Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2017, 11:46   #254
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Rodolphe przerażony całą tą agresją, poprosił Vince’a, by ten bronił jego towarzyszy. Jakkolwiek może - czy to przyjmując ciosy na siebie, czy przytrzymując napastników - jakkolwiek mógł. Rodolphe unikał walki, ewentualnie wypatrując rannych wymagających jego opieki. Nie ważne czy “wrogów” czy “przyjaciół”, jednak ci drudzy mieli pierwszeństwo.
Golem przytaknął, choć nie rozróżniał w tym momencie kto jest towarzyszem Trottiera, a kto nie. Mógł jednak rozpoznać, kto jest w mieście nowy lub komu zagraża niebezpieczeństwo. Szybko namierzył sprawcę dewastacji, który właśnie wycofał się na schody.
Wszelkie demolowanie i niszczenie cudzej własności podlegało karom i grzywnom. Należało pochwycić chuligana i dociągnać do aresztu.
Vince upewniwszy się, że Rodolphe jest bezpieczny, ruszył cięzko dudniac nogami o podłogę za Szepczącym Webly, który pewnie gdyby mógł wrzasnąć to by właśnie krzyczał.

Tymczasem Thomas podbiegł do drzwi i odsunął rygiel. W jednym momencie oba skrzydła wrót rozwarły się na całą szerokość i wpadli do niej szeryfowie. Marius Biały, który trzymał w rękach dwie krucicie i Hector Bombelles ze swoją siermiężną kuszą. Gdzieś bokiem wsadził głowę Trumpett orientując się co się dzieje.
Na zewnątrz pozostał wielki troll Baschett z rusznicą.

- Panowie! - Rodolphe ruszył w ich kierunku. - Bracia Murielle chcą tu wszystkich pozabijać!

Czy granie głupiego go uratuje? Czy może pozbawi życia? Miał nadzieję, że jednak pierwsze. I że przy okazji pomoże gadaniem reszcie.
- Z drogi wieśniaku! - rzucił któryś z szeryfów w jego stronę i już za chwilę walnęły dwa pistolety Mariusa. Szeryf zareagował tak widząc jak ich drużynowy czarownik ucieka po schodach przed Vincem. Pierwsza kula utkwiła w kamiennych plecach golema a druga roztrzaskała mu tył głowy. Kamienny strażnik zachwiał się na schodach i runął w dół koziołkując po schodach. Ciężar golema był tak wielki że wyrwał wszystkie szczebelki z poręczy i rozwalił stół leżący na dole.
Zziajany Webly stał na górze dysząc i dziękował kiwnięciem głowy swoim towarzyszom.

Że też musiał zostawić sztylet w domu. Że, cholera, musiał go tam zostawić! Nie wspomniawszy o torbie lekarskiej. A te skurwysyny, zrodzone z kozicy górskiej, co to nawet po górach wspinać się nie potrafiła, zamiast udawać, że są stróżami prawa, od razu się biorą do rozróby. Co. Za. Gnojki. “Z drogi wieśniaki” usunął się z drogi ghula, a następnie zbliżył się do niego skulony, jakby chciał o coś zapytać. A potem, korzystając ze swojej wiedzy o anatomii człowieka, ghula i innego świństwa, wbił mu łokieć w tchawicę i poprawił kolanem w nerkę. A potem miał nadzieję, że to jakoś przeżyje, postarał się wytrącić mu albo zabrać pistolety i zrobić z nich użytek. Sumienie będzie mogło zaboleć potem.

Najbardziej zaskoczony ze wszystkich był sam Rodolphe. Ghul zgiął się w pół, nie mogąc złapać oddechu, a potem poraził go okrutny ból u dołu pleców. Zielarz wykorzystał sytuację i wyszarpnął z bezwładnej ręki pistolet. Nie był załadowany, ale nie było to istotne. Złapany za lufę działał całkiem skutecznie jako pałka z niewielkim obszarem uderzenia - czyli jak pałka bolesna i obijająca kości.

Rodolphe postanowił potraktować ghula ciosem rękojeścią krócicy w twarz, a potem najszybciej jak się dało skoczył za najbliższy stół. Martwy na nic się nie przyda, a tak skończyłby, gdyby przywitał się z kuszą i rusznicą ziomków strzelca.

- Co jest, kur.. - Marius nie dał się już dalej zaskakiwać i gdy runął na niego kolejny cios Trottier’a chwycił go mocno za przegub dłoni i wykręcił rękę. Pistolet wypadł na podłogę, a znachor aż uklęknął z bólu.

- Hector! - Krzyknął ghull wskazując korytarz za barem. Wielki ogr z cygarem pognał tam potrącając stoły i przewracając krzesła. Za nim ruszyli do pomocy Thomas i Trumpett Murielwie.

Dziura którą wyczarował Szepczący Webly powoli się zamykała. Czar przestawał działać, a wzór rozpadał się w Astralu. Przejście stawało się powoli możliwe. Niestety, zniszczenia pozostały…

- Claude, aresztuj tego typka! I zabierz mu ten pierścień od golema! - Marius oddał trollowi szarpiącego się byłego mera. Sam podniósł leżącą broń i rozmasował żuchwę. - Panie Webly, proszę coś z nim zrobić. - Wskazał na Vince’a.

Czarownik zeskoczył parę stopni ze schodów i dał susa przez leżące ciało kamiennego strażnika. Rozpoczął coś mamrotać, a paluchami ścisnął jakieś drewniane wisiorki.

Najwyraźniej ghule nie są tak wrażliwe, jak się Rodolphe spodziewał. Zdawałoby się, że łokieć wbity w krtań unieruchomi kogoś na dłuższy kawałek. Najwyraźniej zielarz uderzył za słabo, żeby chrupnęło. Szkoda. Teraz stał się przeszkodą dla reszty. A tak być nie mogło.

- Vince, unieruchom maga! - krzyknął do golema, mając nadzieję, że to wchodzi w jego uprawnienia. A potem starał się wyrwać z uścisku trolla, co zakończyło się jedynie uszkodzeniem samego siebie, utratą resztek dobrego samopoczucia i utratą pierścienia.

Golem drgnął nieznacznie. Jego uszkodzenia były jeszcze poważne, ale regeneracja robiła swoje. Sprasowana kula odpadła z pleców wypchnięta przez kamienną masę wypełniającą ubytek. Potylica jeszcze zionęła czarną dziurą, ale Vince rozpalił mętnie oczy.

Szepczący Webly cofnął się kilka kroków i chwycił za fetysz. Rozgniótł go w ręku uwalniając moc, ale tylko coś prysnęło, gwizdnęło i poszło trochę dymu. Zaskoczony złapał za kolejny magiczny przedmiot uwiązany u pasa. Postrzelony strażnik wsparł się na rękach. Kilka fragmentów barierki spadło mu z pleców i obsypał się kurz. Nim jednak zdążył chwycić gnolla, czarownik otworzył pod nim kolejną dziurę w ziemi. Z hukiem trzasnęła ziemia i Golem runął w dół razem z fragmentami desek i gruchnął głośno o dno.

W tym samym czasie ogr i pozostali kucnęli gdy w korytarzu na zapleczu walnął granat. Drzazgi, odłamki i kurz wpadły do dużej sali z łoskotem. Rodolphowi aż zapiszczało w uszach i przez chwilę kompletnie nic nie słyszał. Troll który go trzymał, jedną rękę miał zajętą teraz trzymaniem muszkietu, a drugą osłonił oczy i zachwiał się sycząc przekleństwa…

To był właśnie ten moment. Dlaczego nie poczekał chwilę, zamiast szarpać się jak kretyn? No nic. Podniósł pierścień, który troll upuścił upuścił, gdy osłaniał się przed kurzem i kawałkami tynku. Rodolphe zmusił trzęsące się nogi do działania.


Znachor wybiegł frontowymi drzwiami kaszląc i słaniając się lekko na nogach i wykrzykując ile sił w płucach: "Mordują! Pomocy!". Słyszał jakieś dźwięki za sobą, jakiś łomot, a na placu dostrzegł zdziwionego kowala, Armanda. Ktoś krzyczał coś za plecami Rodolphe i nim ten zdążył przebiec kilka metrów, huknęły wystrzały.
Gdy pierwszy ładunek siekańców ranił klatkę piersiową, pan Platier tylko zamrugał oczami zaskoczony całą sytuacją. Biała, nocna koszula zlała się od razu czerwoną posoką. Drugie trafienie objęło szyję i twarz. Troll zawinął się i padł w błotnistą ziemię.
Dopiero teraz Rodolphe odzyskał w pełni sprawność słyszenia.

- Ja pierdykam , sacrebleu... - zamarudził rozczarowany Claude, który rozpoczął nabijać swoją dwulufową rusznicę. Kowal natomiast leżał jak długi na placu, a życie właśnie z niego ulatywało.

- Cholera, cholera - mruczał znachor, przypadając do ranionego Armanda. Sytuacja miała się tragicznie - troll krwawił obficie z szyi, oko nie wyglądało tak jak należy. A za plecami zielarza Claude ładował broń, by dokończyć dzieła...
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...


Ostatnio edytowane przez Ardel : 16-05-2017 o 20:32.
Ardel jest offline