Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-05-2017, 11:36   #101
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Zgodnie z legendami, odyseja Argonautów rozpoczęła się tragicznym w skutkach wdrożeniem przedsięwzięcia zwanego później projektem P A N D O R A. Zaledwie niewielki odsetek populacji Argonautów opuścił planetę Terra. Reszta musiała zostać i prawdopodobnie... zginąć. Przyjmując założenie podróży z prędkością bliską prędkości światła oraz śledząc szlak ich podróży, a także różnoraki wiek pozostawionych śladów egzystencji, można wysunąć pewne hipotezy co do tego gdzie znajdowała się Terra. Dziś jednak to zupełnie inny system i na próżno szukać tam jakichkolwiek śladów Argonautów. Ich świat przepadł na zawsze.

Czy wierzę, że wciąż możliwym jest spotkać Argonautów zagubionych w obcym czasie i przestrzeni? Tak, spójrzcie no tylko na siebie!

XXI Historyk Imperialny, Johan Chórto “Mosty Spalone Przez Czas”.


Dzień po lądowaniu: 154. Czas do zimy: 29 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, Obóz Landing



Pierwsza Kolonia Fundacji na Avalonie

Nie wszyscy minione wydarzenia znieśli bez szkód na zdrowiu. Pomijając naturalne kłopoty z przystosowaniem do normalnego funkcjonowania, po wybudzeniu, u jednych poważniejsze u innych mniej, część z osób zwyczajnie nie radziła sobie psychicznie.

W pomieszczeniu, w którym znajdowały się osoby, które wciąż nie wróciły do pełni zdrowia, czuć było ostry, nieprzyjemny zapach kwasów żołądkowych, który stale utrzymywał się wewnątrz, mimo że w pomieszczeniu szybko przywrócono obieg powietrza wentylacyjnego. Prócz tego, dało się słyszeć miejscami cichy, pozbawiony sił płacz, a czasem, w napadach paniki któregoś z pacjenta przerażone krzyki.

Mariah Bojaxhiu oraz Leo Kupcajew kilka godzin po wybudzeniu byli już względnie w dobrym stanie. Było jasne, że zwyczajnie źle znieśli przymuszoną hibernację, jednak w przypadku Nirada Sariff, Kory Octavii, Teodora Margialli, Quay Mla oraz Louis’a Bouleau sprawa wyglądała zdecydowanie gorzej. Do następnego dnia wciąż musieli pozostawać pod opieką lekarzy. Zwłaszcza młody Louis Bouleau, stale trwał w stanie irracjonalnego przerażenia, niezwykle wyczerpującego dla organizmu. Podawano mu środki uspokajające. Pomogło, lecz po jakimś czasie napady lękowe powracały.



Nae “Tek” Tinnoe, gabinet Benjamina Taro

Benjamin poprawił okulary, w geście który chyba już dawno stał się odruchem bezwarunkowym. Wysłuchał mechanika Nae Tinnoe i przyznał mu rację.
- Miałem nadzieję, że statek uda się jeszcze odratować w stanie, w miarę możliwości, nienaruszonym, ale zastając kolonię w takim stanie, będzie nam potrzebna każda pomoc. To dobry pomysł. Masz moją zgodę na demontaż potrzebnych części i oczywiście zabranie narzędzi i innych rzeczy, które jeszcze tam się ostały. Mamy do dyspozycji prom pilotowany przez pierwszego pilota Argos. Nie powinno być problemu z jego użyciem. Pilot wszakże podlega kapitanowi, ale prom należy do Fundacji. Jestem umówiony na spotkanie z Aurelią. Omówimy kilka istotnych kwestii, jednak już wiem, że sprawa statku Nadziei Albionu będzie musiała zaczekać dzień lub dwa. Oczywiście w tym czasie zajmę się organizacją tej wyprawy i skontaktuję się z kapitanem Mensk. Dziękuje za pomoc Nae.

Benjamin zdjął okulary i zaczął przecierać szkiełka, po czym odniósł się do sprawy szkolenia z broni.
- Nie dziwi mnie wcale, że masz broń i nie umiesz z niej korzystać - Benjamin nawet się nie uśmiechnął, co znaczyło, że wcale nie stroi sobie żartów - Jestem pewien, że wiele osób zwłaszcza spośród poprzednich kolonistów zakupiło broń specjalnie na okazję osadnictwa na nowej planecie. - Benjamin oparł głowę na zagłówku siedzenia- Nigdy nie wiadomo na co się natrafi. Najlepiej jak popytasz u ludzi Aurelii. Gubernator Carl utworzył także dział, który nazwał garnizon. Zdaje się, że właśnie Aurelia objęła także w nim dowództwo.



Carl Cabbage, gabinet gubernatora planetarnego

Fakt, że między innymi Nirad Sariff wciąż borykał się ze zdrowiem był niewątpliwie solą w oku nowo-ustanowionego gubernatora. Zgodnie z wprowadzoną dla bezpieczeństwa zasadą, mającą ograniczyć wpływ potencjalnych wrogich psioników na decyzje dowództwa, każdy rozkaz miał być potwierdzony przez wyznaczoną osobę. Carl Cabbage z marszu wyznaczył Nirada jako swojego przybocznego, jednak póki Nirad Sariff nie wydobrzeje, funkcję tę przejęła Ama Ala, co nie obyło się bez wyrazów zdziwienia u reszty kolonistów.

Kolonistom mogłoby wydawać się, że Carl Cabbage niewiele uczynił jeszcze podczas dnia wybudzenia, lecz było to tylko złudzeniem. W istocie jego dzień był niezwykle pracowity. Po uprzątnięciu gabinetu ex-gubernatora Alain’a deVall, Carl mógł zabrać się do pracy. Na nowo dokonał organizacji drużyn, po czym usiadł w fotelu, rzucił okiem na listę spraw i wywołał sekretariat.
- Pani Meere, proszę połączyć mnie z Tomem Mervinem i zapowiedzieć Wielebnej Ali, że chciałbym się zobaczyć z nią w sprawie ważnej dla kolonii tak szybko jak tylko to możliwe.
- Łączę - odpowiedział mu melodyjny głos Elizy.
- Panie Mervin, mam prośbę. Proszę wywołać orbitę. Chciałbym zamienić wymienić uprzejmości z kapitanem, który uratował nam skórę...

Krótką chwilę później na holoekranie pojawiło się logo harlańskiej floty, które znikło, pokazując poważnego, ciemnowłosego mężczyznę z krótko przystrzyżoną brodą.
- Komandorze Mensk - Karl odruchowo zmienił postawę, jak i ton rozmawiając z wojskowym, zupełnie jakby wskoczył w swoje stare buty - Nazywam się Carl Llevelyn Cabbage, obecnie pełniący funkcję gubernatora Planety Avalon. Przepraszam że przeszkadzam, ale chciałem osobiście przekazać podziękowania moje i moich ludzi za przybycie nam na ratunek i zapytać o sytuację na orbicie.

Ergo Mensk, kapitan statku Argos dostrzegłszy w swoim obrazie surową twarz świeżo upieczonego gubernatora zmrużył brwi, by po chwili unieść prawy kącik ust w czymś na kształt lekkiego uśmiechu.
- Nie musi się pan obawiać o sytuację na statku, gubernatorze Cabbage. Oczywiście otrzymałem już raporty o sytuacji na planecie Avalon, ale rad jestem widzieć osobiście część załogi Nadziei Albionu żywą.

- Tylko dzięki Wam. Proszę przekazać załodze wyrazy uznania. Cieszę się, że na orbicie wszystko w porządku, po prostu bez radarów i lidarów czuję się uziemiony, zwłaszcza po wypadku poprzedniej jednostki. Obudziłem się dopiero na planecie. Dziękuję za poświęcony czas, kapitanie, pisząc raport z pewnością wspomnę Was w samych superlatywach. Proponuję umówić się na dłuższą rozmowę później. Moja asystentka skontaktuje się pańskim stewardem i z pewnością znajdą nam wspólną chwilę. Bo prawdę mówiąc tu na dole granat walnął w szambo i wciąż to ogarniamy - zakończył wojskowym żargonem Karl - Spokojnej wachty kapitanie!

- Proszę zaczekać. - wstrzymał go Ergo Mensk - Skoro już rozmawiamy, chciałbym poruszyć sprawę kobiety imieniem Nicol Brooks. Jako gubernator powinien pan wiedzieć, że mimo iż była częścią załogi mojego statku, więcej nań nie powróci.

- Zarzuty kryminalne? - spytał się Karl, niezbyt szczęśliwy, że zrzuca mu się zgniłą śliwkę, ale rąk do pracy nigdy za wiele. Nawet jeżeli miałaby to być praca przymusowa.

- Rażące naruszenie regulaminu. Nie mam zamiaru tłumaczyć się z decyzji pana Taro oraz osób jakie mu towarzyszą. Niech pan uważa również na Hermanna Bruno Von Bismarck. To taka moja dobra rada. - powiedziawszy te słowa Kapitan skinął głową, dając do zrozumienia że uważa rozmowę za zakończoną.

- Będę uważał i dziękuję. Postaram się by nie narobili szkód na mojej wachcie. Do zobaczenia Komandorze Mensk! - odpowiedziało mu znów milczące, acz uprzejme przytaknięcie kapitana, po czym hologram rozpłynął się w nicość.


Kolejnymi sprawami było zapewnienie dostępu do broni dla osób z garnizonu. W tym celu spotkał się osobiście z Benjaminem Taro. Sprawa ta na szczęście nie przyprawiła wiele kłopotów, co obiecująco rzutowało na dalszą współpracę. Z inicjatywy gubernatora została spisana także oficjalna umowa między Fundacją, a Carlem Llevelyn Cabbage. W warunkach umowy jasno stało, że pełni on funkcje gubernatora do czasu odnalezienia zdolnego do pracy Alaina deVall, bądź przybycia statku “Morgana”. Umowa miała więc charakter tymczasowy. Dodatkowym zastrzeżeniem ze strony Benjamina był status osób zatrudnionych bezpośrednio przez fundację, konsorcjum oraz imperialnych żołnierzy ze statku Argos. Ci na terenie kolonii podlegali prawom i obowiązkom jak każdy inny kolonista, lecz poza kolonią, to kolejno Benjamin Taro, Zahary Durra oraz Juno Hope pełnili zwierzchnictwo. Carl zyskał również prawo do dysponowania ładunkiem przywiezionym przez Fundację. Do całości brakował jeszcze tylko jego podpis, który mimo pewnych zastrzeżeń Komandora pojawił się na dokumencie w obecności głównych osób w kolonii.

Kiedy dzień miał się już ku końcowi, Carl Cabbage otrzymał wreszcie raport od Ariadne Kalis.


Do: Gubernator C. L. Cabbage.
Od: Ariadne Kalis

Gratuluję objęcia stanowiska gubernatora. Ma pan moje pełne poparcie. Zgodnie z poleceniem dokonałam rozeznania w kolonii. Oto efekty między innymi mojej pracy.

Osoby zaginione:
Alain deVall, Risa Amenabar, Simon Amenabar, Johann Gottlieb, James Bouleau, Horace Mgujo, Milton Frez, Jeremiasz Anders

Osoby niedysponowane:
Nirad Sariff, Kora Octavia, Teodor Margialli, Quay Mla, Luis Bouleau

Przegląd techniczny infrastruktury kolonii:
Infrastruktura kolonialna w stanie nienaruszonym, wymaga prac konserwacyjnych, prace w toku.

Ocena działu żywnościowego:
Wszelkie zapasy zostały utracone. Z wykorzystaniem zapasów przywiezionych przez załogę Argos jedzenia wystarczy na 130 dni. Konieczne staje się łowiectwo lub/oraz rybołówstwo. Trwają prace przygotowawcze pod nową uprawę roślin w habitacie rolniczym. Pierwsze przewidywane zbiory za 60 dni, niezdolne wyżywić całą kolonię.

Ocena działu orbitalnego:
Zaginął niesprawny prom kosmiczny, wciąż jesteśmy w posiadaniu sterowca. Fundacja oraz Argos jest w posiadaniu promu transportowego. Argos odnalazł wrak Nadziei Albionu, w którym nie stwierdzono obecności dwóch zaginionych modułów. Moduły spadły w miejsce docelowe podróży Nadziei Albionu.
Kamery oraz nadajniki podczas hibernacji prawdopodobnie zostały wyłączone, a wszelkie nagrania jeśli istniały, zostały zlikwidowane. Także te z pierwszych dni na kolonii.

Lista zaginionych rzeczy:
w załączniku

Raport psychologa:
Większość kolonistów radzi sobie z zaistniałą sytuacją, lecz kilka osób wymaga pomocy, zwłaszcza Lou Bouleau. Za główną przyczynę problemów psychicznych uważa się zetknięcie z nieznanym oraz dziwne wspomnienia senne, które u niektórych osób były wyjątkowo rzeczywiste i nieprzyjemne. Z wyjątkiem chłopaka, powrót do równowagi przebiega obiecująco. Osoby podlegają stałej opiece mojej oraz personelu medycznego.

Raport końcowy - Ariadne Kalis:
Czas spędzony w kriokomorach - 132 dni. Do kalendarzowej zimy ustalonej przez załogę Kelper pozostało 29 dni.

Z wcześniejszych analiz rezerw energetycznych oraz długości okresu spędzonego w kriokomorach wynika, że kriokomory musiały być dodatkowo zasilane. Nie odnaleziono dodatkowych źródeł energii, prawdopodobnie akumulatory były ładowane.

Z analizy zaginionych rzeczy oraz osób wnioskuję, że celem grabieży było osłabienie zdolności bojowych oraz obronnych kolonii. Prócz oczywistych strat, niezwykle bolesną stratą jest brak doktora Johann’a Gottlieb, który jako jedyny miał niejakie pojęcie o psionice. Jak wcześniej ustaliliśmy niewątpliwie mamy do czynienia z wrogiem z nieprzeciętnymi zdolnościami psionicznymi.

Koniecznym staje się znalezienie sposobu obrony przed tą siłą, by nie powtórzył się scenariusz pacyfikacji całej kolonii. Obawiam się, że wyznaczenie osób potwierdzających rozkazy to za mało, choć nie jestem w stanie wskazać żadnego rozwiązania tego problemu.

Jako, że Argos czuwa nad naszym bezpieczeństwem, należy w obecnej sytuacji obronność kolonii ukierunkować na obronę przed psioniką, oraz “grę na czas”, tak by Argos był w stanie zareagować w razie konfliktu.Wyjątkowo istotne staje się zachowanie łączności, należy więc przedewszystkim zabezpieczyć urządzenia umożliwiające taką łączność.

Wznowiono obserwacje otoczenia oraz “zagrabianie” terenu, tak by dostrzec ślady ewentualnych intruzów.

Kolonista Kevin Walker odnalazł w hangarach dziwnie wyglądającą substancję. Zostanie zbadana przez zespół naukowy, gdy tylko znajdą na to czas.


Ariadne Kalis, Kaya Quickley


Dzień po lądowaniu: 155, Czas do zimy: 28 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, Obóz Landing




Carl Cabbage, gabinet gubernatora planetarnego

Siedząca w gabinecie gubernatora Aurelia Zavisha wskazala miejsce na holograficznej mapie.
- Koordynaty modułów niemal idealnie pokrywają się z zaplanowanym przez Fundację miejscem docelowym podróży zarówno Nadziei Albionu jak i Excalibura.

Było wcześnie. Na zewnątrz jeszcze nawet się nie rozjaśniło, a deszcz wciąż nieubłaganie bębnił w dachy pobliskich habitatów, co dało się słyszeć przez rozszczelnione otwory wentylacyjne. Ex-pułkownik skryła ziewnięcie, po czym odczekała, aż gubernator przetrawi informacje.

- Z innych spraw… Fundacja ma do dyspozycji prom transportowy. Aktualnie pilotuje nim człowiek kapitana - Amir Duerr. Jego referencje są doskonałe, jednak z uwagi na charakter sił ewentualnego przeciwnika uważam, że pilotów powinno być przynajmniej dwóch. Podoficer Gadhavi zdradziła mi, że macie tu, cytuję: “prawdziwą perełkę wśród pilotów”. - zmęczona Aurelia uśmiechnęła się lekko z jakiegoś powodu - Kevin Walker. Będzie mi potrzebny.

- Z oczywistych, mam nadzieję, względów wolę zachować większość informacji dla siebie, jednak informuję, że niedługo będę potrzebować także Nae Tinnoe, Thorr’a Peyravernay, Karę Knight, oraz Adranę Gadhavi. Thorr zgodnie z sugestią został zresztą wyznaczony przeze mnie jako mój zastępca. Ma najlepsze referencje.



Kevin Walker


Avaloński karzeł zawisł nad horyzontem i zdawało się, że nie miał zamiaru wznosić się wyżej. Zbliżała się pora avalońskiej zimy. Nie tak surowa, ale zdecydowanie niekorzystna dla kolonistów. Kevin Walker wyszedłszy na zewnątrz mógł stwierdzić, że deszcz przynajmniej na razie w końcu przestał padać, choć paskudne chmury wciąż straszyły swą obecnością. Było wilgotno i zimno. Pod nogami miał przepitą ziemię, miękkie błoto w które zapadały się nogi.

Jak zwykle, jego uwagę przyciągały promy. Ich prom, znaczy z Nadziei Albionu przepadł gdzieś bez śladu. Nawet jeśli mógł liczyć, że ich mechanicy kiedykolwiek go naprawią to teraz musiał wyzbyć się tych marzeń. Za to stały tu dwa cudeńka, skąpane w ostrym świetle nisko położonego słońca. Jedna z maszyn należała do armii i wątpliwym było by kiedykolwiek mógł zasiąść za jej sterami. Drugi był własnością Fundacji i z całą pewnością również miał wyznaczonego pilota. Transportowiec. Nie żaden myśliwiec czy inna drapieżna bestia, ale wciąż prezentował się imponująco.

Mrużąc oczy rozpoznał jedną z dwóch sylwetek osób rozmawiających przy promie. Była to Adrana Gadhavi trzymająca jakieś plany w lewej dloni. Towarzyszył jej jakiś mężczyzna, który przysiadł na skrzydle promu. Oni chyba też go dostrzegli, bowiem Adrana ruszyła dziarskim krokiem w jego stronę.

- Przespałeś ostatnie kilka miesięcy, kolego! Amir chce z tobą pogadać! - idąca Adrana wskazała kciukiem z siebie, nie zatrzymując się przy nim - Masz szczęście, że to nie ten drugi - mrugnęła do niego porozumiewawczo, mijając go i człapiąc buciorami. Nic nie robiła sobie z tego, że błocko uciekało spod jej butów na wszystkie strony, chlapiąc także na Kevina.

Amir uniósł rękę w przywoławczym geście, dając znać by to Kevin do niego podszedł.



Nae “Tek” Tinnoe

Adrana Gadhavi po przekazaniu wiadomości Kevinowi, przeskoczyła przez sporych rozmiarów kałużę, po czym w kilku krokach podeszła do drzwi jednego z nowych habitatów. Weszła do środka bez zapowiedzi, był to bowiem warsztat. W środku przebywał Nae Tinoe, Tula Moorie oraz jakiś facet, którego specjalnie nie rozpoznywała.

- Tek! - Adrana podeszła do Nae “Tek” Tinnoe i rozwinęła na blacie przed nim trzymany rulonik. - Tu masz plany promu Fundacji... swoją drogą przydałoby się go jakoś nazwać. Masz sprawić by mógł lądować i startować na wodzie, jasne? Muszą być to zmiany odwracalne. Możesz przyjąć, że ładownia z wyjątkiem kilku dronów będzie pusta, a załoga liczyć będzie 6-7 osób. Najlepiej jakbyś nie zużył przy tym wszystkiego co mamy i by dało się to potem odzyskać. Ma mieć jak najmniejsze zanurzenie i możliwość zachowania sterowności na wodzie. No! Łatwizna! - Adrana poklepała go po przyjacielsku. Była w radosnym nastroju, prawdopodobnie dlatego, że to nie ona musiała głowić się nad takimi rzeczami. Raz jeszcze wskazała na plany - Tu masz potrzebne informacje, przez najbliższe trzy godziny prom raczej nie będzie dostępny, bo szkolimy cywila, ale potem jest twój. Najlepiej jakbys zdążył do nocy. Doba Avalońska jest długa, dasz radę. Weź do pomocy, kogo tam chcesz, nie powinni robić ci problemów, co nie Tula? - Adrana uśmiechnęła się drapieżnie do mechaniczki o równie buntowniczym charakterku, co jej.



Frank “Dante” Jaeger, Melathios Sofitres

Na szczęście z Thorr’a jak i innych “aniołów stróżów” zdjęto obowiązek podążania za wyznaczonymi osobami, jeszcze dnia poprzedniego. Żołdacy Fundacji i Konsorcjum wciąż mieli broń w pogotowiu i czuwali nad kolonią, ale teraz gdy kolonia była już sprawdzona wypatrywano zagrożeń głównie z zewnątrz.

Po rozpoznaniu jakie Dante dokonał wśród kolonistów okazało się, że w sprawach przetrwania jest w zasadzie tutaj mentorem. Być może jedna tylko osoba przewyższała go w survivalu, a był to Amd Oree. Jeden z kilku Demuzjańczyków, którzy brali udział w tej wyprawie. Pochodził z ubogiej i mało zaawansowanej planety często ogarniętej wojną i innymi konfliktami czy katastrofami. Pozostali Demuzjanie również potrafiliby pomóc, choć Amd był z nich wszystkich zdecydowanie najbardziej doświadczony. Amd Oree, jego brat Lei Oree, także przyboczne prorokini Amy Ala to były główne osoby, na jakie mógł liczyć Dante. Oprócz tego swoją pomoc w wykonaniu pułapek zaoferował Leo Kupcajew, zaś Tadeusz Olchowsky, prócz tego że był historykiem, był także człowiekiem oswojonym z morzem. Mógł zająć się połowem gdyby tylko w obrębie kolonii był jakiś większy zbiornik wodny...

Co do wyposażenia, to mogli zabrać wszystko na co pozwoli im gubernator. Na stanie były liny, noże, broń palna, specjalne zestawy survivalowe, namioty, także komunikatory, a nawet gogle termowizyjne. Należało określić skład osobowy, zabrać co potrzebne i można było ruszać w drogę. Również wstępne przeszkolenie bojowe nie było złym pomysłem, choć zarówno Lei i Amd Oree oraz przyboczne Amy Ala niewątpliwie potrafili o siebie zadbać. Niemniej jednak być może warto było odwlec wyprawę, wykonać wnyki i przeszkolić ludzi.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 01-05-2017 o 14:17.
Rewik jest offline  
Stary 01-05-2017, 17:01   #102
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nae siedział sobie spokojnie razem z pozostałymi technikami i główkował nad dość szczegółowym spisem posiadanych materiałów i części. Jego rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez pojawienie się Adrany z pierwszym technicznym przydziałem...

Uśmiechnął się szeroko słysząc jej słowa, a kiedy skończyła powiedział radośnie.
- Z tymi materiałami co mamy? Zobaczę co da się wyczarować.

Sięgnął więc po swój komputer zawieszony u pasa w mocnej i solidnej budowie i zaczął sprawdzać schematy w swojej bazie danych. Wiedział dobrze, że w jego zasobach znajdzie się coś, a to coś mogło poruszyć i tak już pracującą wyobraźnię.

- Czeka nas dużo roboty. Odpocznijcie, ja po projektuje. Widzimy się za dwie godziny tutaj.
- powiedział do swoich współpracowników przeglądając schematy, jak wyjdą uruchomi inteligentne wyszukiwanie i program ekspercki. W końcu co dwie głowy to nie jedna... co z tego, że jedna jest mechaniczna?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 13-05-2017, 21:03   #103
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją



- Cześć. Kevin Walker jestem. Ale wszyscy mi mówią Kev. - pilot wyciągnął dłoń w stronę drugiego pilota witając się przyjaźnie. Przyjemnie mu się oglądało. I odchodzącą pathfinderkę i stojące przed nim obydwa latadełka. Wreszcie prawdziwe latadełka! No ok, nie myśliwce co prawda ale jednak przecież też na nich chętnie by się przeleciał. Cieszyło go tak samo jak to, że wbrew początkowym spinom z Adrą udało mu się jakoś dogadać i teraz zrobiło się całkiem sympatycznie. Był jednak ciekawy. I tego co mają w sobie te dwa latadełka i tego co ma do powiedzenia Amir, do którego Adra najwyraźniej nie była uprzedzona jak do tego Colsona czy jak mu tam było, no i tego co sam Amir ma do powiedzenia. Zgadywał, że chodzi o coś wspólnego z lataniem i latadełkami skoro ściągnęli ze wszystkich kolonistów, właśnie jego. Miał przynajmniej takie po cichu nadzieję.


- Amir Duerr, pierwszy pilot Argos. - przedstawił się nieznajomy pilot odwzajemniając pewny uścisk dłoni Kevina.

Następnie Amir obrócił się w stronę maszyny, przy której stali.

- To jest prom, który obsługuję. Prom jest własnością Fundacji. To dość zaawansowana technologicznie jednostka typu GUV z napędem grawitacyjnym. Idealny dla szybkiego transportu planetarnego, w tym także do krótkich zadań orbitalnych. Ładowność 1,67 ton, oprócz tego może zabrać na pokład do ośmiu osób. - Amir zaczął przechadzać się wokół jednostki - Waga promu to około trzy tony. Maksymalna prędkość to 500 km/h… - Amir zawahał się na chwilę, oglądając jakieś niewielkie zarysowanie. Przetarł je kciukiem, po czym kontynuował obchód - ...da się polecieć szybciej rzecz jasna, ale nie jest to wskazane. Zatankowany do pełna przeleci blisko 6 tysięcy kilometrów. Muszę przyznać, że całkiem miło się go pilotuje jak na transportowca. - Amir zatrzymał się przy wejściu, opierając się przy przycisku otwierającym drzwi i spojrzał na Kevina.


- Zostałeś wytypowany przez pułkownik Aurelię Zavisha do asysty. Mam nadzieję, że latałeś już jednostkami z napędem grawitacyjnym, bo mam blisko trzy, z górką cztery godziny by nauczyć cię niezbędnych podstaw. - oznajmił pierwszy pilot.


Pilot słuchał drugiego pilota i kiwał głową obchodząc z nim jego maszynę. Świetnie go rozumiał, sam też by pewnie podobnie wprowadzał nowego dla siebie pilota. Jednostka była całkiem ciekawa. Nowoczesny, szybki transportowiec akurat do przerzucania małych grup na całkiem kontynentalne odległości. Choć nie był to typowy transportowiec szturmowy, brakowało mu opancerzenia, zwłaszcza z dołu, no i uzbrojenia, choćby obronnego jak wyrzutniki flar. Więc do zadań stricte bojowych raczej należało unikać jego stosowania, chyba, że sytuacja byłaby bardzo awaryjna. Kevin słuchał, oglądał i na razie się nie odzywał. Zaciekawił go wątek Zavishy. Tej ex-pułkownik jak zdradziła mu Adra. Teraz znów się pojawiło nazwisko starszej oficer więc widocznie była tu całkiem ważna. Ciekawe, że poleciła posłać właśnie po niego. Ale nie narzekał. Właściwie w końcu wreszcie miał szansę zasiąść za prawdziwymi sterami, prawdziwego latadełka!


Amir widząc u Kev’a pewność siebie, charakterystyczną dla profesjonalisty, nie czekał dłużej

- Do dzieła. - powiedział, a po naciśnięciu przezeń przycisku, drzwi od GUV’a uniosły się do góry z cichym syknięciem.


Znalazł się w kabinie zaraz po pierwszym pilocie i siadł na miejscu copilota. Zlustrował tablicę kontrolną, stan paliwa i pozostałych wskaźników. Miał wrażenie, że Amir chyba chce się upewnić czy im wszystkim kitu nie nawciskał z tym swoim pilotowaniem. Zaczął więc od klasyki. Czyli od sprawdzenia przedstartowej checklisty. Jako drugi pilot po kolei zczytywał z listy kolejną pozycję i czekał aż Amir potwierdzi, że jest ok.


Amir nie miał żadnych karcących uwag, zwrócił tylko konstruktywnie Kevinowi uwagę na kilka rzeczy i pokazał czym ta jednostka różni się od poprzednich modeli i na co należy uważać, a co można wykorzystać w konkretnych sytuacjach. Kolejno, nawet mimo że nie było to konieczne tłumaczył nowemu drugiemu pilotowi co gdzie się znajduje i do czego służy. Nie śpieszył się ze startem, mimo że Cobra 222 wyraził gotowość statku do wznoszenia.


Otworzyli jeszcze próbnie włazy od luków transportowych i znów wysiedli na chwilę. Amir pokazał gdzie znajdują się pasy zabezpieczające ładunek, miejsce dla pasażerów i wiele innych. Ot takie oprowadzanie, prawie jak po nowym mieszkaniu.


Wreszcie nadszedł czas na próbny start oraz krótki lot. Mieli polecenie by nie oddalać się dalej jak 10 km od kolonii, więc na wiele nie było co liczyć.


Znał to. Z obu stron. Walker wielokrotnie bowiem był po obu stronach tej sceny. I bywał tym bardziej doświadczonym i pierwszym pilotem i bywał tym drugim no i nawet tym co pierwszy raz siadał za sterami jakiegoś typu maszyny. Dlatego okazywał zrozumienie i potrafił powściągnąć niecierpliwość. W końcu wiedział, że na miejscu Amira postąpiłby pewnie tak samo. A jednak i tak ją czuł. Jak zawsze gdy było tuż przed lotem, tuż przed odpaleniem startera, uruchomieniem silników i wzniesieniem się w przestworza. Czuł to. Niecierpliwość. Ta młodzieńcza, szczeniacka wręcz niecierpliwość która chyba od urodzenia rwała go w przestworza i przestrzeń. Która napędzała go i ładowała energią, zmuszała do ciągłego sprawdzania krańca możliwości swoich i maszyny jaką sterował.


Razem z Amirem przewędrował też na zewnątrz, i do ładowni, i jeszcze raz do kabiny pilotów. Z pasami sprawa wydawała się dość prosta ale było to ważne. W końcu gdyby zabrakło im loadmastera to pewnie pilnowanie załadunku spadałoby na drugiego pilota. Czyli na niego. Wierzył, że sobie poradzi choć rozumiał czemu Amirowi tak zależy. Widać chciał mieć kogoś sprawdzonego i zdolnego do podjęcia każdego zadania jakie mogło trafić się na pokładzie tej jednostki.


Jednak wreszcie wrócili za stery! Co prawda dla Walkera, rola copilota zawsze była… No jak srebrny medal. Albo skrzydłowy w myśliwskiej parze. Ale bywał i jednym i drugim więc poradził sobie i tym razem. W końcu para pilotów stanowiła zespół. Gdy pierwszy pilot koncentrował się na locie, drugi na kontroli systemów pokładowych. Uzupełniali się więc wzajemnie. Ale wreszcie w pewnym momencie Amir dał mu przejąć stery. Nareszcie!


- Przejmuję stery. - oznajmił klasyczny komunikat dający wyraźnie znać moment przejęcia sterów przez drugiego pilota. Z satysfakcją poczuł jak maszyna reaguje na jego ruchy. Co więcej Amir chyba miał do niego na tyle zaufania, że pozwolił mu poćwiczyć lądowanie i start. Lądowanie wiadomo, nawet w pokojowych i w pełni optymalnych warunkach jest zwyczajowo uznawane za o wiele trudniejsze niż sam start czy zwykły lot. Niemniej Kevin sadzał i latał podobnymi maszynami nawet jeśli nie dokładnie tym modelem. Znał więc te zmianę w wibracji silników oznajmiajacych zmniejszenie ciągu, zmniejszenie prędkości, wreszcie zawis nad wybranym, polowym lądowiskiem. Potem opadanie jak gigantyczną windą. Wreszcie przyziemienie i ten moment gdy już maszyna zaczyna mieć ten niemrawy ciąg i osadza się na lądowisku jeszcze przez moment grzęznąć w trawie i ziemi.


A potem na odwrót. Zwiększenie ciągu, głośniejszy wizg silników, wznios w górę, za pierwszym razem “pokojowo”, łagodnie i w górę. Przy drugim jednak poderwał maszynę bojowo. Choć ostrzegł Amira co zamierza zrobić. Ta oderwała sie od polowego lądowiska skosem w górę co dało się odczuć zauważalnym przeciążeniem. Słabym jak na naddźwiękowe prędkości myśliwców ale jednak maszyna pozwoliła odczuć nacisk na pierś jak w ekspresowej windzie. Mimo, że był to cywilny, transportowy grav a nie myśliwiec czy chociaż szturmowiec. Komuś nie nawykłemu do lotów mogło wydawać się ostro ale dla pasażerów w stylu Pathfinderów o załodze lataczy nie wspominając mieściło się raczej w zwyczajowym treningu. Ot na przykład gdyby lądowisko znalazło się po ostrzałem albo maszyna została by namierzona przez systemy celownicze wroga. Ten drugi start był właśnie taki dynamiczny, szybki, bojowy właśnie taki jak lubił.


Z myślą o Adrze i pewnie jej kolegach poćwiczył też zawis. Ot zatrzymał się nad lasem nieruchomo jakby miał im dać czas na zdesantowanie się po linach na ziemię. Zrobił kółko i po chwili zawisł ponownie w tym samym chyba miejscu. Chyba bo zazwyczaj pilot leciał na wskazania tych z ziemi dawanych albo specjalnym wskaźnikiem albo choćby latarką czy flarą jeśli tego nie było. Teraz nie mając “tych na ziemi” Walker po prostu zawisł ponownie na kilka minut jakby z kolei dawał im czas na ewakuację się z ziemi na pokład.


Poćwiczył też niskie przeloty. Takie antyradarowe. Potrafił lecieć nisko, nawet tak niski, że kabina latacza była poniżej korony drzew lasu. Więc od dna latadełka pozostawało po kilka czy kilkanaście metrów zapasu. Bardzo niebezpieczny manewr bo “w razie czego” pozostawiał właściwie zerowe możliwości na reakcję pilota. Bo piloci ze swoimi latadełkami to jak i marynarze ze statkami. Czyli im głębiej w przestrzeni czy morzu tym lepiej bo bezpieczniej. Przynajmniej to się sprawdzało przy cywilnych przelotach. Ale wysokie i bezpieczne przeloty były dziecinne łatwe do namierzenia przez jakikolwiek radar, lidar czy skanery podczerwieni. Cywilom na tym nie zależało. Ale takim powiedzmy Pathfinderom to już mogło narobić koło pióra. No chyba, że właśnie leciało się szorując wręcz brzuchem po ziemi. Wówczas nadal można było być wykrytym bo złotego środka na to nie było no ale szansa była na to o niebo mniejsza.


Posprawdzał też jak reaguje maszyna w powietrzu. Jak przyśpiesza i jak zwalnia, jak jest zwrotna w wirażach i jak szybko się wznosi. Mniej więcej wiedział czego się spodziewać ale jednak każdy model i każda maszyna była jednak trochę lub całkiem inna. Wolał to potestować gdy była okazja i Amir pod ręką niż w jakimś innym zestawie.


- Świetna maszyna. Podoba mi się. Prawdziwe latadełko. - uśmiechnął się gdy znów przekazał stery Amirowi. Wreszcie znów mógł się poczuć jak prawdziwy pilot za sterami prawdziwego latadełka.


- To widać. Dobra robota panie Walker. Po zachodzie widzimy się ponownie. Pułkownik Zavisha chce omówić ze mną jedną rzecz. Chcę byś mi towarzyszył jako copilot. - odpowiedział Amir.


- Jasne. Nie ma sprawy. -
zgodził się Walker który po swoim oblataniu grava był wręcz w wyśmienitym humorze. Nie uszło jednak jego uwagi to, że właściwie łącznie z tym co mu wcześniej powiedziała Adra szykowało się na jakiś numer i to z tym właśnie przetesowanym przez niego latadełkiem w jednej z głównych ról. - A możesz powiedzieć mniej więcej o co chodzi? Bo drugi pilot to brzmi trochę jak odprawa przed lotem bojowym. - zapytał przekrzywiając nieco głowę by spojrzeć na twarz drugiego pilota. - Ale może to tylko takie głupie skojarzenia i chodzi o coś bardziej przyziemnego. - machnął ręka uśmiechając się znowu gdy wrócił do zwyczajowego tonu lekkoducha.


GUV pod sterami Amira Duerr’a szybko znalazł się nad kolonią, przyjmując pozycję do lądowania.
- Mi również nie zdradzono wiele. - Amir wyjrzał z kabiny pilota w dół. - Nie wiem kiedy, ani gdzie... - podjął znów zwracając się twarzą bardziej do Kev’a. - ...wiem tylko, że czeka nas dość ciekawy manewr lądowania na wodzie. I to tą sprawę będziemy omawiać.


- Jasne. Nie ma sprawy. No to do wieczora. I dzięki za te wprowadzenie, fajnie lecieć z kimś kto już wylatał trochę godzin na tej maszynie. - Kevin uśmiechnął się i pożegnał się z Amirem wracając do reszty obozu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-05-2017, 20:20   #104
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Nae “Tek” Tinnoe

Nae Tinnoe uruchomiwszy inteligentne skanowanie, mógł zapoznać się dokładniej z jednostką latającą z jaką miał do czynienia. Najważniejszą informacją był fakt, że była ona wyposażona w napęd grawitacyjny. To zdecydowanie powinno ułatwić zadanie. Napęd ten umożliwia pionowe lądowanie oraz względnie łatwe manewrowanie.

Skanowanie dawnych projektów w poszukiwaniu rozwiązań nie było może konieczne, bo i zadanie nie wydawało się specjalnie trudne, ale proces projektowania nigdy nie powinien polegać na jednym tylko pomyśle.

Komputer szybko odnalazł standardowe rozwiązania. Na ekranie prezentowały się przeróżne schematy hydroplanów. To wymagało jednak nieco innej konstrukcji kadłuba, niż miała jednostka GUV. Obiecująco wyglądało zastosowanie pływaków, czy pontonów w sposób zapewniający odpowiedni wypór, równoważący masę jednostki. Problemem było tutaj znalezienie odpowiednich materiałów, jednak z pewnością gdyby dobrze pokombinować dałoby się coś wymyśleć. Komputer zasugerował także by pusty, uszczelniony luk transportowy, znajdujący się w dolnej części statku zastosować jako główny pływak, zaś dodatkowo wykonać pływaki boczne, stabilizujące.

Kolejną propozycją była gotowa, pływająca platforma morska, wykorzystywana między innymi na oceanicznej planecie „Aunshin”. W zasadzie tutaj pomysł martwy, chyba że platforma byłaby transportowana wraz z promem transportowym. Wymagało to pewnej redukcji wymiarów, oraz uwzględnienia sił wewnętrznych ustroju podczas transportu, ale byłoby to możliwe. Platforma taka mogła by jednocześnie stanowić dodatkową ochronę promu przed zderzeniami i zostać wykorzystana w przyszłości do kolejnych projektów morskich.


Czas przeznaczony na opracowanie konceptu i planowania robót mijał nieubłaganie. Dwie godziny minęły błyskawicznie, a transportowiec GUV właśnie powracał do kolonii. Nadszedł czas, by zwołać ekipę i wcielić opracowane przez ten czas plany w życie.
 
Rewik jest offline  
Stary 17-05-2017, 00:47   #105
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Dante wystąpił do gubernatora Cabbage o wydanie jego 8 osobowej grupie broni i amunicji oraz sprzętu który uznał za konieczny. Spośród chętnych wybrał tych najbardziej doświadczonych. Demuzjańczycy oraz różnej maści zapaleńcy.
Przed wyjazdem chciał najlepiej jak mógł przeszkolić wszystkich uczestników z zakładania wnyków, obsługi broni. Dla większości to będzie przypomnienie, lecz prawdziwy sprawdzian i nauka odbędzie się poza obozem.

Przystąpił do wykonywania działań
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline  
Stary 18-05-2017, 19:33   #106
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Frank “Dante” Jaeger, Melathios Sofitres

Ponura pogoda nie odpuszczała tego dnia. Wilgotne, jakby nieco zamglone powietrze czasem osiągając punkt rosy i wykraplało się w postaci lekkiej mżawki.

Amd Oree zaproponował by na polowanie skierować się w stronę rzeki na lewo od obozu. Choć teraz wszystko było mokre, to jednak wodopój był zawsze dobrym punktem startowym, zwłaszcza że w sumie nikt do końca nie wiedział (może z bladym wyjątkiem doktora Melathiosa) jakie zwyczaje mają tutejsze zwierzęta.


Miejsca jakie mijali miały w sobie coś magicznego. Każda planeta różniła się choć odrobinę i tak też było na Avalonie, dzięki czemu nawet w tej pogodzie piesza wędrówka była całkiem przyjemna.

Na świeży trop nie trzeba było długo czekać i prowadził właśnie w stronę rzeki. Ślady należały prawdopodobnie do przedstawicieli gatunku, jakiego dane było już im upolować. Na miejscu jednak, już przy rzece, oprócz tych śladów znaleźli inne, nieco starsze i dość intrygujące.


Masywne, czteropalczaste ślady, z wgłębieniami po pazurach, ale także czymś co mogło być zalążkiem kopyt. Rozstawione w sposób jednoznaczny dla Dante. To stworzenie najprawdopodobniej było dwunożne i podążało z nurtem w stronę morza, zaś ślady za którymi tu przyszli wiodły w górę rzeki.


Melathios test na survival: 5+1=6 oblany!
Dante test na survival: 7+3=10 zdany!

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 18-05-2017 o 19:47.
Rewik jest offline  
Stary 21-05-2017, 18:55   #107
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Czas mijał, a Nae miał już wszystko prawie gotowe kiedy wylądował prom i zjawili się jego pomocnicy. Parę chwil później zaprezentował im swoje poczynania, a mieli dość roboty by dnia następnego paść na pyski... nawet z siłą mięśni dodatkowych która została ściągnięta na pomoc.

- Dobra drużyna. Nasz plan jest ambitny. Zrobimy pływającą platformę, a to znaczy, że stawiamy na jakość, a nie na ilość. Zapoznajcie się z planami i żadnej fuszerki, bo nie mam zamiaru iść z tym na dno. Sprzęt mamy, materiały mamy, chęci pewnie też mamy, ale teraz nadszedł czas przetestować nasze umiejętności. Jakieś pytania?

I taki był plan. Zbudować solidną pływającą platformę co mogło, ale nie musiało, być trudne. Tak czy inaczej miał podwójną robotę. Brygadzisty i robola, ale jak to mówią... co ma wisieć, nie utonie, nie?
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 22-05-2017, 17:05   #108
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Wyprawa zaskoczyła Melathiosa, który zbyt swobodnie podszedł do kolejnej wycieczki w nieznane. Doktor roztargniony chęcią schwytania jednego z roślinożerców w celach oswojenia go, zapomniał o dodatkowej parze skarpet, za co szybko zapłacił w ulewny dzień.

Gdy Dante zatrzymał się przy śladach, Mel podszedł do niego.
- Obiad czy kłopoty?- Zapytał w żartobliwy sposób.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 23-05-2017, 19:29   #109
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Kevin Walker

Tom Mervin z kilkunastu metrów obserwował lądowanie transportowca GUV’a. Pozostał na uboczu, kiedy Kevin Walker i Amir Duerr pożegnali się, a maszyna przeszła w ręce Nae Tinnoe. Dołączył do Kevina, kiedy się oddalał.
Rozmawiałem z doktor Shinji Konohara, by zapytać co z Korą. – zaczął bez przywitania. W zasadzie nie było w tym nic dziwnego. Wszyscy żyli razem na niewielkim skrawku kolonii i co chwilę się mijali. Jednak z jakiegoś powodu głos Toma był wyraźnie pozbawiony wesołości.
Powiedziała że może zaciekawić się, że przebadali już jakąś substancję, którą im wczoraj podrzuciłeś. Ponoć składa się głównie z ludzkiej żółci, mrówczanu etylu i prawdopodobnie stąd lekko alkoholowo-rumowy zapach. Była też tam niewielka ilości nieznanego związku o skomplikowanej budowie chemicznej, prawdopodobnie pochodzenia Avalońskiego. To w zasadzie... To w zasadzie tyle...




Carl Cabbage, Kevin Walker, Nae "Tek" Tinnoe, gabinet Aurelii Zavishy

Wieczorem Kevin Walker udał się wraz z Amirem na umówione spotkanie w gabinecie Aurelii Zavishy. To, czego mógł się nie spodziewać, to fakt, że na miejscu był także gubernator Carl Cabbage, pathfinderka Adrana Gadhavi, mechanik Nae Tinnoe, cicha i nieznana mu jak dotąd wytatuowana kobieta oraz niezbyt lubiany w kręgach kolonistów zaprzyjaźnionych z Dante - Thorr Peyravernay. Ten ostatni stał niczym posąg nad mapą wsparty na stole pięściami. Uniósł wzrok dopiero, gdy Kevin przywitał się z zebranymi, co widocznie z jego strony miało wystarczyć za pozdrowienie.

Spośród zebranych tylko ex-pułkownik Aurelia Zavisha trwała w pozycji siedzącej w wygodnym fotelu za stołem, na którym leżało owa mapa. Kobieta zabębniła twardo karbonitowanymi palcami, przeczekując chwilowe ożywienie.


- Witam w moim gabinecie panowie. - Aurelia odsunęła krzesło od biurka i wstała by mieć lepszy widok na mapę. Od razu przeszła do rzeczy. - Ostateczna decyzja należy do mnie, jednak chciałam usłyszeć co mają do powiedzenia piloci w kwestii planowanej misji. To misja dyskretna. Więc wszystko zostaje za tymi drzwiami, zresztą i tak nie będziecie mieli wiele czasu na rozsiewanie plotek. Rozważam dwa warianty, przedstawione w postaci białych znaczników fundacji. Naszym celem jest sprawdzenie miejsca, gdzie według wiedzy obecnego tu Nae Tinnoe spadły brakujące moduły z Nadziei Albionu oraz miejsca, gdzie według danych Fundacji wylądowała załoga Excalibura. Z racji na zastałą sytuację w kolonii, nie wiemy czego się spodziewać, a misja ma charakter czysto zwiadowczy, dlatego neizwykle ważnym będzie pozostanie niezauważonym.

Aurelia Zawisha wyostrzyła sylikonową siatkówkę swego oka, by przywołać jakiś obraz. Dla postronnych przejawiło się to krótką pauzą w jej przemowie.
- W skrócie. Pierwszy wariant zakłada wylądowanie od strony południowej do celu na rzece w odległości utrudniającej wykrycie, a następnie spłynięcie nurtem rzeki, zatrzymanie się przy pierwszym czerwonym punkcie, który przedstawia koordynaty modułów, wysłanie sond, a następnie podpłynięcie dalej w stronę drugiego czerwonego punktu - obozu Excalibura.

Aurelia wyprostowała się i teraz mówiła bezpośrednio do obu pilotów.
- Rzeka w najwęższym miejscu ma 15 metrów szerokości, a brzegi w większości porastają wysokie krzewy. Bylibyśmy praktycznie nie do wykrycia o ile nie byłoby koniecznym użycie silników, co ma zapewnić wykorzystanie nurtu rzeki.

- Drugi wariant zakłada desant z powietrza lub łodzi, zaś na czas misji statek z pilotami przeczeka na morzu, jako że tam będzie najtrudniej go przejąć. W tym przypadku ruszamy od razu sprawdzić miejsce, gdzie powinna znajdować się kolonia. Stawiamy na szybkość, choć w większym stopniu ryzykujemy wykrycie. Wasza opinia jest dla mnie ważna, jeśli macie inne sugestie z chęcią o nich usłyszę. Teraz.




Wariant 1: Adrana Gadhavi, Kara Knight, Kevin Walker (dopisano po poście gracza)
Wariant 2: Thorr, Amir Duerr
Niezdecydowane: Carl Cabbage, Nae "Tek" Tinnoe, Kevin Walker, Aurelia Zavisha

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 24-05-2017 o 07:22.
Rewik jest offline  
Stary 24-05-2017, 00:58   #110
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją



Rozmowa z Tomem


- O! - Kevin krótko skomentował wiadomości od Mervina. Drugi z pilotów trochę zaskoczył go tym przypomnieniem o tej sprawie więc chwilę trawił w głowie co oznaczają te wiadomości. - Aha. Czyli jednak paw. Z miejscową domieszką. - podsumował wiadomości. Podrapał się po szczęce kciukiem. Okey. Ktoś w garażu puścił pawia. A wcześniej pewnie zjadł albo wypił coś miejscowego. No i tyle. Bez identyfikacji tego czegoś właściwie nadal nie wiedział co to by miało oznaczać. On sam z chłopkami na wyprawie zwiadowczej na północ też zjadł miejscową sztukę mięcha ale jakoś fartem ale mu się udało wyjść bez konsekwencji. Właściwie wszystkim im się chyba udało.

Ale to była cała planeta z własnym ekosystemem. Równie dobrze ktoś mógł wszamać coś bardziej toksycznego niż im się przytrafiło. Ale na biochemii i toksykologii się nie znał więc był zdany na pracę innych speców. Może jak zidentyfikują ten obcy czynnik to ustalą skąd się mógł wziąć i jaki mieć efekt na tego co go spożył? I jak to spożył. Świadomie? Nieświadomie? Został jakoś inaczej ukąszony czy zaatakowany tą toksyną? - Dzięki Tom. Zobaczymy co z tego wyjdzie, może coś się wyjaśni. - położył dłoń na ramieniu Mervina dziękując mu za pamięć i przekazaną wiadomość.



Wieczorna narada



- Okey to może ja zacznę pierwszy? - zaproponował Walker patrząc najpierw na Amira. Ten zapraszająco wzruszył ramonami dając znać, że nie ma nic przeciwko. Gdy "Cobra 222" powiódł spojrzeniem po reszcie zebranych też nie dostrzegł wyraźnego sprzeciwu.

- Dobra, zacznę od tego, że będę mówił głównie jako pilot. - zaznaczył zerkając to na ex-pułkownik to na Adrę i resztę komandosów. Przyjmował do wiadomości, że reszta może mieć inne priorytety i punkty widzenia ale on mówił za siebie jako jeden z pilotów mających sterować główną maszyną w tym przedstawieniu.

- Biorąc pod uwagę jak liczną posiadamy flotę statków powietrznych i jakimi rzeszami wyszkolonych pilotów do ich obsługi dysponujemy myslę, że bezpieczeństwo maszyny powinno być dość istotne. Po prostu niezbyt mamy ją czym zastąpić. - Walker zaczął od najważniejszej sprawy. Mieli przecież aż... Dwa latadełka. Z czego jedno to już minimum do komunikacji "pionowej" z orbitą to nie uśmiechało mu się go ruszać do czegoś innego. Więc do "czegoś innego" zostawało im aż jedno o którym właśnie było mowa. No i jak tyle czasu był uziemiony brakiem możliwości rozpostarcia skrzydeł w przestworzach myśl o stracie maszyny była mu szczególnie niemiła.

- Drugi wariant jest szybszy i bardziej śmiały. Jest też bardziej ryzykowny i dla maszyny i dla desantu. Taki manewr sprawdza się przy dominacji w powietrzu i braku środków przeciwlotniczych. Ewentualnie przy całkowitym zaskoczeniu przeciwnika. Wystarczy jednak jeden operator radaru czy nawet automatyczne sensory by wszcząć alarm. Ponieważ nie są mi znane dane o środkach obrony i ostrzegania na miejscu akcji nie polecam tego wariantu. Może być jako ostateczność gdy na przykład przyszłoby nam ewakuwać w trybie doraźnym nasz desant. - zaczął omawiać sprawę od wariantu który mniej mu leżał. Latadełko było fajne, zwinne, miało fenomenalny zasięg ale pod względem możliwości przetrwania jakiegokolwiek ostrzału czy nawet pośredniego trafienia no to z żywotnością i pancernością prezentowało się bardzo słabo. W takich lekkich maszynach więc główna obrona polegała na pozostawaniu niewidocznym. Latanie pod radary wroga jakoś mało mu się kojarzyło z pozostaniem w ukryciu. I pewnie, możnaby liczyć, że w nocy, że zaskoczenie, że będą spali, że będzie dobrze. Można. Ale no wystarczyłby jeden nerwus z wyrzutnią czy bronią ciężką by trafić w ich latadełko. Zaś komutery, automaty i radary mogły działać na automacie więc pora doby nie robiła im różnicy.

- Pierwszy wariant bardziej mi się podoba. Można dość bezpiecznie posadzić maszynę na wodzie. Z niej wypuścić z ładowni ponton albo nawet przybić do brzegu i wysadzić desant. Wyciszona jednostka w dolinie rzeki powinna być skrajnie trudna do wykrycia. Radary działają po linii prostej więc nawet drobne wzniesienie czy zakole rzeki albo las może nas ukryć. Więc to powinno się udać. W razie potrzeby można też w trybie alarmowym poderwać maszynę i ewakuować desant z powietrza tak samo jak w wariancie drugim. - Walker omówił dla porównania podstawowe cechy pierwszego wariantu. Z tych dwóch ten mu się wydał bardziej optymalny. Przynajmniej pod względem skrytego podejścia pod cel dawał im większe pole do popisu.

- W obu wariantach jest trochę ryzyko bo nawet po udanym wykonaniu zadania trzeba jakoś odlecieć czy odpłynąć. Czyli uruchomić silniki. To zwiększa szanse wykrycia naszej jednostki. - podniósł palec ku górze dając znać, że dostrzega tu pewną trudność. Zakładał, że najfajniej jakby w ogóle zostali nie wykryci skoro chodziło o rekonesans. Przy wariancie "północnym" i dolot i odlot widziały mu się podobnie. Przy "południowym" dolot + spław rzeką już były o wiele dyskretniejsze. Ale odlot już nie tak bardzo bo zdając się na nurt rzeki w końcu dopłynęliby do samego obozu potencjalnego przeciwnika co niezbyt pewnie sprzyjało dyskrecji.

- Można to zminimalizować zatrzymując się odpowiednio daleko. Ale to już by wymagało ustaleń z grupą desantową. - wskazał palcem na Adrę i resztę komandosów. Tu musieliby jakoś znaleźć kompromis przy sprzecznościach. Bo dla maszyny najbezpieczniej było przyziemić i zatrzymać się jak najdalej od obozu i wrogich skanerów. Ale jak najdalej oznaczało dłuższą drogę do pokonania dla desantu czy łodzią czy z buta czyli dłuższe przebywanie na niebezpiecznym terenie i krótszy czas na samo rozpoznanie. Im by pewnie sprzyjało maksymalne skrócenie odległości jaką mają pokonać bo to skracało czas przebywania na niebezpiecznym terenie i wydłużało czas na właściwe zadanie no ale to właśnie sprzyjało wykryciu latadełka.

- Przydałaby nam się kotwica. Zacumowalibyśmy na miejscu po wysadzeniu desantu. - spojrzał teraz na Nae. Nie był na bieżąco jak wygląda ich misyjne latadełko więc nie był pewny czy zamontowano na nim taki wynalazek czy nie. Jakby mieli kotwicę czy coś podobnego mogliby przecępić bez zbędnego manewrowania i używania silników. Jeśli zaś nie zostaliby wykryci na dolocie a komandosom udałoby się też pozostać nie wykrytym podczas misji i powrotu to powinny być spore szansę na nadal niewykryty niski odlot na podobnych warunkach jak dolot.

Tego, że zostaną wykryci już na dolocie właściwie nie uznał za sensowne rozważać. Tego bowiem właściwie nie mieli na to wpływu ani możliwości przeciwdziałania. Choć na oko pilota postępowali wedle wszelkie znanej mu sztuki lotniczego kamuflażu. Jeśli tamci mieliby coś genialnego... No cóż. Mogli. Ale na to właśnie w tej chwili nie mieli wpływu więc nie widział sensu sobie tym głowy łamać. Dowiedzą się o tym gdy złapie ich wiązka wrogiego radaru albo pikanie alarmu od zmierzających ku nim rakietach. Gdyby zaś tamci nie mieli takiej typowej broni p.lot wówczas mogło być jeszcze przywozicie. Choć alarm pewnie utrudniłby zadanie zwiadowcom to jednak byli specami. Na oko Walkera to jeśli wszyscy reprezentowali poziom wyszkolenia jak blond ex-pathfinderka to nawet wówczas mieli szanse wykonać zadanie i uniknąć wykrycia. Wówczas pewnie tamci by uznali ich grava za jakąś wykrytą i spłoszona jednostkę rozpoznawczą.

Za południowym wariantem przemawiała mu właśnie sprawa przeciwdziałania ewentualnemu wykryciu. Gdyby tamci mieli tylko broń ręczną no mniej więcej w obu wariantach jeden grzyb. Ale jednak już przy zestawach przeciwlotniczych z prawdziwego zdarzenia mających zasięg mierzony w dziesiątkach kilometrów to już zecydowanie wolał lądowy wariant. Czy ściana lasu, czy koryto rzeki, czy jakakolwiek przeszkoda na lądzie pozwalała zniknąć z radaru, nawet dawała jakąś szansę oszukać ściągającą rakietę. Zaś otwarte morze było do takich manewrów beznadziejnie otwartym terenem. No chyba, żeby grav jeszcze nurkować się naumiał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172