Zaklął pod nosem gdy jego pocisk ominął goblińskiego szamana, ale nie uratowało to go przed ścięciem przez jeden z toporów Ivora. Nie spowodowało to jednak takiej paniki jakiej się spodziewał. Co więcej kolejne orki wyskoczyły z rumowiska z groźną bronią w łapach, a wieśniacy zaczęli wycofywać się do karczmy. Trzeba było coś zrobić z tym podkopem!
Liadon zmienił ręce. Prawa dłoń nadal była rozgrzana. Przyciśnięta do rany spowodowała ból, ale żar zasklepił ranę, przynajmniej częściowo. Drugą zaś posłał kolejny ognisty pocisk w orka. Wszystko to zrobił kulejąc w ich kierunku.
- Niech mnie ktoś osłania! Musimy zablokować ten pieprzony wyłom! – krzyknął w kierunku obrońców, ale nie patrzył czy ktokolwiek na to zareaguje. Całą wolę skupiał na swoim celu.
__________________ you will never walk alone |