Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2017, 14:56   #119
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Camille Desmerais
w tym samym czasie
Kam Fung Chinese Restaurant
27 Red Lion St, Londyn



Camille Desmerais weszła do chińskiej knajpy. Kilkanaście dzwoneczków zabrzęczało, kiedy uderzyły o nie lakierowane, dębowe drzwi. Usiadła w samym kącie pomieszczenia, rozglądając się nerwowo. Wsunęła dwa palce pomiędzy blaszki rolety, rozsunęła je i wyjrzała przez okno na skąpane w deszczu ulice Londynu. Drgnęła, słysząc obcy głos. Na szczęścia to tylko kelnerka chciała zebrać zamówienie.

Dziewczynka poprosiła potrójną porcję kurczaka curry z grzybami mun i ryżem. Jadła więcej, niż powinna od czasu pewnego incydentu we wczesnym dzieciństwie, w którym jej rodzice zginęli, a ona głodowała w chatce wśród śnieżnych zamieci. Mimo to nie tyła. Była w ciągłym ruchu, zawsze w drodze skądś, lub dokądś. Brała udział w najcięższych misjach, poza tym pełniła funkcję strażnika Ergastulum na Antarktydzie. Znajdowała się w samej czołówce najgroźniejszych i najbardziej niebezpiecznych członków IBPI. Mimo to bała się, że ją znajdą.

Jeszcze rok temu jej dziadek - Armand Desmerais - również służył w IBPI. Jednak poświęcił życie, by uratować przed śmiercią swoją wnuczkę oraz agentkę, z którą Camille zamieniła się ciałami. Imogen Cobham. Detektyw próbowała adoptować ją po tym, kiedy starzec wyzionął ducha, lecz jej wniosek został rozpatrzony negatywnie z powodu zapisów w testamencie Francuza.

Dziewczynka trafiła pod opiekę starej ciotki Nicolette. Wysuszona wiedźma sznurowała ciasno usta, nie pozwalała jeść słodyczy i oglądać kreskówek, ubierała ją w szare, krochmalone suknie po kostki. Akurat wtedy, gdy w szkole Camille wybuchła moda na jaskrawe, neonowe legginsy. Kiedy chciała umówić się z miłym chłopakiem z klasy, przeklęta Nicolette zapisała ją na kurs szycia, etykiety i gry na wiolonczeli, zapełniając cały wolny czas. Stało się jasne, że Camille musi uciec. W pierwszej kolejności dziewczynka udała się do galerii handlowej, aby uwolnić się od krochmalu. Ukradła nowe ubrania, po czym zrozumiała, że będzie potrzebowała pieniędzy. Obrabowała bankomat, a następnie skierowała się do sklepu z mapami. Musiała w jednej z nich znaleźć swój nowy dom.

Rozłożyła mapę na stoliku obok półmisków parującego jedzenia. Znalazła wahadełko, grzebiąc w torbie wypchanej banknotami i słodyczami. Wyciągnęła wisiorek i pochyliła się nad ryciną przedstawiającą Stany Zjednoczone, a dokładnie stan Oregon.
- Pomóż mi - szepnęła.
Chciała zlokalizować mieszkanie Imogen. Kobieta chciała ją adoptować; na pewno teraz też ją przygarnie. Tylko w ten sposób Camille mogła uwolnić się od starej ciotki Nicolette. I musiała działać szybko, zanim IBPI znajdzie ją i odstawi z powrotem do staruchy.

Wahadełko nie drgnęło wbrew oczekiwaniom dziewczynki. Już miała zrezygnować… kiedy zauważyła, że cień rzucany przez wisiorek przemieszcza się. Mimo że źródło światła nie zmieniało lokalizacji! Camille pochyliła się tak nisko, że prawie wcisnęła nos w papier. Szybko przeżuwała duże kęsy azjatyckiej potrawy.

Cień niczym drogowskaz wyprowadził ją ze stanu Oregon na wschód... i znowu wschód… i znowu wschód… Dziewczynka szybko przesuwała karty papieru. Wnet dotarła do oceanu. Zmarszczyła czoło. Próbowała zlokalizować Imogen, jednak kobieta nie znajdowała się w Ameryce. Zawiesiła wahadełko nad ogólną mapą świata. Cień optował za północą Europy, Skandynawią. Niestety rycina była niedokładna.
- Cholera - przeklęła Camille, kiedy zrozumiała, że musi kupić mapę innego kontynentu. Wszystko wskazywało na to, że ciało Cobham, w którym niegdyś sama znajdowała się, jest bliżej niż myślała. Czyżby detektyw przebywała w Wielkiej Brytanii? Może nawet tutaj, w Londynie? Dziewczynka rozejrzała się, jak gdyby mając nadzieję, że ujrzy ją gdzieś blisko.

Niestety. Westchnęła, podeszła do kasy, wyciągnęła z torby kilka banknotów z wizerunkiem królowej Elżbiety i położyła je na blacie. Wyszła z restauracji, zostawiając za sobą kelnerkę z rozdziawionymi szeroko ustami. Ruszyła na Theobalds St, a potem na Southampton Row i usiadła na ławce w Russel Square.


Wyciągnęła Snickersa i wgryzła się w niego. Właśnie poprawiała swoje kanarkowe legginsy, kiedy zaczepiła ją trójka mężczyzn.
- Mała, widzieliśmy cię w knajpie - łysy dres postawił nonszalancko stopę na ławce obok Camille. Białe adidasy błyszczały w świetle lampy.
- No, a zwłaszcza twoją torbę. I ile masz kasy - pryszczaty wyrostek seplenił z powodu wybitych zębów.
- Ile jej tam zostawiłaś - rzekł inny, znacznie niższy.
- Dawaj - ich przywódca sięgnął po torbę dziewczynki.

Camille nie miała czasu na adorowanie nieznajomych. Zamachnęła się prawym ramieniem. Wyrosła z niego cienista macka, która oplotła tułów napastnika. Dziewczynka szarpnęła do góry i mężczyzna wystrzelił w powietrze jak szmaciana lalka. Zatrzymał się w koronie pobliskiego drzewa. Łamał gałęzie, spadając.
- C-co k-kurwa… - drugi wyrostek drżał w szoku. Camille tak działała na ludzi.
Jego kompan zdołał opanować się.
- Paul, wiejemy - wychrypiał. Dwójka zaczęła uciekać.

Latarnia, ławka, krzewy, drzewa, gałęzie, kosz na śmieci - to wszystko rzucało cienie.
Gremialnie wystrzeliły w kierunku mężczyzn. Wpierw oplotły kostki - uliczniki przewrócili się, opadając ciężko na drogę biegnącą przez Russel Square. Potem mrok okrążył podudzia, miednice, tułowia, wyciągnięte rozpaczliwie dłonie... Wreszcie ciemność kompletnie pochłonęła nieznajomych, wciągnęła, zassała w próżnię… aż nie został po nich nawet ślad. Cienie wycofały się.

Camille dokończyła snickersa i ruszyła do sklepu. Zdążyła tuż przed zamknięciem. Mapa Europy i wahadło wskazały stolicę Finlandii, a dokładnie obszar przy Jeziorze Bodom. Desmerais automatycznie zaczęła myśleć nad strategią niepostrzeżonego dostania się na pokład samolotu lecącego w tym kierunku. Musiała znaleźć się w Helsinkach. Z rozmyślań wybudził ją dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz. Wybiła północ.

Cytat:
Napisał Aplikacja Kalendarz
Dzisiaj: 23 czerwca 2010!
Życzymy wszystkiego najlepszego z okazji jedenastych urodzin!
Camille zastygła. Podniosła wzrok i spojrzała w niebo. Już od jakiegoś czasu wyczekiwała sowy z Hogwartu. Choć stała kilka minut, ptak nie pojawiał się. Zrozumiała, że już nie nadleci. Poczuła się zawiedziona. Co roku dziadek piekł z okazji jej święta wielki tort z truflami, ale i to zostało jej odebrane. Poczuła się okropnie samotna w mokrym, oślizgłym Londynie po deszczu. Przez moment nawet rozważała powrót do starej ciotki Nicolette.

Zamiast tego ruszyła na lotnisko.
Do Imogen.
Już nie będzie samotna.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=G3Tg_6pR060[/media]

Sharif Khalid


Feleena spojrzała dziwnie na Sharifa.
- Tak, to prawda - zawahała się. Coś w jej głosie sugerowało, że nie ma na myśli jedynie pierwszej pomocy i ucieczki z płonącego lasu. Ponownie skierowała wzrok na ekran. - Jak już jesteś tak blisko... to zasłoń mnie bardziej - szepnęła znacznie ciszej. - Żeby nie było widać, że rozmawiamy.

Sharif już teraz częściowo maskował sylwetkę nieznajomej, kiedy opatrywał jej ranę. Z jakiegoś powodu kobiecie zależało na tym. Co miała do ukrycia… i przed kim?

- Znam cię. Choć ty mnie nie - Feleena mówiła tak cicho, że nawet Sharif miał trudności z rozróżnieniem poszczególnych słów. A był tuż obok. - Nazywasz się Khalid, jesteś detektywem w Portland. Kojarzę jeszcze tę rudą, a z Lotte Visser pracowałam przez krótką chwilę - wyjaśniała. - Jestem badaczką w Portland - dodała, na moment zamilkła, po czym poprawiła się. - Byłam.

Feleena przeklęła, spoglądając na informacje ukazywane przez monitor. Pisała coraz szybciej i szybciej. Poruszyła ramieniem, przypominając Khalidowi, że on również nie powinien przerywać opatrywania.
- Teraz już nie ma sensu trzymać tego w tajemnicy - kobieta prychnęła. - Naprawdę nazywam się Mary Colberg.

Sharif znał to nazwisko. Nosiła je córka dyrektor IBPI. Aż do tej pory nie spotkał jej osobiście, choć pracowała w kwaterze Oddziału w Portland. Rok temu została zamordowana przez innego badacza, który okazał się wtyką Kościoła Konsumentów.
A przynajmniej tak mówiono.
- Tak, tamten dupek miał za zadanie zabić mnie w moim własnym biurze - Feleena… to znaczy Mary skrzywiła się. Wydawała się czytać w myślach Sharifa. - Zaskoczył mnie, jednak nie dałam się zabić. Ta przeklęta Fennekin błyskawicznie złożyła raport dyrektorce, która zadecydowała skorzystać z okazji i spreparować moją śmierć. Żeby mnie chronić - skrzywiła się. - Nie powtórzą próby zabójstwa córeczki dyrektorki, jeżeli pierwsze morderstwo “powiodło się”, co nie? A potem… - Mary dalej wpisywała ciągi tekstu. - Nie ma czasu na tę opowieść teraz. Potem dokończę. Słuchaj mnie teraz.

Sharif nastawił ucha. Już nałożył podwójną porcję bandażu i nie mógł w nieskończoność owijać chudego ramienia kobiety.

- Skoro tu jesteście, to pewnie Portland wysłało was na jakąś misję. Musieli wspomnieć wam o Valkoinen. Tak, ta grupa to nie tylko miejska legenda. Byłam przez nich przetrzymywana, jednak uciekłam. A przynajmniej tak myślałam. Oni mają dostęp do miejskich kamer w Helsinkach, Espoo i Vantaa. Wszystko monitorują - dodała. - Zhakowali zabezpieczenia służb miejskich, ale ja właśnie teraz… skorzystałam z ich własnego exploitu… i mam kontrolę - mówiła coraz wolniej. Z jednej strony opowiadała Sharifowi, a z drugiej skupiała się na klawiszach. - Nigdzie nie jest bezpiecznie tak długo, jak spoglądają na każdą ulicę, na każdy róg i… kurwa… - szepnęła, zwracając uwagę na inne okno. - Oni wiedzą, że jestem w tym wozie. Ale nie z powodu kamer, wiedziałabym o tym! - nieznacznie podniosła głos. - A to znaczy, że ktoś spośród tu obecnych musiał dać im cynk. Ktoś jest zdrajcą. Ktoś należy do Valkoinen.

Alice Harper


Alice przypominała sobie program telewizyjny, który dawno temu obejrzała. Łysy staruszek ubrany w pomarańczową szatę siedział w charakterystycznej pozycji Buddy i opowiadał o czakrach. Trudno było nazwać to wartościowym materiałem edukacyjnym, jednakże Harper co nieco zapamiętała z tych kilku chwil przed ekranem. Czakra Sahasrara - którą przed chwilą rozwiązali - odpowiadała za myślenie całościowe i funkcje paranormalne. Fioletowa, wystająca z niej nić jeszcze przez chwilę pozostała w dłoni Alice.


Pierwszy węzeł odblokował się.
Cała moc nadprzyrodzona, która tkwiła w Parapersonum II stopnia, wytrysnęła niczym rzeka po usunięciu tamy. Lotte potrafiła sczytywać przeszłość z przedmiotów i ludzi. I właśnie ta umiejętność zaatakowała Alice i wyniosła ją poza granicę normalnej percepcji.

Wpierw wewnętrzne oko skierowało się na każdą śrubę, dyktę, blachę, płytę, z której składał się wóz strażacki. Alice chłonęła zarówno przeszłość całości pojazdu, jak i każdej jego pojedynczej części. Od rudy wydobytej z ziemi poprzez proces obrabiania w hucie i wytopienia na kształt nitów, śrub, kabli. Piasek, z którego powstały szyby. Źródło, z którego zaczerpnięto wodę w armatce. Wszystko to posiadało własną historię.

Potem percepcja przestawiła się z rzeczy nieożywionych na osoby znajdujące się wokół. Najbliżej była Lotte. Alice ujrzała w wizji, jak Visser stała w korytarzu kwatery Oddziału w Portland i przeglądała zawartość koperty otrzymanej od Koordynatora. Spomiędzy identyfikatorów i materiałów wysunęła się jeszcze jedna karteczka.

Cytat:
Do detektyw LOTTE VISSER

Powierzam pani dodatkową misję, mając na uwadze interes IBPI oraz śledztwa. Jest ściśle tajna. Nie może zostać podsłuchana w rozmowie, dlatego przekazuję ją na papierze. Proszę nie dzielić się poniższymi wytycznymi z nikim innym. Po przeczytaniu wiadomości należy ją zniszczyć.

W trakcie śledztwa uprzejmie proszę Panią o zwracanie szczególnej uwagi na detektyw IMOGEN OLANDER (COBHAM). Jest to osoba podejrzana o kontakty z Kościołem Konsumentów i potencjalnie może być wtyczką organizacji. Zapewne to ona wykradła i przekazała informacje na temat listy detektywów. W przypadku jakiegokolwiek podejrzanego zachowania z jej strony proszę o bezzwłoczne powiadomienie mnie - z tej przyczyny właśnie Pani otrzymała ode mnie telefon satelitarny.

Uprzejmie przypominam o zniszczeniu kartki.

CONRAD EGELMAN
Koordynator
Psychiczny prąd porwał Harper do drugiej najbliższej osoby - Isma.
Ujrzała przeszłość chłopca jak na przewijanej do tyłu taśmie VHS. Akcja przy plaży, konfrontacja z wilkiem, skręcenie nogi… wcześniej jego rozmowa z Imogen… a przed tym kradzież lalki siostrze oraz gonitwa po terenie campingu.
Potem pojawiły się obrazy z codziennego życia chłopca. Dorośli traktowali go jak łobuza, ale dawał im ku temu powody. Był niesforny, odważny, pyskaty, lubił łamać zasady i podejmować ryzyko. Jego zachowanie brało się głównie z poczucia niezrozumienia. Od dzieciństwa posiadał nadnaturalne umiejętności. Jednak nie pomagały mu, a zamiast tego tworzyły barierę pomiędzy nim, a innymi ludźmi.

Czas zaczął migotać coraz prędzej.
Alice zobaczyła Isma jako niemowlaka - co najwyżej kilkumiesięczne dziecko. Machał pulchnymi rączkami i uśmiechał się do wysokiej kobiety.
- Gratulacje, mały - rzekła nieznajoma. - Znalazłeś nową rodzinę. Poznaj mamusię i tatusia. Teraz oni będą się tobą zajmować.
Harper spostrzegła znacznie młodszą wersję Irmy Pajari oraz mężczyznę, który musiał być jej mężem. Wzięli w ramiona niemowlę i pogłaskali je.
- Czy to znaczy, że już po wszystkim? Że mały… jest już nasz? - zapytała Irma.
- Podpisali państwo papiery adopcyjne, nieprawdaż? - pracowniczka ośrodka uśmiechnęła się do nich. - Już po wszystkim. Czy myśleli państwo o imieniu?
Małżeństwo spojrzało po sobie.
- Tak - Irma zawahała się. - Witaj w domu, Ismo

Alice podążyła kolejnym astralnym korytarzem. Tym razem znalazła się przy swojej przyrodniej siostrze, Natalie. Okazało się, że ta również otrzymała pewną dodatkową notkę, którą przeczytała i zniszczyła w kwaterze oddziału. Ta jednak nie pochodziła od Koordynatora. Nikt nie podpisał się pod wiadomością.

Cytat:
Do detektyw NATALIE DOUGLAS

Ze względu na dobro IBPI powierzam pani dodatkową misję; jest ona wyjątkowa i sekretna. Nie może zostać podsłuchana w rozmowie, stąd ten sposób przekazu informacji. Proszę się nie dzielić poniższymi wytycznymi z nikim (nawet Koordynatorami), a po przeczytaniu tej kartki należy zniszczyć ją.

W trakcie śledztwa uprzejmie proszę panią o zwracanie szczególnej uwagi na detektyw ALICE HARPER i dbanie o jej bezpieczeństwo. Jest to osoba o specjalnym znaczeniu dla IBPI, jednak niestety nie mogę powiedzieć więcej na ten temat z przyczyn ode mnie niezależnych.

Owe zlecenie płynie bezpośrednio z Antarktydy.
Uprzejmie przypominam o zniszczeniu kartki.
Nie mogę podać swoich personaliów ze względu na możliwość przechwycenia informacji zanim zostanie do pani dostarczona.
Alice powoli słabła, jednakże skierowała swój wzrok na Sharifa. To jego znała najdłużej z obecnych tu osób. Już prawie dryfowała po prądach jego przeszłości… kiedy przerwał jej nagły huk.


Wóz strażacki zatrzymał się niespodziewanie.

Sharif poderwał się na równe nogi. Wyjechali już z lasu, a w oddali nie było ani śladu słupa ognia. Zdawało się, że znajdują się na przedmieściach miasta, choć nie miał pewności którego. W oddali majaczyły sylwetki bloków. Wysokie latarnie zapewniały skąpe, lecz wystarczające światło.

Alice wstała, podpierając się o jedną z wystających rur. Siły prędko wracały do niej, choć wciąż czuła przedziwne mrowienia w ustach i oczy trochę inaczej odbierały barwy. Ismo kucał na podłodze, przyciskając dłonie do uszu, jak gdyby chcąc zagłuszyć jakiś niesłyszalny pisk. Fluks trącił go nosem, jednakże chłopiec nie zareagował.

Wtedy usłyszeli głośny, przeraźliwy krzyk dobiegający z przedniej części wozu strażackiego, w której znajdowała się Natalie, Aatu, Arja i jeszcze jeden strażak.

A potem cisza. Przeraźliwa próżnia dźwięku.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 13-05-2017 o 18:21.
Ombrose jest offline