Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2017, 21:03   #103
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją



- Cześć. Kevin Walker jestem. Ale wszyscy mi mówią Kev. - pilot wyciągnął dłoń w stronę drugiego pilota witając się przyjaźnie. Przyjemnie mu się oglądało. I odchodzącą pathfinderkę i stojące przed nim obydwa latadełka. Wreszcie prawdziwe latadełka! No ok, nie myśliwce co prawda ale jednak przecież też na nich chętnie by się przeleciał. Cieszyło go tak samo jak to, że wbrew początkowym spinom z Adrą udało mu się jakoś dogadać i teraz zrobiło się całkiem sympatycznie. Był jednak ciekawy. I tego co mają w sobie te dwa latadełka i tego co ma do powiedzenia Amir, do którego Adra najwyraźniej nie była uprzedzona jak do tego Colsona czy jak mu tam było, no i tego co sam Amir ma do powiedzenia. Zgadywał, że chodzi o coś wspólnego z lataniem i latadełkami skoro ściągnęli ze wszystkich kolonistów, właśnie jego. Miał przynajmniej takie po cichu nadzieję.


- Amir Duerr, pierwszy pilot Argos. - przedstawił się nieznajomy pilot odwzajemniając pewny uścisk dłoni Kevina.

Następnie Amir obrócił się w stronę maszyny, przy której stali.

- To jest prom, który obsługuję. Prom jest własnością Fundacji. To dość zaawansowana technologicznie jednostka typu GUV z napędem grawitacyjnym. Idealny dla szybkiego transportu planetarnego, w tym także do krótkich zadań orbitalnych. Ładowność 1,67 ton, oprócz tego może zabrać na pokład do ośmiu osób. - Amir zaczął przechadzać się wokół jednostki - Waga promu to około trzy tony. Maksymalna prędkość to 500 km/h… - Amir zawahał się na chwilę, oglądając jakieś niewielkie zarysowanie. Przetarł je kciukiem, po czym kontynuował obchód - ...da się polecieć szybciej rzecz jasna, ale nie jest to wskazane. Zatankowany do pełna przeleci blisko 6 tysięcy kilometrów. Muszę przyznać, że całkiem miło się go pilotuje jak na transportowca. - Amir zatrzymał się przy wejściu, opierając się przy przycisku otwierającym drzwi i spojrzał na Kevina.


- Zostałeś wytypowany przez pułkownik Aurelię Zavisha do asysty. Mam nadzieję, że latałeś już jednostkami z napędem grawitacyjnym, bo mam blisko trzy, z górką cztery godziny by nauczyć cię niezbędnych podstaw. - oznajmił pierwszy pilot.


Pilot słuchał drugiego pilota i kiwał głową obchodząc z nim jego maszynę. Świetnie go rozumiał, sam też by pewnie podobnie wprowadzał nowego dla siebie pilota. Jednostka była całkiem ciekawa. Nowoczesny, szybki transportowiec akurat do przerzucania małych grup na całkiem kontynentalne odległości. Choć nie był to typowy transportowiec szturmowy, brakowało mu opancerzenia, zwłaszcza z dołu, no i uzbrojenia, choćby obronnego jak wyrzutniki flar. Więc do zadań stricte bojowych raczej należało unikać jego stosowania, chyba, że sytuacja byłaby bardzo awaryjna. Kevin słuchał, oglądał i na razie się nie odzywał. Zaciekawił go wątek Zavishy. Tej ex-pułkownik jak zdradziła mu Adra. Teraz znów się pojawiło nazwisko starszej oficer więc widocznie była tu całkiem ważna. Ciekawe, że poleciła posłać właśnie po niego. Ale nie narzekał. Właściwie w końcu wreszcie miał szansę zasiąść za prawdziwymi sterami, prawdziwego latadełka!


Amir widząc u Kev’a pewność siebie, charakterystyczną dla profesjonalisty, nie czekał dłużej

- Do dzieła. - powiedział, a po naciśnięciu przezeń przycisku, drzwi od GUV’a uniosły się do góry z cichym syknięciem.


Znalazł się w kabinie zaraz po pierwszym pilocie i siadł na miejscu copilota. Zlustrował tablicę kontrolną, stan paliwa i pozostałych wskaźników. Miał wrażenie, że Amir chyba chce się upewnić czy im wszystkim kitu nie nawciskał z tym swoim pilotowaniem. Zaczął więc od klasyki. Czyli od sprawdzenia przedstartowej checklisty. Jako drugi pilot po kolei zczytywał z listy kolejną pozycję i czekał aż Amir potwierdzi, że jest ok.


Amir nie miał żadnych karcących uwag, zwrócił tylko konstruktywnie Kevinowi uwagę na kilka rzeczy i pokazał czym ta jednostka różni się od poprzednich modeli i na co należy uważać, a co można wykorzystać w konkretnych sytuacjach. Kolejno, nawet mimo że nie było to konieczne tłumaczył nowemu drugiemu pilotowi co gdzie się znajduje i do czego służy. Nie śpieszył się ze startem, mimo że Cobra 222 wyraził gotowość statku do wznoszenia.


Otworzyli jeszcze próbnie włazy od luków transportowych i znów wysiedli na chwilę. Amir pokazał gdzie znajdują się pasy zabezpieczające ładunek, miejsce dla pasażerów i wiele innych. Ot takie oprowadzanie, prawie jak po nowym mieszkaniu.


Wreszcie nadszedł czas na próbny start oraz krótki lot. Mieli polecenie by nie oddalać się dalej jak 10 km od kolonii, więc na wiele nie było co liczyć.


Znał to. Z obu stron. Walker wielokrotnie bowiem był po obu stronach tej sceny. I bywał tym bardziej doświadczonym i pierwszym pilotem i bywał tym drugim no i nawet tym co pierwszy raz siadał za sterami jakiegoś typu maszyny. Dlatego okazywał zrozumienie i potrafił powściągnąć niecierpliwość. W końcu wiedział, że na miejscu Amira postąpiłby pewnie tak samo. A jednak i tak ją czuł. Jak zawsze gdy było tuż przed lotem, tuż przed odpaleniem startera, uruchomieniem silników i wzniesieniem się w przestworza. Czuł to. Niecierpliwość. Ta młodzieńcza, szczeniacka wręcz niecierpliwość która chyba od urodzenia rwała go w przestworza i przestrzeń. Która napędzała go i ładowała energią, zmuszała do ciągłego sprawdzania krańca możliwości swoich i maszyny jaką sterował.


Razem z Amirem przewędrował też na zewnątrz, i do ładowni, i jeszcze raz do kabiny pilotów. Z pasami sprawa wydawała się dość prosta ale było to ważne. W końcu gdyby zabrakło im loadmastera to pewnie pilnowanie załadunku spadałoby na drugiego pilota. Czyli na niego. Wierzył, że sobie poradzi choć rozumiał czemu Amirowi tak zależy. Widać chciał mieć kogoś sprawdzonego i zdolnego do podjęcia każdego zadania jakie mogło trafić się na pokładzie tej jednostki.


Jednak wreszcie wrócili za stery! Co prawda dla Walkera, rola copilota zawsze była… No jak srebrny medal. Albo skrzydłowy w myśliwskiej parze. Ale bywał i jednym i drugim więc poradził sobie i tym razem. W końcu para pilotów stanowiła zespół. Gdy pierwszy pilot koncentrował się na locie, drugi na kontroli systemów pokładowych. Uzupełniali się więc wzajemnie. Ale wreszcie w pewnym momencie Amir dał mu przejąć stery. Nareszcie!


- Przejmuję stery. - oznajmił klasyczny komunikat dający wyraźnie znać moment przejęcia sterów przez drugiego pilota. Z satysfakcją poczuł jak maszyna reaguje na jego ruchy. Co więcej Amir chyba miał do niego na tyle zaufania, że pozwolił mu poćwiczyć lądowanie i start. Lądowanie wiadomo, nawet w pokojowych i w pełni optymalnych warunkach jest zwyczajowo uznawane za o wiele trudniejsze niż sam start czy zwykły lot. Niemniej Kevin sadzał i latał podobnymi maszynami nawet jeśli nie dokładnie tym modelem. Znał więc te zmianę w wibracji silników oznajmiajacych zmniejszenie ciągu, zmniejszenie prędkości, wreszcie zawis nad wybranym, polowym lądowiskiem. Potem opadanie jak gigantyczną windą. Wreszcie przyziemienie i ten moment gdy już maszyna zaczyna mieć ten niemrawy ciąg i osadza się na lądowisku jeszcze przez moment grzęznąć w trawie i ziemi.


A potem na odwrót. Zwiększenie ciągu, głośniejszy wizg silników, wznios w górę, za pierwszym razem “pokojowo”, łagodnie i w górę. Przy drugim jednak poderwał maszynę bojowo. Choć ostrzegł Amira co zamierza zrobić. Ta oderwała sie od polowego lądowiska skosem w górę co dało się odczuć zauważalnym przeciążeniem. Słabym jak na naddźwiękowe prędkości myśliwców ale jednak maszyna pozwoliła odczuć nacisk na pierś jak w ekspresowej windzie. Mimo, że był to cywilny, transportowy grav a nie myśliwiec czy chociaż szturmowiec. Komuś nie nawykłemu do lotów mogło wydawać się ostro ale dla pasażerów w stylu Pathfinderów o załodze lataczy nie wspominając mieściło się raczej w zwyczajowym treningu. Ot na przykład gdyby lądowisko znalazło się po ostrzałem albo maszyna została by namierzona przez systemy celownicze wroga. Ten drugi start był właśnie taki dynamiczny, szybki, bojowy właśnie taki jak lubił.


Z myślą o Adrze i pewnie jej kolegach poćwiczył też zawis. Ot zatrzymał się nad lasem nieruchomo jakby miał im dać czas na zdesantowanie się po linach na ziemię. Zrobił kółko i po chwili zawisł ponownie w tym samym chyba miejscu. Chyba bo zazwyczaj pilot leciał na wskazania tych z ziemi dawanych albo specjalnym wskaźnikiem albo choćby latarką czy flarą jeśli tego nie było. Teraz nie mając “tych na ziemi” Walker po prostu zawisł ponownie na kilka minut jakby z kolei dawał im czas na ewakuację się z ziemi na pokład.


Poćwiczył też niskie przeloty. Takie antyradarowe. Potrafił lecieć nisko, nawet tak niski, że kabina latacza była poniżej korony drzew lasu. Więc od dna latadełka pozostawało po kilka czy kilkanaście metrów zapasu. Bardzo niebezpieczny manewr bo “w razie czego” pozostawiał właściwie zerowe możliwości na reakcję pilota. Bo piloci ze swoimi latadełkami to jak i marynarze ze statkami. Czyli im głębiej w przestrzeni czy morzu tym lepiej bo bezpieczniej. Przynajmniej to się sprawdzało przy cywilnych przelotach. Ale wysokie i bezpieczne przeloty były dziecinne łatwe do namierzenia przez jakikolwiek radar, lidar czy skanery podczerwieni. Cywilom na tym nie zależało. Ale takim powiedzmy Pathfinderom to już mogło narobić koło pióra. No chyba, że właśnie leciało się szorując wręcz brzuchem po ziemi. Wówczas nadal można było być wykrytym bo złotego środka na to nie było no ale szansa była na to o niebo mniejsza.


Posprawdzał też jak reaguje maszyna w powietrzu. Jak przyśpiesza i jak zwalnia, jak jest zwrotna w wirażach i jak szybko się wznosi. Mniej więcej wiedział czego się spodziewać ale jednak każdy model i każda maszyna była jednak trochę lub całkiem inna. Wolał to potestować gdy była okazja i Amir pod ręką niż w jakimś innym zestawie.


- Świetna maszyna. Podoba mi się. Prawdziwe latadełko. - uśmiechnął się gdy znów przekazał stery Amirowi. Wreszcie znów mógł się poczuć jak prawdziwy pilot za sterami prawdziwego latadełka.


- To widać. Dobra robota panie Walker. Po zachodzie widzimy się ponownie. Pułkownik Zavisha chce omówić ze mną jedną rzecz. Chcę byś mi towarzyszył jako copilot. - odpowiedział Amir.


- Jasne. Nie ma sprawy. -
zgodził się Walker który po swoim oblataniu grava był wręcz w wyśmienitym humorze. Nie uszło jednak jego uwagi to, że właściwie łącznie z tym co mu wcześniej powiedziała Adra szykowało się na jakiś numer i to z tym właśnie przetesowanym przez niego latadełkiem w jednej z głównych ról. - A możesz powiedzieć mniej więcej o co chodzi? Bo drugi pilot to brzmi trochę jak odprawa przed lotem bojowym. - zapytał przekrzywiając nieco głowę by spojrzeć na twarz drugiego pilota. - Ale może to tylko takie głupie skojarzenia i chodzi o coś bardziej przyziemnego. - machnął ręka uśmiechając się znowu gdy wrócił do zwyczajowego tonu lekkoducha.


GUV pod sterami Amira Duerr’a szybko znalazł się nad kolonią, przyjmując pozycję do lądowania.
- Mi również nie zdradzono wiele. - Amir wyjrzał z kabiny pilota w dół. - Nie wiem kiedy, ani gdzie... - podjął znów zwracając się twarzą bardziej do Kev’a. - ...wiem tylko, że czeka nas dość ciekawy manewr lądowania na wodzie. I to tą sprawę będziemy omawiać.


- Jasne. Nie ma sprawy. No to do wieczora. I dzięki za te wprowadzenie, fajnie lecieć z kimś kto już wylatał trochę godzin na tej maszynie. - Kevin uśmiechnął się i pożegnał się z Amirem wracając do reszty obozu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline