Pukając do nieba bram: Acelia szła mknąc beztrosko przez chmurki w stronę drzwi wejściowych do Nieba. Zastukała w stylu grubawego krasnoluda, czyli trzy szybkie stuknięcia o drzwi. Drzwi się otwarły i już Aci miała krzyknąć z zachwytu, że dostała się w niebiosa jak tam stał w niebieskiej kiecce Esmond trzymając w dłoni szczotkę do włosów.
-Esmond? - zapytała przez śmiech patrząc na maga od stóp do głów. Wyglądał uroczo. Inaczej sobie wyobrażała wygląd nieba, zdecydowanie inaczej, zabrakło tylko loczków.
-Ładnie tu masz Esiu - powiedziała i rozejrzała się wokół pokojowego nieba. Kilka szafek, biurko, łóżko małżeńskie? Co do cholery! Przecie nie sypiają ze sobą. Trzeba przyznać, że wystrój był piękny nie licząc samego Esia.
-Zdejmij tą sukienkę, bo mi ją podrzesz, a kosztowała krocie - powiedziała stanowczo elfica. No co kupiła ją na bazarku, gdzieś hen daleko. Miała ten plus, że już się nie musiała użerać z zielonymi paskudztwami, tam “na dole” fiuu, od razu jej lepiej. Niech się reszta męczy ze zgrają tych gobci i orków. Tu miała jak w raju nomen omen. Prawdzie jeszcze nie umarła. Jeszcze. Sama zaś była ubrana w spódnicę wyszukaną, czarną z koronką. Na to założone sandałki, a na górną część ciała marynarkę rozpiętą, ona przynajmniej miała tupet się w tym pokazać, nie to co Lovis. Są gusta i guściki. Położyła się na łożu małżeńskim, podkreślmy to, i zasnęła, gdzieś obok pałętał się mag.
Oczywiście to był tylko piękny sen, chlip. Ona leżała na sofie i czekała na ratunek, nawet nie słyszała słów Esia by tamci dwaj pospieszyli się z ratowaniem jej dupska i przywróceniem do pełnej sprawności. Czemu tak zrobiła, odpowiedź była taka typowa dla kobiet, bo tak. Nie chciała po prostu się narzucać innym i tak już marny jej los podczas tej kampanii.
__________________ I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036 |