby mu trzecia sztuka, na wszelki wypadek. Plan drugi opierał się na użyciu całości materiałów. Ten jednak wymagał zlokalizowania drugiego wejścia lub zaryzykowania skoku z dachu na pozycję, której wciąż nie miał. O hałas nie musiał się już martwić, co miało zostać zwabione, z pewnością już zwabione zostało. Rozum podpowiadał opcję pierwszą. Była bezpieczniejsza i dawała podobne efekty. Nie mówiąc już o tym, że wciąż miałby w dłoni tą ostatnią sztukę plastiku, którą mógłby w każdej chwili wykorzystać. Druga opcja była bardziej ryzykowna, dlatego też została chwilowo odrzucona. Skoro zaś plan działania został obrany, nie zostawało nic innego jak ustawić krótki czas na liczniku, umieścić ładunek przy drzwiach, a następnie ruszyć w kierunku kapsuły, korzystając z dogodności posiadanego obuwia.

Green 4 podbiegł do sypiących się pod uderzeniami szponów i ciała drzwi. Stwór był mocny. Drzwi sypały się w drzazgi dosłownie w oczach. Już szpony stwora przebijały się na zewnątrz. Otwór był jednak jeszcze za mały by stwór zdołał go wyważyć czy przebić się na dach choć w tym tempie pewnie nastąpić to musiało prędzej niż potem. Xenos zaryczał rozjuszony czując mięso tak blisko siebie. Z sąsiedniego budnku też ciężka broń nadal łupała na całego dorzucjac swoje stacatto do powstałego zgiełku. Horst jednak zdołał sięgnąć po małą paczuszkę, umieścić ją przy drzwiach. Wtedy szponiasta łapa przedarła się przez drzwi i próbowała go smagnąć pazurami. Ale udało mu się uchylić. Jeszcze przycisk, dwa i gotowe!

Zaczął odbiegać od strefy rażenia wybuchowego plastiku. Biegł ile sił w nogach ale stwór właśnie sforsował drzwi co obwieściło i głośniejsze łupnięcie resztek przeszkody o dach i triumfalny ryk stworzenia. Potwór śmignął za uciekającym dwunogiem ale właśnie wtedy dachem wstrząsnęła eksplozja. Green 4 odwrócił się do tyłu by dostrzec, że monstrum może było i potężne ale obecnie zostało zmienione przez jeszcze potężniejszą siłę. Nie było czasu do obserwacji bo zaraz omiotła go chmura dymu i drobnych szrapneli powstałych od wybuchu.

Dobiegał już do kanciastego kontenera kapsuły jaką miał wysadzić. Z poeksplozyjnej chmury dymu nic wciąż za nim nie goniło choć dalej samo epicentrum nie było widoczne przez ten dym. Sam kontener miał już o ostatnie kilkanaście kroków przed sobą. Gdzieś o rozmiarach przeciętnej furgonetki. Z bliska jednak dostrzegał liczne dziury. Część pewnie od uderzenia przy lądowaniu ale część miała charakterystyczne nieregularności od posiekanych szrapneli. Był też właz, częściowo otwarty. Ale, że trafił akurat na krawędź wyrwy w dachu była tylko szczelina co by się dało może wsadzić rękę ale na pewno nie wyjść czy wejść póki krawędź dachu go klinowała.

- Potrzebna pomoc! Proszę wezwać służby ratownicze! Potrzebna pomoc! Proszę wezwać służby ratownicze! - zbliżył się na tyle, że słyszał alarmujący ton płynący gdzieś z głośników wewnątrz kapsuły. Z komputerową monotonią sypały się kolejne ponaglenia. Jednak najwyraźniej nie tylko komputery były wewnątrz kapsuły. W środku coś zachrobotało jak metalu o metal.

Silny i silniejszy, ofiara zmieniająca się w łowcę. Znał te, zachodzące w świecie zmiany, które sprawiały że życie było takie interesujące. Dodawały mu smaku, a smak życia był rozkoszny. Można wręcz było rzec, że uzależniał do siebie, nie pozwalając na jego oddanie, na wyzbycie się nawet cienia szansy na ten kolejny oddech. Green 4 lubił życie, w każdej jego postaci. Lubił też śmierć, bo była jego nieodłączną częścią. Wolał jednak, i co do tego był pewny, by śmierć spotykała jednostki inne, niż on sam. O tak, był w tej kwestii niezwykle samolubny, chociaż niewielu znalazłoby się takich, którzy by tą jego cechę potwierdziło.
W tej chwili, jak zresztą od samego początku tej misji, stał w punkcie, od którego prowadziły minimum dwie drogi. Pierwsza uwzględniała podążenie prostą drogą do wypełnienia zadania. Przytwierdzić ładunek bez sprawdzania zawartości kapsuły, a następnie oddalić się w stronę najbliższego zejścia w dół. Druga opcja uwzględniała sprawdzenie zawartości, chociaż efekt końcowy pozostawał ten sam. Różnica między pierwszą, a drugą, polegała na czasie którym dysponował. Z jednej strony miał go wciąż dość, a plan nr 1 utrzymywał ten stan na poziomie wygodnym. Z drugiej, mógł go mieć naprawdę mało, a plan nr 2 skracał ową ilość w sposób drastyczny. Wszystko zależało od tego kiedy tu dotrą i ilu przeciwników zostało zwabionych. Cóż jednak było począć, istota ludzka od wieków cierpiała na wadę zwaną ciekawością, a Green 4, wbrew opiniom niektórych, nadal do tego gatunku się zaliczał. Uznając że może jednak poświęcić te kilka sekund, zdecydował się na plan drugi, z tym że zamiast starać się dojrzeć wnętrze kapsuły z pozycji, którą przyjął na zakończenie biegu do niej, postanowił wskoczyć na dach, skąd nie dość ze powinien czerpać korzyść ze zwiększonej widoczności, to na dodatek łatwiej mu będzie schylić się i spojrzeć w szparę. Nie do wzgardzenia była także przewaga wyższego gruntu, gdyby do walki miało jednak dojść, czego jednak miał nadzieję uniknąć.

Green 4 podejmował decyzję dosłownie w biegu. Wskoczył na dach poszatkowanej i zrujnowanej kapsuły korzystając ze swoich butów. Wylądował bez problemów na jej dachu bo odległość dla możliwości jego butów była śmiesznie mała. Ale gdy buty huknęły o blachy górnego pokładu ten zachybotał się zauważalnie. Utrzymał balans ale jednak lądownik nie trzymał się w obecnej pozycji zbyt pewnie skoro taki skok wywoływał ruch w jego przechylonym balansie.

Z góry dostrzegł więcej niż z częściowo zanurzonego w rozbitym dachu nosie i burcie pojazdu. Po pierwsze też miał liczne przestrzeliny. Teraz już był prawie pewny, że pojazd musiał oberwać od strony góry i jednej z burt. To czym oberwał to musiała być jakaś głowica odłamkowa sądząc po ilości szrapneli. A to, że spora ich część przeorała latacza na wylot pasowało do czegoś większego od zwykłej broni ręcznej.

Przy upadku albo i wcześniej pojawiły się rysy, szczeliny i pęknięcia w kadłubie lądownika. Dlatego dało się zerknąć chociaż trochę do środka. Najwięcej tych szczelin było od strony dziobu gdzie pojazd przygwoździł w dach przy upadku. Tam też musiała być kabina pilotów czy coś podobnego. Green 4 dostrzegł ramię fotela. Na nim bezwładne ramię wciąż okryte kombinezonen pilota. Widział też sporo krwi. Czerwonej, ludzkiej krwi. Ale czy to od poszatkowana przez szrapnele czy przy uderzeniu czy jeszcze coś innego tego nie wiedział mając do dyspozycji tak wąski wycinek wnętrza. Wciąż widział za to przebłyski niektórych światełek z panelu sterowniczego i wnętrza.

Widział też jednak i żółtawe kleksy i rozbryzgi. Co prawda mogło być to cokolwiek i w tych warunkach nie mógł być tego pewny. Ale z tego co nazwiedzał się ten księżyc w ciągu ostatnich paru godzin jakoś tak dziwnie pasowało mu na krew xenos. Wszystko to zdołał ogarnąć jednym i drugim rzutem oka. Wtedy też coś od środka uderzyło w kadłub. W dach! Tuż obok miejsca gdzie stał! Obok swojego buta widział właśnie powstałe wybrzuszenie. Miał też inne towarzystwo. Jeszcze go nie widział ale słyszał skrzeki i syczenie. Nadciągały. Dużo czasu i spokoju mu nie zostało. Plastik najwyraźniej spełnił swoje zadanie i zablokował wejście niszcząc przy okazji xenos ale było tu zbyt dużo dziur, szczelin i ścian by dało się tak zablokować resztę.

Zatem wiedział już swoje, nie widział zatem powodu by dłużej marnować czas. Zlustrował wzrokiem okolicę, ponownie nanosząc zmiany do wcześniej powstałych planów. Ta misja dostarczyła mu już tak wiele bodźców, że z trudem powstrzymał się przed roześmianiem w głos. Nie miał na to czasu i takie działanie nie przyniosłoby niczego poza marnowaniem energii. Umieścił miecz z powrotem na plecach, zastępując go materiałami wybuchowymi. Po namyśle zdecydował się użyć całości. Ustawił czas, dokładnie piętnaście sekund. Przez jedną sekundę zastanawiał się czy nie poczekać aż pozostali wrogowie się zbiorą, jednak już w kolejnej odrzucił ten pomysł. Teraz musiał tylko porządnie przytwierdzić plastik, rozbujać kapsułę tak by ta wryła się dziobem do wnętrza kina, a następnie aktywować odliczanie i spróbować oddalić się z pola rażenia tak daleko, jak to tylko było możliwe.
Mając plan rozpoczął jego realizację. Buty mogły mu w tym sporo ułatwić, jednak przede wszystkim polegał na samej masie kapsuły i grawitacji. Przy odrobinie szczęścia i sporej dozie wysiłku, powinno mu się udać osiągnąć cel.

Zeskoczył z powrotem na dach. A to coś ze środka nadal próbowało się wyrwać czy rozerwać warstwę oddzielającą go od świata zewnętrznego. Horst naparł ramionami na tylną ścianę kapsuły. Nie był kulturystą. Ale też i nie zaniżał średniej. Pojazd ratunkowy wciąż niewzruszenie ponawiał swoje prośby o sprowadzenie pomocy dla swoich pasażerów. Kapsuła była przechylona i się chwiała. Właściwie to doktor był prawie pewny, że uda mu się ją zrzucić na niższy poziom. Coś czego nie był w stanie oszacować to czy uda mu się do czasu aż coś spróbuje rozharatać mu plecy albo to coś z wnętrza się uwolni. Gdy napierał na metaliczną, osmoloną i poszrapnelowaną ścianę kapsuły wówczas stało się coś.

Poczuł. Posmakował? Usłyszał? Coś. Obrazy? Wspomnienia? Emocje? Chaos. Tak bardzo chaos. Głód. Krew. Śmierć. Zapach śmierci. Krwisty, wnętrzności, mięso, posoka. Krew tętniąca w żyłach, pulsująca. Rozrywane mięso. Chmury posoki. Głód. Pokolenia. Przestrzeń. Ciemność przetkana światłością. Mróz. Cisza. Sen. Przebudzenie. Życie! Głóóóddd!

Mięśnie nagle zwiotczały a doktor zachwiał się gdy nagle stracił oparcie a ściana poszybowała w dół. A wraz ze strąconą na niższy poziom kapsułą, krawędzie dachu i on sam też! Wszystko to spadło do jakiejś sali kinowej poniżej. Przez wybitą dziurę wlewało się jasne, zielonkawe niebo w sporej części przesłonięte tarczą gazowego olbrzyma i mniejszym krążkiem gwiazdy Relict. Ale wewnątrz było ciemno i mroczno. Jak w kinie. Tyle, że bez wyświetlanego filmu. Coś gruchnęło z łoskotem. Zauważył jak coś odleciało z kapsuły. Chyba te dotąd zaryglowane dachem drzwi. Coś w środku kapsuły też się przemieszczało.

Green 4 nie ruszał się. Trwał w bezruchu niczym posąg, wpatrując się w miejsce, w którym znajdowało się wejście do kapsuły. Misja nagle zeszła na dalszy plan, ustępując temu, czego doświadczył. Czym było? Czym było to coś, co znajdowało się w kapsule? Ten głód… Był w stanie się z nim utożsamić. Znał go. Ten jednak był inny niż jego własny. Dziki, zwierzęcy, pozbawiony wyższego celu. Istniał tylko do zaspokajania fizycznej potrzeby dostarczenia pożywienia by zapewnić dalsze funkcjonowanie organizmu. Jednak istniał i on go odczuł. Otrzymał przekaz, w jakiś sposób nawiązał kontakt z tym czymś co tkwiło w kapsule. Czym było? To pytanie, ponad innymi, lśniło w jego głowie i nie dawało mu spokoju. Czuł jak ciało reaguje na nowy bodziec. Czuł podniecenie, oddychał też szybciej, serce uderzało w szalonym rytmie, co jednak nie miało nic wspólnego z samym opadnięciem w dół wraz z kontenerem. Nie, to nie była adrenalina, a endorfina. Czuł jej efekty rozlewające się po jego ciele, płynące wraz z krwią. Zagadka. Tajemnica, której rąbek udało mu się unieść. Powód misji, który nigdy nie miał wyjść na jaw. Miał ochotę na śmiech. Czuł jak ten rozsadza go od środka, napiera na niego, pragnie się wydostać. Czym jesteś, dlaczego aż tak się ciebie boją? Nagle wszystko zaczęło nabierać krystalicznie czystych barw. Zadanie, zapowiedziany ostrzał, nawet zbliżające się stado xenos. Czy naprawdę się zbliżało, czy była to tylko przykrywka? Tacy jak on byli towarem, który łatwo było wymienić. Nie mieli wartości poza tą, która pochodziła z ich pragnienia by przeżyć. Pozbycie się jednego, czy nawet paru oddziałów nie pozbawi nikogo snu, nikt nad nimi nie zapłacze ani nie zapyta dlaczego. Wysłać, niech zrobią brudną robotę, a następnie oczyścić teren. W ten sposób ci, którzy stali za tym zadaniem, mieli pewność że cel zostanie zlikwidowany, a wraz z nim świadkowie.
Nie… Stop… Powstrzymał galopujące myśli. Nie miał dowodów na poparcie swojej teorii. Mogło się okazać, że to coś co nawiązało z nim kontakt wcale nie było wynikiem nieudanego eksperymentu. Mogły istnieć inne powody… Pozwolił myślom na zbyt daleki i swobodny galop. Wciąż jednak sprawa nie dawała mu spokoju, przez co cenne sekundy mijały, a on wciąż trwał w bezruchu. Krew xenos w kapsule… Czy pochodziła z jednostki która przedarła się do środka? Czy zablokowane drzwi zostały wcześniej otwarte? To by tłumaczyło ten pasek przy schodach. Ktoś mógł kapsułę opuścić lecz nie udało mu się przeżyć. Ślady na zewnętrznej powłoce świadczyły o ataku z zewnątrz, zatem któryś z tych okazów dotarł do kapsuły przed nim. Czy to jego krew znajdowała się w środku? Czy to jego odczucia wyłapał? Nie… To by się nie zgadzało z samym przekazem. Nie zgadzało ze wspomnieniami snu. Cokolwiek tkwiło tam w środku było stare, a to z kolei wykluczało eksperyment. Ktoś jednak o tej istocie wiedział i za wszelką cenę chciał ją zniszczyć zanim wyrwie się na wolność. Ten tok myślenia pasował do planowanego ataku, mającego zrównać to miejsce z ziemią. Zabezpieczenie, plan B na wypadek gdyby plan A zawiódł.
Dane… Brakowało mu danych i czasu na analizę. Wiedział jedno. Nie ważne jak ryzykowne by to nie było, musiał zobaczyć tą istotę. Musiał podjąć próbę nawiązania z nią ponownego kontaktu. Najpierw jednak zmniejszył ilość czasu ustawionego na obu kostkach plastiku na sześć sekund. Był to minimalny czas jakiego potrzebował do wyskoczenia z sali kinowej na dach, a stamtąd na ziemię. Oczywiście margines błędu także został ustalony na minimalny. Jeżeli się pomyli - zginie. Jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak jak planuje - zginie. Nie mógł jednak pozwolić na to, żeby odpuścić takiej szansie. Szansie, która sprawiła że ponownie poczuł ten głód, że jego serce zabiło szybciej.
Gotowy do tego by wcisnąć przycisk startujący odliczanie i wyskoczyć w górę, czekał cierpliwie, wpatrzony w jeden punkt, w miejsce gdzie znajdowało się wejście do kapsuły. W myślach powtarzał stale jeden i ten sam przekaz.
Przyjaciel. Sojusznik. Bezpiecznie. Nakarmi. Przyjaciel. Sojusznik….

Nieregularna plama światła. Otoczona przez kinowe ciemności. Przekrzywiony wrak wewnątrz. Zielonkawe niebo, wysoko nad głową. Trzask i gięcie metalu. Tak. Coś tam się przesuwało. Napierało na pomniejsze elementy wraku gniotąc je co powodowało te trzeszczenie. Ruch. Jeszcze bardziej słyszalny i oczekiwany niż widzialny. Ale jednak nieustający, monotonny ruch. Uderzenie. Czegoś silnego i wnętrze rozbitego pojazdu. Green 4 nie tylko usłyszał ten łomot ale także wyczuł poprzez buty wibrację. Ale w głowie nic się nie pojawiało. Żadne obrazy, wspomnienia, czy emocje. Metal trzeszczał gdy to coś nieubłaganie przesuwało się w stronę wyjścia. Drobny gruz, kamyki i pył zsuwały się coraz bardziej po pochylonych płytach kadłuba znikając w kinowych czeluściach. I ruch! Wreszcie go nie tylko usłyszał ale i zauważył! Coś wystrzeliło z wyrwanego przejścia. Wystrzeliło miażdżąc jakiś fotel i dewastując następny posyłając go w czeluść sali kinowej. Coś, silnego, potężnego, giętkiego jak jakieś żywe liny czy macki. Coraz więcej. Rozszalałe miażdżyły i gruchotały kinowe fotele ale też zaczęły sunąć po zewnętrznych płytach swojego dotychczasowego więzienia. Po burtach, po zdemolowanej kabinie ale też i w kierunku dachu i stojącego wciąż na nim doktora.

Uczucie zawodu zawładnęło nim na krótką chwilę. Czy liczył na zbyt wiele? Zapewne… Nie miał jednak czasu na roztrząsanie tego problemu. Skoro kontakt nie mógł zostać ponownie nawiązany, zostawało tylko jedno do zrobienia. Czy czuł żal? O tak, w końcu przez krótką chwilę doświadczył wspomnień tej istoty. Chwila jednak minęła, zatem należało pożegnać ów krótki sen o komunikacji międzygatunkowej i zadbać o własne przetrwanie. W tym celu wcisnął przyciski aktywujące materiały wybuchowe i wcielił w życie wcześniej opracowany plan ewakuacji.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline