Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2017, 21:11   #53
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Walka była już zresztą na zakończeniu. Dwoma celnymi, w miarę, ciosami chudzielec nazwany przez Godivę “Jarvisem” zyskał przewagę nad swym pijanym konkurentem. Nie zdążył już zadać trzeciego. Jego konkurent się potknął, upadł i nie miał sił by podnieść się z podłogi.
- Widzisz?! Wygrałam! - rzekła z entuzjazmem smoczyca. - Następnym razem idziemy do twojego ulubionego lokalu i robimy co ty będziesz chciała.
“Nie jestem pewna czy ona jest po prostu głupia, czy udaje…” Laboni odezwała się z konsternacją, kiedy Chaaya uraczyła “zwycięzcę” zdawkowym spojrzeniem, po czym spojrzała na swoją rozmówczynię, uśmiechając ciepło.
Zachowanie Niebieskiej wyraźnie raziło tawaif, która nie była pewna, czy winna się bronić przed podstępnym atakiem, czy poddać i po prostu rozłożyć nogi.
Uśmiech skrzydlatej, spojrzenie, zdawkowe odpowiedzi… być może nic nie znaczyły, ale jaskrawo odciskały się na podświadomości tancerki, która jak mało kto potrafiła wywęszyć zdrajcę. Skrytobójcę - w szerokim tego słowa znaczeniu.
“Dajże pokój… ma za krótkie nogi na tak wysokie progi…” babka wyśmiała, podejrzliwość wnuczki.
“Być może czegoś od ciebie chce… nie dla siebie, a może dla swojego czarusia… nie masz się czego obawiać… na razie.”
Bardka kiwnęła nieznacznie głową, po czym przyjrzała się zebranym na balkonach.
~ Zmieniliście ich w ludzi, ale są smokami. Zachowuje się jak smoczyca. Próbuje zdominować otoczenie, próbuje dobrać się ci do majtek, próbuje być zachwycająca i zyskać twoją sympatię jak mały psiak. I próbuje być tym wszystkim na raz. Nie przykładaj ludzkich miar ani do niej, ani do własnego partnera. Jeśli Godiva będzie chciała kogoś uderzyć, to to zrobi. My nie mamy waszych ograniczeń, waszych norm i ram obyczajowych ~ przypomniał Starzec. Co nie do końca było prawdą, Godiva była pod wpływem Jarvisa, tak jak Nvery pod jej. To również odcisnęło się na ich psyche.
~ Albo śmiertelnie się nudzisz, albo przypasowały ci rozmowy ze mną… ~ wytknęła tancerka Czerwonemu z kokieteryjnym uśmieszkiem. ~ To jak to jest z tobą Starcze? Czy sięgnąłeś dna i ratujesz się wszelkimi sposobami, czy może przypasowała ci tawaif w udziale? ~ droczyła się z nim, ukontentowana, że pomimo braku Zielonego, mogła komuś poodbijać piłeczkę.
- Gratuluje wygranej moja droga, masz oko do wybierania silniejszego, jesteś na dobrej drodze do stania się prawdziwą damą - pochwaliła smoczycę, bijąc bezgłośne brawa. Podczas gdy Pradawny burknął coś o łaskawym dzieleniu się swą mądrością, Godiva uśmiechnęła się szeroko. - Więc co teraz? Bawimy się jak damy?
- O ile znajdziemy tu kogoś interesującego - mruknęła pod nosem, po raz kolejny rozglądając się po balkonie.
- Hmmm… a po czym ją poznasz? - Smoczyca zadała dobre pytanie. Tu na balkonach dominowali ludzie zamożni, w różnym wieku. Przeważnie mężczyźni, ale było trochę kobiet… zazwyczaj w towarzystwie jakiegoś dżentelmena. Tylko dwie... siedziały samotnie. Jedna z racji zaawansowanego wieku.
- Ją? - zdziwiła się Chaaya, spoglądając na towarzyszkę. - To już nie chcesz spławiać bawidamków? - Tancerka wyraźnie się zamyśliła, zastanawiając się czy w takiej sytuacji znalazły się w odpowiednim miejscu do polowań na inne kobiety. Może na dole miałyby większe szanse, gdyż góra obfitowała w prawdziwych sztywniaków.
- Masz rację… spławianie bawidamków… - speszyła się Niebieska, opuszczając lekko głowę. - To miałyśmy robić. Wypadło mi to z głowy.
- Zdecyduj co chcesz robić a ja się trochę rozejrzę - odparła polubownie, nie karcąc ani nie poganiając Godivy. Samej wstając z siedziska i opierając się rękoma o balustradę, wychyliła się lekko by poobserwować ludzi na dole. Skupiła się oczywiście na płci żeńskiej, tylko od czasu do czasu taksując wzrokiem, górującego nad tłumem barbarzyńcę lub mężczyzn po przeciwnej stronie balkonu.
Trochę biuściastych barmanek, trochę pijanych mieszczek… niektóre ładne, niektóre nie. Spojrzenie Chaai przykuły jednak nie te, które obserwowały walkę, a jej potencjalne uczestniczki.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/5f/44/57/5f44573203f93c27d5e05e316dc2de07.jpg[/media]
Dzikuska o dość gibkim ciele i zmyśle artystycznym wyrażającym się w tatuażach i fryzurze. Oraz mistrzynię walki pięściami w żółtej szacie, przypominającej te noszone na dalekim wschodzie. Na szczęście, nie była skośnooka i z pewnością pochodziła stąd.
Kobieta podparła się na łokciach, wypinając tyłeczek w stronę, zapewne obserwujących ją mężczyzn. Wyłuskując z kucyka pasemko włosów, bawiła się nim nawijając go na palec.
Godiva milczała więc pewnie jeszcze nie podjęła decyzji. Pozostało więc czekać i nie zgubić ślicznotek z pola widzenia.
Kątem oka zauważyła, że przyciągała już uwagę, zarówno paru przystojnych kupców jak i łakome spojrzenie smoczycy.
- No... najpierw paru odpędzamy jak damy, a potem się zobaczy - mruknęła w końcu Niebieska, zainteresowana jednym widokiem.
- Jak sobie życzysz… - odparła, prostując się i zakładając pukielek włosów za ucho, oparła się plecami o poręcz. - Tylko… jako damy mamy troszeczkę związane ręce, nie możemy podejść pierwsze - dodała cicho, kryjąc figlarny uśmieszek za dłonią, spoglądając ukradkiem na jednego z jej obserwatorów. Przez kilka uderzeń serca, patrzyła prosto na niego, po czym szerzej się uśmiechnęła i zasiadła na swoim miejscu, wracając spojrzeniem na rozmówczynię, przysuwając z lekkim smutkiem pusty kieliszek do siebie.
- To pół biedy… co zrobimy jak już podejdzie? - zapytała zaciekawiona Godiva. Tymczasem rybka połknęła przynętę i ów wybraniec losu i Chaai rzeczywiście podchodził z zawadiackim uśmieszkiem.
- Zjemy - zawyrokowała trzpiotnie bardka, spoglądając ukradkiem na mężczyznę by się uśmiechnąć.
- Ach Różo moja Różo… gdzieś ty mnie porwała - dodała głośniej, opierając się o oparcie.
- To ponoć bardzo porządny lokal, tak słyszałam - odparła potulnie, schylając głowę i zerkając to na biust bardki, to na podchodzącego mężczyznę.
- Kielichy tak olśniewających pań nigdy nie powinny być puste, nieprawdaż? - zapytał arystokrata zerkając na nie.
- A okna ich oczu, samotnie gasnąć w mroku nocy… - Wzruszyła nieznacznie ramionami Chaaya, po czym kiwnęła na powitanie. Spoglądała w zaciekawieniu na nieznajomego, a w kącikach jej ust błądził uśmieszek.
“Właściwie to jak damy zachowują się w tych rejonach świata?” wtrąciła babka, a jakaś tancerka burknęła, że na pewno nie tak drętwo jak na pustyni.
- Dobrze powiedziane. - Arystokrata przysiadł się z uśmiechem przylepionym do ust. - Fredirik Ashenworm… z tych Ashenwormów.
Oczywiscie Chaaya słyszała o “tych” Ashenwormach, rodzie pół- kupieckim pół-mafijnym utrzymującym monopol na przyprawy w mieście. Nie dowiedziała się co prawda za wiele, jedynie półsłówka wrzucane w rozmowy… ale wystarczająco, by czytać między wierszami.
Na Godivie “ci” Ashenwormowie nie robili żadnego wrażenia, więc tylko uśmiechała się naśladując tawaif. A sam gach zamówił karafkę najlepszego wina, gestem dłoni przyzywając najbliższego sługę. - Z kim mam niewysłowioną przyjemność?
- Och… - Bardka przyłożyła dłoń do policzka, jakby rodowód przybyłego wprawił ją w prawdziwe oniemienie.
- Paro Jaan… a to moja przyjaciółka i wierna towarzyszka Róża Stormwings - przedstawiła obie Chaaya, uśmiechając się pogodnie, choć z cieniem zawstydzenia lub onieśmielenia tak szacowną osobą, jaką był owy mieszczanin. - Spotkał nas prawdziwy zaszczyt tego wieczoru, a już zaczynałam spisywać go na straty po mojej przegranej. - Zachichotała cicho i mrugnęła do smoczycy porozumiewawczo. - Źle obstawiłam… ale cóż, jak to mawiają, jeśli się nie masz szczęścia w hazardzie… to masz w miłości.
- Taka piękna kobieta z pewnością ma szczęście w miłości - odparł z gorliwością bogacz widząc, że idzie mu dobrze z kokietowaniem Paro. A Godiva mruknęła cicho. - Czyli ja mam pecha w miłości?
Wzruszyła ramionami i wyjrzała przez barierkę. - To kogo chcecie obstawiać.
- Myślę, że na obstawianie jeszcze przyjdzie czas… a może i inne… rozrywki? - stwierdził Fredirik.
Tancerka zaśmiała się dźwięcznie, spoglądając na wojowniczkę pocieszająco.
- Nie przejmuj się moja droga, to tylko powiedzenie w dodatku wymyślone na potrzeby poprawienia humoru spłukanym przegranym. - Siedziała chwilę w konsternacji, po czym wybuchła perlistym śmiechem ukrytym za dłonią. - Czyli mnie w tej chwili!
Następnie spojrzała na kompana, wachlując się rączką. Szybki był… trzecie zdanie i już insynuował niecne plany.
- Noc jest młoda i pełna niespodzianek - odparła wymijająco, dając znak, że tak łatwo podejść się nie da.
- Cóż… moja prywatna gondola też jest ich pełna. I smakołyków również - zasugerował uprzejmie Fredirik, wstając by osobiście nalać wina z przyniesionej przez sługę karafki do kielichów obu kobiet. - Bo jakkolwiek to przyzwoita karczma, to jednak jeśli chodzi o kulinaria, to... - westchnął znacząco i smętnie.

Bardka przyglądała się nalewanemu winu, jakby trochę od niechcenia, pilnując by mężczyzna niczego im nie dorzucił do kielicha.
- Bynajmniej… - mruknęła niby do swoich myśli. - Przyszyłyśmy popatrzeć na boksujących się na ringu w innym wypadku poszłybyśmy do innego lokalu… - Chaaya wyjrzała za balustradę, przyglądając się zamawiającym przy szynku oraz walczącym na ringu. - Czy nasze towarzystwo cię nuży w tejże karczmie, że tak śpieszno ci na zewnątrz? Dopiero coś się przysiadł, a już drugi raz napominasz o ucieczce stąd. Twe słowa sprawiają mi wiele smutku, nie wposminając o Róży, która z natury gaduła… teraz umilkła jak trusia. - Kobieta spoczęła spokojnym spojrzeniem na arystokracie. Jej ciepłe tęczówki, teraz wydawały się nieco oszronione lodem, a łagodny uśmiech wyblakły i pełen nagany.
- Ten lokal ma wiele zalet i rozrywek, ale nie zapewnia spokojnej atmosfery do miłej rozmowy. - Uśmiechnął się mężczyzna, nalewając wina do swego kielicha i smakując go. - Ani dobrej kuchni, choć wybór trunków jest tu na poziomie.
Uniósł kryształ w górę wznosząc toast. - Za miłe spotkania i jeszcze milsze ich konsekwencje.
Godiva zaś spojrzała na bardkę nie bardzo wiedząc jak się zachować.
Chaaya uniosła kieliszek i poruszyła sugestywnie brwiami, przyglądając się ciepło smoczycy, samej nie do końca wiedząc jak długo ma przeciągać katorgę ich trojga przy wspólnym stoliku.
- To powiedz… czemuś przyszedł sam w takie miejsce? Nie wyglądasz na kogoś, komu brak dobrego towarzystwa… - Zwilżywszy usta, umknęła spojrzeniem na arenę, gdy tłum gapiów głośniej zawiwatował.
- Szczerze powiedziawszy to nie jest idealne miejsce na poznawanie siebie bliżej, dlatego nie bywam tu w towarzystwie, acz… nie mogłem przepuścić okazji poznania dwójki tak uroczych kobiet - odparł szarmanckim tonem, po czym spytał zaciekawiony. - A co was, moje piękne, sprowadza do takiego miejsca?
- Róża lubi walki… - mruknęła oględnie bardka, chowając łotrzykowski uśmieszek za szkłem. - Odpowiednio ją nastraja… - dodała, opierając się o krzesło. - Takie miejsce nie jest idealne do spędzania w nim czasu samemu… - upomniała arystokratę, po czym skupiła swe spojrzenie na karminowej cieczy, oblewającej leniwie ścianki kielicha.
- Tak… ale towarzystwo musi być odpowiednie. - Wzrok mężczyzny spoczął na smoczycy, która poświęcała mu niewiele uwagi bardziej zajęta walkami na dole i swoją towarzyszką.
- A co ciebie nastraja Paro? - zapytał Fredirik skupiając uwagę na tancerce.
Ta z początku nic nie odpowiedziała, mieszając cieczą powolnym ruchem dłoni, po czym jak gdyby nigdy nic, popatrzyła na kompana lekko zdziwiona jego pytaniem.
- Kwiaty… - odparła z dziecięcą prostotą i szczerością, uśmiechając się słodko i czule, a jej wzrok po chwili spłynął z oblicza Fredrika wprost w objęcia oczu Godivy.
- No tak… taka piękna kobieta winna być otoczona pięknem, zwłaszcza tak pięknie pachnącym. - Fredirik czarował banałami, próbując przyciągnąć uwagę tawaif, podczas gdy niebieskoskrzydła uśmiechała się zaskoczona jej słowami, a w jej oczach błyszczały psotne iskierki.
“Ślepy fagas…” skwitowała cierpko Laboni wzbudzając śmiech dziesiątek Chaaj, które rozbrzmiały w umyśle Paro niczym szemrzące sznury dzwoneczków. “Mężczyźni zawsze myśleli kutasami… dlatego tak lubiłam eunuchów… pozbawieni węża w spodniach, nagle zaczynali racjonalnie myśleć i dało się z nimi nawet porozmawiać…”
- Oczywiście Fredriku… wspaniałym, wonnym ogrodem… pełnym rubinowych róż znad morza czterech stron świata… - Bardka jeszcze chwilę przeszywała lekko rozbawionym spojrzeniem wojowniczkę, po czym upiła drobny łyczek wina, spuszczając grzecznie wzrok na blat stolika.
Róża czerwieniła się coraz bardziej, a Chaaya poczuła jak pod stolikiem dłoń smoczycy pieszczotliwie zaciska się na jej kolanie, a sama Godiva podjęła inicjatywę mówiąc. - Eeee… może… mały zakładzik, co? Wyszepczę ci do uszka mój sekret, jeśli… eeemm… rozweselisz Paro bukietem pięknych róż. Ale musisz się spieszyć, by zdążyć to zrobić zanim moje usta zetkną się z ustami… kogoś kto mnie… - zerknęła na walczących zawodników. - …kto mógłby obudzić we mnie ogień.
Spojrzała na tancerkę. - Myślisz że… przesadzam z takim zakładem?
- Mamy pełnie… zabawmy się! - Zaśmiała się wesoło dholianka, również wyglądając za balustradę. - Nie mamy nic do stracenia, a możemy tylko zyskać!
- Więc… jeśli chcesz poznać mój... sekret. - Oblizała lubieżnie usta Godiva uśmiechając się. - To się pospiesz… mój sekret jest bardzo… niecodzienny. I może cię zainteresować.
- Zgoda… - odparł kupiec i poderwał się od stolika, by w szybkim tempie opuścić lokal i zdobyć owe kwiaty.
Chaaya wybuchła śmiechem, kręcac w zrezygnowaniu głową.
- Ulatniamy się zanim wróci, czy czekamy i obwieszczamy, że nie zdążył?
- Czyli nie dostanę buziaka? - Smoczyca wygięła usta w podkówkę. - W końcu to ja go się pozbyłam. Nie ty. Nie należy mi się nagroda?
- Nie wiedziałam ile jeszcze chcesz to ciągnąć… nie wybrałyśmy jakiegoś sygnału... - Bardka pochyliła się nad stołem, składając usta w dzióbek, a Godiva nachyliła się i pocałowała ją delikatnie, a potem nieco bardziej namiętnie. Usta miała miękkie, ale technikę całowania podkradła Jarvisowi.

Odsunęła się po pocałunku dodając. - Wolisz czekać, aż wróci? Nawet jeśli przegra to i tak może się uparcie do nas przyczepić.
Tawaif oblała się rumieńcem zawstydzenia, bo nie spodziewała się, aż takiej zuchwałości… tu przy wszystkich. Dopijając wino jednym haustem, odstawiła kieliszek na stół.
- Jak wolisz… możemy czekać na niego, możemy szukać nowego, możemy zejść na dół... - Chaaya wzruszyła ramionami. - Znalazłam na dole parę ciasteczek… może będziemy miały szczęście?
- Szczęśliwe ciasteczka. Nie chcę bowiem czekać na niego. Był chociaż przystojny? Bo nudny na pewno - oceniła cierpko Godiva. - Będę musiała przypomnieć Jarvisowi, by prawił ci lepsze komplementy i lepiej zajmował się twoją rozrywką. Bo ten… wydawał mi się męczący.
- Nie wiem… - odparła szczerze bardka, wstając od stolika i dolała sobie trunku, by zabrać go ze sobą. - Rzadko który mężczyzna robi na mnie wrażenie… czy to elokwencją, czy wyglądem - mruknęła zamyślona, szybko dodając. - Staramy się nie oceniać swoich klientów, co by się do nich nie uprzedzać, ale lubimy plotkować na tematy innych. - Tawaif sięgnęła pamięcią wstecz, szukając we wspomnieniach kogoś kto jej się spodobał i kogo mogłaby przytoczyć smoczycy. Do głowy przychodziły jej tylko dwie osoby… Anksara oraz wojownik, którego imienia nie mogła sobie przypomnieć, a o którego tak zazdrosny był Jarvis.
Wstrząsnął nią dreszcz, gdy przypomniała sobie spojrzenie ciemnych oczu, żołnierski i pewny chód oraz te dłonie… krzepkie i spękane. Twarde.
Nawet teraz działał na nią stymulująco… upiła kilka łyków czerwonego płynu, zwilżając suche gardło i usta. Ach… gdyby mogła sobie przypomnieć jak się nazywał…
- Dziwne podejście… - zamyśliła się Godiva, podążając za bardką.
- Dlaczego? - zaciekawiła się Chaaya. - Jeśli nie podoba ci się danie, które musisz zjeść… zamiast zamknąć oczy i skupić się na szybkim posiłku, siedzisz i się w nie wpatrujesz, obrzydzając sobie, to co nieuniknione, jeszcze bardziej?
- Dużo było takich dań? - spytała współczująco smoczyca.
- Po pewnym czasie przestajesz liczyć - mruknęła rozbawiona, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. - Chodźmy na dół, zanim wychylę kolejnego kielicha. - Tancerka wygładziła, zmarszczki na spódnicy, po czym ruszyła do schodów, a później ostrożnie w dół, wmieszać się w tłum gawiedzi, która zdecydowanie lepiej bawiła się od tych na balkonach.
Godiva posłusznie podążyła za nią naśladując we wszystkim “starszą siostrę”.

Chaaya krążyła wśród pijących, starając się nie zwracać na siebie uwagi, choć zdawała sobie sprawę, że jej strój jak i ogólny wygląd, dość mocno odcinał się na tle przeciętności zebranego tu mieszczaństwa. Nie przejmowała się tym zbytnio, zachowując pozory pewności siebie, by żaden łasy, na łatwy kąsek, mężczyzna nie upatrzył sobie w drobnej bardce zdobyczy.
Po dopiciu wina oraz beznamiętnemu obserwowaniu jak kolejny pijus całuje się z deskami ringu, tawaif zastanowiła się, którą z wcześniej upatrzonych kobiet zaczepić.
Obie nie pasowały do gustu Godivy. Obie były typem samodzielnym, wojowniczym i indywidualnym.
Smoczyca zaś opisała swoje przyszłe połowice, jako wątłe, kruche i bezbronne mimozy, które mogłaby zdominować pod pretekstem ubóstwiania oraz opiekowania się nimi. Tancerka nie chciała nawet myśleć, skąd takie predyspozycje w niebieskoskrzydłej, obawiając się, że były one sprawką preferencji czarownika.
Byłaby to gorzka i smutna prawda, której nie do końca chciałaby wiedzieć o Jarvisie, przynajmniej na razie.
Odstawiając kieliszek na tacę przechodzącego w tłumie sługi, podeszła do ubranej w żółtą tunikę pięściarki, uśmiechając się głupiutko i niewinnie, jak zauroczony w aktoreczce fan.

- Waaaah! Była pani wspaniała! - zaćwierkała niczym kolorowy ptaszek, który napił się z karafki o kroplę za dużo złocistego płynu. - Widziałam z góry, kładła pani każdego na łopatki, jednym ciosem! Rach-ciach! - dodała pełna pasji i podziwu, opierając dłoń o swój policzek. - Ach gdybym ja tak potrafiła, gdyby tatko wysłał mnie na treningi do pani a nie na lekcje śpiewuuu… - rozmarzyła się z wyraźnym rozrzewnieniem i dopiero wtedy jakby do niej dotarło, że w sumie mogła przerwać kobiecie w rozmowie z kimś lub obserwowaniu kolejnych potyczek.
- Aćća… - Zacmokała zawstydzona, łapiąc Godivę pod ramię i wtulając policzek w jej bark, skryła się za jej osobą wyraźnie zażenowana. - Gdzie moje maniery, przepraszam… - Popatrzyła przepraszająco na mistrzynię walki, po czym błagalnie na swoją towarzyszkę, jakby ta mogła ją uratować z tej niezręcznej sytuacji.
- Jesteśmy tu… nowe… no prawie - zaczęła Godiva, a zapaśniczka przyjrzała się smoczycy dodając. - Tak.. ciebie… już chyba… Wyglądasz jakoś tak znajomo.
- Ja… walczyłam, raz czy dwa - wyjaśniła skrzydlata, dodając wstydliwie. - Z kiepskim skutkiem.
- Nie wyglądacie na takie co walczą. Panny z dobrego domu… - odparła ze śmiechem wojowniczka, dodając po chwili. - Jestem Kaidiri.
- Paro! - przywitała się podekscytowana Chaaya, której wstydliwość nagle przeszła, zamieniając się na miejsce z ciekawością. - I Róża… Różyczka… malutka i czerwoniutka - dodała, strojąc słodkie minki do smoczycy. - Powiedz jak to robisz! Też chcę umieć tak przywalić! - Tancerka podskakiwała koło Niebieskiej, ale znowu nagle wzięło ją na zawstydzenie, bo szybko się za nią schowała.
- Chcesz się napić, czegoś?
- Oj… nie wiem, czy to dobrze, żebym jeszcze się czegoś napiła. Już i tak dużo wychyliłam wina podczas walki. - Zaśmiała się Kaidiri, podczas gdy Róża rzeczywiście robiła się czerwoniutka na twarzy.
Wojowniczka dodała. - Powinnam się przewietrzyć, a wy?
- Możemy iść… prawda? - Bardka złapała Godivę za rękę, ochoczo drepcząc w miejscu. - Kaidiri często tu przychodzisz? Jesteś z miasta, czy tylko przelotem? Bo my jesteśmy nowe… tak nowe-nowe… ciężko tu o dobre towarzystwo. - Dziewczyna paplała wesoło, żywo gestykulując wolną ręką.
- Ja... się urodziłam tutaj. W mieście… wśród ruin - odparła z uśmiechem, ruszając do wyjścia, ale niezbyt szybko, co by dwie ciekawskie panienki mogły za nią nadążyć. Bo i obie ruszyły za nią. - W tym miejscu rzeczywiście ciężko o dobre, ale tam wyżej na balkonach...
- Nudne towarzystwo... - skwitowała smoczyca zerkając w górę.
- Och tutaj?! A nie wyglądasz, masz śliczną tunikę i jeszcze w takim nietypowym kolorze… - Tancerka dalej się zachwycała, idąc za pięściarką lekko chwiejnym krokiem, przyjemnie kołysząc przy tym biodrami. - Anooo… na górze było nudno… i jeszcze mężczyźni wyjątkowo… nie ważne zresztą.
- Uczył mnie Sen-Tsuk-kai. Uciekinier z krain wschodu. Założył dojo w La Rasquelle i uczy walki - wyjaśniła Kaidiri spokojnie. Godiva zaś wodziła spojrzeniem od jednej do drugiej kobiety, nie mogąc oderwać od nich oczu.
- Ach! Jak orientalnie… - rozmarzyła się Chaaya. - Trudny to trening? Myślisz, że nadałabym się na lekcje… albo chociaż Różyczka? Ona jest taka silna… - zachwalała smoczycę bardka, chichocząc wesoło. - Przyjemnie jest patrzeć jak w świecie zdominowanym przez mężczyzn wygrywa kobieta.
- No cóż… myślę, że każdy się może nauczyć walczyć, acz nie polecałabym tu sprawdzać swych umiejętności, choć pewnie lepiej niż… na innych arenach - odparła ponuro Kaidiri i przeciągnęła się rozprostowując kości. - Ale dość o tym, więc… walczysz Różyczko?
- Eeee… trochę - zapeszyła się Godiva.
- To dobrze… trening czyni mistrzem i rzeźbi ciało - wyjaśniła. - A więc drogie panny, co was sprowadziło do miasta?
Tawaif z chęcią trzepnęłaby smoczycę w łeb, gdyby to pomogłoby przełamać jej wstydliwość.
- Jaaa przyjechałam za ukochanym, a Róża chce się podszkolić w walce, zarobić górę złota i zdobyć sławę - odparła skwapliwie Paro, uśmiechając się jak zadowolona i najedzona kotka. - Poznałyśmy się w karczmie, uratowała mnie przed napastliwym gadem, który postawił sobie za punkt honoru uprzykrzyć mi posiłek i tak… wychodzimy czasem na miasto, szukać szczęścia. Mnie się ono jednak nie trzyma… - Zaśmiała się wesoło, przyglądając pięściarce z niesłabnącym zachwytem.
- Znalazłaś go? - zaciekawiła się Kaidiri. - Tego ukochanego? To wszak duże miasto, a skoro żadna z was go nie zna.
- Po drodze - odparła pełna dumy bardka. - To znaczy… moooże po drodze? Wolę nie zapeszyć, wiesz jak to bywa… lepiej nie mówić hop bo się później złamie nogę. A ty? Co robisz, oprócz tego, że obijasz pijakom garki? Nie chciałabyś na przykład wyjechać… na wschód chociażby? Podobno tam ładnie i dobrą herbatę mają… ale nigdy tam nie byłam… tatko mi tylko opowiadał - gadała jak najęta, zezując od czasu do czasu w kierunku Godivy.
- Ja? Mi tu dobrze. Jestem najemniczką. Czasem poeskortuję ładunek, czasem popilnuję osób, czasem udam się w ruiny po skarby. - Przyjrzała się krytycznie obu “fankom”. - Ale to chyba nie dla was życie.
- Wygląd bywa mylący - mruknęła smoczyca, lekko zawstydzona jej słowami.
- Och, życie poszukiwacza przygód musi być wspaniałe! - rozmarzyła się Paro, wachlując się rączką. - Ale życie mieszczucha też ma swoje zalety… chodźmy na tańce! Co wy na to? Kaidiri już swoje wygrałaś, tak samo jak Róża, bo wiesz… zakładałyśmy się, no i… cóż.. - Wzruszyła dziecięco ramionami Chaaya. - Zmieńmy lokal, dzisiaj pełnia, wypadałoby trochę potańczyć, prawda? Oczywiście, że prawda. - Wzięła się pod boki, zagadując nie tylko kompanki, ale i własne myśli. - Tyyylko… jest tu jakaś tawerna z muzyką, tylko nie jakieś bufoniaste pitu pitu z wyższych sfer…
- Jeeeest… ale… - zawstydziła się mniszka. - Znam kilka… ale ja… no… nie tańczę. Nie umiem.
Godiva zresztą chyba też nie umiała tańczyć i była pewna, że tawaif o tym wie. Była więc zaskoczona słowami Chaai, ale uśmiechnęła się niepewnie. Ufała bowiem swojej kompance.
- To cię nauczę! Nie daj się prosić, jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić, a jak nie to zwiejemy! - Zachichotała trzpiotnie tancerka, łapiąc smoczycę za rękę i przytulając się do jej ramienia. - Życie jest zbyt krótkie na bycie wstydliwym, prawda Różo?
- Przypominam… że sporo wypiłam. Więc nauka tańca nie jest naj… a co mi tam. Przepraszam jeśli cię przy okazji zmacam, lub co gorsza… zwymiotuję. - Zaśmiała się Kaidiri poddając się. - Jeśli ci to… nie prze… hmmm … nie przeraża cię to, to… najbliższa karczma jest tam. Półelf Infirion tam gra.
- A tam… też swoje wypiłyśmy! - Ozwała sie radośnie bardka, trącając bioderkiem Niebieską. - To co, ruszamy na podbój parkietu… ten półelf dobrze gra?
- To mój drugi ulubiony muzyk. Można go słuchać całymi nocami. - Rozmarzyła się sztukmistrzyni i wzruszyła ramionami. - Niestety trzeba rano wstać, by zrobić poranny długi trening, więc… nie słucham go całej nocy.
Godiva zaś pokiwała ze zrozumieniem. Wszak sama też ofiarnie ćwiczyła.
- No tak… kobieta pracująca - odparła z podziwem Chaaya, prowadząc do stojących gondol, by wsiąść do wolnej łódki. - To tłumacz gdzie ta karczma i płyniemy!
- Za mną… pokażę… po co mam tłumaczyć, skoro i tak z wami płynę. Chyba, że nie? - zasępiła się mniszka.
- Chodziło mi byś wytłumaczyła gondolierowi. - Zaśmiała się zdziwiona bardka, siadając na ławeczce.

Kaidiri zaśmiała się zażenowana tłumaczeniem Chaai i mruknięciem zwaliła wszystko na alkohol. Godiva grzecznie usiadła obok tawaif, patrząc roziskrzonym wzrokiem to na mniszkę to na Chaayę i… tancerka zrozumiała, że smoczyca okłamuje samą siebie. Owszem mogły ją pociągać delikatne kobiece kwiatuszki, ale i silne niezależne kobiety również kusiły smoczycę, z czego chyba nie zdawała sobie sprawy. Tyle, że wobec takich traciła całkiem rezon nie wiedząc jak się zachować.

Mniszka stanęła na dziobie gondoli i niczym dowódca wskazywała kierunek, z trudem utrzymujac równowagę. Alkohol dodawał jej animuszu, ale… cała sytuacja groziła wywaleniem łodzi i zimną kąpielą dla całej czwórki.
- Rozluźnij się… - szepnęła do towarzyszki, klaszcząc pięściarce. - Brawo, brawo! Jak prawdziwy kapitan pirackiego statku! Arr! - Śmiała się do rozpuku wesolutka Jaan.
- Jestem rozluźniona… tylko wiesz… nie tak śliczna, czy kobieca jak ty - szepnęła cicho smoczyca.
- Oj głupiutka… - roztkliwiła się nad skrzydlatą bardka.
Godiva pożądała kruchości, a nie dostrzegała jak sama była delikatna. - Nie denerwuj się tak… nie wstydź się siebie, ani tego, że czegoś nie umiesz lub nie rozumiesz… bądź otwarta, pytaj, poznawaj i nie rezygnuj zbyt szybko. Jestem tuż obok i zawsze ci pomogę - wyszeptała do przyjaciółki, zaczynając ją łaskotać. Zdecydowanie Paro nie powinna więcej już wypić i trzeba będzie ją pilnować by nie wpadła w żadne kłopoty.
- Różyczka też jest kiepska w tańcu - zawołała głośniej Chaaya. - Ale nie martwcie się! Z taką nauczycielką jak ja… to… HO, HO staniecie się paniami parkietu! Będzie super! Prawda? - zapytała z nagła mężczyznę, który przeprawiał je przez kanał. - Jasne, że prawda - odpowiedziała sama sobie z rezolutną minką.
- Tak prawda - potwierdziła Godiva, wodząc nerwowo palcami po udzie Chaai poprzez sukienkę. Trochę to ją relaksowało i uspokajało. Kaidiri zaśmiała się zaś, wesoło dodając. - Tylko potem… nie narzekaj jak ci podepczę palce. Taniec ma inny rytm niż walka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline