Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2017, 20:13   #110
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Stereotypy ponoć nie brały się znikąd. Każda plotka, przejaw niechęci i złośliwie powtarzany kanon miał odbicie w rzeczywistości, generując często niezbyt przychylne skojarzenia ledwo człowiek zobaczył gębę drugiego człowieka, należącego do którejś ze specyficznych grup rasowych, etnicznych… pieprzyć poprawność, czy jak się to tam nazywało. Ważne, że prosty dowcip o oponach wywołał u Nash lawinę skojarzeń, przyprawiających piegowatą gębę o szeroki uśmiech mimo paskudnej sytuacji, marnych szans na wykaraskanie się z kłopotów, o przeżyciu najbliższych dwunastu godzin nie wspominając. Plan niby ustalony i zaakceptowany przez grupę posiadał masę luk, będąc na dobrą sprawę bardziej improwizacją w ciemno, niż pełnoprawnym harmonogramem działań. Dzielić się wątpliwościami z pozostałymi Parch nie miała najmniejszego zamiaru, woląc zostawić je sobie i użerać na własny rachunek. Pozory opanowania się przydawały, zresztą panika im nie pomoże. Działanie już tak.

Stała z rękoma założonymi na piersi, ćmiąc przyklejonego do warg peta i obserwowała spode łba parę trepów, pozwalając im się wygadać do woli. W tym czasie przysłuchiwała się odgłosom rozróby, dobiegającym na szczęście z oddali. Wyglądało, że parchobus wpieprzył się na minę, ale nie dosłownie.
- Ciepło tam mają, słyszycie? Ten wybuch. Nie mina, czysta eksplozja. Mała. Granat. - parsknięcie zlało się w jedno z beznamiętnym głosem lektora Obroży. Ruda głowa obróciła się w kierunku hałasu, a chmury sinego dymu otaczały ją na podobieństwo całunu, dzięki któremu smród rozkładającej się w upale padliny zdawał się znośniejszy. Nie wydawała się poruszona, bardziej rozbawiona. Splunęła pod nogi, prychając do kompletu, zaś złote oczy przeniosły ironiczną uwagę na Patino. Zasięgnęła się, puszczając dymną obręcz przed siebie.
- Z ciekawości pytasz? Mhm. Jasne. Więc przed wojem nie stałeś po zasiłek tylko kroiłeś bryki. Ambitnie. Znasz ten dowcip? Wchodzi meks, czarnuch i żyd do baru, a barman na to wypierdalać- wystukała jedną ręką, drugą wyłuskując z paczki przedostatniego papierosa, którego odspawała od tego prawie dopalonego. Syntezator w tym czasie dokończył krótkim - Ha ha ha ha ha.

Dwaj mundurowi przystanęli gdy usłyszeli wypowiedź Parcha z wytrawionym numerem czarnej ósemki. Najpierw też jeszcze raz spojrzeli wzdłuż ściany budynku. Sam budynek klubu a potem dżungla i tak blokowały dość dobrze najkrótszą linię z której dochodziły odgłosy walki. - No trochę ich tam kroją. - mruknął marynarz a Latynos kiwnął głową. Obecnie byli zbyt daleko by zrobić coś więcej niż komentowaniem tamtej walki.

Za to kawał chyba obydwu się spodobał. Roześmieli się o własnych siłach bez pomocy lektora. Johan uspokoił się pierwszy, ale Elenio nadal się chichrał. Mahler uniósł brew, gdy Patinio zaczął wskazywać na niego palcem.
- Co się rechoczesz kolorowa małpo? - zapytał swobodnie jak to tylko dobrzy kumple mogli znieść bez obrazy taką odzywkę.

- To z Żydami do ciebie było! - roześmiał się Latynos ucieszony, że znalazł jakiś przytyk z dowcipie pod który mógł podpiąć kumpla.

- Nie jestem Żydem, jełopie.
- prychnął marynarz kręcąc głową gdy musiał rozczarować kolegę.

- No to co? Do czarnucha i meksa nie pasujesz za cholerę. A przecież musisz się jakoś wpisać w obrazek. - wyjaśnił mu Latynos na co marynarz znów pokręcił głową, odwrócił się i ruszył w kierunku przewróconego pikupa.

Nash obcięła krytycznie marine od dołu do góry, zatrzymując rozpoznanie na zamkniętym metalowymi okowami multinarzędzia nadgarstku. Pokiwała powoli, wręcz z namaszczeniem głową, przyjmując minę jakby potwierdziła się któraś z jej teorii.
- Żyd jak chuj - syntezator wyraził na głos konkluzję Parcha odnośnie Mahlera - Szekli do naprawy mu szkoda. I ten nos. Duży. Bo wiadomo, powietrze jest za darmo. Wszystko się zgadza - parsknęła, szybko jednak spoważniała. Zniknął półuśmiech, zostawiając po sobie determinację.
- Poradzisz sobie? - pytanie i złote oczy skierowały się idealnie na twarz kaktusa - Druga pozycja jest mniej bezpieczna. Krzycz jakby coś się działo, będę niedaleko. I pospiesz się. Uważaj, nie ryzykuj. Mów jak potrzeba pomocy. Masz komunikator - przekaz się urwał, kobieta westchnęła, wystukując krótkie - Uważaj.

- Pytasz Latynosa czy poradzi sobie z odkręceniem opony? - upewnił się czy dobrze słyszy. Wskazał przy okazji a środek swojego napierśnika. - Pewnie, że sobie poradzę. No chica, jak w ogóle możesz pytać o takie rzeczy?! - wybuchnął sparodiowaną złością wyrzucając ramiona na boki. - Tego tam filuj, bo chłopcy z Floty to wiesz, dwa drzewa na krzyż i już się gubią. - Latynos machnął dłonią w stronę Mahlera oddalającego się w stronę przewróconego wraku zawiniętego o drzewo.
- I też na siebie uważaj. - dodał przyjaźniej uśmiechając się do złotookiego Parcha całkiem sympatycznie, po czym odwrócił się i zaczął wracać do furgonetki, którą planowali przywrócić do stanu jezdnego.

Okolica definitywnie cierpiała na nadmiar kaktusów, ale Ósemce ten stan rzeczy odpowiadał. Nie uśmiechała się jej wizja pomniejszenia grupy. Hollyard dobrze gadał - działając razem mieli szansę się wyślizgać z gówna… ci, którzy wciąż posiadali jakąkolwiek przyszłość. W powietrzu rozległ się charkot, zaskrzypiały popalone struny głosowe, a lewa ręka Parcha wystrzeliła do przodu, łapiąc odchodzącego za ramię i osadzając w miejscu. Szybko zrobiła krok do przodu, przez co zderzyli się pancerzami. Nie przeszkodziło jej to jednak wychylić się i pocałować go w policzek, zaraz przy uchu. Cały manewr trwał mgnienie oka, po czym ciała się rozdzieliły, dłonie wróciły do dzierżenia karabinu, uwaga zaś powędrowała do Mahlera. Jako techniczny przy robocie musiał mieć wsparcie. Odkręcenie opon było łatwiejszą częścią wycieczki.

Złapany nagle Latynos wydawał się kompletnie zaskoczony takim “atakiem”. Black 8 udało się więc go złapać i pocałować. Po wszystkim pozwolił się Nash z powrotem odwrócić. Właściwie to nawet zdążyła dać już krok, gdy stupor z zaskoczenia chyba mu przeszedł.
- Ekstra, teraz ja! - wrzasnął wesoło i właściwie powtórzył manewr złotookiego sapera. Złapał ją za ramię, odwrócił i wpił w nią swoje usta, ale przytrzymał i pocałował mocno i głęboko.
- Teraz dobrze. - uśmiechnął się, zwalniając uścisk.

Po tym niespodziewanym chyba dla całej trójki rozstaniu, Elenio zniknął im z oczu. Zostawili go grzebiącego przy oponie, choć nadal mogli porozumiewać się przez komunikatory.
Sami dotarli przez rozstrzelany lejami i wrakami parking do skraju dżungli. Z bliska przewalony pickup prezentował się jeszcze mniej okazale niż z daleka. Właściwie to w ogóle. Wyglądał jak wrak zawinięty częściowo o pień drzewa. Johan jednak oglądał go z wyraźnym zainteresowaniem. Zwłaszcza sterczące w górę opony.

- Ta się nada. - poklepał po tylnym kole sterczącym do góry. Było w górze więc nawet dla Nash wyglądało na całe i na dość łatwe chyba do zdjęcia. Niestety dla niej te, drugie, obecne górne wyglądało na postrzępioną gumę przyczepioną do felgi. - I ta się nada. - wskazał po chwili wahania, klękając, by obejrzeć dolne obecnie koła. Wskazał na drugie tylne. Wstał znów szacując ich szanse. - Wskoczę na górę i odkręcę. - powiedział puszczając karabin i podchodząc do wraku. - Potem spróbujemy go przewalić i odkręcić te drugie. - dodał wskakując i gramoląc się na burtę pickupa. Z tonu głosu i wahania na twarzy dało się zauważyć dwie trudności. Po pierwsze wrak był dość mocno wbity w ten wrak więc nie zapowiadało się na bezproblemowe ściągnięcie go na cztery koła. Choć nadal była spora szansa, że im się uda skoro mieli z pionu wrócić go do naturalnego poziomu. Drugą trudnością było to, że jednej osobie mogło być cholernie ciężko ruszyć ten wrak. Więc pewnie musieliby spróbować we dwoje. Co zaś oznaczało, że wtedy oboje byliby niechronionymi plecami od strony dżungli.

Do wyrażenie głębokiego niezadowolenia Ósemka nie potrzebowała głosu. Warknęła przez zaciśnięte zęby, przekładając broń na plecy. Nastawiali się oboje na atak z tyłu, jednak jeśli naprawy miały przebiegać sprawnie, musieli zaryzykować. Pozostali załatwiali sprawę w bunkrze, Patino kradł koła. Im zaś przypadło inne zadanie.
- Ogarniamy razem. Szybko - Obroża szczeknęła, a Nash zawtórowała jej kolejnym warknięciem.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline