Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2017, 12:07   #1
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
[Thriller/Detektyw] Gorączka

1 Listopada 2010

- Thomas… ostatnimi czasy borykał się z jakimiś problemami. Składał codzienne raporty i wyłapałem z nich, że coś się z nim dzieje, był jakiś roztrzepany, rozmarzony… sam nie wiem jak to określić, ale nie był sobą. Temu was wysyłam - ostatnie instrukcje Marka Malinskiego, szefa kalifornijskiego wydziału Guardians (których nie należało mylić z firmą ochroniarską The Guardians© oraz gazetą The Guardian©) były dość niejasne. Sam jednak znajdował się w dosyć głupim położeniu. Klient wynajął detektywów za lukratywną cenę, ze sporą zaliczką, a oczekiwał dosyć standardowego zadania - obserwacji. Thomas Cell miał jednak zakaz dokładnego składania sprawozdań z obserwacji komukolwiek poza klientowi, dla Malinskiego składał raporty jedynie z przeprowadzonych czynności operacyjno-rozpoznawczych. Mówiąc po ludzku, jego raport ograniczył się do powiedzenia ile godzin spędził na śledzeniu celu, ile czasu robił to piechotą, ile na siedząco czy w samochodzie. Jedynie Thomas otrzymał bezpośredni kontakt do klienta i ten kontakt przepadł wraz z nim.
Może i jeden dzień zaginięcia to jeszcze nie dużo, ale miał obowiązek zgłaszać się rano i wieczorem. Przegapił już wieczór 30 października, cały 31 i ranek 1 listopada. Przez całe dziesięć lat pracy nie przegapił ani jednego raportu, oprócz tych. Był jednym z najbardziej cenionych agentów polowych w Kalifornii, a jako, że była to trzecia największa placówka, to mówiło to sporo. Pierwsze miejsce zajmowała niezmiennie siedziba w Waszyngtonie, która miała masę pracy od anonimowych klientów związanych ze środowiskiem lobbystycznym czy politycznym, a jako, że dziennikarze rozleniwili się przez internet, część swojej pracy lubili też czasem zlecić prywatnym detektywom. Druga była ta która zajmowała się sprawami Nowego Jorku, Nowego Jersey i okolic i podobno był to najtrudniejszy, ale i najlepiej płatny przydział w Guardians.
W związku z brakiem kontaktu z Thomasem, ich zadanie zwykłej pomocy dla starszego stażem uległo rozszerzeniu. Musieli dowiedzieć się gdzie jest, co mu się stało, odzyskać od niego kontakt do klienta no i oczywiście kontynuować obserwację Johna Smitha, tajemniczego mężczyzny o przeciętnym wyglądzie, przeciętnej budowie ciała, którego jedyne zdjęcie było wzięte z dowodu osobistego sprzed pięciu lat wedle instrukcji, której udzielił klient. Poza tym według niego miał się on pojawić na miejscu w Father’s Pride w ciągu ostatnich dziesięciu dni października.
Była to zaledwie garstka informacji, a klient był nadwyraz skryty w sobie, ale zapłacił. Reputacja agencji kazała wykonać zadanie w ramach opłaty, która znacznie przekraczała standardowe wynagrodzenie.
Guardians zapewnili koszty utrzymania, dojazdu czy to pociągiem czy na paliwo i zaliczkę na pierwszy tydzień pracy. Cała trójka była w Father’s Pride już pod wieczór, na umówionym miejscu - miejscowym motelu gdzie zatrzymał się Thomas Cell.
Samo miasto nie robiło wielkiego wrażenia. Wszystkie najważniejsze budynki usługowe czy sklepy znajdowały się przy głównej ulicy, która znajdowała się zaledwie dwieście metrów od peronu. Nie było jako takiego dworca, jeśli ktoś chciał kupić bilet, musiałby to zrobić już w pociągu. Motel znajdował się przy samym wjeździe do miasta, jeśli jechało się z północy.
Nic w mieście nie przykuwało specjalnej uwagi, może poza tym, że sprawiało ono wrażenie westernowego miasteczka, stworzonego specjalnie na potrzeby filmu, nie było ono do końca przełożone na współczesne realia. Słuby z kablami ciągnącymi się nad budynkami wisiały miejscami trochę za nisko, nie wprowadzono tu jeszcze światłowodu, prąd dostarczano tak samo jak sześćdziesiąt lat temu.


Na głównej ulicy było wszystko czego trzeba było dla mieszkańców. Fryzjer, jadłodalnia, biuro szeryfa, urząd miasta, spożywczy czy sklep z narzędziami i akcesoriami dla rolników. Najnowocześniejszym budynkiem był chyba oddział Western Union, niska budka z wypolerowanym szyldem, najstarszym zaś zdawał się być punkt skupu zboża. Nie posiadał szyldu, każdy wiedział, że to tutaj, ale w ramach formalności do szybu od wewnątrz przyklejono kartkę na której wypisano “Skup zboża + związek rolników”.
Wokół miasta znajdowało się sporo farm, których właściciela też byli mieszkańcami miasta i jedynym powodem dla któego granice Father’s Pride wykraczały poza główną ulicę i kilkanaście pomniejszych uliczek mieszkalnych. Łącznie populacja liczyła około tysiąca ludzi, bardziej mniej niż więcej.
Jednak nawet jeśli farmy był zbudowane obok ogromnych pól kukurydzy to same miasteczko i jego najbliższe okolice były zwykła kalifornijską pustynią. Ciemnożółte piaskowe podłoże ciągnęło się wszędzie tam gdzie nie wyłożono asfaltu lub chodznika, mieszkańcy chodzili albo w klapkach, albo w ciężkich butach jeśli szli do pracy i nie chcieli by piasek wciskał im się do skarpet. Jednak droga asfaltowa była tylko na głównej ulicy, wszelkie pozostałe były po prostu czystszym, wytyczonym pasem piasku pośród twardej pustyni.


Trójce detektywów nie pozostawało nic innego jak wynająć pokoje i omówić plan działania. Najstarsza stażem była Deanna Williams której to powierzono chwilowe kierownictwo nad operacją, aż do czasu odnalezienie Thomasa Cella. Patricia okazał się najmłodsza zarówno wiekiem jak i stażem, a Christopher musiał zdzierżyć, że ktoś prawie dziesięć lat młodszy od niego jest jego “kierownikiem”. Chociaż pozostała dwójka miała swego rodzaju obowiązek dostosować się do wytycznych Deanny to lepiej było im nie zaczynać znajomości od twardych rozkazów. Wszyscy wiedzieli, że zostali tu ściągnięci jako nawet nie drugi, ale trzeci wybór. Agencja nie chciała wysyłać więcej niż jednego dobrego agenta, czyli Thomasa, na takie zadupie jakim było Father’s Pride. Przydzielając trójkę mogli wciąż wyjść na agencję, która dokłada wszelkich starań by zadanie zostało wykonane, ale jednocześnie nie przeznaczają na to zbyt dużych i ważnych zasobów ludzkich. Jednak każdemu z nich głupio się było do tego przyznać nawet przed samym sobą. Też mieli swoją dumę, jak miasteczko.
Motel miał jedno piętro i o dziwo basen na dachu, gdzie był tylko jeden, najbardziej luksusowy apartament. Kto był samochodem zostawił go na zbyt dużym parkingu gdzie obecnie stały tylko dwa pick-upy i weszli do recepcji, gdzie z początku pozostali niezauważeni.
Starszy właściciel bez dwóch palców prawej ręki, a dokładniej kciuka i serdecznego, przeglądał powoli lokalną gazetę garbiąc się nad nią i zdrową ręką mieszając herbatę. Podniósł głowę dopiero, gdy trójka stanęła tuż nad ladą. Chwilę zajęło mu przetrawienie tego, że ma gości i to aż trzech. Spojrzał za okno, jakby czegoś szukając na parkingu.
- Nie tirowcy? W czymś pomóc? - spytał patrząc na... Ciężko było powiedzieć na kogo, jedno jego oko co chwila powoli schodziło na bok, by wrócić na środek białka po mrugnięciu. - Nie mówcie mi, że wszyscy chcecie pokoje. Zrobicie mi miesięczny utarg w jedną noc - powiedział uśmiechając się. Przynajmniej jego zębom nic nie brakowało. Idealnie białe i równe, niepasujące do reszty człowieka.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline