Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2017, 16:29   #109
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Black 6 skulił się i zmienił magazynek po czym wychylił głowę żeby rozejrzeć się za możliwością pokonania dystansu przy, w miarę możliwości jak najmniejszym wystawieniu się na ostrzał. Raczej nie chciał niszczyć sprzętu który może się przydać gdy robaczki przyjdą.

- Buerghbuergheee…
- wyharczał Owain, krztusząc się krwią, gdy sięgał do jednej z kieszonek pancerza po medpaka ruchem wolnym, jak gdyby poruszał się w smole. Wykrzesawszy z siebie siłę, by posłużyć się przeciwstawnym kciukiem i chwycić przedmiot tak, by mu nie wypadł, usiłował wbić go sobie w najbliższy nieosłonięty fragment ciała, którym było udo. Powiodło mu się za drugą próbą.
Następnie zaczął pełznąć w stronę wyjścia z autobusu przy fotelu kierowcy.

- Ruszać dupy zanim wam je odstrzelą!! - Darła się przez kanonadę trafiającą busa Black05, sama jednak nie pchając się w zasięg kul. Już raz ją pieprzony robot nafaszerował, drugi raz miała szczęście, i oberwał tylko fotel, a lepiej już więcej nie prowokować losu… sama zajęła się wydostawaniem swych obu plecaków z ich zdychającego już “Pussy Wagon”. Niepokoiła się również jednym xenem, który zniknął już w budynku przed nimi, powinna użyć Detektora i go wytropić, zanim jeszcze im co nabruździ, ale to za chwilę…

- Osłaniaj nas piątka, wywlokę co i kogo się da - nadał Padre, podnosząc trupa. Siłowniki egzoszkieletu zawarczały gdy dał pęłną moc i rzucił truchło na siedzenia obok. Przekręcił się i poniżej linii okien podpełzł do Owaina i złapał go za szelki taktyczne i zaczął wyciągać. Po drodze złapał plecaki ze sprzętem i wyrzucił z busa.


Black 6 wyrzucił pusty mag i wymienił go na pełny. W ładownicy zostały mu jeszcze trzy pełne i cztery w niezaczynanej. Snajpe wychylił ostrożnie głowę ponad framugę rozbitego okna. Widok przez boczną szybę, oddaloną o kilka okien od ściany w jaką wbił się rozpędzony i pozbawiony sterowania bus był całkiem dynamiczny. Od rozbitego ogrodzenia dzieliło ich ze trzy długości ich dogorywającego pojazdu. Wieżyczki wciąż prowadziły intensywny ogień gdzieś w stronę busa. Ale przez wyrwaną dziurę widać było xenosy, w większości te małe, szybkie, zwinne kreatury które musiały skorzystać z częściowej osłony jaką dawał przed ogniem jadący pojazd. Teraz widział tylko te przy samej wybitej dziurze w ogrodzeniu bo resztę zasłaniał mu sam bus. Część zaś wspinała się już po ogrodzeniu i samych wieżyczkach. Czy były w stanie uszkodzić czy zniszczyć mechanizmy obronne tego kompleksu tego strzelec wyborowy z przeszkoleniem paramedycznym nie wiedział. Na jego oczach jednak coś rozchlustało się kleksem na tyle jednej z obróconych w stronę busa wieżyczek. Kolejny mały xenos objawił się znacznie bliżej. Wskoczył przez tylne, rozbite okna do środka rozstrzelanego busa.

Black 4 odczuł zbawienne działanie medpaka prawie od razu. Z medycznego zasobnika jaki miał przy sobie praktycznie każdy regularny uczestnik współczesnego pola bitwy w tym także i Parchy zdołał dobyć jeden z prostokącików ze zbawiennymi środkami stymulującymi popruty i pocięty organizm. Lecznicza biochemia zadziałała prawie od razu. Głuche dzwonienie przycichło. Nadal coś z tyłu ostro strzelało, pewnie te wieżyczki. Ktoś się coś darł, chyba Piątka i Zero. Właściwie to jakoś nawet Zero ciągnął go po podłodze za uprząż. Graeff nadal czuł się fatalnie ale po tym medpakowym strzale już nie czuł się tak tragicznie jak przed chwilą.

Black 5 leżała nadal na podłodze. Zdołała pochwycić pudło z częścią zapasowego sprzetu jaki dotąd uzbierali w busie. Padre taszcząc Owaina po podłodze dotargał się już wręcz na wyciągnięcie ręki do niej. Szóstka zaryzykował puszczenie żurawia przez rozbite okno więc nadal tkwił gdzieś w połowie ostrzeliwanego pojazdu. Xenos który znikł w labie się coś nie objawiał. Za to objawił się kolejny, jeden z tych “kapitanów” który wskoczył przez rufę do środka busa. Czołgające się po korytarzu Parchy były na przestrzał gdyby Isabell zdecydowała się otworzyć do niego ogień. Czasu było mało bo te małe były naprawdę szybkie i długość busa można było się zakładać czy pokona taką odległosć w tylko jedną sekundę czy aż dwie.

Black 0 przeczołgał się po podłodze do niemrawego po trafieniu Owaina. Pancerz i cała sylwetka drugiego Parcha była uwalona czerwoną krwią i Czwórka zostawiał za sobą krwawy szlak. Jednak użył medpaka którego pusta paczka leżała obok niego więc odruchy miał mimo wszystko prawidłowe. Ciągnąć jednak gdzieś oprócz kilkudziesięciu kilogramów własnego oporządzenia jeszcze podobny zestaw razem z właścicielem ekstra było dla Zcivickiego zdecydowanie za ciężkie. Ślizgał się na zabłoconej, zakrwawionej ludzką i nie ludzką krwią podłodze zasypanej wierzgającymi pod butami i kolanami łuskami, pokruszonym szkłem i odstrzelonymi kawałkami metalu, plastiku i wykładzin. Z trudem pokonywał wlokąc Czwórkę przez kolejne metry. Zdołał razem jednak przemieścić się już do tej części autobusu która była wbita w ścianę, w pobliże Krunt. Byli prawie na wyciągnięcie ręki. Nie zdołał jednak wykonać swojego planu złapania jeszcze dodatkowego sprzętu. Musiałby po niego wrócić albo liczyć, że ktoś inny jakoś go zabierze. Choć za nim właściwie został już tylko ich strzelec wyborowy i paramedyk w jednym.

Widząc ważącego do busa bydlaka Black 0 zmienił chwilowo priorytety i wywalił w ufoka resztę magazynka.

Jedna dawka uzdrawiającej chemii i Owain poczuł, że znów może tańczyć. No, może nie tańczyć, bo nie potrafił, a gdyby nawet, to nie od razu, ale był już w stanie wyżyć się na otoczeniu za swoje cierpienia.
Traf chciał, że rolę otoczenia rzucił się, dosłownie, odegrać xenos, który władował się przez tylne drzwi do autobusu. Nie namyślając się długo, Owain chwycił karabin i nie bawiąc się w celowanie ani oszczędny, efektywny ostrzał, dołączył do Padre prując w potworka ogniem ciągłym.

Dwa Parchy leżące na podłodze busa otworzyły ogień prawie jednocześnie do stwora na ostatnim siedzeniu pojazdu. Karabin i karabinek huknęły ogniem i pociski rozerwały stwora na strzępy rozbryzgując go w krwawej fontannie organicznych resztek. Jednak zaraz na jego miejsce wskoczyły dwa następne. Jeden z mniejszych stworów wskoczył nadal z tyłu choć trochę od burty więc nie był widoczny dla leżących na podłodze Parchów. Drugi zaś wskoczył na dach i słychać było drapanie szponów gdy szybko przemieszczał się na front pojazdu. Black 6 widział jak ten pomniejszy stwór wylądował ledwie parę siedzeń od niego. Black 5 dorwała swój zapasowy plecak i była gotowa do następnego etapu swojego planu. *

Padre wyrzucił magazynek i wcisnął nowy. Walnął w dach tam gdzie słyszał drapiące pazury.*

Black05 wrzuciła swój zapasowy plecak ze sprzętem do wewnątrz budynku, po czym zaczęła się rozglądać za walającym się gdzieś po busie Detektorem… zamiast niego, zauważyła jednak dwa kolejne stworki na tyle pojazdu.
- Głowy nisko! - Wrzasnęła, po czym… wystrzeliła z granatnika, granatem zapalającym. No cóż.

Zamieniwszy stwora w masę mielonego mięsa, Owain podniósł się ze stęknięciem i zatoczył ku wyjściu z autobusu, faszerując się kolejnym medpakiem.

Black 0 sprawnie wymienił prawie pusty mag na nowy, z ładownicy. Miał w niej jeszcze trzy pełne magazynki do swojej broni. Prędko wystrzelił w stronę hałasu i pociski podziurawiły sufit. A sądząc z agonalnego skrzeku i kolorowych rozbryzgów jakie zauważyć się dało i spadające za oknem od strony dachu i ściekajace razem z odstrzelonymi kawałkami karoserii na pewno trafił mimo, tak trudnego strzału. Leżący obok Graeff podniósł się i wybiegł z autobusu wbijając sobie najpierw kolejnego medpaka. Szybko szły. Zostały mu już tylko trzy ostatnie. Ale działały! Oddech nadal mu rzęził w płucach jakby coś na nich siedziało ale dzwonienie z uszu ustąpiło. Zdołał wybiec z pojazdu do jakiegoś pomieszczenia z półkami, stołami i tablicami gdy pojazd za nim eksplodował i stanął w płomieniach! Zdołał wybiec jako jedyny z Parchów! Wszyscy inni zostali w środku! Obroża pokazywała jednak, że wciąż jeszcze żyli choć pojazd, zwłaszcza rufę trawiły płomienie które zabryzgały płonącą galaretą całą okolicę w promieniu kilkunastu metrów. Starczyło aż z zapasem by przeszyć cały bus na wylot. Poza eksplozją słychać było piski i wrzaski płonących kreatur oraz nieustający łomot broni maszynowej z wieżyczek. Choć tego już Black 4 nie widział.

Black 5 musiała wymienić pocisk w granatniku z odłamkowego na zapalający. W międzyczasie Zero strzelał i chyba trafił tego stwora na dachu a Owain użył medpaka i wybiegł ze środka. Ona zaś posłała ku rufie pojazdu zapalający pocisk. Nie trafiła dokładnie tam gdzie planowała ale granat odbił się od elementów busa i nadal eksplodował na rufie “Pussy Wagon”. Eksplozja momentalnie owiała całe wnętrze pojazdu zbliżając się ognistą lawiną. Najpierw pochłonęła Black 6 który był najbliżej epicentrum, potem dosięgła i ją i Zcivickiego. Czuła jak rozgrzany napalm przedziera się przez ochrony jej pancerza i pali żywe ciało.

Padre zerwał się na nogi łapiąc najbliższy plecak i wyskoczył z płonącego busa. Rzucił plecak za drzwi.
- Wypad, bo zaraz może pierdolnąć. - Black 0 odpalił stimpaka.*

Owain, oparłszy się o zawalony chemicznymi utensyliami stół, bez słowa obserwował autobus, który wypełnił się ogniem tuż po tym, jak z niego wypadł.
- Tak, to już oficjalne. Ta banda to żadne Parchy, tylko samobójcy. Oddział samobójców, można by rzec. - stwierdził, jak gdyby zakończył właśnie jakąś długą dyskusję zwięzłym podsumowaniem.
Gdy z pojazdu wyleciał nadpalony plecak z ich zasobami materiałów wybuchowych, chwycił go i odciągnął od ognia.

Z krzykiem na ustach, z busa wygramoliła się Black05, szczerząc zęby do Black04.
- Aaaaaaaa!!...aaaale kurwa gówno! - Dodała dymiąc, skwiercząc,, i w sumie płonąc - Sorki, nie tak miało być. Jest tu jakaś pieprzona gaśnica albo kran??

- Kładź się to zadepczemy ogień - zaproponował Black 0.*

Black 4 widział jak po kolei z płonącego pojazdu wypadają trzy, płonące sylwetki. Wraz z wnętrzem pojazdu płonął także ich zdobyczny i uzbierany dotąd sprzęt. Udało im się wynieść dość niewiele. Tyle co każdy miał na sobie. Tylko Piątce i Zero udało się wyrzucić swój zapasowy plecak. Krunt czuła, że płomienie wciąż trawią jej ciało. Wdarły się płonącą strugą pod pancerz i trawiły co popadło. Pancerz strzelca wyborowego też w końcu puścił i ten odczuł jak płynny gorąc wpływa do jego wnętrza paląc i wtapiając wszystko na swojej drodze. Black 0 mógł mówić o szczęściu. Jego egzoszkielet wciąż dawał radę choć nie wiedział jak długo. Za to pozbawiony materiału łatwopalnego płomień powinien wkrótce samoistnie się wypalić. Wciąż jednak byli tuż przy płonącym pojeździe. Zgromadzone tam materiały wybuchowe, miny, granaty, amunicja mogły eksplodować w każdej chwili. Byli stanowczo zbyt blisko by czuć się bezpiecznie. Owain dostrzegł na korytarzu gaśnicę. Nie był pewny czy cywilna gaśnica będzie w stanie ugasić wojskowy napalm ale był pewny, że samą wodą, kocem czy podobnym improwizowanym sprzętem na pewno się tego nie ugasi.

- Wycofujemy się - zabrał plecak i z gotową bronią zaczął zagłębiać się w kompleks laboratoryjny. - Zaraz zrobi się tu gorąco. Działamy w zespołach, 5, 6 i 8 razem, Ja i czwórka druga grupa. Osłanimy się, bo jest tu gdzieś ten gnojek.

-Z tym zapalającym to był zajebisty pomysł, gratuluję szybkiego niemyślenia. - Black 6 zarzucił karabin na plecy i sięgnął po peem
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline