Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2017, 21:03   #132
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Kiedy dusznica odebrała Nigel’owi żonę, zastąpił ją połowicą innego rodzaju. Alkohol skutecznie oddzielał go grubą kreską od rzeczywistości już trzeci rok. Jednakże ów człek nie zatracił się bynajmniej w odmętach niewielkiego mieszkania. Nawet osnuty maligną umysł był w stanie przefiltrować ponury scenariusz: Selma polowała na tych, którzy nie wznosili kolejnych fundamentów wyimaginowanego królestwa. Czy co tam sobie na temat miasta roiła. Dlatego dzień po dniu wychodził pomagać przy lichych uprawach na północy miasta, gdzie rosły karłowate pieprzowce oraz ragusty - podobne do chmielu rośliny, rodzące cierpkie owoce. Pracował tak, stale będąc pod wpływem jakiejś ilości ginu, whisky, czasem nawet podłej berbeluchy. Był mężczyzną w sile wieku, toteż z czasem organizm przyzwyczaił się do toksyny i nie przeszkadzał Nigel’owi w pracy. On sam nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby nagle zakręcił swój kranik. Ludzkie ciało zwykło posiadać niezwykle umiejętności adaptacji. Potrafiło przywyknąć nawet do stanu patologicznego, zaś doznać szoku, gdyby nagle go przerwać.
Po cichu Nigel zanosił modły do lokalnych sprzedawców trunków rozmaitych za pozorny ratunek od wyboistych ścieżek serca, na które nie chciał powracać. Etanol wygładzał ostre kanty rzeczywistości i lokował w pustce, gdzie nie było miejsca na pasje, ale i trwogi. Nie sądził, by był jeszcze w stanie cokolwiek poczuć. Nie ukrywał przed sobą, pozostawało mu to na rękę.
A jednak tego dnia aż zerwał się z wiklinowego krzesła, gdy na ulicy usłyszał galop dwunastu mustangów. Po raz pierwszy od dawien dawna poczuł jak krew uderza mu w skroń, a oddech przyspiesza. Niezgrabnie podszedł do okna, aby na kilka chwil ujrzeć pędzących jeźdźców z kościanymi twarzami, których determinacja mogła oznaczać jedynie kłopoty.
Nigel przez chwilę myślał, że jadą właśnie po niego. Szeryf zapewne piekliła się, że wychyla za często i zbyt wiele. Ale nie. Dwunastka minęła jego dom, pozostawiając za sobą wirujące tumany szarawego pyłu.
Nigel’owi trzęsły się nogi, toteż usiadł na zydlu, uspokoiwszy oddech. Namacał butelkę obok i odkorkował ją.
Tymczasem strach przepływał ulicami miasta, tuż przed kawalkadą postępującą do przodu z żelazną konsekwencją. Gdziekolwiek nie skręcił tuzin zabójców, tam najpierw płynął strumień grozy, sącząc się do umysłów tworzących zbiorową świadomość Wildstar. Gorączkowy zryw poczuł nawet stary Ringo. Dotychczas jego myśli były pochłonięte snem, resztkami z lokalnej kuchni oraz kopulacją. Właśnie poświęcał czas na pierwszy z tych aspektów, gdy nagle zerwał się z pylistej drogi i nadstawił uszu. Ledwie oddział wyszedł zza zakrętu, jak kundel runął w najbliższą z uliczek, roztrząsając zalegające tam śmieci. Jego zmysły szalały jak w amoku. Wyczuwały zagrożenie, lecz nie w ten prosty, zwierzęcy sposób. Coś zjeżyło mu sierść na całym ciele, a pod sobą wyczuł powiększająca się kałużę moczu.
Całe Wildstar czuło ten nagły impuls. To był jak uderzenie w nerw, w wyniku którego bezwolnie porusza się cały członek. Stado czarnych kruków odleciało nagle z pobliskiego drzewa i ruszyło daleko na wschód, by nigdy tu nie wrócić. Kilka wychudzonych chabet w pobliskiej zagrodzie zdechło, ot tak, teoretycznie bez konkretnego powodu.
Tymczasem dwunastka była wciąż na tropie. Przepatrywała każdą aleję. Jeźdźcy rozdzielali się, klucząc po uliczkach, by zaraz w niezwykle symetrycznym pląsie wrócić do zbitej czeredy.
- Zarzekam na grób matki! Żem nic nie widziała. Ponoć blisko kowala kule się sypały. Tyle wiem! - tłumaczyła drżącym głosem napotkana kobieta.
Potem stanęli przy lokalnym sklepie.
- Robili u mnie zakupy. Ale to było jakiś czas temu.
Zadali mu pytanie.
- Wodę, żarcie, linę i tytoń - odpowiedział ryży mężczyzna.
Końskie kopyta znów uderzyły o ziemię. Miażdżyły ją coraz szybciej, z pysków skapywała zaś gęsta ślina.
- Nie zamierzam z wami rozmawiać - odrzekł napotkany później, kościsty grabarz, który akurat dawno przestał obawiać się śmierci.
Zignorowali to. Nie on był ich celem. Tenże bowiem wyczuli już wkrótce. Jak drapieżcy, w których gotuje się krew, gdy do ich nozdrzy dojdzie woń świeżego mięsa.
Trójka szła od strony kościoła. Na niewielkim placu dwie kobiety oraz mężczyzna rozprawiali właśnie o czymś, zdając się jedynymi, którzy nie wstrzymali kroku na widok zbrojnych. Więcej nawet, podążali bezpośrednio w ich kierunku.
Dla Led grupa była tylko kolejnym punktem na ścieżce do La Monde. Surowym spojrzeniem taksowała nadjeżdżających, w głowie rysując dla nich naznaczony krwią i cierpieniem scenariusz. Obok Ahab poprawiał właśnie broń przy pasie, mówiąc coś na rodzaj litanii. Arya idąca tyłem milczała. Przy jej kolanach krążył kot. Ocierał się o nogi tarocistki, czując niewidzialną dla innych gatunków magię.
Szwadron nie odezwał się ani słowem. Zachowując idealną synchronizację, dobyto broni. Buntliny, którymi dysponowali, były wśród marchii bronią legendarną. Szczyciły się nie tylko świetnym zasięgiem, ale i precyzją, co wynikało ze zmyślnego systemu redukcji odrzutu.
Zatrzymali się sto dwadzieścia stóp* przed trójką, kierując po cztery lufy na każdy z celów. Milczeli, dając znać że tamci mają ostatnią szansę zawrócić. Potem głos mogły zabrać już tylko świszczące pociski.
Lecz przybysze już podjęli decyzję. Jeśli chodziło o otoczenie, nie mieli większego pola do manewru. Z prawej strony, na odległości kilku susów, spoczywał zapadnięty wóz o połamanych kołach. Na lewo stał kamienny filar z lokalnymi afiszami. Ryzykując krótki sprint mógł posłużyć za dodatkową ochronę. Poza tym jednak, otaczała ich pusta przestrzeń, zamykająca się dopiero na domostwach po drugiej stronie terenu**.
W czasie krótkiej ciszy pozwolili wezbrać napięciu, po czym wreszcie...



* 35 metrów.
** 60 metrów.
 
Caleb jest offline