- Popieram Leonarda. - powiedział półgębkiem Colonsky. Ostatnio trochę jakby przycichł, osowiał. Niedawne wydarzenia napędziły mu trochę strachu. Jakieś zwierzoludzie to jedno, ale potwory wielkie jak cztery drzewa? No kurwa. - A tak nawiasem mówiąc to te chatki nie będą podpalone, jak zwierzoludzie zaatakują?
Po czym paluchem pokazał na to co prowizorycznie miało robić za ostrokół na tym mini planie wojennym:
- A to jest całkiem niezłe miejsce, żeby przeprowadzić fortel. Postawić tam kukły udające obrońców, a polane jakimś olejem łatwopalnym. Jak mutanciaki zbliżą się to posłać ogniste strzał i ognisty chuj im w dupę. Oczywiście ładunki wybuchowe byłyby nawet bardziej przydatne, ale rozumiem nie dysponujemy.
Ugryzł kawałek kurczaka i jedząc wydusił z siebie dodatkowe słowa. Wyraźnie było widać mięso przewalające się w jego grubej mordzie. Do tego co pewien czas płukał sobie gardło piwem.
- Poza tym pewnie zgładzimy te wszystkie mutanciaki, ale dobrze było mieć jednak plan ucieczki. Pomyślimy, że idzie na nas jakaś zbieranina, z którą sobie poradzimy na przykład dziesięciu na jednego, a to będzie armia i chuj jeden wie jeszcze co w liczbie dziesięciu tysięcy. Byłoby srogo. Warto mieć plan ucieczki na wszelki wypadek. |