-
Dziesięć mil stąd zaczęła spokojnie -
Znajduje się studnia, z której pił sam Illmater w Czasach Kłopotów. Bóg miłosierdzia i cierpienia ugasił swoje pragnienie i gdy w końcu udało mu się wrócić do niebiańskiego królestwa, Illmater nie zapomniał o studni. Pobłogosławił ją i ponoć jej woda leczy choroby. Od kilku dni do Marsember zjeżdżali się kapłani i wierni Cierpiącego, a dwa dni temu pielgrzymka ruszyła do studni. Jutro o świcie dotrą na miejsce… zrobiła chwilę przerwy -
Bane’nitów trzeba powstrzymać, inaczej może umrzeć wiele, niewinnych osób… kobieta z trudem się podniosła nie ukrywając grymasu bólu -
Muszę tam wrócić. Nie ma chwili do stracenia! Muszę tam wrócić!- twardo powtarzała.
-
Jeśli potrzebujesz więcej leczenia to mów - stwierdziła wprost Venora przyglądając się elfce uważnie, starając wyczuć jej intencje, po czym wyciągnęła wisiorek i położyła go na stoliku. -
Rozumiem pośpiech, ale musimy przemyśleć co z tym zrobić, bo dać się wciągnąć w zasadzkę to nigdy nie jest problem - mruknęła ciszej, by ktoś stojący pod drzwiami tego nie usłyszał. Otworzyła zaraz ciężką książkę na liście, która miała pomagać w tłumaczeniu tego dialektu i zaczęła szukać symboli które widniały na kamyku.
- Jak ci na imię? - zapytała w międzyczasie. -
Jak na nich natrafiłaś? Ilu ich jest?
-
Nie! Czuję się wystarczająco dobrze żeby tam wrócić! Muszę coś wymyślić jak ich powstrzymać! - odparła stanowczo -
Było ich czworo. Dowodziła nimi czarna rycerka… Lecz nie znam jej imienia…- zamyśliła się -
Jestem agentką Harfy. Wim wiele rzeczy. Nasi zwiadowcy są wszędzie i uważnie obserwują każdy ruch wrogów…- spojrzała Venorze głęboko w oczy -
Muszę ich powstrzymać, rozumiesz?-
-
Rozumiem - odparła jej z powagą paladynka. Jeden z jej przyjaciół był wyznawcą boga cierpiących, więc była szansa, że mógł brać udział w tym wydarzeniu. -
Ale ruszanie we dwójkę na czwórkę sług złego bóstwa to na pewno nie jest mądre zachowanie. Tym bardziej, że nie mam tu nic poza swoim mieczem i koniem - stwierdziła, by elfka nie wyobrażała sobie za wiele. -
Możemy za to ruszyć naprzeciw pielgrzymom. Mój wierzchowiec jest szybki i silny, więc poniesie nas obie. Zdołamy na czas ostrzec Ilmaterytów - zaproponowała.
-
Czy ty wiesz co w ogóle mówisz?! Toż to Pielgrzymka milczących. Nic nie może zakłócić ich milczenia, albowiem “Ilmater szedł z pokiereszowaną żuchwą i nie mógł słowa powiedzieć, aż dotarł do studni, z której wodę zaczerpnął a woda oczyściła jego twarz z krwi i nawilżyła mu usta”- harfiarka spojrzała na Venorę zastanawiając się czy rycerka naprawdę nie wie o tej pielgrzymce.
Panna Oakenfold zrobiła zdumioną minę. Jeśli elfka miała jakieś wątpliwości co do niewiedzy paladynki w podjętym temacie to właśnie się ich wyzbyła. Prawdą było to, że Venora nie poświęcała wiele ze swej uwagi na nauki religijne. Co więcej jeszcze nie tak dawno potrafiła zapomnieć o modłach do własnego bóstwa opiekuńczego, ale to zmieniło się wraz ze zmartwychwstaniem.
Paladynka zmartwiła się tą informacją.
-
Ale zaraz - żachnęła się Venora. -
Przecież chodzi tylko o ostrzeżenie ich. Nie muszą nic nam nawet odpowiadać. Bo jeśli ruszymy na sługi Bane'a i polegniemy to i tak nie uratujemy pielgrzymów - rycerka nie dawała za wygraną.
-
Dobrze! Zatem ty jedź i ostrzegaj pochód a ja pójdę i zajmę się wojownikami Bane’a harfiarka również zdawała się nie dać za wygraną.
-
To może przypomnę ci jak dla ciebie skończyło ostatnim razem spotkaniem tamtych? - Venora zmrużyła oczy z dezaprobatą, podnosząc na chwilę wzrok znad księgi, na elfkę. Po tych słowach wyciągnęła rękę i lekko dziubnęła w miejsce gdzie harfiarka miała ranę, nim paladynka ją uleczyła -
Brawura nikomu nie jest potrzebna - czarnowłosa. -
Daj mi chwilę pomyśleć - westchnęła i wróciła do księgi i kamienia z napisem. Po chwili miała już tłumaczenie.
"Carson"
Venora zmarszczyła brwi ze zdziwieniem. Nie rozumiała czy to było słowo znaczące coś w obcym języku czy chodziło o imię. Jej brat przecież takowe nosił. Rycerka w końcu zamknęła księgę, a kamien schowała do swojej sakiewki po czym wstała i wyciągnęła rękę do elfki.
-
Mi nic przypadkowo się nie wydarza, więc bogowie chcieli tego spotkania, może właśnie po to żebyś nie wybrała się na pewną śmierć. Zaufaj mi, jedźmy przestrzec Ilmaterytów. - poprosiła harfiarkę.
Elfia agentka długą chwilę milczała szacując konsekwencje planu Venory, aż w końcu zmrużyła oczy i poprawiła na biodrach pasek, do którego miała przymocowane kilka skórzanych mieszków, małą saszetkę, oraz trzy różne sztylety -
Zgoda…- wzruszyła ramionami.
Venora uśmiechnęła się do niej serdecznie.
-
No to chodźmy - po tych słowach ruszyła do drzwi. -
Nie ma sensu tracić więcej czasu - dodała i zatrzymała się przy wyjściu. -
Wiesz, że wciąż nie powiedziałaś mi jak masz na imię? - wyrzuciła elfce.
-
Gritta… A tak w ogóle to dziękuję za ratunek…- zarumieniła się przez myśl, że do tej pory nie pokazała krzty grzeczności -
Wybacz za moją panikę, ale sama rozumiesz powagę sytuacji… Tu chodzi o życie wielu bezbronnych pielgrzymów... - elfka uniosła lekko brew -
A co potem. Kiedy już ich ostrzeżemy?- spytała.
Rycerka skinęła głową Grittcie. Nie spodziewała się, że w końcu usłyszy imię elfki, więc była miło zaskoczona.
-
Spróbujemy zebrać jakiś sojuszników i wtedy ruszymy sprawdzić co wyprawiają rycerze Bane'a - odparła jej paladynka z powagą w głosie, gdy wyszły na korytarz i skierowały się do wyjścia z domu.
-
A studnia? Jeśli zdążą ją splugawić to czyszczenie wody będzie ogromnym problemem… zauważyła zmierzając za rycerką w kierunku Młota.
-
Tym mogą zająć się kapłani uczestniczący w pielgrzymce - stwierdziła panna Oakenfold, ale na chwilę się zamyśliła. Pokręciła głową, uznając, że sama nie jest w stanie nic zrobić z zatrutą wodą. -
Dlatego muszą zostać powiadomieni o tym co się dzieje... Chyba że studnia jest naprawdę magiczna i tym samym nie są w stanie jej splugawić, a jedynie mogą zastawić zasadzkę. Tak czy inaczej, ruszajmy - powiedziała na koniec i wskoczyła na rumaka.
~***~
Obie kobiety dosiadły bojowego konia i jak najprędzej pognały na przeciw zmierzającej do świętego miejsca Ilmaterytów – pielgrzymki. Południem dotarły do celu. Z szczytu wzniesienia, przez które biegła ścieżka ujrzały grupę może nawet i trzech tuzinów milczących wyznawców boga cierpienia. Byli to głównie ludzie, lecz w przeróżnych przedziałach wiekowych, łącznie z małymi dziećmi, które ledwie co znosiły trudy pielgrzymki. Na czele pochodu zmierzał mnich w szarej i najprostszej szacie.
Venora pognała swego wierzchowca i po kilku chwilach zatrzymała się przed obliczem duchowego przywódcy tej pielgrzymki. Mężczyzna spojrzał zaniepokojony na obie kobiety, lecz słowem się nie odezwał.