Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2017, 13:41   #111
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Natomiast staruszek w tym czasie sprawdzał parametry Lotte. Nawet otworzył jej oczy i przejechał po nich światłem z breloczkowej latarki, badając odruchy.
- Wszystko w normie… tak myślę… - rzekł do siebie, drapiąc się po brodzie. W normie jednak nie było, gdyż Visser pozostawała nieprzytomna.

Tymczasem Sharif poruszył się i powoli otworzył oczy. Usiadł, łapiąc się za głowę. Odzyskał przytomność.
- Al… Aliisa? - wypowiedział pierwsze słowo ochrypłym głosem, obrzucając skołowanym spojrzeniem znajdujących się tam ludzi.
- Co się stało? Wszyscy są bezpieczni? - Powoli wracała do niego pamięć. Przypominał sobie swoją szaleńczą pogoń, a później jeszcze bardziej szaleńcze wskoczenie do wody. Pamiętał piekący ból z ran, tak jakby ktoś je posypywał solą.
Przeskoczył uważnym wzrokiem od pochylającego się nad Lotte starszym mężczyzną, którego zdążył już poznać, później na samą nieprzytomną. Przypomniał sobie, że była z nią druga osoba, znacznie mniejsza. Chłopiec również znajdował się nieopodal, wyglądał na podekscytowanego. Tuż obok zaś siedziała Alice.
- Widziałem cię - powiedział cichutko.
Alice ucieszyła się widząc, że Sharif się obudził.
- Wszystko w porządku, tylko… Sophie jest nieprzytomna. Ale ani jej, ani chłopcu nic nie grozi - powiedziała mu.
- Znowu się poturbowałeś. Ty to masz szczęście - dodała zaraz kręcąc lekko głową nad nim. Gdy wspomniał o tym, że ją widział, uniosła lekko brwi.
- Widziałeś? Gdzie? - zapytała zaciekawiona.

Sharif pokręcił głową i spojrzał po sobie, jakby oceniając swój stan.
- Wyliżę się - odparł tylko i jeszcze raz przyjrzał się rudowłosej.
- Przed straceniem przytomności. Tam, na górze - kiwnął głowę w stronę skarpy. Szybko jednak pożałował tego ruchu, bowiem w tej samej chwili odezwały się rany na głowie.
- Co… co z nią? - rzucił w stronę mężczyzny.
- E… - odparł staruszek. Schował breloczek z latarką do kieszeni i poprawił okulary na nosie. Z prób udzielenia bardziej kompetentnej wypowiedzi wybawił go chłopiec.
- Została zamieniona przez wilka w kamień - powiedział, dotykając dłoni Lotte. - Być może nie jest szara i twarda, jak posąg… ale wiele się od niego nie różni.
- Oj, chłopcze - rzekł starzec. - Duchy, wróżki, gnomy, krzaty, haltije… takie rzeczy są tylko w bajkach. To chyba po prostu…

Jednak nie dokończył.
Zamilkł.
Podobnie, jak pozostali.
Wszyscy zwrócili wzrok w jednym kierunku.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 17-04-2017, 15:11   #112
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[media]https://media2.giphy.com/media/7FigDqixXihC8/giphy.gif[/media]

Daleko, pomiędzy drzewami rozgorzał słup ognia. Wydawałoby się, że to błyskawica, jednakże światło roztaczało czerwoną łunę i kończyło się w przestworzach… a nie zaczynało. Słońce powoli znikało za horyzontem i wokół ściemniało się, jednak z powodu tej osobliwości znów zrobiło się jasno, jak o brzasku. Gorące podmuchy powietrza uderzały w twarze Detektywów, kiedy ci spoglądali na kolumnę zniszczenia. Jak gdyby bramy piekieł otwierały się pod Oittaa.

Jednocześnie rozległ się huk.
Mocny, tubalny dźwięk.
Palące się drewno, skwierczące gałęzie, liście znikające w podmuchach armagedonu.
Wilcze wycie przenikające kości.

Aatu spojrzał na Natalie. Stali na skarpie, otumanieni przez przedziwne zjawisko. Jednak łysy mężczyzna szybko ocknął się i złapał mocno Douglas za rękę.
- Za chwilę ogień rozprzestrzeni się i drogi staną się nieprzejezdne. Musimy szybko ratować tych ludzi - wypowiedział na głos oczywistość.

Do ust cisnęło się pytanie - jak? Wkrótce jednak mężczyzna kontynuował z propozycją.

- Zadzwonię do Armasa, to mój kumpel, ma motorówkę. Miał dzisiaj lansować się przy Oittaan Kartano. Możliwe, że jeszcze nie przybył do brzegu. Wieczór dopiero zapada - Aatu starał się formułować jasno myśli, lecz przedziwny słup inferna przeszkadzał mu w koncentracji. - Podpłynie tutaj, zbierze ludzi i wysadzi ich przy bezpiecznym zejściu na plażę. My już tam będziemy i stamtąd ich zgarniemy.

- Mam inny pomysł - mruknął jego przyjaciel. - Zadzwonię do mojej dziewczyny, Arji. Ma dzisiaj dyżur w okolicznej straży pożarnej. Podjedzie tutaj i rozstawi drabinę na dół, po której oni wejdą i razem odjedziemy. Jeżeli ktoś jest nieprzytomny, to wystarczy przywiązać go do szyn. Silnik go wciągnie.

Zwrócili wzrok na Natalie. Wydawało się, że to ona miała zdecydować.

Tymczasem kilkadziesiąt metrów dalej Sharif i Alice spoglądali po sobie. Ich twarze jasno błyszczały w łunie bijącej z lasu. Pozornie byli bezpieczni na plaży od pożaru, jednakże… bezsprzecznie fenomen miał naturę paranormalną. Co znaczy, że wszystkiego można było się spodziewać. Co jeżeli okoliczne skały zaczną topić się i popłynie na nich lawa? Albo piasek wokół zeszkli się i zostaną w nim uwięzieni niczym owady w bursztynie?
- Wilk… on wróci po nas - Ismo rozpłakał się. Jasne kosmyki jego włosów tańczyły na wietrze. Wcześniej sklejone słoną wodą, teraz osuszane podmuchami inferna. - Skończy to, co zaczął.

Chłopiec przetarł oczy i westchnął… Sprawiał wrażenie, że pogodził się z nieuniknionym. Lecz wtedy nabrał powietrza do płuc - jak gdyby znów zaczął tonąć. W jego oczach wykwitła przedziwna pustka. Niepewnie wstał i zaczął rozglądać się wokoło.
- Mój boże - jęknął. Na jego twarzy malowała się mieszanina przerażenia, ekscytacji, zachwytu i zdziwienia. Nagle złapał jedną ręką Alice, a drugą Sharifa.

Wtedy ujrzeli.
Zupełnie tak, jak gdyby otworzyli oczy po raz pierwszy.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=es2wtGuybdg[/media]

Niezliczona ilość zwierząt utkanych z cienia, blasku i efemery uciekała od źródła zniszczenia. Zostawiały za sobą srebrzyste ślady, ciągnące się jak babie lato. Eteryczne króliki, dziki, konie, jelenie galopowały skarpą jak najdalej od zamieszania. Jak najdalej od pożogi. Jak najdalej od piekła. Jak najdalej od wilka. Natalie i jej dwójka towarzyszy stali i rozmawiali ze sobą, jak gdyby byli zupełnie nieświadomi nacierających na nich duchów. Stworzenia wnet przebiegały obok nich i dalej kontynuowały desperacką ucieczkę.

Długie, błyszczące poroża, ogony skrzące się iskrami. Fale światła błyszczące przy każdym uderzeniu widmowych kopyt o podłoże, mistyczny poblask ciągnący się w jedną, kryształową łunę. Alice nie wiedziała, na co patrzeć. Sharif natomiast spoglądał na osiem smukłych, perłowych sarenek. Przystanęły na moment. Zdawało się, że wpatrują się akurat w niego. Co więcej, mężczyznę opanowało uczucie deja vu. Mógłby przysiąc, że gdzieś już widział te stworzenia. Jeżeli nie na żywo, to przynajmniej na zdjęciu… a może obrazku… Jednakże w następnej chwili kontynuowały ucieczkę, jak gdyby nic się nie zdarzyło.

Jednak jaskrawe widma ukazały się nie tylko na skarpie.

Miriada krabów w kolorze księżyca pospiesznie maszerowała po plaży wokół nich. Wszystkie w tym samym kierunku. Ogromne żółwie, większe niż drzewa, wygrzebywały się spod piasku i w strachu uciekały - gorączkowo i możliwie najszybciej, lecz i tak powoli. Wieloryb w kolorze kości słoniowej przebił taflę Jeziora Bodom i wzniósł się w przestworza, jak gdyby targany nagłym bólem. Wydał z siebie donośny dźwięk, próbując zagłuszyć wilczą pieśń zniszczenia. Jednak opadł bezsilnie.

I wszystko znów zniknęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Znów zamknęli oczy.
Wystarczyło, by Ismo zwolnił uścisk na ich nadgarstkach.
Kolana ugięły się pod chłopcem. Zaczął bezwładnie osuwać się.
 
Ombrose jest offline  
Stary 20-04-2017, 18:46   #113
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Natalie zamknęła oczy, ale pod powiekami wciąż odbijały się powidoki zwierząt. Świat oszalał, świat kompletnie oszalał, a nic, co dotychczas przeszła, nie mogło przygotować jej na to, co zobaczyła. Działo się tu coś zupełnie niespodziewanego, zupełnie nadprzyrodzonego, coś, co przecież nie powinno się w ogóle dziać. Cel ich misji był przecież daleko od tego miejsca, czy mógł mieć cokolwiek wspólnego z wydarzeniami, które rozpętały się - dosłownie - przed ich oczami?

A wraz z pytaniami, które zadali jej obaj mężczyźni zaczęła narastać panika. Musiała zdążyć uratować pozostałych Detektywów i po prostu bała się, że wybierze źle.
- Najlepiej by było zadzwonić po obie opcje i zobaczyć, kto będzie pierwszy - wypaliła, otwierając oczy. - Ale dzwoń po strażaków natychmiast, bo mogą się przydać nie tylko nam.

Kobieta dopiero teraz zwróciła uwagę, na Fluksa, który przybiegł do niej w panice, próbując się wcisnąć pomiędzy jej buty. Schyliła się po niego, pakując go pod pachę, wiedziała, że ani Immy, ani Alice nie podarowałaby jej pozostawienia ich nowego towarzysza na pastwę losu. Wiedziała, że przekładając go w różnych pozycjach, powinna zdołać go utrzymać - miała w końcu doświadczenie wyniesione z obcowania ze swoją Parsonką.
- Nie wyrywaj się zanadto malutki - szepnęła do psa, poprawiając uścisk. W zasadzie na razie nie potrzebowała do niczego obu swoich rąk. Jednak po chwili zastanowienia usiadła na swoich butach, biorąc czworonoga między swoje uda. Nie musiała również ruszać się, pilnując znajdujących się niżej towarzyszy. Niczym bezradna kwoka patrząca na swoje pisklaki, które utknęły w nieosiągalnym miejscu. Porównanie do kwoki wydawało się Natalie wyjątkowo celne, bo dokładnie tak się czuła - u szczytu skarpy, niczym na jakiejś grzędzie. Spojrzała na Aatu i drugiego mężczyznę, jakby próbując pospieszyć ich swoim spojrzeniem. Czuła się kompletnie bezużyteczna.

Fluks ruszył się niespokojnie, prawie wyrywając się jej z ręki, więc Nat poruszyła się nieco, poprawiając ponownie uchwyt, a podczas tego ruchu w jej udo lekko wbiła się wepchnięta do kieszeni jeansów komórka. Jedną ręką łapiąc zdecydowanie psa za obrożę, drugą sięgnęła po telefon, szybko wduszając klawisze, aby wybrać numer Alice. Pomyliła się ze dwa razy, niepotrzebnie kasując rozpoczynającą się rozmowę.
- Kurwa - zaklęła, wbijając palec w klawisze. Już dawno odzwyczaiła się od takich modeli telefonów, a pośpiech na pewno niczego nie ułatwiał. Po chwili telefon zabuczał jednostajnym, powtarzającym się sygnałem - udało się wybrać właściwy numer, telefon miał zasięg, jak i można było się spodziewać, że komórka Alice również zareagowała na próby nawiązania kontaktu. Teraz należało mieć nadzieję, że jej niespodziewana siostra nie zignoruje wibracji czy dzwonka. Jakieś próby zorganizowania się przed przybyciem pomocy, dawały tej żałosnej nadziei nieco więcej.
Natalie modląc się w duchu, żeby Alice odebrała, do tego do bogów, w których nie wierzyła, zdała sobie sprawę, że z godziny na godzinę, rozpoczynając od dnia wczorajszego, tak naprawdę tej pieprzonej nadziei ubywało. Czy to w ogóle było wczoraj, kiedy dowiedziała się o śmierci brata? Bo miała w tej chwili wrażenie, że to wszystko miało miejsce miesiące temu.
- Odbierz - wysyczała w komórkę po piątym sygnale, jakby to zaklinanie miało pomóc...
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners

Ostatnio edytowane przez Morri : 20-04-2017 o 18:51.
Morri jest offline  
Stary 24-04-2017, 22:35   #114
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sharif Khalid automatycznie złapał chłopca w jedno ramię, drugą ręką sięgając do kabury po pistolet. Wymierzył nim gdzieś w bok, rozglądając się czujnie. Wizja czy nie, Irakijczykowi wydawało się, że są zagrożeni, dlatego wolał mieć broń w pogotowiu.
- Musimy się stąd wynosić - odezwał się zaraz. - Aliisa, weź chłopca. Spróbujemy przeforsować skarpę w górę - dokończył i oddał Ismo w ręce rudowłosej. Sam podszedł do Lotte i spojrzał na nią bezradnie. Już raz tego dnia nosił kobietę na rękach, a był wtedy tuż po koszmarze, jaki wydarzył się w Portland. Musiał się spiąć i wykrzesać ze swojego ciała resztkę sił.
Schował pistolet z powrotem do kabury i przyklęknął, wsuwając ręce pod nieprzytomną kobietę. Stęknął z wysiłku i spróbował ją podnieść. Na szczęście była lekka. Zastanawiało jednak, czy będzie w stanie bezpiecznie przetransportować ją na górę. Sam przed chwilą był nieprzytomny, a skarpa zdawała się go nie lubić. Dostrzegł na niej dwóch rosłych, silnych mężczyzn… a w ich towarzystwie Natalie! Czy mogliby im jakoś pomóc?
Na pewno dobrą wiadomością było to, że - przynajmniej w tej chwili - dalej pozostawali względnie bezpieczni, a broń w kaburze mogła pozostać nieużywana.
- Co się… - Ismo wyszeptał na wpół przytomny.
Alice była w niezłym szoku całe to wydarzenie, które miało miejsce. Zaczęła się zastanawiać z której strony szły te błyskawice. Czy mogły mieć związek z miejscem, gdzie wcześniej była? Nie miała jednak czasu teraz o tym myśleć. Były duuuużo ważniejsze rzeczy, jak na przykład to wszystko co wyraźnie widzieli razem.
Pokiwała głową, trochę otumaniona do Sharifa. Podniesienie chłopca nie było takie proste, ale na szczęście był jednak jeszcze dzieckiem. Poczuła wibracje telefonu
- Spokojnie Ismo. Będzie dobrze. - powiedziała wierząc bardzo uparcie w swoje słowa.
Chłopiec drżał. Nie dziwiło to. Był mokry, a mimo lata wieczory w Finlandii nie należały do upalnych. Jednakże zdawało się, że nie tylko z powodu zimna na jego ramionach ukazywała się gęsia skórka.
- Mam nadzieję - odparł. - Będzie dobrze, będzie dobrze - cicho powtarzał zapewnienia Alice. Jak gdyby po określonej liczbie powtórzeń te słowa miały stać się przepowiednią.

Harper poczuła wibracje telefonu i sięgnęła po niego, odbierając.
- Haloo? - zapytała, ale z miejsca gdzie była domyśliła się, że zdecydowanie to jej siostra dzwoni. Nie było wiele czasu. Musieli działać. Alice czuła się, jakby wpadła do Krainy Czarów i właśnie spadała, bo żołądek walił jej fikołki.
- Alice! - odezwał się głos w słuchawce, słychać było wyraźnie, że Natalie mówi zdecydowanie głośno i albo się bała, albo była mocno podekscytowana. Z racji braku powodów na to ostatnie, można było spokojnie założyć, że to strach. - Alice, próbuję was wyciągnąć stamtąd, mają przyjechać strażacy z drabinką, ale nie wiem kiedy. Jest jakaś szansa, żebyście z naszą pomocą się wydostali? - Siostra wyraziła się w liczbie mnogiej, więc to tym razem albo oznaczało ją i Fluksa, albo nie była u góry sama.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-04-2017, 22:06   #115
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
W tym samym czasie Sharif doniósł Lottę pod samą skarpę i zatrzymał się, kładąc ją na chwilę na ziemi. Nadal przykucnięty, mierzył wzniesienie wzrokiem, robiąc przy tym zaciętą minę. Czy da sobie radę? Jeśli znowu się poślizgnie, spadną oboje, a biorąc pod uwagę fakt, że sam ostatnio ledwo przeżył, kolejny upadek mógł się skończyć tragicznie. Dla niej i dla niego.
Spojrzał na siebie, skąd słyszał głos rozmawiającej przez telefon Alice, a następnie zerknął na szczyt wzniesienia, gdzie również z telefonem stała Natalie. Jak zmrużył oczy, dostrzegł jeszcze jednego mężczyznę… i niewykluczone, że dalej stał kolejny. Niestety z tej pozycji nie był w stanie w pełni spostrzec tego, co działo się na skarpie. Znacznie lepszym punktem obserwacyjnym była przestrzeń przy samym jeziorze.

Tymczasem Fluks zdawał się coraz bardziej niespokojny. Douglas trzymała go za obrożę, jednak chciał jej się wyrwać. Uniósł pysk do góry i zawył przeciągle. Wszystko wskazywało na to, że nie tylko widmowe zwierzęta były niespokojne, ale te z krwi i kości również.
- Słuchaj, Arja, musisz przyjechać jak najprędzej - mężczyzna obok rozmawiał przez telefon ze swoją dziewczyną. Następnie starał się określić ich lokalizację i choć miał z tym trudności, to wreszcie udało mu się dojść do porozumienia ze strażaczką. - Już i tak zdążyli wyjechać - rzekł do Aatu i Natalie po zakończeniu rozmowy. - Przyrzekła, że przyjedzie jak najszybciej, nawet jeżeli jej szef wyda jej inne polecenia. Powiedziała, że woli stracić pracę… niż mnie - uśmiechnął się lekko na zakończenie. Widocznie wiadomość, że kobiecie na nim zależy, sprawiła mu przyjemność. Douglas kiwnęła głową lekko, w podziękowaniu, skupiając się jednak na ciężkim i nieco pospiesznym oddechu siostry w telefonie.
- Nie odbiera - tymczasem odparł Aatu. Dopiero po chwili, kiedy zadzwonił drugi raz, zostało nawiązane połączenie. Mężczyzna odszedł dwa kroki dalej, aby porozmawiać z Armasem.

Kilkadziesiąt metrów dalej staruszek odchrząknął i spojrzał na Alice.
- Chyba musimy się stąd zbierać - rzekł, jak gdyby nie dostrzegając, że kobieta rozmawia przez telefon.

Poprawił grube okulary na nosie i zaczął przeć przez piasek w kierunku Sharifa. - Jaki ma pan plan, panie policjancie? - zapytał, kiedy wreszcie do niego dotarł.

Alice przytuliła bardziej Ismo do siebie. Chłopiec bynajmniej nie oponował.
- Skarpa jest wysoka, nie jestem pewna czy damy radę. Chłopiec ma chyba skręconą kostkę, staruszek ledwo widzi a… Sophie jest nieprzytomna - zdała raport taktyczny siostrze. Rozejrzała się, czy było tu jeszcze coś, co mogłoby uratować ich w tym momencie. Przydałaby się jakaś łódka, wtedy popłynęliby na drugi brzeg! I rzeczywiście - spostrzegła jedną odwróconą do góry nogami. Obok były nawet wiosła. Tyle że sama bez wątpienia nie była wystarczająco silna, żeby ją obrócić. Musiałaby poprosić o pomoc poobijanego Sharifa, bo staruszek chyba nie mógł przydać się w tym względzie.
- Jakby była lina, to by było łatwiej… - stwierdziła jeszcze do siostry. Rudowłosa podeszła nieco bliżej skarpy, po czym zerknęła na staruszka.
- Na górze już jest pomoc proszę pana - wyjaśniła mu spokojnie, choć wcale spokojna nie była. Dalej się czuła nie z tej ziemi. Mężczyzna skinął głową, ale nie odpowiedział, tylko z powrotem odwrócił się do Irakijczyka.
- Jaka lina? - Zapytała szybko Douglas, ale nie dała czasu na potencjalną odpowiedź - Lepiej nie ryzykujcie czasem wody. Mały niech próbuje się wdrapać, jeśli może, jak to nie wyjdzie, to będziecie go złapać. - Mały chłopiec niestety nie interesował Natalie tak bardzo, jak pewnie powinien. - Czekajmy na razie na straż pożarną, jeśli zdążą, to nie będzie się o co martwić i miejmy nadzieję, że wszystko wyjdzie. I da się przetransportować Sophie i staruszka.

- Mogę… mogę spróbować wynieść nieprzytomną, a potem wrócić się po chłopca - odparł Sharif po chwili namysłu.
- Tak będzie najszybciej - dodał jeszcze i pokiwał głową.
- Nie trzeba mnie wnosić, sam dam radę - odparł Ismo, spoglądając niepewnie na klif. - Co roku tu przyjeżdżamy, tysiąc razy wchodziłem i schodziłem stąd - dodał. - Wiem, w którym miejscu jest najbezpieczniej i gdzie nie stawiać stóp, a także które skały są pewne, a które obluzowane. I… tak, już czuję się lepiej - skinął głową. Pomimo słów był blady, choć stał raczej pewnie na nogach. - Czy też to widziałeś, panie policjancie? To? - zapytał, zmieniając temat. Bez wątpienia miał na myśli efemeryczne zjawy. Staruszek z zaciekawieniem zwrócił oczy z chłopca z powrotem na Khalida.
Sharif zerknął tylko niepewnie na chłopca, a potem na staruszka. Nie odpowiedział, jedynie zrobił jeszcze zamyśloną minę. Wreszcie zwrócił się do Ismo.
- Naprawdę nie chcę cię o to prosić… ale czy mógłbyś pójść pierwszy i asekurować mnie, wskazując mi odpowiednią drogę, kiedy będę wnosił nieprzytomną?
- Tak - Ismo skinął głową, zagryzając wargę. Podszedł do skały, podciągnął się i podparł jedną stopą. Jednak jasne było, że nie korzysta z drugiej.
- Nastawiłem mu to skręcenie, ale stopa jest wciąż opuchnięta i na pewno boli. Nie dziwię się, że boi się z niej korzystać - wyjaśnił staruszek. - Chłopak jest sprytny i zwinny. Mimo to… nie pozwoliłbym mojemu wnukowi na wspinaczkę w takim stanie.
Tymczasem Ismo był już dwa metry nad ziemią. Posuwał się powoli, ale bez ociągania się. Wydawał się świetnie orientować. Nie wydawał się ani trochę bać. A może właśnie bał się, tyle że nie skarpy, lecz plaży oraz tego, co na niej przed chwilą przeżył.

Irakijczyk odetchnął głęboko. W duchu modlił się do Allaha, żeby ten pomógł chłopakowi w wspinaczce. Ciężko byłoby mu się pogodzić, jeśli coś by mu się stało.
Sam natomiast przerzucił Lotte przez bark, jedną ręką utrzymując ją w pozycji i z cichym postękiwaniem ruszył w górę skarpy.
Alice obserwowała jak Sharif zbierał się by zacząć wchodzić za Ismo. Ona tymczasem zerknęła na staruszka. No nie spodziewała się, by mężczyzna był w stanie z łatwością wejść na górę. Zmarszczyła lekko brwi
- Wiesz za ile przyjedzie ta straż? - Alice zapytała Natalie w telefonie.
- Nie, pojęcia nie mam, ale ponoć są już w drodze - odpowiedziała Douglas, poprawiając uchwyt na obroży Fluksa. - Myślę, że zdążą, że wyciągniemy was - sama nie była pewna, czy to jakieś wewnętrzne przekonanie, czy zwykłe myślenie życzeniowe. Ale nawet to ostatnie ponoć działało.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 28-04-2017, 18:12   #116
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wieczorną ciszę przerwał dodatkowy dźwięk - syrena strażacka. Wnet spomiędzy drzew wychynął oświetlony, czerwony wóz. Arja nie żartowała, kiedy zadeklarowała chęć jak najszybszego ratunku swojego chłopaka oraz jego znajomych.


Natalie jeszcze nie widziała tak sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn wyskoczyło na zewnątrz, po czym zaczęło ustawiać składaną, stalową drabinę. Kiedy upewnili się, że jest odpowiednio ułożona, jeden ze strażaków zszedł prędko na dół.
- Sytuacja stabilna - rzekł nieco nerwowym tonem.
- Mam nadzieję, że drabina również - odparł staruszek. - Proszę wchodzić - dodał, spoglądając na rudowłosą. Alice ruszyła w górę.

Khalid i Lotte byli już w połowie drogi na szczyt, mając za sobą najłagodniejszy fragment stoku. Stalowe szczeble zostały ułożone tak dogodnie, że bez większego ryzyka można było wejść na nie. Także z miejsca, gdzie znajdował się Irakijczyk. Tak też zrobił. Kontynuował wspinaczkę po drabinie, przy okazji podnosząc plecak z miejsca, w którym upuścił go podczas wcześniejszego, niefortunnego schodzenia.

Pierwszy na górze pojawił się Ismo. Na jego widok u blondwłosej, wysportowanej Arji włączył się instynkt macierzyński. Kobieta prędko zagarnęła go do środka wozu strażackiego. Jednak szybko okazało się, że nie wszyscy zmieszczą się w przedniej części pojazdu - przystosowanej do przewozu ludzi. Wnet doszło do przetasowania. Nie mieli wiele czasu i w nerwowej atmosferze chaotycznie podzielili się na dwie grupy. W jednej znajdował się kierowca pojazdu, Arja, Natalie i Aatu, a w drugiej Ismo pod opieką Alice, Lotte z Sharifem, Fluks, chłopak Arji oraz drugi strażak. Trzeci wszedł do tylnej części wozu, by w razie potrzeby odkręcić zawór wody. Już mieli odjeżdżać, kiedy Natalie spostrzegła staruszka, który po wspięciu się na skarpę ruszył do swojego quada, chwilę szperał w nim, po czym wrócił do wozu z ciężarem pod pachą.

- Już myślałam, że chce pan odjechać swoim pojazdem - rzuciła Arja. Miała silny akcent kobiety z prowincji. - Mamy mało czasu, po co wracał się pan? - zapytała bez ogródek.
Staruszek poczerwieniał i wymamrotał coś o lekarstwach. Strażaczka wskazała mu miejsce w środkowej części wozu, w której znajdowała się większość pasażerów. Kiedy mężczyzna do nich dołączył, Sharif ujrzał, że ma pod pachą sweter zwinięty w kulkę. Rzecz jasna w zawiniątku musiała mieścić się ta rzecz, której odkrycia mężczyzna obawiał się w drodze na plażę. Lecz o co mogło chodzić? Staruszek roztaczał ciężką aurę tajemnicy, choć jej rozwiązanie zapewne było rozczarowujące.

Wreszcie ruszyli.
Zostawili za sobą przeklętą toń Jeziora Bodom.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=FYH8DsU2WCk[/media]

Alice Harper


Fluks prawie przewrócił Alice na podłogę wozu strażackiego. Ich rozłąka trwała krótko, jednak wystarczyła, by psiak stęsknił się. Wysunął język i zaczął lizać policzek kobiety. Zdołał odwrócić jej uwagę na ten krótki moment, w którym Sharif ustawił Lotte na podłodze i obwiązał ją pasami podanymi przez strażaka.

W środkowej części wozu nie było żadnych siedzeń i wszyscy musieli poradzić sobie bez udogodnień typowych dla pociągów, czy autobusów. Ismo przykucnął obok Lotte i wpatrywał się w nią wnikliwie.
- Widzę… kolory - rzekł niepewnie. - Tutaj czerwony - wskazał podstawę kręgosłupa. - Pomarańczowy, żółty - wskazał poniżej i następnie powyżej zakrytego przez ubrania pępka. - Zielony - pokiwał na klatkę piersiową. - Niebieski, fiolet - przesunął palec po szyi, a potem czole. - A nad głową taki jaśniejszy fiolet - dodał. - Ale te kolory… złożone są ze splątanych nici. Jakby spaghetti, albo kłębek włóczki… nie podoba mi się to. Są zaplątane - dodał. - Wilk je zaplątał! - przesunął wzrok z powrotem na Alice. - Może uda nam się je odplątać? Gdzieś tu musi być końcówka, za którą wystarczy pociągnąć - zmarszczył czoło, pochylając się nad Lotte jak nad układanką. - Widzi pani?

O dziwo… Harper rzeczywiście dostrzegała opisywane barwy! Drobne iskierki kolorów gdzieś na skraju percepcji. Na dodatek ich lokalizacja i odcienie odpowiadały umiejscowieniu czakr, o których kiedyś czytała. Ale jak możliwe, że dostrzegała ten fenomen?

Czyżby jej moc Parapersonum zaczęła działać? Zaczęła upodabniać się i przyjmować moc istoty o najwyższym PWF w okolicy?
Isma?
Czy to on mógł być owym szamanem, o którym mówiono na wprowadzeniu do misji? Jednak nie miał na nazwisko Aalto. A przynajmniej nie tak przedstawiła się jego matka. Nagle Alice poczuła, że głowa ją rozbolała. Musiała na chwilę przeprosić chłopca, który prawie nie zwracał na nią uwagi, wciąż zafascynowany Lotte. Harper odwróciła się do okna i lekko uchyliła je, aby wpuścić nieco świeżego powietrza.

Przez szybką jazdę drzewa zlewały się z sobą. Kierowca chciał jak najszybciej uciec od pożaru, który wnet rozprzestrzeniał się po lesie. Harper widziała pomiędzy drzewami iskierki, potem przebłyski, następnie płomienie… znajdowały się coraz bliżej i bliżej. Wnet w rześkie leśne powietrze wmieszała się woń spalenizny. Alice spostrzegła prawdziwe zwierzęta uciekające w popłochu - dwa jelenie, kilka myszy, białego królika, samotnego wilka… a jak zmrużyła oczy, to mogła przysiąc, że dostrzega także te utkane z efemery.

Wystarczyły dwie sekundy, by wjechali w drogę prowadzącą wśród drzew płonących żywoczerwonym płomieniem. Przeraźliwy żar zaczął smagać ją po twarzy. Już miała zamknąć okno, żeby nie wpuszczać dymu do środka, kiedy ujrzała coś… przeraźliwego.

Serce prawie stanęło jej w piersi.
Zwróciła wzrok na chłopca.
Niczego nieświadomy pochylał się nad Lotte, próbując ją uleczyć.

Jeszcze nie wiedział, że jego życie miało już nigdy nie być takie samo.

Natalie Douglas


Natalie jechała z przodu wraz z Arją, Aatu oraz strażakiem-kierowcą, który nie przedstawił się. W milczeniu wpatrywał się w drogę, próbując jak najbezpieczniej wyprowadzić ich z lasu okalającego Jezioro Bodom.
- Może poproście o rozkręcenie zaworu? - zaproponował Aatu. - Na wypadek, gdybyśmy wjechali w ogień…
- Niestety, to wóz starej generacji - odparła Arja. - Pokręcisz za kołowrotek i działko wodne samo zacznie działać. Jak na razie nie ma potrzeby. Tylko stracilibyśmy amunicję.
- Wóz starej generacji? - powtórzyła Natalie.
Blondwłosa piękność zwróciła na nią wzrok i pokiwała.
- Nawet jeśli kobieta zostanie kapitanem oddziału… i tak może zapomnieć o najlepszym sprzęcie - odparła, krzywiąc się. - Możemy żyć w dwudziestym pierwszym wieku, nie znaczy to jednak, że wszystkie mizoginistyczne dupki podejmujące decyzje pospadały ze stołków. Wciąż ciężko o sprawiedliwość i równość, co nie?

Myśli Douglas automatycznie powędrowały w kierunku Shumli - organizacji, w której pracowała jako magister archeologii. Czy była tam traktowana inaczej z powodu płci, podobnie jak Arja? A w IBPI? Zastanawiała się przez chwilę, aż nagle wjechali na skrzyżowanie i…

...znaleźli się w środku inferna.

Hamulce zapiszczały przeraźliwie.
Strażak spróbował zatrzymać wóz i wyjechać z oka piekła.



Alice Harper


Dojechali na skrzyżowanie pośród którego szalał ogień. Alice ujrzała samochód osobowy jadący prostopadłą drogą. Czerwone audi uciekające od płomieni. Czy jej wzrok wyostrzył się i dlatego ujrzała, kto siedział za kierownicą? A może to przez to, że płonące drzewa dawały tak dużo światła, rozrzedzając noc? To nie miało znaczenia. Liczył się rezultat.

Rozpoznała Irmę Pajari.
Matkę Isma.

Harper zastygła. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Niemy krzyk zamarł w gardle. Kobieta jechała bardzo szybko, jednakże… nie mogła prześcignąć zwalającego się, masywnego dębu płonącego jasnym płomieniem.

Wtem wóz strażacki zatrzymał się nagle i wszyscy zwalili się z nóg.
Alice utraciła z oczu samochód.
Co stało się z matką chłopca?!

Niestety… kiedy wóz zaczął wycofywać się, a ona podeszła z powrotem do okna, nie była w stanie dostrzec czerwonego audi w całej okazałości. Ujrzała jednak zwalony dąb, który przygniótł przednią maskę samochodu.

Jeżeli Irma Pajari jeszcze żyła, to niedługo i tak miała umrzeć pośród szalejących płomieni.
Natomiast Harper nie miała żadnego wpływu na wóz strażacki, którego kierowca zdążył w międzyczasie znaleźć inną drogę ucieczki.

Harper zwróciła wzrok na chłopca pochylonego nad Lotte. Na jego twarzy widniała wyjątkowa zaciętość, jak u profesora akademickiego zajętego rozwiązywaniem szczególnie trudnego zagadnienia. Jedną ręką wodził nad grdyką Visser - czakrą Wiśuddha. Drugą głaskał po głowie Fluksa. Co prawda niedawno pies był myty, jednak po ostatnich przygodach sierść znów zdawała się brudna. Ismo zdawał się nie zauważać, lub nie przejmować tym.

Jak miała mu powiedzieć, że jego matka nie żyje?
Lub właśnie umiera, unieruchomiona przez zwalone drzewo?
Czy w ogóle powinna poruszać ten temat?
Jak tak, to kiedy? Od razu? Poczekać na lepszy moment?

Ismo podniósł głowę, spoglądając na Alice. Na jego twarzy wykwitł spokojny, niepewny uśmiech dziecka, które wierzyło, że wszystko dobrze się układa.

I zapewne też dobrze skończy.

Sharif Khalid


- Jestem Hannes - tak przedstawił się jeden z mężczyzn, którzy wcześniej stali na skarpie wraz z Natalie. - Nieźli z was szczęściarze, że macie taką kumpelę - dodał. - Zagadała do Aatu, to ten łysol. Poprosiła, żeby pojechać nad jezioro. Chłopak wcześniej miał zamiar pojechać do apteki po leki dla swojej dziewczyny, szalona z niej laska, ale postanowił spełnić prośbę tej ślicznotki. To dobra przyjaciółka, powinieneś ją cenić. Zapewne nie opuścilibyście tej plaży gdyby nie ona. Posłuchaj teraz moich słów, kolego - Hannes zdawał się pijany. Sharif był przekonany, że widział go na imprezie u Irene, co wyjaśniało stan rzeczy. - Posłuchaj moich słów - powtórzył. - Dziewięć na dziesięć przyjaciół to kurwy, które tylko czekają, żeby cię zdradzić. Dzisiaj piją z tobą wódkę, a jutro kręcą nożem w twym brzuchu. Egoizm i diabeł, właśnie tak. To, co ich napędza. Ale raz na jakiś czas zdarzy się taka osoba, która wyratuje cię z płonącego pożaru - Hannes rzekł, spoglądając przez okno na las w pożodze. - Nie waż się jej nigdy zranić, kolego.


Jeżeli Sharif zamierzał coś odpowiedzieć, to niestety nie zdołał. Wóz wjechał na skrzyżowanie, na którym wybuchła feeria szkarłatnych barw. Zatrzymali się gwałtownie. Khalid spojrzał na Alice przyklejoną wcześniej do szyby; ona również zwaliła się z nóg. Irakijczyk poczuł, że brakuje mu powietrza, kiedy staruszek wbił się w niego ostrym żebrem.
- Przepraszam - pisnął. Z powodu impaktu wypuścił zawiniątko, które wcześniej pieczołowicie ukrywał pod pachą. Potoczyło się po podłodze. Spomiędzy materiału swetra wysunął się znajomy kształt pistoletu. Mężczyzna przesunął spojrzenie z powrotem na Khalida, kiedy wóz zaczął jechać inną drogą i sytuacja zdawała się na powrót stabilna… przynajmniej na razie.
- Ja… ja… chyba powinienem przyznać się - rzekł, spoglądając niepewnie. - Panie policjancie… to prawda, że nie mam pozwolenia na broń, jednakże… mam powód z młodości, aby bać się… - mówił szybko i niespokojnie. - Aby czuć panikę, kiedy nie jest się uzbrojonym. Od tego czasu… od tego czasu zawsze mam przy sobie pistolet, aby… aby przynajmniej tym razem uratować to, co jest dla mnie ważne… proszę tego nigdzie nie odnotowywać w raportach - rzekł ze szczególnym urokiem starego człowieka.

Staruszek prawie że płakał, lecz jego emocje zdawały się poniekąd zrozumiałe. Do tej pory zapewne prowadził spokojne życie, kiedy nagle został zaczepiony w drodze na pole golfowe. Od tego czasu zdążył schodzić z klifu z apteczką w dłoni, badać nieprzytomne kobiety, wspinać się po metalowych drabinach, uciekać do wozu strażackiego, jechać pośród szalejącego pożaru… a na dodatek niedaleko i nie tak dawno minęli się z jego żoną, o której dobrobyt starzec na pewno również troszczył się. Zapewne to ją chciał bronić swoich niewielkim pistoletem.

Wnet wóz strażacki zatrzymał się drugi raz.
Do środka ktoś wszedł.
Bodźce bombardowały Sharifa.

Natalie Douglas


- Och, kurwa! - Aatu śmiał się w szoku. - To jest życie!
Strażak za kierownicą nie wydawał się podzielać jego radości. Ledwo co uniknęli śmierci na ognistym skrzyżowaniu. Wnet koła trafiły na wertepy i zatrzęsło wozem, w wyniku czego włączyło się radio. Zabrzmiało Highway to Hell zespołu AC/DC. Mężczyzna z furią wyłączył odbiornik.

Arja również wyglądała na wyprowadzoną z równowagi... lecz wciąż zdawała się odważna i poukładana. IBPI potrzebowało takich ludzi. Może należało zgłosić ją po tym wszystkim na Kandydata?
- Wszystko w porządku? - zapytała z uczuciem. Pochylona nad Natalie pachniała granatem, ambrą, piżmem, śliwą, lotosem… Krótko mówiąc: drogą perfumą. Niesamowite, ale w tych okolicznościach zmysły Douglas wciąż informowały o takich nieistotnych szczegółach. - Obiecuję, że wyjedziemy stąd w jednym kawałku - Arja przyrzekła. W jej oczach tliły się iskierki odwagi oraz pewności siebie.
- Technicznie... - zaczął Aatu. - Spaleni ludzie po śmierci pozostają w jednym kawałku… - przerwał mu ostry wzrok strażaczki. - Ale nie sądzę, że to miałaś na myśli - zakończył.

- Proszę… uciszcie się! Prowadzę, do cholery! - wreszcie krzyknął kierowca. Nie miał łatwej pracy, nawigując wśród pożogi. - Kurwa! - krzyknął, kiedy na drogę wybiegła obca osoba.

Wóz strażacki już drugi raz ostro zatrzymał się, zwalając wszystkich z nóg.

Sharif Khalid


Pojazd znów nagle zatrzymał się. Tym razem to nie pożar zagrodził drogę, lecz kobieta. Niekoniecznie mniej niebezpieczna.

Jedynie przez moment rozmawiała z kierowcą, by zwalić się do środkowej części wozu.

Była młoda, niska i szczupła - wręcz wyniszczona. Przeraźliwie blada skóra ciasno opinała kości, a ciemne, postrzępione włosy sterczały na wszystkie strony. Jej oczy otaczała gruba warstwa czarnej kredki. Bezceremonialnie weszła do środka, jak gdyby wóz strażacki był jej własnością. Trzymała pod pachą laptopa. Omiotła spojrzeniem otoczenie, jak gdyby nikt i nic w środku nie liczyło się… jednak jej wzrok zawiesił się dłużej na Lotte. To nie zaskakiwało - Visser była jedyną nieprzytomną osobą w otoczeniu. Mogła przyciągać spojrzenia.

- Jestem Feleena - nieznajoma przedstawiła się chrapliwym głosem. Unikała kontaktu wzrokowego, bez wątpienia czując się niekomfortowo w otoczeniu tak dużej ilości nieznanych ludzi. - Nie przeszkadzajcie mi - dodała, po czym jak gdyby nigdy nic ruszyła do samego kąta pomieszczenia, wymijając Sharifa. Była ubrana w szerokie spodnie moro i czarną koszulkę na ramiączkach. Wydawała się uciekać od czegoś… na przykład od szalejącego wokół pożaru... ale bez wątpienia chodziło o coś więcej.


Nie tracąc ani sekundy otworzyła komputer, a błękitna łuna oświetliła jej bladą twarz. Rzuciła wzrokiem na komórkę, po czym znów spojrzała na laptop i przystąpiła do pracy.

Irakijczyk jeszcze nie widział, aby ktoś pisał tak szybko. Klawisze stukały z prędkością karabinu maszynowego. Zawartość ekranu w całości pochłaniała Feleenę. Wydawała znajdować się zupełnie gdzieś indziej, we własnym świecie. Jak gdyby Sharif, Alice, Ismo, Hannes, staruszek i wszyscy inni nie istnieli. Khalid spostrzegł, że nieznajoma krwawi z ramienia obwiązanego podartym materiałem, lecz i tego zdawała się nie zauważać. Jedynie jej laptop liczył się. A także stukanie po klawiszach z morderczą prędkością.

Wnet wóz strażacki skręcił ostro na zakręcie i trzeci raz wszyscy zwalili się z nóg - oprócz Feleeny, której pozycja w kącie zapewniała osłonę. Wnet jednak wzrok Khalida przesunął się na Lotte. Była obwiązana pasami, jednak zaczynały obluzowywać się po kolejnym nagłym zrywie. W rezultacie prawie wypadła na środek pojazdu, lecz Hannes zdążył ją w ostatnim momencie przytrzymać.
- Visser - syknęła Feleena, którą zdarzenie zdołało zdekoncentrować. Lecz po chwili kontynuowała wpisywanie ciągu tekstu, ponownie przestając zwracać uwagi na otoczenie.

Spojrzenie Alice i Sharifa spotkało się.

Skąd nieznajoma znała prawdziwe nazwisko Lotte?!
Kim tak naprawdę była?!



Natalie Douglas


- Dobrze, że uratowaliśmy tę biedaczkę - rzekła Arja po tym, gdy czupiradło wypadło na ich drogę. Strażaczka przekierowała nieznajomą do środkowego odcinka wozu. Na przedzie nie było już miejsca. - Bez wątpienia spaliłaby się w tym lesie.
- Feleena - kierowca przywołał imię z pamięci.
- Świat się kończy - Aatu uśmiechnął się, obracając do pozostałych. W jego oczach błyszczały ognie palącego się lasu. - Szkoda, że nie ma tu Irene. Byłaby w swoim żywiole - dodał z tęsknotą.
- Oby ten żywioł nie pochłonął ją w Oittaa - Arja zdawała się bardziej przyziemna. - Jeszcze nigdy nie widziałam takiego pożaru - rzekła, rozglądając się dookoła. - Ten słup ognia - wyciągnęła rękę z palcem wskazującym fenomen. Drugą dłoń oparła o szybę. - To… może… może wybuchło złoże ropy? - zapytała niepewnie, szukając wytłumaczenia.

Aatu wybuchnął śmiechem.
- Świat się kończy - powtórzył, obracając głowę na Natalie. Douglas doszła do wniosku, że mężczyzna naprawdę w to wierzy. Niektórzy zapewne panikowaliby, płakali i krzyczeli… on jednak tylko wydawał się zadowolony, że wszystko zniknie wśród prochu.

- Jesteśmy na Puotismäentie - kierowca przekazał nazwę ulicy. - Jedziemy do Espoo?
- Pewnie! - krzyknęła Arja. - Sami nie poradzimy sobie z…
- Co?! - Aatu obrócił się do blondynki. - Kurwa, chcesz opuścić Oittaa? - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Przecież… tam jest moja dziewczyna… i moi znajomi… i wszyscy…
- Aatu, do cholery, przecież jeden wóz nie ugasi tego pożaru! Nawet nie wiemy, co go wywołało, to przecież… to nie jest normalne!
- Chcesz ich wszystkich opuścić! - Aatu zaczął wymachiwać rękami. - Irene… Przecież tam jest Irene!
- Do cholery, posłuchaj mnie! - Arja kontynowała. - Tylko siebie narazimy, jeżeli tam wrócimy.
- Łatwo ci mówić, bo Hannes jest z tyłu. Cały i bezpieczny - mężczyzna zagryzł wargę. - Natomiast Irene… ona została… - łzy podeszły mu do oczy. - Jeżeli ona…
- Jestem pewna, że…
- Arja, błagam cię - Aatu splótł ręce jak do modlitwy. - Przecież jesteś strażaczką. Jeżeli ona… jeżeli coś jej się stanie… choć my mogliśmy wrócić… nigdy nie wybaczę sobie. Ani tobie. Ani nikomu. Ona jest dla mnie… ona jest dla mnie wszystkim - rzekł. - Jeżeli zginie… już zawsze… już zawsze będę tylko… sam. Sam - powtórzył. - Zawracaj. Arja. Mówię poważnie... błagam...
- Aatu, rozumiem cię, przysięgam! Jednakże ledwo co ominęliśmy śmierć, nie mamy środków do walki z tym piekłem i wracając… twoje poświęcenie nie uratuje nikogo, a na pewno…
- Skąd to możesz wiedzieć?! Arja, na litość boską! Jeżeli masz choć trochę… choć trochę ludzkich uczuć - Aatu z coraz większą trudnością wymawiał kolejne słowa.
- Posłuchaj mnie... - strażaczka znów zaczynała.

Natalie musiała opowiedzieć się po którejś ze stron.
Albo powrócą do Oittaa i detektywi będą mogli odebrać wszystko, co zostawili w domku.
Albo też ruszą bezpieczną drogą do Espoo i zostawią wszystko za sobą.
 
Ombrose jest offline  
Stary 04-05-2017, 21:13   #117
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice poczuła, że to jak Fluks ją przywitał zdecydowanie odrobinę poprawiło jej humor. A w całym tym chaosie ‘odrobinę’ znaczyło ‘bardzo wiele’. Harper poczochrała psa pieszczotliwie, nie zważając na to że może znów był nieco brudny. Nawet dawała mu się lizać po policzku ile chciał. Po chwili jednak uwaga rudowłosej spoczęła na Ismo i na Lotte.
W pierwszym momencie Alice doznała lekkiego szoku. Bo oto właśnie widziała chakry i przewody energetyczne w ciele Lotte. To ją zamurowało, ale nie mogła zapytać o to chłopca wprost.
Potem jednak nastąpił ciąg wydarzeń, który znów wbił ją w podłogę i nie mowa tu o zawrotnych zdolnościach kierowcy, który powalił ją na kolana trzy razy.
Alice przytknęła dłoń do głowy, gdy poczuła znajomy ból głowy. I czy to złośliwy Los, mały psotnik, który tylko czekał na takie okazje podpowiedział jej by podeszła do tamtego okna? Czy to nie było wystarczające, że w ciągu doby straciła i zyskała tak wiele, by teraz znów zderzyć się z poważnym horrorem? Ogień był grozą. Był żywiołem, który zawsze ją fascynował, ale jakie niósł ze sobą skutki. Widok uciekających zwierząt wywołał ukłucie w klatce Alice. Nie było ono jednak większe od tego, co poczuła widząc matkę Ismo w samochodzie
- Nnnn…! - wydusiła początek słowa ‘Nie’, ale kolejne hamowanie i upadek zręcznie wytrąciły ją i upadła podpierając się ręką o metalową posadzkę pojazdu. Gdy reszta się gramoliła, ona poderwała się na równe nogi i dopadła do szyby, do której przyłożyła dłoń, jakby to miało cokolwiek pomóc. Jakby to miało uratować tamtą biedną, zdesperowaną matkę.
Przecież ona tylko chciała znaleźć swego syna! Czemu musiałeś zabrać ją?!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=ytH7SLznGzE[/media]

Alice poczuła bardzo silny, dławiący ból w klatce piersiowej. Kobieta z laptopem i jej pojawienie odebrała jak jakieś bardzo dalekie wydarzenie. Jak płaski film na ekranie telewizora. Tylko obecność nazwiska Lotte w jej ustach nieco ją wybudził. Alice przypominała sobie rozmowę z matką Ismo, o tym że na campingu była jeszcze jego siostra. O tym, że jego ojciec pozostawał w Helsinkach. Obecność nowej osoby w wozie Alice kompletnie zignorowała, będąc teraz myślami zupełnie gdzie indziej.
Miała ogromny żal do tego, który rządził losem i który przecinał sznurki żywotów. Czemu zabrał tak wiele matek w tak krótkim czasie? Co za okrutną bestią był ten on!
Blada jak duch Alice spojrzała na Ismo, który uśmiechnął się do niej. To tylko pogorszyło jej stan. Łzy stanęły jej w oczach, gdy teraz podeszła do niego i uklęknęła przy nim
- Pomogę ci… Pomogę ci rozplątać nici. Pokaż mi jak to robisz Ismo… - powiedziała do chłopca ocierając łzy rękawem, ale zaraz skryła twarz pochylając się nad Lotte i szukając. Jeśli to było jak zaplątane sznurowadło, potrzeba było nieco cierpliwości, bo na spokój niestety nie mogli liczyć. Alice zastanawiała się cały czas nad losem Ismo, nad tym jaka niesprawiedliwość go spotkała. Ona rozumiała czemu jej matka odeszła, ale dlaczego jego? Złość zaznaczyła się drobną zmarszczką pomiędzy jej brwiami. Potrząsnęła lekko głową, ignorując jej ból i szukając teraz odpowiedniej ‘nici’. Łzy nadal ciekły jej po policzkach, ale były ważniejsze rzeczy, którymi trzeba było się zająć. Czuła się jakby te ostatnie trzy dni postarzyły ją o trzydzieści lat…

- Tyle że ja sam do końca nie wiem jak - chłopiec uśmiechnął się niezręcznie. - Pierwszy raz widzę coś takiego. I jeszcze te widma na plaży. Tyle teraz dzieje się. Wcześniej raz na jakiś czas byłem świadkiem różnych dziwnych rzeczy… a kiedy mówiłem o tym dorosłym, to kazali mi nie zmyślać. Ale od jakiegoś czasu jest coraz dziwniej i dziwniej. Cieszę się, że wierzysz mi i… jesteś taka, jak ja - chłopiec położył dłoń na ręce Alice. - Czuję się mniej samotny - dodał cichutko, odwracając się od Harper i znów pochylając się nad Lotte. Następnie przesunął palcami po przestrzeni nad głową kobiety. - Może najlepiej zacząć od samej góry? Mam wrażenie, że te kolory jakby namacalnie posiadają swoją gęstość. Jak staram się ich dotknąć, to niektóre nici rozklejają się, inne zlepiają - mruknął. - Może spróbuj sama? - zaproponował, podnosząc wzrok na Alice. - Dlaczego płaczesz?! - niespodziewanie zapytał, dostrzegając łzy na policzkach kobiety. - Zrobiłem coś nie tak?

Alice wzdrygnęła się na pytanie chłopca i znów szybko otarła łzy rękawem
- Nie, nie Ismo. Po prostu mi smutno przez ten pożar… - powiedziała w trzech czwartych nie kłamiąc, rzeczywiście powodem jej smutku był pożar, czy może bardziej jego następstwa. Zaraz Alice uniosła głowę i lekko uśmiechnęła się do Ismo
- Ja jak byłam mała nie miałam zupełnie nikogo, kto rozumiałby co czuję i widzę, cieszę się że czujesz się mniej samotny. - powiedziała zaraz i skupiła już w pełni uwagę na Lotte. Szukała którędy powinna zacząć, przesuwając dłoń w kierunku nici jej głowy i sprawdzając, czy to cokolwiek pomoże, jeśli spróbuje którąś ostrożnie ruszyć.

Właśnie wtedy wrócił Hannes, który w międzyczasie rozmawiał ze strażakiem na temat nowych pasów. W poprzednich sprzączka została zepsuta i o ile nie chcieli trzymać nieprzytomnej Lotte w nieskończoność, to trzeba było wymienić zapięcia.
- Co tam czarujecie? - rzucił Fin od niechcenia nieco żartobliwym tonem, który dorośli wykorzystują w trudnych sytuacjach w towarzystwie dzieci.
Po tych słowach Ismo odwrócił się błyskawicznie do Alice i otworzył szeroko oczy. Jak gdyby rzeczywiście czarowali i mężczyzna przejrzał ich tajemnicę.

Alice lekko podniosła spojrzenie na Hannes’a i uśmiechnęła się do Ismo. Podniosła jedną dłoń i pogłaskała go po głowie
- A czarujemy, by może Śpiąca Królewna do nas wróciła. Martwimy się, że śpi za długo - odrzekła szczerze mężczyźnie i posłała Ismo spojrzeniem wiadomość, że czasem najciemniej jest pod latarnią. Przeniosła znów wzrok na Lottę. Miała mnóstwo szczęścia, że mogła przespać to wszystko… Alice odgarnęła jej włosy z twarzy i znów spróbowała znaleźć palcami odpowiednią nić. Liczyła na to, że Fin uzna iż próbuje uspokoić Ismo, zajmując go czymś. Szarzy ludzie zawsze myśleli szaro.
- Gdybyście potrzebowali czegoś, to powiedzcie - rzekł Hannes, po czym obrócił się w kierunku znajomego strażaka i odszedł. Starał się być uprzejmy, choć rzecz jasna nie mógł im pomóc w sprawie Lotte.

Alice zagryzła wargę. Kiedy przesuwała palcami po kolorowej przestrzeni, czuła mrowienie i dziwną, lepką gęstość. Jak gdyby jej dłoń niespodziewanie natrafiała na niewidzialną meduzę, lub galaretkę. Kiedy próbował nią przesunąć, niektóre widmowe pasma wychylały się z kłębka, inne w nim chowały.
- Może ten? - zapytał Ismo, po czym dotknął pasemko i pociągnął za nie. Jednak nie był to koniec. Lotte poruszyła się i jęknęła. Chłopiec podniósł wzrok na Harper. - To dobrze, czy źle? - zapytał.

Alice odprowadziła mężczyznę wzrokiem, po czym jej uwaga znów wróciła do Lotte. Widmowe pasma nie były czymś prostym. Harper miała wrażenie, że jeśli sięgnie gdzieś źle, może pogorszyć stan koleżanki, a nie go polepszyć. Zerknęła na Ismo kiedy pociągnął jeden z końców. Gdy Lotte wydała z siebie jęk i ruszyła się, rudowłosa przesunęła ręką w stronę dłoni chłopca
- Poruszyła się, to ju dobrze, tylko teraz pytanie czy to ją zabolało, czy pomogło. - zauważyła Alice i przyjrzała się pasmu które ruszył chłopiec. Zastanawiało ją, czy różniło się jakoś od pozostałych. Po dotyku chłopca ściemniło się nieco, a potem schowało w plątaninie duchowych kabli. Ismo przesunął dłoń trochę inaczej i zagryzł wargę. Sam tego nie zauważył... ale z boku wysunął się inny wątek... I to chyba właśnie tu kończył się kłębek! Alice mogła sięgnąć po to pasmo i pociągnąć! Jeżeli zamierzała tak zrobić, to musiała działać szybko. Jeżeli Ismo zmieni położenie dłoni, to widmowy koniec mógłby schować się i być może już nigdy nie pokazać.

Tymczasem staruszek nieopodal rozmawiał z Sharifem. Z jego słów niespodziewanie wynikło, że jest byłym premierem FInlandii Harrim Halkerim.

Alice zerknęła na pasmo, które się wysunęło i szybciutko przemieściła rękę, by je chwycić i pociągnąć. Nie chciała bowiem, by znów zniknęło w całym tym kłębowisku. Zaraz potem zerknęła znów na Ismo i wyciągnęła drugą rękę, by go pogłaskać po czuprynie. Na koniec pieszczotę otrzymał i Fluks. Harper miała teraz nadzieję, że to pociągnięcie wystarczy, by pomóc Lotte. Zerknęła dopiero teraz przelotnie po pozostałych, ale była tak wyrwana z ich rozmowy, kompletnie nie skupiając się na głosach, że po wyłapaniu, że miły staruszek jest byłym premierem, nie wiedziała za bardzo jak w ogóle doszło do tego faktu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 04-05-2017 o 21:16.
Vesca jest offline  
Stary 07-05-2017, 23:13   #118
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
W tym samym czasie Sharif stał w środku kabiny, jedną ręką podtrzymując się boku pojazdu, drugą opierając na rączce pistoletu wystającego z kabury zawieszonej u pasa. Rozglądał się po pokładzie, przeskakując spojrzeniem od jednego do drugiego członka tej szaleńczej ucieczki. I czuł narastającą bezradność. Nienawidził tego. Siedzieć w zamknięciu i patrzeć, jak wszystko działo się bez jego udziału. Nawet w najgorszej sytuacji wolał kopać i gryźć, miast poddawać się bez walki.
Z drugiej zaś strony czasem lepiej było zachować zimną krew. I chociaż wokół nich szalała pożoga, a pojazdem, którym się poruszali, co jakiś czas rzucało, trzymał się twardo. Musiał zachować skupienie.

Zerkał na Alice oraz Ismo, którzy przekomarzali się i pochylali nad nieprzytomną Lotte. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc ekscytację chłopca, który o czymś jej opowiadał. I ich rosnące na oczach przywiązanie z psem u boku. Tak, pierwszy raz od dawna uśmiechnął się ciepło. Obiecał sobie zdwoić własną uwagę na tę dwójkę.
Z zamyślenia wyrwał go niejaki Hannes. Detektyw nie był do końca pewien, o czym on mówił, choć jego agresywny ton nie spodobał mu się. Ostatecznie jednak tylko skinął mu głową, jakby zapewniając, że zrozumiał jego ostrzeżenie. Nie bał się go, ale po prostu nie potrzebował teraz więcej problemów.

Po incydencie ze staruszkiem, Irakijczyk rozmasował uderzone miejsce i uklęknął, podnosząc wypuszczony przez jegomościa broń. Obejrzał ją ostrożnie, następnie sprawdził magazynek oraz upewnił się, że pistolet jest zabezpieczony. Później wstał, przyglądając się szlochającemu mężczyźnie. Z jakiegoś powodu czuł, że go rozumie. I mu współczuje. W końcu on też stracił to, co kochał. Dawno temu. Jednak w jego przypadku głupi pistolet nic by nie zmienił. Rozładował go szybko i opróżnił komorę.
- Niech go pan trzyma przy sobie na widoku, do czasu, aż się stąd nie wydostaniemy. Później pomyślimy, co z tym zrobić - odparł spokojnie Sharif, w jednej ręce oddając staruszkowi jego broń razem z wyciągniętym magazynkiem, drugą kładąc mu na ramieniu. - Będzie pan z tym uważał, tak? - zapytał, patrząc mu uważnie w oczy.

- Będę - przyrzekł mężczyzna. - Zresztą od wielu lat już mam tę małą zabawkę przy sobie, więc wiem, jak się z nią obchodzić - wydmuchał nos i przetarł oczy. Uspokoił się. Następnie wyjrzał przez okno. Zmrużył oczy i poprawił okulary na nosie. - W tym roku przesadzili z fajerwerkami - rzekł, spoglądając na słup ognia. - To prawda, że już niedługo będzie miało miejsce Święto Przesilenia Letniego od dekad obchodzone w sobotę pomiędzy dwudziestym, a dwudziestym szóstym czerwca. Jednak za mojej młodości byliśmy bardziej ostrożni. Chłopcy szukali w lasach błędnych ogników, niewiasty kwiatów paproci. Pamiętam jak z kolegami czailiśmy się w krzakach… to były czasy. Podglądaliśmy, jak koleżanki rozbierają się do noga i zaglądają do studni, mając nadzieję ujrzeć w niej odbicie swojego przyszłego męża - uśmiechnął się delikatnie. - Takie były przesądy. Inne szukały w lesie kwiatów. Gdy znalazły siedem różnych gatunków, to kładły po egzemplarzu pod poduszką, żeby śnić o przyszłych miłościach. Wszyscy wierzą, że przesilenie, jak i dni prowadzące do niego są prawdziwie magiczne. I wcale się nie dziwię. Ma wtedy miejsce słońce polarne. Noce trwają krótko, lub nie ma ich wcale. Nie dziwię się, że wszyscy biorą urlopy i wyjeżdżają na wieś. Robimy tak z małżonką od… zawsze. Ale jeszcze nigdy nie spaliliśmy lasu przy okazji zabawy - staruszek wyjaśnił.

Sharif wysłuchał uważnie starszego mężczyznę i choć nie wydawał się przesadnie zainteresowany tematem, w duchu zapamiętał tę informację, zwłaszcza jej początek. Pokiwał głową i wrócił do swojej poprzedniej, czujnej pozycji.
- Ciekawa kultura. Liczę, że będę mógł usłyszeć więcej takich historii - odparł grzecznie i po chwili zastanowienia wyciągnął do niego dłoń.
- Abul Hajr Qatadah Thabit - przedstawił się na tyle głośno, by pozostali w kabinie mogli go usłyszeć. - Wystarczy Abul.
- Tak, już się pan przedstawił - odparł staruszek, po czym zmieszał się. Zagryzł wargę i potrząsnął dłonią Irakijczyka. - Harri Holkeri - przedstawił się wreszcie.
Nagle wokół zrobiło się jakby nieco ciszej.
- Premier Holkeri? - zapytał strażak.
- Pan premier? - powtórzył Hannes.
- Były premier - sprecyzował staruszek, obracając się do Finów. - Miło mi was poznać - dodał. Po jego minie jednak można było wątpić, czy cieszy się ze zdradzenia swojej tożsamości.

Udawany policjant nie potrafił skojarzyć tożsamości mężczyzny, jednak widząc ogólne ożywienie wśród pozostałych, sam sprawił wrażenie zaskoczenia.
- Mi również - odparł Irakijczyk, puszczając w końcu dłoń mężczyzny. - Przepraszam za kłopot, który panu sprawiłem. Gdybym wiedział, z kim mam do czynienia, na pewno bym tak nie postąpił - dodał pokornie.
- Jak? - zdziwił się premier Holkeri. - Przecież zrobił pan wszystko, co w mocy, żeby wykonać swoją pracę i uratować tych ludzi. Ja tylko cieszę się, że mogłem pomóc - dodał. - Zmiękłem przez ząb czasu, ale kiedyś służyłem w wojsku i nawet uzyskałem stopień majora rezerwy. Potem walczyłem o prawa i dobrobyt imigrantów - dodał, patrząc na “Abula”. - Jak długo pracuje pan w naszej policji?
Rozmowa kierowała się na szczegóły fikcyjnej kariery Sharifa.

- Niedługo. - Sharif próbował zamaskować zakłopotanie tym pytaniem. - Wszczeniej próbowałem dostać do Interpolu w Afganistanie, ale… z pewnych przyczyn musiałem wyjechać - odpowiedział robiąc zbolałą minę w stylu “nawet nie chcę o tym mówić”.
Na szczęście Irakijczyka samochód gwałtownie się zatrzymał, a po kilku chwilach do środka wgramoliła się nikomu nie znana dziewczyna, przedstawiająca się jako Feleena. Wybity z tematu rozmowy Detektyw, ponownie się wycofał do rogu. Nie na długo.
Odczekawszy nie więcej niż dwie minuty od momentu, kiedy dziewczyna zajęła miejsce pod bokiem kabiny z laptopem na kolanach, podstawiony policjant zebrał się na odwagę i podszedł do niej. Stanąwszy nad nią, z ręką nonszalancko opartą na kaburze, spróbował dyskretnie zerknąć na ekran jej komputera.
- Jesteś ranna - zaczął, próbując przebić się przez jej stukot po klawiaturze. - Powinnaś dać się nam opatrzyć.

[media]https://hackertarget.com/mrrobot/bluesniff-police-car.png[/media]

Khalid dostrzegł trzy czarne okienka terminalu. Kobieta prędko przeskakiwała pomiędzy nimi, wstukując linijki poleceń. Szybko zmieniała zadania, zajmując się kilkoma rzeczami na raz. Sharif jednak nie mógł wiedzieć na czym dokładnie polegała jej praca. Tuż przed jego pytaniem znów zwróciła wzrok na komórkę i nacisnęła przycisk, aby rozjaśnić ekran. Sharif zrozumiał, że sprawdza kreski zasięgu. Zapewne łączyła się z internetem poprzez telefon.
- Nic mi nie jest - Feleena warknęła w odpowiedzi, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.

Mężczyzna pokiwał głową i odchylił się, jakby już chciał odejść. Jednak zamiast tego przykucnął obok dziewczyny, przeskakując spojrzeniem od jej ramienia do oczu.
- Wiesz… - odchrząknął. - To by było trochę ironiczne wykrwawić się w wozie strażackim pełnym osób przeszkolonych w pierwszej pomocy - odezwał się lekko rozbawionym tonem.
W pierwszej chwili wydawało się, że Feleena nic nie odpowie. Wcisnęła ‘enter’ i zastygła, spoglądając na tsunami białych literek wylewających się do jednego z okien terminala. Na samym końcu pojawiła się skromna linijka obwieszczająca o sukcesie i przyznanemu dostępowi. Kącik ust nieznajomej drgnął ku górze, jednak zdusiła zalążek uśmiechu zanim ten zdołał w pełni wykwitnąć.
- Dobrze, harcerzyku - odparła. - Tylko działaj tak, żebym mogła dalej pisać - mruknęła, a następnie zawahała się i wskazała podbródkiem Lotte. - Co jej jest? - zapytała bez śladu emocji i zainteresowania w głosie. Przeniosla wzrok na monitor i kontynuowała wpisywanie poleceń do komputera.

Sharif ściągnął plecak i wydobył z niego turystyczną apteczkę, którą nosił przy sobie. Następnie wydobywając kilka przyrządów zaczął opatrywać ranę dziewczyny.
- Podtopienie, może. Nie mamy teraz warunków, by ją gruntownie przebadać - odparł Irakijczyk, nie przerywając swojego zajęcia.
- Miałaś szczęście, że na nas trafiłaś.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 13-05-2017, 14:56   #119
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Camille Desmerais
w tym samym czasie
Kam Fung Chinese Restaurant
27 Red Lion St, Londyn



Camille Desmerais weszła do chińskiej knajpy. Kilkanaście dzwoneczków zabrzęczało, kiedy uderzyły o nie lakierowane, dębowe drzwi. Usiadła w samym kącie pomieszczenia, rozglądając się nerwowo. Wsunęła dwa palce pomiędzy blaszki rolety, rozsunęła je i wyjrzała przez okno na skąpane w deszczu ulice Londynu. Drgnęła, słysząc obcy głos. Na szczęścia to tylko kelnerka chciała zebrać zamówienie.

Dziewczynka poprosiła potrójną porcję kurczaka curry z grzybami mun i ryżem. Jadła więcej, niż powinna od czasu pewnego incydentu we wczesnym dzieciństwie, w którym jej rodzice zginęli, a ona głodowała w chatce wśród śnieżnych zamieci. Mimo to nie tyła. Była w ciągłym ruchu, zawsze w drodze skądś, lub dokądś. Brała udział w najcięższych misjach, poza tym pełniła funkcję strażnika Ergastulum na Antarktydzie. Znajdowała się w samej czołówce najgroźniejszych i najbardziej niebezpiecznych członków IBPI. Mimo to bała się, że ją znajdą.

Jeszcze rok temu jej dziadek - Armand Desmerais - również służył w IBPI. Jednak poświęcił życie, by uratować przed śmiercią swoją wnuczkę oraz agentkę, z którą Camille zamieniła się ciałami. Imogen Cobham. Detektyw próbowała adoptować ją po tym, kiedy starzec wyzionął ducha, lecz jej wniosek został rozpatrzony negatywnie z powodu zapisów w testamencie Francuza.

Dziewczynka trafiła pod opiekę starej ciotki Nicolette. Wysuszona wiedźma sznurowała ciasno usta, nie pozwalała jeść słodyczy i oglądać kreskówek, ubierała ją w szare, krochmalone suknie po kostki. Akurat wtedy, gdy w szkole Camille wybuchła moda na jaskrawe, neonowe legginsy. Kiedy chciała umówić się z miłym chłopakiem z klasy, przeklęta Nicolette zapisała ją na kurs szycia, etykiety i gry na wiolonczeli, zapełniając cały wolny czas. Stało się jasne, że Camille musi uciec. W pierwszej kolejności dziewczynka udała się do galerii handlowej, aby uwolnić się od krochmalu. Ukradła nowe ubrania, po czym zrozumiała, że będzie potrzebowała pieniędzy. Obrabowała bankomat, a następnie skierowała się do sklepu z mapami. Musiała w jednej z nich znaleźć swój nowy dom.

Rozłożyła mapę na stoliku obok półmisków parującego jedzenia. Znalazła wahadełko, grzebiąc w torbie wypchanej banknotami i słodyczami. Wyciągnęła wisiorek i pochyliła się nad ryciną przedstawiającą Stany Zjednoczone, a dokładnie stan Oregon.
- Pomóż mi - szepnęła.
Chciała zlokalizować mieszkanie Imogen. Kobieta chciała ją adoptować; na pewno teraz też ją przygarnie. Tylko w ten sposób Camille mogła uwolnić się od starej ciotki Nicolette. I musiała działać szybko, zanim IBPI znajdzie ją i odstawi z powrotem do staruchy.

Wahadełko nie drgnęło wbrew oczekiwaniom dziewczynki. Już miała zrezygnować… kiedy zauważyła, że cień rzucany przez wisiorek przemieszcza się. Mimo że źródło światła nie zmieniało lokalizacji! Camille pochyliła się tak nisko, że prawie wcisnęła nos w papier. Szybko przeżuwała duże kęsy azjatyckiej potrawy.

Cień niczym drogowskaz wyprowadził ją ze stanu Oregon na wschód... i znowu wschód… i znowu wschód… Dziewczynka szybko przesuwała karty papieru. Wnet dotarła do oceanu. Zmarszczyła czoło. Próbowała zlokalizować Imogen, jednak kobieta nie znajdowała się w Ameryce. Zawiesiła wahadełko nad ogólną mapą świata. Cień optował za północą Europy, Skandynawią. Niestety rycina była niedokładna.
- Cholera - przeklęła Camille, kiedy zrozumiała, że musi kupić mapę innego kontynentu. Wszystko wskazywało na to, że ciało Cobham, w którym niegdyś sama znajdowała się, jest bliżej niż myślała. Czyżby detektyw przebywała w Wielkiej Brytanii? Może nawet tutaj, w Londynie? Dziewczynka rozejrzała się, jak gdyby mając nadzieję, że ujrzy ją gdzieś blisko.

Niestety. Westchnęła, podeszła do kasy, wyciągnęła z torby kilka banknotów z wizerunkiem królowej Elżbiety i położyła je na blacie. Wyszła z restauracji, zostawiając za sobą kelnerkę z rozdziawionymi szeroko ustami. Ruszyła na Theobalds St, a potem na Southampton Row i usiadła na ławce w Russel Square.


Wyciągnęła Snickersa i wgryzła się w niego. Właśnie poprawiała swoje kanarkowe legginsy, kiedy zaczepiła ją trójka mężczyzn.
- Mała, widzieliśmy cię w knajpie - łysy dres postawił nonszalancko stopę na ławce obok Camille. Białe adidasy błyszczały w świetle lampy.
- No, a zwłaszcza twoją torbę. I ile masz kasy - pryszczaty wyrostek seplenił z powodu wybitych zębów.
- Ile jej tam zostawiłaś - rzekł inny, znacznie niższy.
- Dawaj - ich przywódca sięgnął po torbę dziewczynki.

Camille nie miała czasu na adorowanie nieznajomych. Zamachnęła się prawym ramieniem. Wyrosła z niego cienista macka, która oplotła tułów napastnika. Dziewczynka szarpnęła do góry i mężczyzna wystrzelił w powietrze jak szmaciana lalka. Zatrzymał się w koronie pobliskiego drzewa. Łamał gałęzie, spadając.
- C-co k-kurwa… - drugi wyrostek drżał w szoku. Camille tak działała na ludzi.
Jego kompan zdołał opanować się.
- Paul, wiejemy - wychrypiał. Dwójka zaczęła uciekać.

Latarnia, ławka, krzewy, drzewa, gałęzie, kosz na śmieci - to wszystko rzucało cienie.
Gremialnie wystrzeliły w kierunku mężczyzn. Wpierw oplotły kostki - uliczniki przewrócili się, opadając ciężko na drogę biegnącą przez Russel Square. Potem mrok okrążył podudzia, miednice, tułowia, wyciągnięte rozpaczliwie dłonie... Wreszcie ciemność kompletnie pochłonęła nieznajomych, wciągnęła, zassała w próżnię… aż nie został po nich nawet ślad. Cienie wycofały się.

Camille dokończyła snickersa i ruszyła do sklepu. Zdążyła tuż przed zamknięciem. Mapa Europy i wahadło wskazały stolicę Finlandii, a dokładnie obszar przy Jeziorze Bodom. Desmerais automatycznie zaczęła myśleć nad strategią niepostrzeżonego dostania się na pokład samolotu lecącego w tym kierunku. Musiała znaleźć się w Helsinkach. Z rozmyślań wybudził ją dźwięk telefonu. Spojrzała na wyświetlacz. Wybiła północ.

Cytat:
Napisał Aplikacja Kalendarz
Dzisiaj: 23 czerwca 2010!
Życzymy wszystkiego najlepszego z okazji jedenastych urodzin!
Camille zastygła. Podniosła wzrok i spojrzała w niebo. Już od jakiegoś czasu wyczekiwała sowy z Hogwartu. Choć stała kilka minut, ptak nie pojawiał się. Zrozumiała, że już nie nadleci. Poczuła się zawiedziona. Co roku dziadek piekł z okazji jej święta wielki tort z truflami, ale i to zostało jej odebrane. Poczuła się okropnie samotna w mokrym, oślizgłym Londynie po deszczu. Przez moment nawet rozważała powrót do starej ciotki Nicolette.

Zamiast tego ruszyła na lotnisko.
Do Imogen.
Już nie będzie samotna.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=G3Tg_6pR060[/media]

Sharif Khalid


Feleena spojrzała dziwnie na Sharifa.
- Tak, to prawda - zawahała się. Coś w jej głosie sugerowało, że nie ma na myśli jedynie pierwszej pomocy i ucieczki z płonącego lasu. Ponownie skierowała wzrok na ekran. - Jak już jesteś tak blisko... to zasłoń mnie bardziej - szepnęła znacznie ciszej. - Żeby nie było widać, że rozmawiamy.

Sharif już teraz częściowo maskował sylwetkę nieznajomej, kiedy opatrywał jej ranę. Z jakiegoś powodu kobiecie zależało na tym. Co miała do ukrycia… i przed kim?

- Znam cię. Choć ty mnie nie - Feleena mówiła tak cicho, że nawet Sharif miał trudności z rozróżnieniem poszczególnych słów. A był tuż obok. - Nazywasz się Khalid, jesteś detektywem w Portland. Kojarzę jeszcze tę rudą, a z Lotte Visser pracowałam przez krótką chwilę - wyjaśniała. - Jestem badaczką w Portland - dodała, na moment zamilkła, po czym poprawiła się. - Byłam.

Feleena przeklęła, spoglądając na informacje ukazywane przez monitor. Pisała coraz szybciej i szybciej. Poruszyła ramieniem, przypominając Khalidowi, że on również nie powinien przerywać opatrywania.
- Teraz już nie ma sensu trzymać tego w tajemnicy - kobieta prychnęła. - Naprawdę nazywam się Mary Colberg.

Sharif znał to nazwisko. Nosiła je córka dyrektor IBPI. Aż do tej pory nie spotkał jej osobiście, choć pracowała w kwaterze Oddziału w Portland. Rok temu została zamordowana przez innego badacza, który okazał się wtyką Kościoła Konsumentów.
A przynajmniej tak mówiono.
- Tak, tamten dupek miał za zadanie zabić mnie w moim własnym biurze - Feleena… to znaczy Mary skrzywiła się. Wydawała się czytać w myślach Sharifa. - Zaskoczył mnie, jednak nie dałam się zabić. Ta przeklęta Fennekin błyskawicznie złożyła raport dyrektorce, która zadecydowała skorzystać z okazji i spreparować moją śmierć. Żeby mnie chronić - skrzywiła się. - Nie powtórzą próby zabójstwa córeczki dyrektorki, jeżeli pierwsze morderstwo “powiodło się”, co nie? A potem… - Mary dalej wpisywała ciągi tekstu. - Nie ma czasu na tę opowieść teraz. Potem dokończę. Słuchaj mnie teraz.

Sharif nastawił ucha. Już nałożył podwójną porcję bandażu i nie mógł w nieskończoność owijać chudego ramienia kobiety.

- Skoro tu jesteście, to pewnie Portland wysłało was na jakąś misję. Musieli wspomnieć wam o Valkoinen. Tak, ta grupa to nie tylko miejska legenda. Byłam przez nich przetrzymywana, jednak uciekłam. A przynajmniej tak myślałam. Oni mają dostęp do miejskich kamer w Helsinkach, Espoo i Vantaa. Wszystko monitorują - dodała. - Zhakowali zabezpieczenia służb miejskich, ale ja właśnie teraz… skorzystałam z ich własnego exploitu… i mam kontrolę - mówiła coraz wolniej. Z jednej strony opowiadała Sharifowi, a z drugiej skupiała się na klawiszach. - Nigdzie nie jest bezpiecznie tak długo, jak spoglądają na każdą ulicę, na każdy róg i… kurwa… - szepnęła, zwracając uwagę na inne okno. - Oni wiedzą, że jestem w tym wozie. Ale nie z powodu kamer, wiedziałabym o tym! - nieznacznie podniosła głos. - A to znaczy, że ktoś spośród tu obecnych musiał dać im cynk. Ktoś jest zdrajcą. Ktoś należy do Valkoinen.

Alice Harper


Alice przypominała sobie program telewizyjny, który dawno temu obejrzała. Łysy staruszek ubrany w pomarańczową szatę siedział w charakterystycznej pozycji Buddy i opowiadał o czakrach. Trudno było nazwać to wartościowym materiałem edukacyjnym, jednakże Harper co nieco zapamiętała z tych kilku chwil przed ekranem. Czakra Sahasrara - którą przed chwilą rozwiązali - odpowiadała za myślenie całościowe i funkcje paranormalne. Fioletowa, wystająca z niej nić jeszcze przez chwilę pozostała w dłoni Alice.


Pierwszy węzeł odblokował się.
Cała moc nadprzyrodzona, która tkwiła w Parapersonum II stopnia, wytrysnęła niczym rzeka po usunięciu tamy. Lotte potrafiła sczytywać przeszłość z przedmiotów i ludzi. I właśnie ta umiejętność zaatakowała Alice i wyniosła ją poza granicę normalnej percepcji.

Wpierw wewnętrzne oko skierowało się na każdą śrubę, dyktę, blachę, płytę, z której składał się wóz strażacki. Alice chłonęła zarówno przeszłość całości pojazdu, jak i każdej jego pojedynczej części. Od rudy wydobytej z ziemi poprzez proces obrabiania w hucie i wytopienia na kształt nitów, śrub, kabli. Piasek, z którego powstały szyby. Źródło, z którego zaczerpnięto wodę w armatce. Wszystko to posiadało własną historię.

Potem percepcja przestawiła się z rzeczy nieożywionych na osoby znajdujące się wokół. Najbliżej była Lotte. Alice ujrzała w wizji, jak Visser stała w korytarzu kwatery Oddziału w Portland i przeglądała zawartość koperty otrzymanej od Koordynatora. Spomiędzy identyfikatorów i materiałów wysunęła się jeszcze jedna karteczka.

Cytat:
Do detektyw LOTTE VISSER

Powierzam pani dodatkową misję, mając na uwadze interes IBPI oraz śledztwa. Jest ściśle tajna. Nie może zostać podsłuchana w rozmowie, dlatego przekazuję ją na papierze. Proszę nie dzielić się poniższymi wytycznymi z nikim innym. Po przeczytaniu wiadomości należy ją zniszczyć.

W trakcie śledztwa uprzejmie proszę Panią o zwracanie szczególnej uwagi na detektyw IMOGEN OLANDER (COBHAM). Jest to osoba podejrzana o kontakty z Kościołem Konsumentów i potencjalnie może być wtyczką organizacji. Zapewne to ona wykradła i przekazała informacje na temat listy detektywów. W przypadku jakiegokolwiek podejrzanego zachowania z jej strony proszę o bezzwłoczne powiadomienie mnie - z tej przyczyny właśnie Pani otrzymała ode mnie telefon satelitarny.

Uprzejmie przypominam o zniszczeniu kartki.

CONRAD EGELMAN
Koordynator
Psychiczny prąd porwał Harper do drugiej najbliższej osoby - Isma.
Ujrzała przeszłość chłopca jak na przewijanej do tyłu taśmie VHS. Akcja przy plaży, konfrontacja z wilkiem, skręcenie nogi… wcześniej jego rozmowa z Imogen… a przed tym kradzież lalki siostrze oraz gonitwa po terenie campingu.
Potem pojawiły się obrazy z codziennego życia chłopca. Dorośli traktowali go jak łobuza, ale dawał im ku temu powody. Był niesforny, odważny, pyskaty, lubił łamać zasady i podejmować ryzyko. Jego zachowanie brało się głównie z poczucia niezrozumienia. Od dzieciństwa posiadał nadnaturalne umiejętności. Jednak nie pomagały mu, a zamiast tego tworzyły barierę pomiędzy nim, a innymi ludźmi.

Czas zaczął migotać coraz prędzej.
Alice zobaczyła Isma jako niemowlaka - co najwyżej kilkumiesięczne dziecko. Machał pulchnymi rączkami i uśmiechał się do wysokiej kobiety.
- Gratulacje, mały - rzekła nieznajoma. - Znalazłeś nową rodzinę. Poznaj mamusię i tatusia. Teraz oni będą się tobą zajmować.
Harper spostrzegła znacznie młodszą wersję Irmy Pajari oraz mężczyznę, który musiał być jej mężem. Wzięli w ramiona niemowlę i pogłaskali je.
- Czy to znaczy, że już po wszystkim? Że mały… jest już nasz? - zapytała Irma.
- Podpisali państwo papiery adopcyjne, nieprawdaż? - pracowniczka ośrodka uśmiechnęła się do nich. - Już po wszystkim. Czy myśleli państwo o imieniu?
Małżeństwo spojrzało po sobie.
- Tak - Irma zawahała się. - Witaj w domu, Ismo

Alice podążyła kolejnym astralnym korytarzem. Tym razem znalazła się przy swojej przyrodniej siostrze, Natalie. Okazało się, że ta również otrzymała pewną dodatkową notkę, którą przeczytała i zniszczyła w kwaterze oddziału. Ta jednak nie pochodziła od Koordynatora. Nikt nie podpisał się pod wiadomością.

Cytat:
Do detektyw NATALIE DOUGLAS

Ze względu na dobro IBPI powierzam pani dodatkową misję; jest ona wyjątkowa i sekretna. Nie może zostać podsłuchana w rozmowie, stąd ten sposób przekazu informacji. Proszę się nie dzielić poniższymi wytycznymi z nikim (nawet Koordynatorami), a po przeczytaniu tej kartki należy zniszczyć ją.

W trakcie śledztwa uprzejmie proszę panią o zwracanie szczególnej uwagi na detektyw ALICE HARPER i dbanie o jej bezpieczeństwo. Jest to osoba o specjalnym znaczeniu dla IBPI, jednak niestety nie mogę powiedzieć więcej na ten temat z przyczyn ode mnie niezależnych.

Owe zlecenie płynie bezpośrednio z Antarktydy.
Uprzejmie przypominam o zniszczeniu kartki.
Nie mogę podać swoich personaliów ze względu na możliwość przechwycenia informacji zanim zostanie do pani dostarczona.
Alice powoli słabła, jednakże skierowała swój wzrok na Sharifa. To jego znała najdłużej z obecnych tu osób. Już prawie dryfowała po prądach jego przeszłości… kiedy przerwał jej nagły huk.


Wóz strażacki zatrzymał się niespodziewanie.

Sharif poderwał się na równe nogi. Wyjechali już z lasu, a w oddali nie było ani śladu słupa ognia. Zdawało się, że znajdują się na przedmieściach miasta, choć nie miał pewności którego. W oddali majaczyły sylwetki bloków. Wysokie latarnie zapewniały skąpe, lecz wystarczające światło.

Alice wstała, podpierając się o jedną z wystających rur. Siły prędko wracały do niej, choć wciąż czuła przedziwne mrowienia w ustach i oczy trochę inaczej odbierały barwy. Ismo kucał na podłodze, przyciskając dłonie do uszu, jak gdyby chcąc zagłuszyć jakiś niesłyszalny pisk. Fluks trącił go nosem, jednakże chłopiec nie zareagował.

Wtedy usłyszeli głośny, przeraźliwy krzyk dobiegający z przedniej części wozu strażackiego, w której znajdowała się Natalie, Aatu, Arja i jeszcze jeden strażak.

A potem cisza. Przeraźliwa próżnia dźwięku.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 13-05-2017 o 18:21.
Ombrose jest offline  
Stary 20-05-2017, 16:04   #120
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Opierając dłoń na kaburze, Sharif Khalid sięgnął po swój plecak. Wyciągnął z niego pistolet maszynowy HK UMP 45 z kolimatorem, rączką przednią oraz ze złożoną kolbą. Mężczyzna przeładował broń, zostawiając zapasowy magazynek w plecaku, który też zarzucił sobie na plecy. Na koniec rozłożył kolbę i rozejrzał się po znajdujących się w przedziale pojazdu ludziach.
- Sprawdzę, co się stało - powiedział cicho, ale spokojnie jakby mówił o złapanej gumie. - Zostańcie tutaj - dodał i podszedł jeszcze do Alice. Kładąc jej dłoń na ramieniu, nachylił się do jej ucha.
- Miej ich na oku, dobrze? - wyszeptał z lekkim zawahaniem, jakby obawiał się ją tutaj zostawiać.

Alice otrzymała taki ładunek informacji oraz energii, że cudem chyba było iż jej włosy nie falowały samoistnie od przytłoczenia tym wszystkim. Posiadała teraz sporą wiedzę i jeszcze nie miała pewności co z nią uczynić. Wręcz mentalnie wyciągnęła palce by poznać historię Sharifa, ale nie dano jej. Co za złośliwości!
Rozejrzała się po wozie, jakby dopiero się obudziła i dotarło do niej gdzie jest. Słysząc natomiast co powiedział do niej Sharif kiwnęła lekko głową. Krzyk był na tyle wyraźny, że musiała zmusić się do pozostania świadomą sytuacji
- Uważaj na siebie. - zażądała wręcz i pochyliła się, by oprzeć dłoń na głowie Ismo. Pogłaskać. Rozejrzała się jednak po pozostałych i czekała co się wydarzy.

Staruszek mocniej chwycił broń i czujnie rozglądał się po otoczeniu. Wyglądał na bardzo bladego, jednak nie tracił głowy i wyjrzał przez okno w poszukiwaniu wrogów. W tym czasie Hannes dozbroił się w metalowy pręt, a strażak wyjął siekierkę strażacką i chwycił ją pewnie.
- Słuchajcie go, to policjant - mruknął były premier. Po części tymi kilkoma słowami uczynił Sharifa totemem odwagi całej grupy, gdyż oczy wszystkich zwróciły się na Irakijczyka.

Z pomieszczenia prowadziły dwie drogi na zewnątrz - symetrycznie umieszczone po obu stronach wozu, przesuwane drzwi.
- Może pójdę z Hannesem prawym wyjściem, a pan lewym? - zaproponował strażak Sharifowi. - Premier Holkeri mógłby zostać w środku i bronić pozostałych - dodał głosem sugerującym, że nie powinno to być niebezpieczne zadanie.

Tymczasem Ismo wstał i pochwycił kurczowo dłoń Alice, która go wcześniej głaskała. Bez wątpienia chłopiec był przestraszony.

Detektyw przyjrzał się uzbrojonym mężczyznom i po chwili zastanowienia skinął im głową.
- Dobrze - zgodził się Sharif. - Tylko trzymajcie się razem i w pobliżu pojazdu - zakomenderował, podchodząc do drzwi.
Szczęknął zamek pistoletu maszynowego. Sharif, ubrany po cywilu ale z bronią automatyczną, pistoletem w kaburze oraz sztyletem przytwierdzonym do prawej łydki bardziej wyglądał jak bojówkarz niż oficer policji. Złapał za uchwyt drzwi, które miał zamiar otworzyć. Zanim to jednak zrobił, ponownie spojrzał w kierunku Alice. Widząc ją z przestraszonym dzieckiem u jednego boku a psem u drugiego, poczuł jakiś ucisk na żołądku. Wzrok mu się wyostrzył, a mięśnie lekko napięły. Potrzebował chwili by zrozumieć, że tak naprawdę odczuwa niepokój. Bał się. Jednak nie o siebie.
Patrząc jej w oczy, skinął lekko głową. Czy kiedy otworzy te drzwi, jeszcze ją kiedyś zobaczy?
Mocniejszy uchwyt na rączce pistoletu.
- Na trzy. Raz… Dwa… Trzy! - polecił głośniej Sharif i przesunął drzwi na bok, torując sobie wyjście. W mgnieniu oka wyskoczył na zewnątrz, z kolbą przyciśniętą do ramienia i okiem na muszce.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172