Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2017, 21:05   #51
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Jarmarczne przygody chłopaków

Nveryioth szedł jak cień za czarownikiem, słuchając jego opowieści na temat miasta i nieśmiało podjadając cukrowe nitki, które lepiły się do jego smukłych, białych palców, pozostawiając po sobie kolorowe ślady.
Milczał, bo i Jarvis nie wymagał od niego żadnej interakcji. Starał się też nie rzucać w oczy w tłumie gawiedzi, ale było to dość trudne, zważywszy na jego wzrost… i nietypowy wygląd.
Gdy do uszu mężczyzn dotarł dźwięk organów, gad, obejrzał się na budynek, ale w jego oczach nie kryła się ekscytacja, podobna tej podczas kupowania łakoci przy jednym ze straganów.
Gekonicka dyndająca u pasa w swym karcerku, przeciskała pyszczek przez szparki między pręcikami, starając się dziabnąć swojego nosiciela, za każdym razem, gdy jego ręka, przesunęła się bliżej jej klatki. Na razie próby jaszczurki spełzały na niczym, ale widać było, że zaliczała się do tych upartych samiczek, które tak łatwo nie rezygnują ze swoich niecnych zamiarów.
- Nie brzmi to… na festynową muzykę… - wtrącił zblazowany białowłosy, oblizując z głośnym cmoknięciem palec.
- To nie jest… nie jest to też melodia religijna, tooo… - Jarvis nie dokończył słowa. Zamyślił się wyraźnie, jakby zapominając o całym świecie. W tym o Neronie, na którego podejrzliwie patrzyło wiele oczu. Na szczęście, większość uspokajał fakt, że smokowi nie przeszkadzały wiszące tu i tam girlandy czosnku.
Młodzieniec przekręcił lekko głowę, spoglądając na czarownika i podnosząc jedną brew w zdziwieniu. Wzruszył jednak ramionami, zupełnie nie doceniając kunsztu organisty
i oddalił się w głąb porozstawianych małych sklepików z precjozami, by pooglądać co tam ciekawego... i smacznego sprzedają.
Były tam pieczone ciasteczka z mięsnym farszem i polane jakimś słodko-kwaśnym sosem. Z ponoć tajemniczym składnikiem w samym sercu ciasteczka. Za jedynie dziewięć miedziaków. Okazja po prostu!
Z jakiegoś powodu, tajemniczy składnik, źle się kojarzył zielonoskrzydłemu, który czym prędzej oddalił się od stoiska, jakby w obawie, że mógłby się zarazić nieznajomą chorobą od samego patrzenia na ciastko.
Błądząc tak od budki do budki, oddalał się coraz bardziej od czarownika, posępnie oglądając bawiących się wokoło ludzi. Wesoła atmosfera w ogóle nie udzielała się białowłosemu, który bez bardki nie odczuwał takiej przyjemności z odkrywania nieznanego otoczenia.
Tymczasem Jarvis znikł już całkiem z pola widzenia Nveryiotha… a i muzyka w świątyni umilkła.
Bladolicy młodzian został sam i dopiero po dłuższej chwili posłyszał głośny huk broni palnej, w której tak lubował się czarownik.
Smok nie przejmował się zanadto “kompanem”. Nie dlatego, że go nie lubił i życzył mu źle… no może po części… troszeczkę, ale głównym powodem był brak przygotowania na ewentualną walkę, oraz jego, bądź co bądź, kłopotliwa aparycja. Wychodząc więc z założenia, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, postanowił nie robić nic… Przyczajając się się gdzieś w alejce przy pokaźniejszym straganie z czosnkowymi ozdobami i obserwując rejony skąd dochodziły odgłosy walki.
Tych nie było dużo… po kilku wystrzałach, nastała cisza i nic się nie działo. W końcu Jarvis pojawił się wśród jarmarcznych straganów, wyraźnie ranny w lewe ramię i bardziej blady niż zwykle.

Gad czknął przestraszony, blednąc jeszcze bardziej niźli to możliwe na jego eterycznym licu. Plan nie wtrącania się do walki, która niekoniecznie musiała dotyczyć czarownika, może i był dobry… ale nie w tym wypadku...
- Nie umieraj! - zapiał przestraszony Nero, już czując wzgardliwe spojrzenie swojej partnerki, gdy ta się o wszystkim dowie. - Nie konaj mi tu! - Białowłosy przepchnął się między parkami zakochanych, zatrzymując się przed jeźdzcem i wyraźnie nie wiedząc co zrobić. Zgarbiwszy się niczym śmierć nad dobrą duszą, przez chwile pokiwał się w przód i w tył, próbując zdecydować się co właściwie chce uczynić, ale im bardziej się metlał, tym bardziej oświecenie nie chciało na niego spłynąć.
- Nie jestem martwy… jeszcze. Zakup jakieś chusty… muszę opatrzyć ranę i korzeń miętlnicy bagiennej - wysyczał z powodu bólu Jarvis, opierając się o jeden ze straganów. Strażnicy miejscy i przechodnie starali się nie zauważać rannego czarownika. Jakby go tu w ogóle nie było.
Narastające niedowierzanie, szybko ustąpiło jakiejś wewnętrznej agresji, która pojawiła się w gadzie nie wiadomo skąd, ani nie wiadomo kiedy, gdy kolejni ludzie mijali ich z obojętnymi minami.
Dziwne obrzydzenie do miejsca w którym byli, wezbrało w prawie dwumetrowym młokosie, który postanowił wyładować go na rannym mężczyźnie.
- Spierdoliłeś mi wieczór wiesz? - odezwał się z wyrzutem, ale i… nietypową troską w głosie, podczas zdejmowania czarnej koszuli. - Ja wiedziałem, że te organy to o kant chuja… - zawyrokował biorąc ramię czarownika, by owinąć go materiałem, który jeszcze przed chwilą nosił na własnych barkach.
Chude dłonie lekko drżały przy opatrywaniu towarzysza, a zbyt przejasrkawione wulgaryzmy w jego wypowiedziach, zdradzały, iż był wstrząśnięty zaistniałą sytuacją.

Nero popatrzył butnie na sprzedawcę stojącego obok, gotowy prać go po mordzie, gdy tylko spojrzy na niego lub Jarvisa z ukosa.
- Dawaj… idziesz ze mną… nie wiem gdzie tą miętoślnicę kupić… weź się oprzyj… CO TY TAM ROBIŁEŚ?! MIAŁEŚ SŁUCHAĆ MUZYKI!... uważaj, nierówno jest… Z DROGI RANNY IDZIE… co za ludzie… Chaaya mnie zabije… ciebie też zabije… a później zabije nas jeszcze raz… gdy już odnajdzie dusze w zaświatach… - Smok wziął pod bok mężczyznę i zaczął ostrożnie prowadzić przed siebie, by zorientować się, że właściwie to nie zna miasta… i nie wie gdzie idzie, ale stać w miejscu jakoś nie wydawało mu się właściwe.
- Nudziłeś się od czasu kupienia tych cukierków, więc chyba ciężko tu o zepsuty wieczór. Poza tym to ja się naraziłem… - przypomniał mu czarownik i dodał wskazując ranną ręką. - Tam.
- I tak powinno pozostać… wynudził bym się i ty też… i poszlibyśmy do pokoju… i chuj. A tak? Czy ty wiesz jakie piekło nam... MNIE zgotowałeś? - Młodzik prowadził Jarvisa we wskazanym kierunku, zaskakująco wprawnie i silnie go podtrzymując. Maska zblazowanego i znudzonego mopsa, roztrzaskała się w drobny mak, gdy spanikowany starał się nie tylko pomóc, ale i ulżyć jakoś kompanowi, choć nie do końca wiedział jak.
- Życie jest za krótkie na nuu... No tak twoje nie jest - stwierdził Jarvis i gdy dotarli do straganu zakupił ów korzeń, który następnie zaczął żuć z kwaśną miną. Niemniej kolory na jego obliczu się poprawiły.
- Idziemy, wracamy, do domu, spać… - zawyrokował zatroskany i przestraszony Zielony, obejmując w pasie czarownika i popychając go przed sobą do przodu, zupełnie jak wcześniej Chaayę. - Nuda jest dobra, przez nudę się nie umiera, a jak się nie umiera to się nie naraża kobietom… - tłumaczył swoją filozofię, torując przejście w tłumie.
- Nie wierze… po prostu nie wierze, no nie wierzę no… i ona mi też nie uwierzy. - Nvery zapomniał się w swoim wywodzie, zatrzymując się, by skierować czarownika w innym kierunku. - To koniec… po mnie… nie wracamy do pokoju. Idziemy do świątyni. Muszą cie wyleczyć…. kupimy ci ubranie. Nowe… może się nie pozna. Może nie zauważy. Pamiętasz co się stało po spotkaniu z tym mackowym stworem? Bogowie chrońcie nas oboje!
- To tylko rana… nie pierwsza w moim życiu. Mam różdżkę magiczną… podleczyć mogę się sam - uspokajał go Jarvis. - Gorzej z ubraniem.
- Czy ty się w ogóle słuchasz? - spytał Neron, zatrzymując ich po raz kolejny, ale po chwili uderzył przywoływacza z bioder by ruszył dalej. - Nigdy więcej samemu z tobą nie idę… zapamiętaj to sobie… to nie na moje nerwy… to nie na jej nerwy… EJ GONDOLA! - zawołał za pływającymi łódkami w kanale, machając zawzięcie ręką.
- Nie ma bezpiecznych miejsc na tym świecie. - Czarownik wypluł korzeń i sięgnął po ukrytą w kieszeni różdżkę, by przy jej pomocy zabrać się za uzdrawianie swej ręki. - I nie ma co wierzyć… starym znajomym najwyraźniej. Parszywy Basquerel.
- KURWA CZYŚ TY SIĘ POKŁÓCIŁ Z JAKIMŚ KAMRATEM??!! - Teraz to się chłopak mało się nie zapluł, łapiąc Jarvisa za ramiona i trząchając nim na lewo i prawo, jak pacynką. - OCIPIAŁEŚ??!! GONDOLA NO RUSZŻE SIĘ! - warczał na przepływającego przewoźnika, zupełnie ignorując fakt, że aktualnie w szalupce miał swoich klientów.
- Nie tyle pokłóciłem, ile… pamiętasz tę osadę w której zaszalałeś niszcząc latający okręt skośnookich kupców? Wygląda na to, że wystawili oni nagrodę za moją i twoją głowę. Stary przyjaciel się skusił. I chciał bym wydał ciebie. Za twoją jest większa - odparł kwaśno Jarvis.

Białowłosy zastygł nagle, wyprostowany niczym struna, rozglądając się na boki, choć nie odważył się ruszyć nawet głową. Wątłe ramiona przesunęły się po ciele czarownika by… zasłonić mu twarz. Najwyraźniej Nveryiotha olśniło i postanowił “zamaskować” Jarvisa samym sobą, co w ich duecie, wyglądało jeszcze dziwniej niż dotychczas.
- Dobra… - wysyczał przez zęby, starając się wyglądać… naturalnie. - Tylko bez paniki… jedna szarańcza plagi nie czyni… jeśli zamkniemy oczy i udamy, że nas nie ma… to ludzie przestaną nas zauważać…
- Nie… jeśli zamkniemy oczy, to wpadniemy do kanału. Miasto jest olbrzymie, a ja je znam. Basquerel wiedział jak mnie odszukać, ale takich jak on jest niewielu - odparł spokojnie czarownik. - Więc raczej nie musimy się martwić zawczasu. Wrócimy do naszej karczmy i odpoczniemy. Może jutro Chaaya popracuje nad moim image, bo ciebie nie sposób znaleźć, a ona już wygląda inaczej.
- Nie możemy tam wracać… nie możemy się tam już nigdy w życiu pojawić… koniec. Przepadło. - Smok najwyraźniej ze wszystkich niebezpieczeństw dzisiejszej nocy, najbardziej obawiał się właśnie Chaai.
- Ty wiesz, że jeśli teraz znikniemy, to spanikuje… a gdy nas odnajdzie. A odnajdzie dzięki twojej więzi, to będzie jeszcze bardziej… wściekła? - odpowiedział czarownik, przyglądając się nieco zdziwiony Nveryiothowi. Chaaya miała go pod pantofelkiem. Co prawda Godiva miała pod pantoflem samego Jarvisa, ale… na nieco innych zasadach. - Najlepsze co możemy zrobić, to wrócić do karczmy i udawać, że nic się nie stało. Po moich ranach nie będzie śladu, a ubranie da się oczyścić i wyrzucić. Jak ty nic nie powiesz Chaai, to ja też nie będę jej zasmucał.
Chłopak zaśmiał się, ale brzmiało to bardziej jak dławiący się indyk.
- Widać, że jej nie znasz… to potwór - odparł z rezygnacją gad, odsuwając się od czarownika, by ukryć twarz w dłoniach i chwile pomyśleć.
- Może… ale ukrywanie się nie jest w tym przypadku rozwiązaniem - skwitował Jarvis spokojnie i usiadł obok niego. - Może i bywa potworem, ale to dlatego, że się boi straty… straty ciebie, straty mnie… Potrafię to zrozumieć.
Czarownik wiedział, że smok go słucha, choć niekoniecznie chciał się z tym przyznawać. Dość długo trwał w milczeniu, od czasu do czasu ciężko wzdychając.
- Wracajmy… muszę się zabunkrować… a… i nie licz na to, że otworzę ci drzwi w nocy, gdy wyrzuci cię z pokoju…
- Poradzę sobie - stwierdził w odpowiedzi czarownik, mając wrażenie, że Nvery może mieć rację, albo się mylić.
Gad uśmiechnął się tylko pod nosem, nic nie odpowiadając.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-05-2017, 21:09   #52
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kobiety polujące, kobiety tańczące
Chaaya była cierpliwa i pobłażliwa w temacie swoich klientów, lata nauki wykładane przez Laboni, oraz niestrudzonej praktyki, robiły swoje. Toteż nie trzasnęła Godivy ani w gondoli, ani na schodach… ani nawet w zaciszu pokoju smoczycy. Ze stoickim spokojem znosząc przedmiotowe traktowanie swojej osoby.
Uśmiechać się jednak nie miała zamiaru, bo… i pogrążona w ślepej chuci wojowniczka, najwyraźniej nie przejmowała się takimi błahostkami jak samopoczucie kompanki, zuchwale biorąc to na co miała ochotę. Bez pytania… ani nawet podziękowań.
Nie poświęcając zbyt dużej uwagi pomieszczeniu w którym mieszkała niebieskoskrzydła, tancerka czekała na darowaną bieliznę, stojąc blisko drzwi, gotowa do natychmiastowego wymarszu, gdy owe majtki dostanie do ręki.

- Wygodniej… to mi w normalnym ubraniu - odpowiedziała jej na pytanie bardka z przekąsem w głosie. - Bez tych wszystkich dupereli, a ty nie musisz zakładać sukni jeśli nie chcesz… W ogóle skąd ten pomysł z amantami? Nie lubisz mężczyzn…
- No… nie, nie lubię... wczoraj jednemu złamałam nos. Sierżantowi - wyjaśniła Godiva, podając w końcu bieliznę tancerce. - Nie jestem… kobieca... najwyraźniej. Nie umiem być subtelna. Smoki takie być nie muszą.
- To dalej nie jest odpowiedź na moje pytanie… skoro nie lubisz mężczyzn, dlaczego mamy iść… i ich szukać. - Chaaya uśmiechnęła się pod nosem, biorąc do ręki delikatny materiał.
- No, żebym nauczyła się być bardziej dziewczęca i delikatna i odmawiając nie łamać nosów, czy szczęk przy zaczepkach mężczyzn - wyjaśniła potulnie i uśmiechnęła się dodając. - Poza tym… zabawimy się… popijemy, pooglądamy występy miejscowych bardów, będzie… fajnie. Zrobimy to na co masz ochotę.
- Nie obraź się, ale nie wyglądasz na osobę, która pragnie się zmienić… - Tawaif popatrzyła w zakłopotaniu na rozmówczynię. Smocza kobieta wyglądała, jakby się dobrze czuła w swojej “skórze”, a więc skąd ten pomysł?
Oczywiście, że od Jarvisa.
- To… że ktoś uważa, że powinnaś coś w sobie zmienić… nie oznacza, że musisz. - Chaaya przemilczała ten drobny szczegół, misternego planu skrzydlatej, gdzie smoczyca, poprosiła dziwkę o naukę… odmowy mężczyźnie.
- Chcę się uczyć... być bardziej kobieca… troszeczkę taka jak ty - wyjaśniła z uśmiechem Godiva, podchodząc do Chaai i biorąc jej dłonie w swoje ręce. - Popatrzę jak ty się zachowujesz, ponaśladuję ciebie… nie wiem, czy będę się tak zachowywać, ale… czemu nie spróbować, co? Dla zabawy. Nie bierz tego, aż tak poważnie.
Bardka postarała się o cień uśmiechu, po czym kiwnęła głową.
- Dla zabawy… - powtórzyła z dziwną nostalgią w głosie, po czym obejrzała się na drzwi. - Przyjdę do ciebie i pomogę upiąć włosy…
- A jaką sukienkę mam wziąć? - zapytała, pokazując dłonią leżące na łóżku trzy kreacje. Wszystkie jaskrawe i pozbawione gustu. Skrzydlata lubiła wyraziste kolory oraz kontrastowe zestawienia barw i… najwyraźniej nie miała pojęcia o modzie. Z drugiej strony… z jej posągową figurą, kto by się przejmował niedoborem dobrego smaku w kwestii strojów.
- Wybierz tę, która ci się najbardziej podoba… - Tancerka starała się unikać jak ognia, tematów w którym będzie musiała określić swoje stanowisko na zasadzie: lubię - nie lubię, podoba mi się - nie podoba. Laboni wybiła jej z głowy dawno temu “własne zdanie”, wypełniając lukę w jej duszy “zdaniem klienta”.
Gdy przez przypadek Ranveer odkrył tę prawdę, był zdruzgotany. Chaaya od tamtej pory, bardzo wstydziła się tego… iż nie miała własnego zdania.
- Wszystkie mi się podobają… - najwyraźniej Godiva też miała problemy z podjęciem decyzji.
- A… wiesz już, gdzie idziemy? Może… spróbuj dobrać krój i kolor do miejsca… - zaproponowała nieśmiało tawaif.
- Noo… nie wiem… ooo… to pokaż, która tobie się podoba… wybierzesz i tak lepiej niż ja - odparła wpatrując się błagalnie w oblicze Chaai.
Bardka wpatrywała się w sukienki, coraz mocniej ściskając bieliznę w dłoniach. Musiała podjąć jakąś decyzję. Musiała wybrać… i czym prędzej uciec z tego pokoju i tej cholernie krępującej sytuacji, przez którą coraz mniej miała ochotę na wyjście na miasto.
- T-ta…? - spytała, wskazując lekko drżącym palcem na środkową kreację, po czym szybko odwróciła się do drzwi. - Wrócę upiąć ci włosy… - mruknęła, wychodząc zanim smoczyca zdążyła zaprotestować.
- Ładna… podoba mi się… - odparła wesoło Godiva, zgadzając się z dziewczyną i zabierając się do rozbierania.

Brązowowłosa z nieukrywaną ulgą udała się do pokoju obok, gdzie od progu rozebrała się do naga i rzucając kiecką na łóżko, podeszła do szafy, którą otworzyła zamaszytym ruchem. W środku, oprócz jej pustynnych kreacji wisiał biały kombinezon, którciutka szara sukieneczka, którą wybrał jej Jarvis, niesamowicie niestosowny strój “tancerski” oraz… strój, który jako jedyny można było uznać za elegancki.
Chaaya zabrała się za nakładanie na siebie kolejnych warstw ubioru. Wpierw bieliznę, gorset, pas, podwiązki, następnie, halkę oraz stelaż pod spódnicę, dopiero wtedy zabrała się za nałożenie sukni, której ostateczny wygląd przypieczętowała magicznym wygładzeniem zagnieceń na materiale.
W przeciwieństwie do smoczycy, Chaaya miała tylko jeden stosowny do sytuacji komplet, toteż nie borykała się z problemem wyboru kreacji.
Zabrawszy ze sobą torbę ze swoimi przyborami, przejrzała się w lusterku z posępną miną, po czym udała się do towarzyszki.

- Ubrana? - zawołała wesoło u progu, zaglądając nieśmiało do środka.
- Taaak… ale po co pytasz. Nawet gdybym była goła, to i tak nie zobaczyłabyś niczego nowego, ani ekscytującego - odparła z ironicznym uśmiechem Godiva, wciśnięta jednak w czarno-czerwoną suknię,

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/9d/3d/f0/9d3df0991917ac11c6b87c3b7dfee69e.jpg[/media]
która zgodnie z przewidywaniami Chaai, wyglądała świetnie na gibkim ciele wojowniczki, nawet jeśli dość trywialny był to strój.
- Z przyzwyczajenia… - wytłumaczyła się bardka, wchodząc do wnętrza pomieszczenia. - To jaką byś chciała fryzurę? Może kok… by odsłonić twoją szyję? - zaproponowała dość niepewnie, rozkładając rzeczy na biurku.
- Kok brzmi miło - zgodziła się z nią smoczyca, siadając na krześle przed sekretarzykiem i dodała. - W zasadzie to brzmi ciekawie… dotąd miałam rozpuszczone lub splecione w warkocz. Więc każda nowość mnie ekscytuje. Oddaję się w twoje zwinne palce.

Chaaya zabrała się za staranne rozczesywanie włosów grzebykiem, oraz namaszczaniem ich końcówek olejkiem. Była cicha w swym działaniu, łagodnie nucąc pod nosem.
Najpierw upięła włosy kobiety w kucyk, a następnie zaplotła w warkocz, którym owinęła tasiemkę u nasady fryzury, przytwierdzając go spinkami. Wtedy zabrała się za wyciąganie włosów z plecionego kłosa, tworząc w ten sposób kok, który przypominał wyglądem rozkwitły kwiat.
Po skończeniu fryzury, podała Godivie lusterko by ta mogła się przejrzeć.
- Wyglądam delikatnie... jak kwiatek… prawda? - upewniła się skrzydlata, uśmiechając się do swego odbicia w lustrze.
- Jak różyczka… - przytaknęła bardka, po czym związała swoje włosy w kucyk. - Idziemy?
- Do lokalu dla snobów. Wyglądasz… kusząco… dobrze, że Jarvisa tu nie ma - zamruczała z uśmiechem Godiva. - Pewnie próbowałby cię mi wykraść.
- Byłby pierwszym, którego bym spławiła… - zażartowała, chowając rzeczy do torby. - Odniosę do pokoju i możemy ruszać - odparła i podeszła do drzwi.
- Na pewno? On potrafi być uparty i cierpliwy - zaśmiała się cichutko wojowniczka i przytaknęła głową. - Znam jeden taki przybytek. Drogi, ale nie dla ślicznych kobiet. Przynajmniej Jarvis tak go zapamiętał.
Chaaya zatrzymała się z dłonią na klamce. Coś w wypowiedzi smoczycy, uderzyło bardkę, na chwilę pozbawiając oddechu.
Przez pewien czas stała nieruchomo, wpatrując się w ścianę przed sobą, by w końcu odwrócić się do rozmówczyni.
- To nie prawda… - powiedziała niemal bezgłośnie, z lekkim drżeniem na ciele. - Nigdy nie daj się zwieść takim słowom… piękne kobiety płacą podwójną cenę. Nigdy nie udawaj się do takich miejsc.
- Aaaa to tam w takim razie nie. Jarvis też tam nie był. Jedynie słyszał historie, a ja je wygrzebałam z jego pamięci - zamyśliła się smoczyca i uśmiechnęła trzpiotnie. - Zresztą dopóki jesteś ze mną, nikt ci krzywdy nie zrobi. Już ja każdemu wybiję z głowy takie zakusy… tego możesz być pewna.
- To nie o siebie się martwię… - odpowiedziała smutno tancerka. - Jestem dziwką Godivo… drogą, ale dziwką. Sprzedawanie mojego ciała… czy nawet gwałt nie robi na mnie już wrażenia… - Bardka pogładziła smoczycę po policzku, z czułością godną matki.
- A ja jestem wielkim smokiem. No… może nie gigantycznym, ale nadal dużym. - Uśmiechnęła się ciepło i ujęła podbródek Chaai palcami, po czym rzekła cicho, patrząc w jej oczy. - Razem jesteśmy niepokonane… nikt i nic nas nie skrzywdzi. Ja zadbam o ciebie, ty o mnie… a razem zadbamy o naszych partnerów. Co nam może zaszkodzić?
- Oh… deewani… - wymruczała zatroskana tawaif, a jej oczy się niepokojąco zaszkliły. Smoczyca była jeszcze głupiutką, małą dziewczynką, która żyła pod bezpiecznym parasolem Kryształowej Jaskini.
- Pamiętaj, że jesteś teraz kobietą… ludzką i delikatną, a zmiana formy, choć łatwa i szybka dla ciebie do spełnienia… niekoniecznie będzie wykonalna w czasie i miejscu o których ja mówię… Musisz być ostrożna. Musisz przewidywać i niestety… zakładać swoją słabość. Obiecaj mi to.
- Obiecuję, obiecuję… - Nachyliła się i cmoknęła ustami czubek nosa bardki. Po czym dodała zawadiacko. - Zresztą teraz idziemy obie… nieprawdaż? W takim razie... tańsza knajpa z moich funduszy, czy podbierzemy trochę monet Jarvisowi?
- Ja mam trochę złota jeszcze… nie za dużo… 20 sztuk, ale na spółkę, może uda nam się co nieco zwiedzić? - zaproponowała polubownie tancerka.
- Starczy… - mruknęła Godiva, przygryzając dolną wargę. Coś wyraźnie rozważała, ale ostatecznie westchnęła i dodała. - No to chodźmy i zróbmy wokół siebie szum. I będę grzeczniutko cię słuchać.
Po tych słowach pociągnęła za sobą Chaayę pytając. - To od czego zaczniemy zwiedzanie?
- A bo ja wiem? Jestem tu pierwszy raz! - Zaśmiała się dziewczyna, idąc za towarzyszką i ostatecznie zostawiając swą torbę u smoczycy w pokoju.
- Może od razu do baru? Mam ochotę napić się czegoś słodkiego i mocnego.
- Oooo… - rzekła wesoło i objęła ramię Chaai mówiąc. - Chodźmy… znam nawet taki milutki bar, do którego próbowałam zaciągnąć taką jedną… nie wyszło. Nie jestem w tym dobra.
- To mnie zaciągnij! - zawołała figlarnie tancerka, udając, jakby nie nadążała za krokiem smoczycy i faktycznie ta ją gdzieś ciągnęła.

Godiva zatrzymała się nagle i obróciła do bardki z łobuzerskim uśmieszkiem. Zwinnie pochwycając drobną przyjaciółkę w ramiona i unosząc w górę przytuliła do siebie.
- Jesteś moja… - Zachichotała i tak wyniosła z karczmy, kierując się z tawaif do najbliższej gondoli.
- Przyjemniej przeżywać to samej, niż wspominać przez Jarvisa - dodała ze śmiechem.
- Ratunku! - zapiszczała tancerka, przyjmując zbolałą minę, gotowej do omdlenia panienki. - Porywa mnie potężna smoczyca… - Machała wesoło nóżkami, uśmiechając do wojowniczki.
- Powinnaś znaleźć swoją własną Chaayę… ta ze wspomnień nie jest ciebie warta.
- Nie doceniasz siebie - odparła z uśmiechem skrzydlata, gdy już znalazły się w łódce gondoliera, który zaczął płynąć z miną jakby wszystko już w życiu widział.
- Jesteś wyjątkowym skarbem. A co do mnie… to się nie martw. Jestem tylko ciekawską i chętną spróbowania wszystkiego… osóbką. A ty jesteś wyjątkowo smakowitym kąskiem… nawet jeśli niedostępnym.
Nie wypuszczała przy tym swej branki z rąk sadzając bardkę na swych kolanach.
- Albo ty mnie przeceniasz - dodała mimochodem Chaaya, opierając głowę na ramieniu Godivy, przytulając do niej delikatnie.
- Oj tam… - Cmoknęła ucho bardki dodając. - Dlaczego się tym przejmujesz? Czasami warto pozwolić sobie na niemartwienie się przyszłością. Na zrobienie czegoś nie dbając o konsekwencje - szepnęła cicho do jej ucha. - We dwie… jesteśmy niepokonane.

Powoli płynęły kanałami kierując się do przybytku oświetlonego szeregiem pochodni. Wszak nazwa “Ognista Gwiazda” zobowiązywała.
- Będziemy dwiema wykwintnymi panienkami w nie tak wykwintnym towarzystwie. No… przynajmniej ty będziesz. Ja połamię nosy. - Zaśmiała się cicho Godiva.
Tancerka przyglądała się z zaciekawieniem fasadzie karczmy. Płonącej na złoto gwieździe, stworzonej z iluzyjnego ognia. Fałszywym drewnianym kolumienkom po obu stronach drzwi, mającym udawać marmurowe… i podtrzymujące całą fasadę budynku.
- Nikomu nie łamiemy nosów… od razu zabieramy się za karki… - poleciła pół żartem, pół serio, oglądając na towarzyszkę. - Zwracaj się do mnie Paro… wolałabym, by nie znali mojego imienia.
- A mogę: Krokusiku… tak bardziej egzotycznie? Ja mogę być Różyczką - dodała z entuzjazmem smoczyca, zerkając “dyskretnie” w dekolt sukni koleżanki. - Będziemy bardziej tajemnicze.
Chaaya zaśmiała się, doprowadzając się niemal do łez, bowiem od dawna nie słyszała tak tanich tekstów na podryw. Na szczęście śmiech nie był szyderczy, a po prostu szczery i oczyszczający atmosferę.
- Dobrze Różo… ale oczy mam tu. - Wskazała paluszkiem na swoją twarz, wstając z kolan kobiety by wyjść na ląd.
- Ale nie tylko oczy masz ładne - odparła radośnie Roza w ogóle nie obrażona wybuchem jej śmiechu i ruszyła za swą towarzyszką.

Budowla niewątpliwie robiła wrażenie z zewnątrz, jednak w środku nie było już tak kolorowo. Ot duża karczma zbierająca drobnych kupców, oszustów, awanturników nie powiązanych z żadną gildią.
Wesołe i głośne towarzystwo. Oprócz wspólnej, dużej sali pełnej gości, miała też balkony dla VIPów otaczających owe pomieszczenie, pośrodku którego toczyły się pijackie pojedynki na pięści. A goście obstawiali wyniki i zagrzewali swych czempionów. Nie były to poważne walki, bo zwycięzca rundy przed kolejną musiał wychylić kufelek miejscowego piwa.
Bardka omiotła spojrzeniem zebrane w środku towarzyswto, nieznacznie przybliżając się do smoczycy, gdy w tłumie wypatrzyła kilku skośnookich osobników. Starała się nie wpadać w panikę, trzymając się jak najbardziej na dystans od miejsc w których przebywali. Ignorowała również “znajome” twarze z pustyni, podskórnie czując, że nie byli to ludzie godni poznania.
Największą uwagę i ciekawość wzbudzili jednak u tawaif rośli i dość dziko wyglądający ludzie z Północy, których obserwowała zza ramienia Godivy, unikając skrzyżowania z którymkolwiek swego spojrzenia.
- Jesteś pewna, że tu… pasujemy? - spytała wojowniczkę, prowadząc ją w kierunku baru.
- Lubię to miejsce… choć dostałam tu dwa razy łomot - wyjaśniła skrzydlata, obejmując zaborczo tancerkę, gdy szły do baru. - Pasujemy na górę… - wskazała palcem balkony. - Tam zbierają się ci co mają pieniądze i są w stanie wyłożyć je na duże zakłady. Tam są też ci bardziej eleganccy goście tego przybytku.
- Siłowałaś się? - zaciekawiła się Chaaya, spoglądając na wskazane “wyżyny” przybytku.
- Pralam po gębie. Wytrzymałam cztery rundy, ale to dlatego, że mój przeciwnik widział mnie podwójnie. - Zaśmiała się Godiva, zerkając na bitwę. - No i wcześniej położył z trzech wojaków. Ja byłam czwarta.
Słuchając tego, bardka musiała przyznać, że smoczyca ma rację. Balkony zajmowały osoby lepiej ubrane i bardziej dystyngowane i nie było wśród nich żadnych barbarzyńców… ani skośnookich osób.
- Nie wiem jak się tu zachowywać… nigdy nie byłam w takich miejscach - przyznała lekko zagubiona tawaif, choć obserwując ją, ciężko było to stwierdzić. Spojrzenie miała jasne, a postawę dumnie wyprostowaną. - Czego chcesz się napić? - spytała oglądając się w tym samym kierunku co towarzyszka, czyli na walczących na ringu.
- Wina… i powinnyśmy wziąć stolik na górze. I zachowywać się jak damy… w końcu mimi jesteśmy, prawda? - przypomniała kobieta, uśmiechając się ciepło.
- Bierze się go tu na dole przy barze, czy od razu idzie na górę i siada gdzie chce? Jestem tu pierwszy raz… jak mam się zachowywać jak dama, skoro nie wiem nawet gdzie usiąść… - mruknęła zagniewana, podchodząc do baru i bez ceregieli zamawiając dwa kieliszki czerwonego wina, stukając niecierpliwie palcami o blat lady.

Staruszek zajmujący się barem dość szybko przygotował zamówienie i podał bardce dwa kielichy z czerwonym winem.
- Bierzemy stolik na górze… - wtrąciła Godiva, kładąc od razu kilkanaście monet. - Oooo ten tam pusty.
- Jakieś potrawy przygotować? Mamy smaczne jajka aligatora na dziko… z pieprzowym sosem - zaproponował.
- Ja podziękuje… - odparła Chaaya, biorąc jeden kieliszek do ręki i podchodząc do schodów, uniosła nieznacznie spódnice, po czym weszła po schodach, kręcąc przy tym pupą. Na górze udała się wprost do wybranego przez smoczycę miejsca i usiadła na krześle, przysuwając się do balustrady, by móc obserwować otoczenie z góry.
Bardka musiała przyznać, że widok z góry ułatwiał szczególną obserwację walczących poniżej wojowników. Sama bójka była bardziej zabawna niż groźna, bo obaj walczący byli dość pijani i mieli problemy z trafieniem w siebie nawzajem. Godiva zaś podążyła za tawaif od razu, trzymając w dłoni kieliszek z winem i siadając naprzeciw niej.
Zakładając nogę na nogę, zahaczyła stopą o łydkę dziewczyny, pytając. - Możemy poszukać innej karczmy lub udać się tam gdzie ci poeci byli obrzucani owocami.
- Szwędanie się od miejsca do miejsca, na pewno nie pozwoli nam się zabawić… tu jest dobrze. - Tancerka oblewała cieczą ścianki kieliszka, na razie z niego nie kosztując. Obserwowała mężczyzn na dole z figlarnym uśmieszkiem na ustach, odważniej zatrzymując wzrok na barbarzyńcach górujących nad tłumkiem pijących.
- Podobają ci się tacy… duzi? - zapytała żartobliwie Godiva, gdy wyłapała spojrzenie tawaif. Upiła nieco trunku i zerknęła zza Chaayę. - My też przyciągnęłyśmy spojrzenie jakiegoś kupca.
- Hmmm… nasuwają mi się przyjemne wspomnienia jak na nich patrzę - odparła po chwili, wracając wzrokiem na kobietę przed sobą. Uniosła szkło do ust, ale tylko zaciągnęła się zapachem alkoholu i fermentujących owoców. - Poza rogami… coś jeszcze ci się podoba? - spytała ignorując uwagę o kupcu.
- Hmmm… - zamyśliła się Niebieska, przyglądając się bardce i wodząc palcem po brzegu swego kieliszka z winem. - Cóż… duże ładne oczy, zgrabna sylwetka i ta kruchość. Samce powinny być silne, ale samiczki… wolę delikatne.
- No popatrz… ja wolę na odwrót - zawołała szczerze zdziwiona i rozbawiona tym odkryciem, opierając się wygodnie o oparcie krzesełka. Umoczyła delikatnie usta w rubinowej cieczy.
- Ale… jeśli wolisz delikatne… sama musisz być dla nich delikatna inaczej je spłoszysz… są jak zające… jeśli zbyt szybko podejdziesz, uciekną.
- Domyślam się… - mruknęła enigmatycznie Godiva i westchnęła smętnie. - Ale jestem za impulsywna… i za niecierpliwa. I za… sama wiesz… Po prostu przycisnęłabym cię do ściany obsypując pocałunkami, zamiast skłaniać cię ku mnie. Jarvis śmieje się, że potrzebuję silnego samca bo słabszego od siebie smoka bym zadusiła.
- Jarvis to idiota. - Chaaya spojrzała ponownie za balustradę, wodząc spojrzeniem po olbrzymach. - Nie ma nic złego w porywczości i niecierpliwości… niektóre to lubią, sęk w tym, że nie jesteś siebie pewna… to widać i czuć. Żadna nie zechce być z ofiarą. Kobiety są szczere Godivo. Wybierają silniejszych mężczyzn, którzy zapewnią im ochronę i dobrobyt. Które wychowają potomstwo. Co z tego, że jest brzydki… czy głupi. Liczy się przetrwanie. - Wzruszyła ramionami upijając wina. - Obsypałabyś mnie pocałunkami bo jesteś mnie pewna… bo znasz mnie ze wspomnień swojego jeźdźca, przy obcej jednak… gubisz się.
- To dlaczego tego nie robię w tej chwili? - zapytała przekornie dziewczyna, uśmiechając się wesoło. - Przy tobie czuję się swobodniej, ale to nie znaczy, że pewniej. A poza tym… nie wiem czy wybrała bym głupiego… lub brzydkiego. Nooo… brzydki mógłby być wygadany i miły, ale głupi… nie ma żadnych zalet rekompensujących głupotę. Siła nią nie jest - zastanowiła się smoczyca.
- Już ci to raz powiedziałam, ale chyba muszę powtórzyć… - odpowiedziała spokojnie bardka, odstawiając kieliszek na stół po czym pochyliła się nad stołem. - Masz coś do stracenia Godivo. Coś, czym niekoniecznie chciałabyś się dzielić z pierwszą lepszą osobą. No… i głupim można manipulować. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się kocio. - Wybrałaś sobie bardzo nieprzyjemną płeć do adoracji… trochę ci współczuje, a trochę zazdroszczę… bo wszak miałaś i będziesz mieć wybór.
- Jestem smokiem… dla nas dziewictwo nie ma takiego znaczenia. A ty… zapamiętaj sobie... - Godiva pomachała jej palcem przed nosem. - Nie jesteś dla mnie pierwszą lepszą osobą. - Przyjrzała się Chaai dodając. - Więc… twierdzisz, że dobrze ci w objęciach mężczyzn? Nooo… mogę tylko potwierdzić, że z Jarvisem jest ci dobrze. Ale nie wiem co lepsze, kobeta i czy mężczyzna w łóżku. Trudno mi to ocenić… będąc niedoświadczoną.
Bardka przewróciła oczami wyraźnie zdegustowana przebiegiem rozmowy. Wzięła kieliszek do ręki i rozejrzała się po zebranych na balkonach.
- Jakby ci było obojętne, poszłabyś ze mną na dziwki, a nie wykręcała się “dumą i honorem”, a może boisz się, że ta będzie udawać, że jej dobrze? A może się po prostu wstydzisz, że żadnej zdobyć nie możesz i musisz czyjejś płacić. Jestem dobra w odbijaniu piłeczki Godivo. - Uśmiechnęła się ciepło, skupiając spojrzenie na ciemnych oczach skrzydlatej.
- Więęęc… trochę chciałabym sobie udowodnić, że rzeczywiście jestem zmysłowa i atrakcyjna. I sama zdobyć kochankę. - Zamyśliła się wojowniczka i wzruszając ramionami dodała powoli. - A może i trochę podkochuję się w tobie. Tylko nie wiem na ile to prawdziwe uczucie, na ile… moja chęć opieki i miłość jaką darzy cię Jarvis. Te całe partnerstwo między nami w niektórych aspektach mnie przerasta.
Przekrzywiła głowę na bok. - Ale jak już kiedyś stracę cierpliwość tooo… pójdziesz ze mną? Głupio by mi było iść z Jarvisem.

Umysł tancerki zatrzymał się na słowach „miłość jaką darzy cię…”, powtarzając w kółko i kółko tę przeklętą sentencję, która napawała dziewczynę niewyobrażalnym strachem, który pełzł jej pod skórą zimnym dreszczem, niczym czerwie toczące martwe ciało.
Ciało… którym była, bo Kamala była martwa w środku od bardzo dawna. Zabita wraz z synem, w ciemnym lochu wiele lat temu. Po wyjściu na powierzchnię, Janus ubrał jej zgniłe szczątki na powrót w egzotyczną Chaayę, licząc, że dziewczyna pozbierze się po porażkach i zacznie żyć od nowa.
Nie udało mu się jednak tchnąć w niej życia, tak samo jak nieudało się Nveryiothowi, który choć uwielbiał wszystko co martwe… ze wszystkich sił chciał by jego patronka, jeźdćczyni i przyjaciółka, trwała przy jego boku jak najdłużej.
- Wybiore się… oczywiście, że się wybiorę… - obiecała, po chwili, obejmując dłońmi kryształ przed sobą.
Coś… Godiva musiała coś zauważyć. Jakiś krótki grymas, czy zbyt długie odrętwienie.
- Czy wszystko w porządku? - zapytała ostrożnie i troskliwie. Oparła dłoń o policzek.
- Tak… tylko... przez czerwone wino, nasuwają mi się melancholijne myśli… może obstawmy kogoś z bijących się? - zaproponowała, wychylając się za balustradę.
- Jeśli coś palnęłam to… powiedz mi to wprost. Nie obrażę się. Może wyglądam jak młoda kobietka, ale w sercu nadal jestem tą smoczycą, która tuliła cię w dżungli - przypomniała jej dodając. - Obaj się dość chwieją, który padnie później? Barbarzyńca czy ten chudzielec z którym się mierzy?
- Barbarzyńca z racji wzrostu i budowy może wytrzymać dłużej alkoholowe zamroczenie tak samo jak i ciosy, ale chudzielec może okazać się sprytny i udawać upojenie, nie wiadomo jak dużo wypił… Niestety nie przyglądałam się ich wcześniejszym perypetiom więc trudno stwierdzić. - Chaaya taksowała obu wybrednym spojrzeniem, po czym wzruszyła ramionami. Nie miała głowy by teraz analizować sytuację. - Kogo wolisz?
- Chudzielec… przypomina mi Jarvisa… - zaśmiała się Godiva i zerknęła na Chaayę. - Tooo… o co się założymy?
Bardka nieco pobladła, gdy smoczyca ponownie wspomniała o czarowniku. Lęk podszedł jej do gardła, a ona sama usiadła, kryjąc się za balustradą.
Wszystkie tancerki milczały w jej głowie, a cisza myśli tylko zwiększała przerażenie kobiety, która skupiła się na miarowym oddechu.
- Myślałam, że o pieniądze… jak tu wszyscy - chrząknęła cicho, spoglądając na stoliki obok.
- Noooo… tak się można zakładać poprzez właścicieli karczmy. My jednak nie mamy na tyle pieniędzy by móc postawić gotówkę - odparła Godiva, zerkając na walczących. Wzruszyła ramionami. - Za to możemy założyć się między sobą. Ale nie musimy o coś pikantnego, bo widać że nie jesteś w nastroju.
- Przegrana stawia następny wypad do miasta? - spytała Chaaya, przełykając ostrożnie ślinę. - Kogo wybierasz?
- Skoro tobie barbarzyńca przypadł do gustu… to ja wybieram chudzielca. Milutki jest jak na samca - odparła z ciepłym uśmiechem Godiva.
Tawaif z jakiegoś dziwnego powodu, obawiała się, że przegra zakład, choć cena tego nie była, aż tak straszna. Zamknąwszy oczy, zaczęła nucić w myślach, starając się uspokoić. Nieprzyjemny lęk i ciarki pod skórą, nie chciały jednak ustąpić i Chaaya coraz bardziej pragnęła wrócić do pokoju.
~ Czego ty właściwie się boisz? ~ odezwał się Starzec. ~ Że nie jesteś tak martwa jak to lubisz sobie wmawiać?
Smoczyca zaś zajęła się dopingowaniem głośno swojego czempiona, mając ochotę… w sumie nie wiadomo na co. Wstała od stołu… to Chaaya słyszała, podobnie jak jej pełen ekscytacji głos.
~ Jestem… robaczywa Ślepcze. Jestem obrzydliwa w środku. ~ Pradawny jak zwykle nie trafił ze swoimi obserwacjami, gdyż bardka, obawiała się odrzucenia ze strony czarownika, gdy ten pozna prawdę o niej. O tym, że była dziwką, nie tylko ciałem, ale i umysłem. Że niewiele czuje, że większość udaje… że Kamala ukryta na dnie studni jej duszy, jest zupełnie inna od Chaai na powierzchni.
Chaai… której on tak pożądał i pragnął. Chaai, której imię szeptał za każdym razem gdy byli sami lub się kochali.
~ Jak wszyscy ludzie w moich oczach i w oczach demonów. Natomiast niebianie widzą w was światło ~ sarknął ironicznie Czerony. ~ A jednak ci na nim zależy… trochę przynajmniej. Skoro się boisz.
Tymczasem walka przechylała się coraz bardziej na stronę chudzielca, sądząc coraz głośniejszego i weselszego dopingu niebieskoskrzydłej.
~ Prawdziwe smoki, takie jak ja, dzielą swe życie na stadia…. nabierając mocy i doświadczenia w każdym z nich. Nie jest to jednak cecha unikatowa. Większość dwunogów też… się zmienia z czasem. Ty też nie jesteś tym czym byłaś i nie będziesz tym czym jesteś teraz ~ podzielił się swoją mądrością smok.
~ Nie jestem pewna czy zależy mi na nim… czy na sobie i swojej wygodzie. Boję sie jednak, że prędzej to drugie… ~ odparła po chwili namysłu, po omacku sięgając po kieliszek wina by z niego upić kilka łyków.
~ To dosyć przykre uczucie. Nieodwzajemnionej miłości, którego często doświadczałam… jest mi smutno, gdy pomyślę o tym, że ja mogłabym… no wiesz.
~ Smoki nie znają miłości. Mamy czas godowy i tyle. Godiva nie znajdzie miłości, bo jej nie szuka. Tylko dreszczyku nowych doznań. A miłość czarownika jest wygodna… ślepa miłość to najtrwalsze łańcuchy. ~ Zarechotał Starzec cicho.
~ Jesteś okrutny… ~ skwitowała bardka, ale nie było w jej tonie nagany. Ot… suche stwierdzenie, które bez problemu przyjęła do wiadomości i następnie zaakceptowała. ~ Myślę jednak, że potraficie kochać… na swój okrutny, smoczy sposób… ~ dodała, trochę się drocząc i starając rozładować atmosferę. Była jednak dalej smutna. Jej myśli krążyły wokół jej domniemanego wybrakowania w sferze uczuć, ale nie szukała rozwiązania owego problemu, a jedynie bardziej się w nim zanurzała, pozwalając popadać w coraz głębszą melancholię.
~ Jestem chromatycznym smokiem… czerwonym… najpotężniejszym z chromatycznych. Oczywiście, że jestem… okrutny. Acz przekonałem się, że są istoty bardziej utalentowane ode mnie pod tym względem. ~ Zaśmiał się Starzec, ale tak jakoś gorzko. ~ A co do miłości smoczej, czyż Godiva cię nie kocha?
~ Mnie? ~ zdziwiła się tancerka. ~ Nawet mnie nie zna… może być zadurzona w masce, którą przywdziałam, ale to wszystko… ~ mruknęła, wzdychając ciężej. ~ Podoba jej się Chaaya, ale Chaaya to nie ja. Ona się nigdy nie urodziła, nigdy nie miała matki i ojca, nie była dzieckiem, a od razu kobietą. Nie jest więc w pełni człowiekiem… jest raczej rzeczą. Myślisz, że można kochać poduszki lub czajniki? ~ spytała wyraźnie rozbawiona tym faktem.
~ My smoki kochamy góry skarbów… nie wiedziałaś? ~ Prychnął ironicznie Starzec. ~ Wiesz zaś co się dzieje z maską, którą nosi się zbyt długo? Wrasta w twarz. Poza tym, dla mnie nie jest ważne dlaczego Godiva cię lubi, a jej partner kocha. Ważne jest to co z tego będę miał, jakie korzyści i jak to wykorzystać… ty jednak masz wątpliwości, boisz się… Nie wiem na ile chodzi tu tylko o wygodę. Byłem w tobie gdy oddawałaś młodzikowi na statku powietrznym po jego przeszukaniu i gdy oddawałaś się Jarvisowi w kotłowni statku na wodzie… czułaś się inaczej przy czarowniku.
Chaaya uśmiechnęła się pod nosem, gdy pradawny jednak przyznał, że smoki są zdolne do miłości… pal licho, że góry złota.
Dotykając opuszkami palców swojego policzka, rozmyślała na temat swojej prawdziwej twarzy, którą widziała ostatnim razem ponad dekadę temu… w lustrze, przed nocą, zanim oddała swe dziewictwo nudnemu staruchowi.
~ Z miłości rzadko kiedy są jakieś korzyści… zazwyczaj jest ból i rozczarowanie, po latach udręki ze sobą ~ wzruszyła ramionami, ponownie akceptując zaistniały stan rzeczy taki jakim był, choćby bez cienia protestu czy refleksji. ~ Co taki smok jak ty mógłby dostać od takiej dwójki jak ja i Jarvis? Ani złota, ani pieniędzy, ani chwały, ani wygranej wojny… w sumie dziecko mógłbyś dostać… tylko po co ci ludzkie szczenię? Pewnie masz setki swoich własnych.
~ Miłość was wzmacnia… waszą determinację. Musicie oboje być silni, jeśli mam mieć szansę na zdobycie ciała godniejszego mej osoby. Zaś ciąża… istnieje szansa… na szczęście niewielka, że twoje dziecko poczęte w czasie gdy ja będę w tobie… pochłonie mnie i odrodzę się jako ludzki śmiertelnik ~ wyjaśnił Starzec w towarzystwie okrzyków Godivy. - Prawym go… prawym! I kopa mu zasadź, między klejnoty!
~ To by było straszne… taki potężny i wielki smok w ciele noworodka. ~ Zaśmiała się szczerze Chaaya, otwierając oczy by spojrzeć na smoczycę.
- Damy się tak nie zachowują moja droga… - upomniała towarzyszkę, spoglądając bez zainteresowania na ring, na którym to faworyt Chaai próbował odwrócić los pojedynku nagłym kontratakiem.
A smoczyca usiadła pokornie, niczym córeczka skarcona przez matkę.
~ Okropny los… taka potęga w takim małym, żałosnym ciałku. ~ Starzec wydawał się takim rozwojem sytuacji szczerze zniesmaczony.
~ Pokonany nie tylko przez ludzi ale i ich miłość… ~ dodała z przekąsem, ale w pełni rozumiała obawy Czerwonego… no dobra, starała się zrozumieć… co przychodziło jej nawet z łatwością, gdyż wychowywała się w takim kręgu kulturalnym, gdzie wierzono, iż za złe uczynki można było odrodzić się mrówką… albo komarem.
- Spojrzenie damy to nagroda. A przychylne słowo - błogosławieństwo. Dama jest jak klejnot, po którego nie może sięgnąć każdy, lecz tylko wybrani - wytłumaczyła spokojnie Niebieskiej, uśmiechając do niej ciepło. - Uważasz, że zasłużyli na ciebie? Ci na dole?
~ Zabawne jak prawdziwe to twierdzenie. Dlatego nie porywałem niewolnic. Ludzie zadziwiająco łatwo potrafią się rozstać ze skarbami niż krewnymi. Chromatyczne smoki zaś na odwrót. ~ Zadumał się wiekowy smok.
- Jak zasłużyli? - Zamyśliła się Godiva, nie rozumiejąc tego stwierdzenia.
Bardka westchnęła cicho.
- Wyobraź sobie, że jesteś… szklanką wody na pustyni. Wszyscy są spragnieni i wszyscy chcą cie wypić. Wiesz, jednak, że nie jesteś dla wszystkich… bo nie starczy cię by ugasić pragnienia każdego kto do ciebie podejdzie i weźmie. Wiesz też, że jedni są złymi ludźmi… drudzy są dobrymi… jedni są bogaci i za twą wodę mogą drogo zapłacić… inni są biedni i po wypiciu zostałabyś tylko pustą szklanką. Wiesz też… że możesz sobie pozwolić na wybranie tego, komu ugasisz owe pragnienie… odmawiając innym. - Chaaya podrapała się po policzku i odstawiła pusty kieliszek na stół. Obawiała się, że dobrała zły przykład do porównania… wszak szklanka wody, choć na pustyni jawi się niczym diamentowym poblaskiem… w innych rejonach jest pospolitym kamieniem.
- Tego kogo wybierzesz, przeżyje susze… stanie się zwycięzcą… być może dokona wielkich czynów, a wszystko to… dzięki tobie. Staniesz się sławna i bogata… pożądana jeszcze bardziej niż wcześniej… będą się zabijać, by móc z ciebie wypić. Tym właśnie jest dama…
- Aż tak to mi się nie podobają… ale rozumiem chyba co chcesz mi powiedzieć - odparła radośnie Godiva.
Kobieta odpowiedziała jej szerokim uśmiechem.
- To jak? Po walce… zaczynamy łowy?
- Nooo… tak… - uśmiechnęła się wesoło. - Zaczynamy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-05-2017, 21:11   #53
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Walka była już zresztą na zakończeniu. Dwoma celnymi, w miarę, ciosami chudzielec nazwany przez Godivę “Jarvisem” zyskał przewagę nad swym pijanym konkurentem. Nie zdążył już zadać trzeciego. Jego konkurent się potknął, upadł i nie miał sił by podnieść się z podłogi.
- Widzisz?! Wygrałam! - rzekła z entuzjazmem smoczyca. - Następnym razem idziemy do twojego ulubionego lokalu i robimy co ty będziesz chciała.
“Nie jestem pewna czy ona jest po prostu głupia, czy udaje…” Laboni odezwała się z konsternacją, kiedy Chaaya uraczyła “zwycięzcę” zdawkowym spojrzeniem, po czym spojrzała na swoją rozmówczynię, uśmiechając ciepło.
Zachowanie Niebieskiej wyraźnie raziło tawaif, która nie była pewna, czy winna się bronić przed podstępnym atakiem, czy poddać i po prostu rozłożyć nogi.
Uśmiech skrzydlatej, spojrzenie, zdawkowe odpowiedzi… być może nic nie znaczyły, ale jaskrawo odciskały się na podświadomości tancerki, która jak mało kto potrafiła wywęszyć zdrajcę. Skrytobójcę - w szerokim tego słowa znaczeniu.
“Dajże pokój… ma za krótkie nogi na tak wysokie progi…” babka wyśmiała, podejrzliwość wnuczki.
“Być może czegoś od ciebie chce… nie dla siebie, a może dla swojego czarusia… nie masz się czego obawiać… na razie.”
Bardka kiwnęła nieznacznie głową, po czym przyjrzała się zebranym na balkonach.
~ Zmieniliście ich w ludzi, ale są smokami. Zachowuje się jak smoczyca. Próbuje zdominować otoczenie, próbuje dobrać się ci do majtek, próbuje być zachwycająca i zyskać twoją sympatię jak mały psiak. I próbuje być tym wszystkim na raz. Nie przykładaj ludzkich miar ani do niej, ani do własnego partnera. Jeśli Godiva będzie chciała kogoś uderzyć, to to zrobi. My nie mamy waszych ograniczeń, waszych norm i ram obyczajowych ~ przypomniał Starzec. Co nie do końca było prawdą, Godiva była pod wpływem Jarvisa, tak jak Nvery pod jej. To również odcisnęło się na ich psyche.
~ Albo śmiertelnie się nudzisz, albo przypasowały ci rozmowy ze mną… ~ wytknęła tancerka Czerwonemu z kokieteryjnym uśmieszkiem. ~ To jak to jest z tobą Starcze? Czy sięgnąłeś dna i ratujesz się wszelkimi sposobami, czy może przypasowała ci tawaif w udziale? ~ droczyła się z nim, ukontentowana, że pomimo braku Zielonego, mogła komuś poodbijać piłeczkę.
- Gratuluje wygranej moja droga, masz oko do wybierania silniejszego, jesteś na dobrej drodze do stania się prawdziwą damą - pochwaliła smoczycę, bijąc bezgłośne brawa. Podczas gdy Pradawny burknął coś o łaskawym dzieleniu się swą mądrością, Godiva uśmiechnęła się szeroko. - Więc co teraz? Bawimy się jak damy?
- O ile znajdziemy tu kogoś interesującego - mruknęła pod nosem, po raz kolejny rozglądając się po balkonie.
- Hmmm… a po czym ją poznasz? - Smoczyca zadała dobre pytanie. Tu na balkonach dominowali ludzie zamożni, w różnym wieku. Przeważnie mężczyźni, ale było trochę kobiet… zazwyczaj w towarzystwie jakiegoś dżentelmena. Tylko dwie... siedziały samotnie. Jedna z racji zaawansowanego wieku.
- Ją? - zdziwiła się Chaaya, spoglądając na towarzyszkę. - To już nie chcesz spławiać bawidamków? - Tancerka wyraźnie się zamyśliła, zastanawiając się czy w takiej sytuacji znalazły się w odpowiednim miejscu do polowań na inne kobiety. Może na dole miałyby większe szanse, gdyż góra obfitowała w prawdziwych sztywniaków.
- Masz rację… spławianie bawidamków… - speszyła się Niebieska, opuszczając lekko głowę. - To miałyśmy robić. Wypadło mi to z głowy.
- Zdecyduj co chcesz robić a ja się trochę rozejrzę - odparła polubownie, nie karcąc ani nie poganiając Godivy. Samej wstając z siedziska i opierając się rękoma o balustradę, wychyliła się lekko by poobserwować ludzi na dole. Skupiła się oczywiście na płci żeńskiej, tylko od czasu do czasu taksując wzrokiem, górującego nad tłumem barbarzyńcę lub mężczyzn po przeciwnej stronie balkonu.
Trochę biuściastych barmanek, trochę pijanych mieszczek… niektóre ładne, niektóre nie. Spojrzenie Chaai przykuły jednak nie te, które obserwowały walkę, a jej potencjalne uczestniczki.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/5f/44/57/5f44573203f93c27d5e05e316dc2de07.jpg[/media]
Dzikuska o dość gibkim ciele i zmyśle artystycznym wyrażającym się w tatuażach i fryzurze. Oraz mistrzynię walki pięściami w żółtej szacie, przypominającej te noszone na dalekim wschodzie. Na szczęście, nie była skośnooka i z pewnością pochodziła stąd.
Kobieta podparła się na łokciach, wypinając tyłeczek w stronę, zapewne obserwujących ją mężczyzn. Wyłuskując z kucyka pasemko włosów, bawiła się nim nawijając go na palec.
Godiva milczała więc pewnie jeszcze nie podjęła decyzji. Pozostało więc czekać i nie zgubić ślicznotek z pola widzenia.
Kątem oka zauważyła, że przyciągała już uwagę, zarówno paru przystojnych kupców jak i łakome spojrzenie smoczycy.
- No... najpierw paru odpędzamy jak damy, a potem się zobaczy - mruknęła w końcu Niebieska, zainteresowana jednym widokiem.
- Jak sobie życzysz… - odparła, prostując się i zakładając pukielek włosów za ucho, oparła się plecami o poręcz. - Tylko… jako damy mamy troszeczkę związane ręce, nie możemy podejść pierwsze - dodała cicho, kryjąc figlarny uśmieszek za dłonią, spoglądając ukradkiem na jednego z jej obserwatorów. Przez kilka uderzeń serca, patrzyła prosto na niego, po czym szerzej się uśmiechnęła i zasiadła na swoim miejscu, wracając spojrzeniem na rozmówczynię, przysuwając z lekkim smutkiem pusty kieliszek do siebie.
- To pół biedy… co zrobimy jak już podejdzie? - zapytała zaciekawiona Godiva. Tymczasem rybka połknęła przynętę i ów wybraniec losu i Chaai rzeczywiście podchodził z zawadiackim uśmieszkiem.
- Zjemy - zawyrokowała trzpiotnie bardka, spoglądając ukradkiem na mężczyznę by się uśmiechnąć.
- Ach Różo moja Różo… gdzieś ty mnie porwała - dodała głośniej, opierając się o oparcie.
- To ponoć bardzo porządny lokal, tak słyszałam - odparła potulnie, schylając głowę i zerkając to na biust bardki, to na podchodzącego mężczyznę.
- Kielichy tak olśniewających pań nigdy nie powinny być puste, nieprawdaż? - zapytał arystokrata zerkając na nie.
- A okna ich oczu, samotnie gasnąć w mroku nocy… - Wzruszyła nieznacznie ramionami Chaaya, po czym kiwnęła na powitanie. Spoglądała w zaciekawieniu na nieznajomego, a w kącikach jej ust błądził uśmieszek.
“Właściwie to jak damy zachowują się w tych rejonach świata?” wtrąciła babka, a jakaś tancerka burknęła, że na pewno nie tak drętwo jak na pustyni.
- Dobrze powiedziane. - Arystokrata przysiadł się z uśmiechem przylepionym do ust. - Fredirik Ashenworm… z tych Ashenwormów.
Oczywiscie Chaaya słyszała o “tych” Ashenwormach, rodzie pół- kupieckim pół-mafijnym utrzymującym monopol na przyprawy w mieście. Nie dowiedziała się co prawda za wiele, jedynie półsłówka wrzucane w rozmowy… ale wystarczająco, by czytać między wierszami.
Na Godivie “ci” Ashenwormowie nie robili żadnego wrażenia, więc tylko uśmiechała się naśladując tawaif. A sam gach zamówił karafkę najlepszego wina, gestem dłoni przyzywając najbliższego sługę. - Z kim mam niewysłowioną przyjemność?
- Och… - Bardka przyłożyła dłoń do policzka, jakby rodowód przybyłego wprawił ją w prawdziwe oniemienie.
- Paro Jaan… a to moja przyjaciółka i wierna towarzyszka Róża Stormwings - przedstawiła obie Chaaya, uśmiechając się pogodnie, choć z cieniem zawstydzenia lub onieśmielenia tak szacowną osobą, jaką był owy mieszczanin. - Spotkał nas prawdziwy zaszczyt tego wieczoru, a już zaczynałam spisywać go na straty po mojej przegranej. - Zachichotała cicho i mrugnęła do smoczycy porozumiewawczo. - Źle obstawiłam… ale cóż, jak to mawiają, jeśli się nie masz szczęścia w hazardzie… to masz w miłości.
- Taka piękna kobieta z pewnością ma szczęście w miłości - odparł z gorliwością bogacz widząc, że idzie mu dobrze z kokietowaniem Paro. A Godiva mruknęła cicho. - Czyli ja mam pecha w miłości?
Wzruszyła ramionami i wyjrzała przez barierkę. - To kogo chcecie obstawiać.
- Myślę, że na obstawianie jeszcze przyjdzie czas… a może i inne… rozrywki? - stwierdził Fredirik.
Tancerka zaśmiała się dźwięcznie, spoglądając na wojowniczkę pocieszająco.
- Nie przejmuj się moja droga, to tylko powiedzenie w dodatku wymyślone na potrzeby poprawienia humoru spłukanym przegranym. - Siedziała chwilę w konsternacji, po czym wybuchła perlistym śmiechem ukrytym za dłonią. - Czyli mnie w tej chwili!
Następnie spojrzała na kompana, wachlując się rączką. Szybki był… trzecie zdanie i już insynuował niecne plany.
- Noc jest młoda i pełna niespodzianek - odparła wymijająco, dając znak, że tak łatwo podejść się nie da.
- Cóż… moja prywatna gondola też jest ich pełna. I smakołyków również - zasugerował uprzejmie Fredirik, wstając by osobiście nalać wina z przyniesionej przez sługę karafki do kielichów obu kobiet. - Bo jakkolwiek to przyzwoita karczma, to jednak jeśli chodzi o kulinaria, to... - westchnął znacząco i smętnie.

Bardka przyglądała się nalewanemu winu, jakby trochę od niechcenia, pilnując by mężczyzna niczego im nie dorzucił do kielicha.
- Bynajmniej… - mruknęła niby do swoich myśli. - Przyszyłyśmy popatrzeć na boksujących się na ringu w innym wypadku poszłybyśmy do innego lokalu… - Chaaya wyjrzała za balustradę, przyglądając się zamawiającym przy szynku oraz walczącym na ringu. - Czy nasze towarzystwo cię nuży w tejże karczmie, że tak śpieszno ci na zewnątrz? Dopiero coś się przysiadł, a już drugi raz napominasz o ucieczce stąd. Twe słowa sprawiają mi wiele smutku, nie wposminając o Róży, która z natury gaduła… teraz umilkła jak trusia. - Kobieta spoczęła spokojnym spojrzeniem na arystokracie. Jej ciepłe tęczówki, teraz wydawały się nieco oszronione lodem, a łagodny uśmiech wyblakły i pełen nagany.
- Ten lokal ma wiele zalet i rozrywek, ale nie zapewnia spokojnej atmosfery do miłej rozmowy. - Uśmiechnął się mężczyzna, nalewając wina do swego kielicha i smakując go. - Ani dobrej kuchni, choć wybór trunków jest tu na poziomie.
Uniósł kryształ w górę wznosząc toast. - Za miłe spotkania i jeszcze milsze ich konsekwencje.
Godiva zaś spojrzała na bardkę nie bardzo wiedząc jak się zachować.
Chaaya uniosła kieliszek i poruszyła sugestywnie brwiami, przyglądając się ciepło smoczycy, samej nie do końca wiedząc jak długo ma przeciągać katorgę ich trojga przy wspólnym stoliku.
- To powiedz… czemuś przyszedł sam w takie miejsce? Nie wyglądasz na kogoś, komu brak dobrego towarzystwa… - Zwilżywszy usta, umknęła spojrzeniem na arenę, gdy tłum gapiów głośniej zawiwatował.
- Szczerze powiedziawszy to nie jest idealne miejsce na poznawanie siebie bliżej, dlatego nie bywam tu w towarzystwie, acz… nie mogłem przepuścić okazji poznania dwójki tak uroczych kobiet - odparł szarmanckim tonem, po czym spytał zaciekawiony. - A co was, moje piękne, sprowadza do takiego miejsca?
- Róża lubi walki… - mruknęła oględnie bardka, chowając łotrzykowski uśmieszek za szkłem. - Odpowiednio ją nastraja… - dodała, opierając się o krzesło. - Takie miejsce nie jest idealne do spędzania w nim czasu samemu… - upomniała arystokratę, po czym skupiła swe spojrzenie na karminowej cieczy, oblewającej leniwie ścianki kielicha.
- Tak… ale towarzystwo musi być odpowiednie. - Wzrok mężczyzny spoczął na smoczycy, która poświęcała mu niewiele uwagi bardziej zajęta walkami na dole i swoją towarzyszką.
- A co ciebie nastraja Paro? - zapytał Fredirik skupiając uwagę na tancerce.
Ta z początku nic nie odpowiedziała, mieszając cieczą powolnym ruchem dłoni, po czym jak gdyby nigdy nic, popatrzyła na kompana lekko zdziwiona jego pytaniem.
- Kwiaty… - odparła z dziecięcą prostotą i szczerością, uśmiechając się słodko i czule, a jej wzrok po chwili spłynął z oblicza Fredrika wprost w objęcia oczu Godivy.
- No tak… taka piękna kobieta winna być otoczona pięknem, zwłaszcza tak pięknie pachnącym. - Fredirik czarował banałami, próbując przyciągnąć uwagę tawaif, podczas gdy niebieskoskrzydła uśmiechała się zaskoczona jej słowami, a w jej oczach błyszczały psotne iskierki.
“Ślepy fagas…” skwitowała cierpko Laboni wzbudzając śmiech dziesiątek Chaaj, które rozbrzmiały w umyśle Paro niczym szemrzące sznury dzwoneczków. “Mężczyźni zawsze myśleli kutasami… dlatego tak lubiłam eunuchów… pozbawieni węża w spodniach, nagle zaczynali racjonalnie myśleć i dało się z nimi nawet porozmawiać…”
- Oczywiście Fredriku… wspaniałym, wonnym ogrodem… pełnym rubinowych róż znad morza czterech stron świata… - Bardka jeszcze chwilę przeszywała lekko rozbawionym spojrzeniem wojowniczkę, po czym upiła drobny łyczek wina, spuszczając grzecznie wzrok na blat stolika.
Róża czerwieniła się coraz bardziej, a Chaaya poczuła jak pod stolikiem dłoń smoczycy pieszczotliwie zaciska się na jej kolanie, a sama Godiva podjęła inicjatywę mówiąc. - Eeee… może… mały zakładzik, co? Wyszepczę ci do uszka mój sekret, jeśli… eeemm… rozweselisz Paro bukietem pięknych róż. Ale musisz się spieszyć, by zdążyć to zrobić zanim moje usta zetkną się z ustami… kogoś kto mnie… - zerknęła na walczących zawodników. - …kto mógłby obudzić we mnie ogień.
Spojrzała na tancerkę. - Myślisz że… przesadzam z takim zakładem?
- Mamy pełnie… zabawmy się! - Zaśmiała się wesoło dholianka, również wyglądając za balustradę. - Nie mamy nic do stracenia, a możemy tylko zyskać!
- Więc… jeśli chcesz poznać mój... sekret. - Oblizała lubieżnie usta Godiva uśmiechając się. - To się pospiesz… mój sekret jest bardzo… niecodzienny. I może cię zainteresować.
- Zgoda… - odparł kupiec i poderwał się od stolika, by w szybkim tempie opuścić lokal i zdobyć owe kwiaty.
Chaaya wybuchła śmiechem, kręcac w zrezygnowaniu głową.
- Ulatniamy się zanim wróci, czy czekamy i obwieszczamy, że nie zdążył?
- Czyli nie dostanę buziaka? - Smoczyca wygięła usta w podkówkę. - W końcu to ja go się pozbyłam. Nie ty. Nie należy mi się nagroda?
- Nie wiedziałam ile jeszcze chcesz to ciągnąć… nie wybrałyśmy jakiegoś sygnału... - Bardka pochyliła się nad stołem, składając usta w dzióbek, a Godiva nachyliła się i pocałowała ją delikatnie, a potem nieco bardziej namiętnie. Usta miała miękkie, ale technikę całowania podkradła Jarvisowi.

Odsunęła się po pocałunku dodając. - Wolisz czekać, aż wróci? Nawet jeśli przegra to i tak może się uparcie do nas przyczepić.
Tawaif oblała się rumieńcem zawstydzenia, bo nie spodziewała się, aż takiej zuchwałości… tu przy wszystkich. Dopijając wino jednym haustem, odstawiła kieliszek na stół.
- Jak wolisz… możemy czekać na niego, możemy szukać nowego, możemy zejść na dół... - Chaaya wzruszyła ramionami. - Znalazłam na dole parę ciasteczek… może będziemy miały szczęście?
- Szczęśliwe ciasteczka. Nie chcę bowiem czekać na niego. Był chociaż przystojny? Bo nudny na pewno - oceniła cierpko Godiva. - Będę musiała przypomnieć Jarvisowi, by prawił ci lepsze komplementy i lepiej zajmował się twoją rozrywką. Bo ten… wydawał mi się męczący.
- Nie wiem… - odparła szczerze bardka, wstając od stolika i dolała sobie trunku, by zabrać go ze sobą. - Rzadko który mężczyzna robi na mnie wrażenie… czy to elokwencją, czy wyglądem - mruknęła zamyślona, szybko dodając. - Staramy się nie oceniać swoich klientów, co by się do nich nie uprzedzać, ale lubimy plotkować na tematy innych. - Tawaif sięgnęła pamięcią wstecz, szukając we wspomnieniach kogoś kto jej się spodobał i kogo mogłaby przytoczyć smoczycy. Do głowy przychodziły jej tylko dwie osoby… Anksara oraz wojownik, którego imienia nie mogła sobie przypomnieć, a o którego tak zazdrosny był Jarvis.
Wstrząsnął nią dreszcz, gdy przypomniała sobie spojrzenie ciemnych oczu, żołnierski i pewny chód oraz te dłonie… krzepkie i spękane. Twarde.
Nawet teraz działał na nią stymulująco… upiła kilka łyków czerwonego płynu, zwilżając suche gardło i usta. Ach… gdyby mogła sobie przypomnieć jak się nazywał…
- Dziwne podejście… - zamyśliła się Godiva, podążając za bardką.
- Dlaczego? - zaciekawiła się Chaaya. - Jeśli nie podoba ci się danie, które musisz zjeść… zamiast zamknąć oczy i skupić się na szybkim posiłku, siedzisz i się w nie wpatrujesz, obrzydzając sobie, to co nieuniknione, jeszcze bardziej?
- Dużo było takich dań? - spytała współczująco smoczyca.
- Po pewnym czasie przestajesz liczyć - mruknęła rozbawiona, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. - Chodźmy na dół, zanim wychylę kolejnego kielicha. - Tancerka wygładziła, zmarszczki na spódnicy, po czym ruszyła do schodów, a później ostrożnie w dół, wmieszać się w tłum gawiedzi, która zdecydowanie lepiej bawiła się od tych na balkonach.
Godiva posłusznie podążyła za nią naśladując we wszystkim “starszą siostrę”.

Chaaya krążyła wśród pijących, starając się nie zwracać na siebie uwagi, choć zdawała sobie sprawę, że jej strój jak i ogólny wygląd, dość mocno odcinał się na tle przeciętności zebranego tu mieszczaństwa. Nie przejmowała się tym zbytnio, zachowując pozory pewności siebie, by żaden łasy, na łatwy kąsek, mężczyzna nie upatrzył sobie w drobnej bardce zdobyczy.
Po dopiciu wina oraz beznamiętnemu obserwowaniu jak kolejny pijus całuje się z deskami ringu, tawaif zastanowiła się, którą z wcześniej upatrzonych kobiet zaczepić.
Obie nie pasowały do gustu Godivy. Obie były typem samodzielnym, wojowniczym i indywidualnym.
Smoczyca zaś opisała swoje przyszłe połowice, jako wątłe, kruche i bezbronne mimozy, które mogłaby zdominować pod pretekstem ubóstwiania oraz opiekowania się nimi. Tancerka nie chciała nawet myśleć, skąd takie predyspozycje w niebieskoskrzydłej, obawiając się, że były one sprawką preferencji czarownika.
Byłaby to gorzka i smutna prawda, której nie do końca chciałaby wiedzieć o Jarvisie, przynajmniej na razie.
Odstawiając kieliszek na tacę przechodzącego w tłumie sługi, podeszła do ubranej w żółtą tunikę pięściarki, uśmiechając się głupiutko i niewinnie, jak zauroczony w aktoreczce fan.

- Waaaah! Była pani wspaniała! - zaćwierkała niczym kolorowy ptaszek, który napił się z karafki o kroplę za dużo złocistego płynu. - Widziałam z góry, kładła pani każdego na łopatki, jednym ciosem! Rach-ciach! - dodała pełna pasji i podziwu, opierając dłoń o swój policzek. - Ach gdybym ja tak potrafiła, gdyby tatko wysłał mnie na treningi do pani a nie na lekcje śpiewuuu… - rozmarzyła się z wyraźnym rozrzewnieniem i dopiero wtedy jakby do niej dotarło, że w sumie mogła przerwać kobiecie w rozmowie z kimś lub obserwowaniu kolejnych potyczek.
- Aćća… - Zacmokała zawstydzona, łapiąc Godivę pod ramię i wtulając policzek w jej bark, skryła się za jej osobą wyraźnie zażenowana. - Gdzie moje maniery, przepraszam… - Popatrzyła przepraszająco na mistrzynię walki, po czym błagalnie na swoją towarzyszkę, jakby ta mogła ją uratować z tej niezręcznej sytuacji.
- Jesteśmy tu… nowe… no prawie - zaczęła Godiva, a zapaśniczka przyjrzała się smoczycy dodając. - Tak.. ciebie… już chyba… Wyglądasz jakoś tak znajomo.
- Ja… walczyłam, raz czy dwa - wyjaśniła skrzydlata, dodając wstydliwie. - Z kiepskim skutkiem.
- Nie wyglądacie na takie co walczą. Panny z dobrego domu… - odparła ze śmiechem wojowniczka, dodając po chwili. - Jestem Kaidiri.
- Paro! - przywitała się podekscytowana Chaaya, której wstydliwość nagle przeszła, zamieniając się na miejsce z ciekawością. - I Róża… Różyczka… malutka i czerwoniutka - dodała, strojąc słodkie minki do smoczycy. - Powiedz jak to robisz! Też chcę umieć tak przywalić! - Tancerka podskakiwała koło Niebieskiej, ale znowu nagle wzięło ją na zawstydzenie, bo szybko się za nią schowała.
- Chcesz się napić, czegoś?
- Oj… nie wiem, czy to dobrze, żebym jeszcze się czegoś napiła. Już i tak dużo wychyliłam wina podczas walki. - Zaśmiała się Kaidiri, podczas gdy Róża rzeczywiście robiła się czerwoniutka na twarzy.
Wojowniczka dodała. - Powinnam się przewietrzyć, a wy?
- Możemy iść… prawda? - Bardka złapała Godivę za rękę, ochoczo drepcząc w miejscu. - Kaidiri często tu przychodzisz? Jesteś z miasta, czy tylko przelotem? Bo my jesteśmy nowe… tak nowe-nowe… ciężko tu o dobre towarzystwo. - Dziewczyna paplała wesoło, żywo gestykulując wolną ręką.
- Ja... się urodziłam tutaj. W mieście… wśród ruin - odparła z uśmiechem, ruszając do wyjścia, ale niezbyt szybko, co by dwie ciekawskie panienki mogły za nią nadążyć. Bo i obie ruszyły za nią. - W tym miejscu rzeczywiście ciężko o dobre, ale tam wyżej na balkonach...
- Nudne towarzystwo... - skwitowała smoczyca zerkając w górę.
- Och tutaj?! A nie wyglądasz, masz śliczną tunikę i jeszcze w takim nietypowym kolorze… - Tancerka dalej się zachwycała, idąc za pięściarką lekko chwiejnym krokiem, przyjemnie kołysząc przy tym biodrami. - Anooo… na górze było nudno… i jeszcze mężczyźni wyjątkowo… nie ważne zresztą.
- Uczył mnie Sen-Tsuk-kai. Uciekinier z krain wschodu. Założył dojo w La Rasquelle i uczy walki - wyjaśniła Kaidiri spokojnie. Godiva zaś wodziła spojrzeniem od jednej do drugiej kobiety, nie mogąc oderwać od nich oczu.
- Ach! Jak orientalnie… - rozmarzyła się Chaaya. - Trudny to trening? Myślisz, że nadałabym się na lekcje… albo chociaż Różyczka? Ona jest taka silna… - zachwalała smoczycę bardka, chichocząc wesoło. - Przyjemnie jest patrzeć jak w świecie zdominowanym przez mężczyzn wygrywa kobieta.
- No cóż… myślę, że każdy się może nauczyć walczyć, acz nie polecałabym tu sprawdzać swych umiejętności, choć pewnie lepiej niż… na innych arenach - odparła ponuro Kaidiri i przeciągnęła się rozprostowując kości. - Ale dość o tym, więc… walczysz Różyczko?
- Eeee… trochę - zapeszyła się Godiva.
- To dobrze… trening czyni mistrzem i rzeźbi ciało - wyjaśniła. - A więc drogie panny, co was sprowadziło do miasta?
Tawaif z chęcią trzepnęłaby smoczycę w łeb, gdyby to pomogłoby przełamać jej wstydliwość.
- Jaaa przyjechałam za ukochanym, a Róża chce się podszkolić w walce, zarobić górę złota i zdobyć sławę - odparła skwapliwie Paro, uśmiechając się jak zadowolona i najedzona kotka. - Poznałyśmy się w karczmie, uratowała mnie przed napastliwym gadem, który postawił sobie za punkt honoru uprzykrzyć mi posiłek i tak… wychodzimy czasem na miasto, szukać szczęścia. Mnie się ono jednak nie trzyma… - Zaśmiała się wesoło, przyglądając pięściarce z niesłabnącym zachwytem.
- Znalazłaś go? - zaciekawiła się Kaidiri. - Tego ukochanego? To wszak duże miasto, a skoro żadna z was go nie zna.
- Po drodze - odparła pełna dumy bardka. - To znaczy… moooże po drodze? Wolę nie zapeszyć, wiesz jak to bywa… lepiej nie mówić hop bo się później złamie nogę. A ty? Co robisz, oprócz tego, że obijasz pijakom garki? Nie chciałabyś na przykład wyjechać… na wschód chociażby? Podobno tam ładnie i dobrą herbatę mają… ale nigdy tam nie byłam… tatko mi tylko opowiadał - gadała jak najęta, zezując od czasu do czasu w kierunku Godivy.
- Ja? Mi tu dobrze. Jestem najemniczką. Czasem poeskortuję ładunek, czasem popilnuję osób, czasem udam się w ruiny po skarby. - Przyjrzała się krytycznie obu “fankom”. - Ale to chyba nie dla was życie.
- Wygląd bywa mylący - mruknęła smoczyca, lekko zawstydzona jej słowami.
- Och, życie poszukiwacza przygód musi być wspaniałe! - rozmarzyła się Paro, wachlując się rączką. - Ale życie mieszczucha też ma swoje zalety… chodźmy na tańce! Co wy na to? Kaidiri już swoje wygrałaś, tak samo jak Róża, bo wiesz… zakładałyśmy się, no i… cóż.. - Wzruszyła dziecięco ramionami Chaaya. - Zmieńmy lokal, dzisiaj pełnia, wypadałoby trochę potańczyć, prawda? Oczywiście, że prawda. - Wzięła się pod boki, zagadując nie tylko kompanki, ale i własne myśli. - Tyyylko… jest tu jakaś tawerna z muzyką, tylko nie jakieś bufoniaste pitu pitu z wyższych sfer…
- Jeeeest… ale… - zawstydziła się mniszka. - Znam kilka… ale ja… no… nie tańczę. Nie umiem.
Godiva zresztą chyba też nie umiała tańczyć i była pewna, że tawaif o tym wie. Była więc zaskoczona słowami Chaai, ale uśmiechnęła się niepewnie. Ufała bowiem swojej kompance.
- To cię nauczę! Nie daj się prosić, jestem pewna, że będziemy się świetnie bawić, a jak nie to zwiejemy! - Zachichotała trzpiotnie tancerka, łapiąc smoczycę za rękę i przytulając się do jej ramienia. - Życie jest zbyt krótkie na bycie wstydliwym, prawda Różo?
- Przypominam… że sporo wypiłam. Więc nauka tańca nie jest naj… a co mi tam. Przepraszam jeśli cię przy okazji zmacam, lub co gorsza… zwymiotuję. - Zaśmiała się Kaidiri poddając się. - Jeśli ci to… nie prze… hmmm … nie przeraża cię to, to… najbliższa karczma jest tam. Półelf Infirion tam gra.
- A tam… też swoje wypiłyśmy! - Ozwała sie radośnie bardka, trącając bioderkiem Niebieską. - To co, ruszamy na podbój parkietu… ten półelf dobrze gra?
- To mój drugi ulubiony muzyk. Można go słuchać całymi nocami. - Rozmarzyła się sztukmistrzyni i wzruszyła ramionami. - Niestety trzeba rano wstać, by zrobić poranny długi trening, więc… nie słucham go całej nocy.
Godiva zaś pokiwała ze zrozumieniem. Wszak sama też ofiarnie ćwiczyła.
- No tak… kobieta pracująca - odparła z podziwem Chaaya, prowadząc do stojących gondol, by wsiąść do wolnej łódki. - To tłumacz gdzie ta karczma i płyniemy!
- Za mną… pokażę… po co mam tłumaczyć, skoro i tak z wami płynę. Chyba, że nie? - zasępiła się mniszka.
- Chodziło mi byś wytłumaczyła gondolierowi. - Zaśmiała się zdziwiona bardka, siadając na ławeczce.

Kaidiri zaśmiała się zażenowana tłumaczeniem Chaai i mruknięciem zwaliła wszystko na alkohol. Godiva grzecznie usiadła obok tawaif, patrząc roziskrzonym wzrokiem to na mniszkę to na Chaayę i… tancerka zrozumiała, że smoczyca okłamuje samą siebie. Owszem mogły ją pociągać delikatne kobiece kwiatuszki, ale i silne niezależne kobiety również kusiły smoczycę, z czego chyba nie zdawała sobie sprawy. Tyle, że wobec takich traciła całkiem rezon nie wiedząc jak się zachować.

Mniszka stanęła na dziobie gondoli i niczym dowódca wskazywała kierunek, z trudem utrzymujac równowagę. Alkohol dodawał jej animuszu, ale… cała sytuacja groziła wywaleniem łodzi i zimną kąpielą dla całej czwórki.
- Rozluźnij się… - szepnęła do towarzyszki, klaszcząc pięściarce. - Brawo, brawo! Jak prawdziwy kapitan pirackiego statku! Arr! - Śmiała się do rozpuku wesolutka Jaan.
- Jestem rozluźniona… tylko wiesz… nie tak śliczna, czy kobieca jak ty - szepnęła cicho smoczyca.
- Oj głupiutka… - roztkliwiła się nad skrzydlatą bardka.
Godiva pożądała kruchości, a nie dostrzegała jak sama była delikatna. - Nie denerwuj się tak… nie wstydź się siebie, ani tego, że czegoś nie umiesz lub nie rozumiesz… bądź otwarta, pytaj, poznawaj i nie rezygnuj zbyt szybko. Jestem tuż obok i zawsze ci pomogę - wyszeptała do przyjaciółki, zaczynając ją łaskotać. Zdecydowanie Paro nie powinna więcej już wypić i trzeba będzie ją pilnować by nie wpadła w żadne kłopoty.
- Różyczka też jest kiepska w tańcu - zawołała głośniej Chaaya. - Ale nie martwcie się! Z taką nauczycielką jak ja… to… HO, HO staniecie się paniami parkietu! Będzie super! Prawda? - zapytała z nagła mężczyznę, który przeprawiał je przez kanał. - Jasne, że prawda - odpowiedziała sama sobie z rezolutną minką.
- Tak prawda - potwierdziła Godiva, wodząc nerwowo palcami po udzie Chaai poprzez sukienkę. Trochę to ją relaksowało i uspokajało. Kaidiri zaśmiała się zaś, wesoło dodając. - Tylko potem… nie narzekaj jak ci podepczę palce. Taniec ma inny rytm niż walka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-05-2017, 21:12   #54
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Dopływali powoli do brzegu. Karczma polecana przez mniszkę, była dość okazałym z fasady budynkiem, zdobionym płaskorzeźbami elfów i drzew. W środku jednak była to typowa tawerna jakich wiele… przeznaczona dla awanturników i rzemieślników.
- Prawda, że ładnie tu? - zapytała retorycznie. - No i muzyka…
Wskazała na półelfa grającego na małej scenie z kilkoma innymi bardami, głównie na instrumentach strunowych.
- Co tam podeptane palce - mruknęła tancerka, nie dając się zniechęcić przez pięściarke. Wyglądała przez ramię smoczycy, ciekawsko rozglądając się po wnętrzu, niczym zwierzątko wypuszczone w całkowicie obcym mu miejscu. Nie była jednak wystraszona i szybko zaraz podchwyciła klimat unoszący się w powietrzu przybytku.
- Chodźcie, znajdziemy sobie miejsce - zawołała radośnie, wybiegając naprzód i chwytając obie panie za ręce, prowadziła je powoli w głąb sali, samej idąc ostrożnie tyłem.
- Może powinnyśmy poszukać stolika? - zapytała Kaidiri, pozwalając się ciągnąć wraz z Godivą, która również spytała. - Jak właściwie będzie wyglądała ta nauka?
- No przecież szukamy - odparła rozbawiona Chaaya, przystając na chwilę by się rozejrzeć za miejscem, które dość szybko zlokalizowała, wznawiając marsz w nowym kierunku.
- Pokaże wam ruchy, wy po mnie powtórzycie, a później poćwiczycie tańcząc ze sobą… Nie martwcie się to proste kroki, nawet dzieci potrafią to tańczyć… ale zanim nauka… najpierw będzie rozgrzewka. - Tawaif stanęła przy wolnym stoliku, puszczając obie ofiary by dotknąć dłoni blatu. - Ostatnia szansa by się czegoś napić.
- To ja się napiję! - zadecydowała mieszczanka, a i skrzydlata dodała głośno. - Ja też!
Po czym mniszka zmrużyła oczy. - A nie lepiej jeśli ty zatańczysz z nami po kolei na początek?
- Hmmm… - Chaaya udała, że się nad czymś zastanawia, dmuchając w kosmyk włosów, który opadał jej na twarz. - Nie widzę potrzeby, bo tak jak mówiłam… to prosty taniec i dość mało efektowny. Najlepiej poznaje się go samodzielnie, więc gdy już pokażę ruchy a wy je przećwiczycie, nie będzie wam sprawiał problemu taniec ze sobą… - Bardka usiadła na krzesełku, spoglądając z dołu na obie kobiety, mrugając przy tym oczami jak mała dziewczynka. - Ale jeśli chcecie, możecie ze mną najpierw zatańczyć, ale w ostateczności i tak was wspólna runda nie ominie, bo chce was poobserwować i ocenić, która lepiej się rusza. - Odparła z rozbrajającą szczerością, pokazując psotliwie język.
- Lepiej się zgodzić. Jej nie przegadasz - zasugerowała Róża. A Kaidiri wzruszyła ramionami. - No dobrze… to pokaż ten taniec.
- Spokojnie, spokojnie… chciałyście się napić - przypomniała z lisim uśmiechem bardka, splatając dłonie. - No i jeszcze rozgrzewka… zaczekam tu na was.
Kaidiri zamówiła kolejkę mocnego ciemnego piwa dla całej trójki.
- Może być? To najlepsze co tu dają do picia.
Chaaya upiła piany, brudząc sobie górną wargę jak łakoma dziecinka.
- Dooobre - rozemocjonowała się na chwilę, dając szansę obu kobietom na spróbowanie napitku, po czym wstała zamaszyście z siedziska i stanęła przed stolikiem. - To teraz słuchajcie… taniec jest bardzo prosty, prosty tak samo jak posługiwanie się bronią, nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Każdy może tańczyć… choć nie każdy może zostać tancerzem. Ale dzisiejsza lekcja nie jest o tym. Tak, tak… - Tawaif wzięła kufel w obie dłonie. - Najpierw podstawy… wasze ciała są w stanie przyjąć każdą pozycję jaką sobie wyobrazicie… musicie ją tylko widzieć swoimi oczami wyobraźni. Jeśli jej nie widzicie… to nie uda wam się jej przyjąć. Także pamiętajcie… pierwszy krok jest w waszych głowach. - Tancerka zamknęła oczy, wsłuchując się w muzykę, popijając z rozwagą bursztynowo-kasztanowego płynu.
Powoli zaczynała bujać się na boki, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Przez chwile poruszała się całym ciałem zgodnie w jednym kierunku. Po chwili jednak głowa zaczęła bujać się w przeciwną do strony jej barków, a barki w przeciwną do bioder i wydawać by się mogło, że Chaaya faluje, niczym młode i gibkie drzewko na wietrze.
- Waszą rozgrzewką jest wsłuchanie się w muzykę i po prostu poruszanie się tak jak macie na to ochotę… w rytm melodii, która będzie tworzyć obrazy w waszych głowach. Nie śpieszcie się i nie wstydźcie. - Nie otwierając oczu, zaczęła poruszać się po trójkącie, obracając powoli, ciągle bujając się i uśmiechając łagodnie.
Kaidiri i Godiva na początku zrobiły się blade, a później takie jakoś bardzo czerwone na twarzy i wędrowały spojrzeniami za bardką. W końcu mniszka rzekła bąkając pod nosem. - Ale tu ponoć uczą… no… kroki są ważne i postawa i ruchy… wszystko wedle… reguły tańca.
- Nie musisz być wojownikiem, by władać mieczem… możesz się nim stać później… wtedy też musisz nauczyć się jak walczyć jak wojownik. Co nie zmienia faktu, że umiesz już władać swą bronią, na swój własny sposób… - Paro stanęła przy stoliku, odkładając kufel na blat i spoglądając zachęcająco na obie panie.
Wstały obie… niepewnie spoglądając na siebie nawzajem i przymykając oczy, zaczęły się wsłuchiwać w melodię i gibać. Niemrawo im to szło z początku, zbyt sztywnie… później ruchy Godivy stały się bardziej płynne i zmysłowe. Kaidiri nie… wpojone schematy podczas mnisich treningów, utrudniały jej wyrażenie siebie w tańcu. Była zbyt sztywna.
- Waaah, świetnie wam idzie… - pochwaliła obie Chaaya. - Nie wstydźcie się tego co widzicie przed oczami… możecie się poruszać tak, jakbyście pieliły w ogródku, lub gotowały w kuchni… ważne byście wykonywały ruchy w rytm melodii. Taniec to nie tylko sztywne fomułki wymyślone na potrzeby balów… to wolność waszego umysłu i ciała, które jeśli zechcecie przekujecie w kathak lub walca, tango, poloneza czy tachikatę, na tańcu brzucha skończywszy. - Kobieta dała im jeszcze trochę czasu na zabawę samych ze sobą.
Obie uczennice tańczyły więc dalej, choć mimo uwag bardki nie czuły się pewnie. Tym bardziej, że przyciągały uwagę bywalców lokalu, co bynajmniej nie było im na rękę. Nie przywykły do takiego rodzaju zainteresowania, zwłaszcza, że jako nowicjuszki radziły sobie kiepsko w tańcu.
- Sio mi stąd! - Tawaif tupnęła na najzuchwalszego z mężczyzn, który coraz bliżej krążył wokół panien. - To zamknięta impreza. - Pogroziła mu paluszkiem, zbywając go, jak i resztę amantów, machnięciem rączki.
- No normalnie jak łosie na rykowisku… - poskarżyła się, biorąc pod boki. - A niby tańczyć nie umiecie, a zaroiło się wokół was jakby kto ul strącił. Czas na ruchy! - zaordynowała wartko, biorąc ponownie kufel do ręki by się z niego napić.
- Darmowa błazenada? - oceniła zaskakująco trzeźwo sytuację podpita pięściarka.
- Pfi… co to za podejście Kaidiri. - Chaaya stanęła wyprostowana z prawą nogą postawioną przed sobą, a prawa dłoń z kuflem powędrowała w bok, tak jakby po drugiej stronie stał obok niej partner.
- Tempo jest na trzyczwarte. Pomiędzy zwykłym, a szybkim chodem. Panie po prawo, panowie po lewo. Ruchy są jak odbicie lustrzane, także za wielkiej filozofii to w tym nie ma.
- Acha… - odparła Godiva, a mniszka spytała skołowana. - Możesz mi wyjaśnić... co to są te trzyczwarte?
- Najpierw powtórzcie po mnie postawę - burknęła tancerka, przymykając na chwile oczy, by dać obu kobietom czas na zajęcie pozycji, po czym licząc głośno ruszyła przed siebie, niczym konik na wybiegu, który pokazowo podnosi nogi. - Raz, dwa, trzy i… raz, dwa, trzy iii… - Czwarty krok gdzieś faktycznie znikał, gdy Chaaya przystawała unosząc się na palcach, jakby salutowała i chciała się skłonić jednocześnie. - Para idzie do siebie równolegle, ale to nie koniec, bo niedługo odwrócą się do siebie przodem.
Obie dziewczyny patrzyły się w stopy tawaif i próbowały nieśpiesznie powtarzać jej kroki. Nie szło im to zgrabnie. Były niepewne kolejnych kroków, niezdarne w ruchach, no i były nieco pijane… co nie ułatwiało sytuacji podczas ich pierwszej lekcji tańca.
Bardka przyglądała się ruchom dziewczyn, chwaląc je gdy wychwyciła gdy któraś poprawnie wykonała ruch.
- Idzie wam dobrze! Raz, dwa, trzy iii… - prowadziła je jeszcze przez pewien odcinek drogi, po czym uniosła rękę z piwem wysoko. - Teraz tworzymy tunel i ci z początku zawracają i przechodzą pod nim na sam koniec. - Ooo tak. - Odwróciła się w kierunku, w którym trzymała wyciągnięty kufel, przeniosła go do drugiej ręki i udała, że pochylona przechodzi pod pomostem z rąk.
- Teraz odwracamy się do swojej pary, lewymi rękoma łapiemy się o tak, a prawe wyciągamy i trzymamy je na tej wysokości, ale nie chwytamy się za dłonie. Będziemy poruszać się po trójkącie, powoli obracając. - Chaaya kołowała koło obu wojowniczek, aż te nie załapały wszystkich kroków, które nawet po pijanemu były banalnie proste… już prędzej można było zgubić się przy rękach.
- To by było na tyle… teraz wszyscy sobie wirują i wirują… aż skończy się muzyka…

- Dość.. dość… dość… - wydyszała w końcu nieco zarumieniona na policzkach Kaidiri, po dłuższym ćwiczeniu tańca i usiadła przy stoliku. - Dla mnie wystarczy na dziś…
- Ja bym jeszcze mogła - stwierdziła Godiva, alemniszka uśmiechając się dodała. - Za dużo dziś walczyłam i piłam… Nie mam już sił na więcej tańca.
- Och… no… no dobrze… - Tancerka starała się nie wyglądać na za bardzo zawiedzioną. Popatrzyła na smoczyce lekko przepraszająco. - Chcesz zatańczyć ze mną? Wezmę rolę męską na siebie, to cie poprowadzę - dodała weselej.
- Chcę, chcę - odparła entuzjastycznie smoczyca uśmiechając się szeroko.
- Popilnuj nam kufli - poprosiła dziarko bardka, wychodząc bardziej na środek salki, gdzie przyjęła postawę w wyciągnięta ręką, czekając na Godivę.
Smoczyca ruszyła energicznie ku swojej partnerce, ale była wyraźnie speszona na obliczu. Nie czuła się pewnie i chyba sama wiedziała, że ten krótki kurs nie uczynił z niej tancerski godnej kunsztu Chaai.

Tawaif nonszalancko pochwyciła delikatnie palce u dłoni Niebieskiej, prowadząc ją dumnie, spokojnym i bujanym korkiem, przez całą salę. Była niższa i drobniejsza od Godivy, ale perfekcyjnie odnajdywała się w roli mężczyzny, prezentując swoją wyprostowaną postawę, godną nie jednego szlachcica. Przynajmniej tu i teraz… w tańcu, który był jej żywiołem… po części, bo bardka nie znała zbyt wielu tańców towarzyskich, a jedynie te, których nauczył ją Janus, w tym właśnie ten, którym przeszły, aż pod scenę z grajkami.
Niemniej, skrzydlata mogła czuć się jak księżniczka i prawdziwa wybranka najlepszego z paniczów na sali balowej… który nosił sukienkę, ale kto by na to patrzył?
- Dygnij moja pani… - Paro pokłoniła się orkiestrze, niczym dobrej, starej szkoły rycerz, po czym zająwszy pozycję gdzie obie stykały się leciutko lewymi przedramionami na wysokości talii oraz z dłońmi prawej na granicy splotu, ruszyła po trójkącie obracając je obie, powoli i majestatycznie, niemal nadając rytm samej muzyce, która grała wokół nich.
- Twoja lewa podąża za moją prawą, a prawa za lewą. Powoli, nie śpiesz się, krok za krokiem, świetnie ci idzie. - Dziewczyna uśmiechała się szeroko, na dodanie otuchy towarzyszce, która patrząc w jej orzechowe oczy, mogła spokojnie stwierdzić, że nikt i nic się w tej chwili nie liczył, a ona sama, jeśli by chciała, mogłaby zdziałać cuda godne bogów. - Wprawdzie chciałam, byś zatańczyła z Kaidiri, ale chyba trochę przekombinowałam w swoim niecnym planie… może następnym razem się uda…
- Ja narzekać nie mogę. I tak tańczę ze ślicznotką godną pożądania i budzącą zachwyt - odparła zadziornie wojowniczka, potulnie dając się prowadzić partnerce w tańcu.
- Taaak… - mruknęła przez uśmiech Chaaya, starając się nie przewrócić oczami. - Ale… twoje komplementy… działają trochę jak płachta na byka… przynajmniej dla mnie.
- Pff… mówię szczerze - speszyła się Niebieska, nadymając policzki.
- Niektórzy ludzie nie lubią szczerości… zwłaszcza tej dosadnej. - Bardka wzruszyła ramionami, powoli zbliżając się do ich stolika.
Ich taniec zbliżał się ku końcowi.

- Po dopiciu piwa, powinnyśmy się zbierać, jutro czeka cię praca, a i mamy iść później na misje…
- A tak… misja. Jarvis próbuje ukryć jej szczegóły przede mną. Żebym miała niespodziankę. - Godiva zapaliła się wyraźnie do tego pomysłu.
Tancerka zatrzymała je obie przy stoliku, odsuwając się od swojej partnerki, by się jej pokłonić i ucałować dłoń. Janus byłby z niej dumny… gdyby była mężczyzną, teraz biedak pewnie łapie się za głowę, jeśli ją widzi z… miejsca do którego podobno miał trafić po śmierci.
- Taniec z tobą był zaiste najwspanialszym… - zaczęła dumnie, ale szybko straciła zainteresowanie kontynuacją, dosysając się do piwa. - A jednak nie… piwo lepsze.
Paro uśmiechnęła się znad kufla, pokazując język skrzydlatej. - Co tam Kaidiri nie usnęłaś?
- Nie… nie…. podziwiałam wasz. To trochę nie dla mnie - wyjaśniła mniszka z uśmiechem. - Nie będę tak dobra jak wy.
I pewnie miała rację.
- Bzduuura! Co to w ogóle za podejście - zapiekliła się Chaaya, patrząc złowrogo na pięściarkę. - Rozumiem bić po mordach dwumetrowych facetów, ale tańczyć już ni? Pfi! - Dholianka usiadła na krzesełku, zakładając nogę na nogę i bujając nią, bawiła się rozłożystą spódnicą. - Różo powiedz jej coś.
- Szło ci dobrze… naprawdę miło było patrzeć - pocieszała ją Niebieska. A Kaidiri wzruszyła ramionami. - Było przynajmniej zabawnie, ale nie ma co czarować rzeczywistości. Poszło mi kiepsko.
- Nie dziś, to jutro, nie jutro, to pojutrze. Trening czyni mistrza… no chyba, że nie chcesz się już z nami widywać i balować po nocy… - Paro ostawiła osuszony kufel, nadymając policzki, by powstrzymać głośne odbicie się bąbelków.
- To… cóż… wiecie gdzie mnie szukać wieczorami. - Zaśmiała się atletka i upiła nieco piwa. - Ale na dziś mam dość.
- Zobacz Różo, mamy jednak dzisiaj szczęście… to znaczy… ty zawsze je masz, ale teraz trafiło się i mnie - odparła uradowana Chaaya. - Mamy kompankę do naszych wspólnych harcy… i w dodatku zna miasto, czy to nie wspaniałe? - Kobieta oparła się plecami o oparcie krzesła, czując jak alkohol przyjemnie szumi w jej żyłach. Gdyby tylko pozbyła się tego zmęczenia… zmęczenia wywoływanego ustawiczną walką z myślami. Gdyby tak po prostu potrafiła przestać myśleć…
- Tak. Tak… jest idealnie - potwierdziła szybko Rozetka z uśmiechem. - Jeszcze tylko odnaleźć twego ukochanego. I będzie cudownie…
- Tooo powodzenia w szukaniu. Dajcie znać jakbym mogła w nim pomóc. Niekoniecznie za darmo, ale mogę dać upust - odparła ze śmiechem Kaidiri, żegnając się z nimi.
- Och już idziesz? Tak szybko? - zdziwiła się bardka, posłusznie machając jej dłonią na do widzenia. - Ach… te kobiety pracujące, jak dobrze było urodzić się szlachcianką… jutro mam wolne i pojutrze też… - westchnęła cicho do przyjaciółki.
- Trzeba się wyspać przed robotą - rzekła na pożegnanie Kaidiri, a Godiva spytała. - To co teraz robimy?

Bardka rozejrzała się po sali, zmuszając się do zogniskowana spojrzenia na kilku mężczyznach.
- E… nie wiem. Powinnyśmy się zbierać, musisz iść spać.
- Nie mam ochoty, ale… nie chcę cię bardziej naciskać. - Zaśmiała się cicho smoczyca.
- Możemy zostać, jeśli ci się tu spodobało - mruknęła polubownie tancerka. - Ale powoli sięgam swojego limitu wytrzymałościowego na alkohol… na szczęście nie mam ochoty rozrabiać, więc nie wpadniesz w żadne kłopoty przeze mnie. - Zachichotała, prostując się w krześle.
- Dziiiwnee… czy alkoholu nie pije się po to by… się upić? - Zamyśliła się skrzydlata, przechylając głowę w bok. - Wedle wspomnień Jarvisa… tak.
- Powiedziałam ci już, że Jarvis to idiota… - ziewnęła w dłoń Chaaya. - Nie bierz tego do siebie… wszyscy nimi jesteśmy, jedni bardziej, drudzy mniej, jedni w kwestii życia, inni w kwestie budowania statków. - Wzruszyła ramionami na swoją filozoficzną wypowiedź. - Wychowałam się w świecie, które ceni równowagę, oraz przekłada pewne walory nad drugimi. Co to za frajda bawić się w nocy, a rankiem niczego nie pamiętać… albo co gorsza żałować tego co się zrobiło.
- Hmmm… - Zdumała się Niebieska i po chwili potulnie zgodziła. - No dobrze... wracajmy.
Tawaif wstała przytrzymując się stołu. - Wspomnienia są ważne Godivo… złe czy dobre, kształtują cię. Szlifują z każdym przemijanym rokiem twojego życia. Nie rezygnuj z nich na rzecz chwilowej uciechy, która jest tylko złudzeniem twojego otumanionego umysłu. - Kobieta wzięła za rękę skrzydlatą. - Musisz mnie wyprowadzić, cholerne piwo jest gorsze od wina. Bierze z zaskoczenia.
- Pfff… - zamiast wyprowadzić, Godiva wzięła bardkę w swe ramiona i przytuliwszy do swych piersi, wyniosła z karczmy. Tam odebrała “opłatę”, którą był pocałunek na szyi, a potem kolejny na obojczyku tancerki. I mruknęła. - Ręce mam zajęte, pomachaj by gondolę zwabić.
Chaaya śmiała się wesoło, baraszkując w objęciach smoczycy, bez cienia zażenowania. Na prośbę zamachania, na początku zaczęła bujać nogą, a dopiero po dłuższej chwili ignorowania ich obu przez gondolwierów, zaczęła pstrykać i machać dłonią, mrucząc pod nosem złowrogo. - Cip, cip… taś, taś skurczybyku. Ruszże się w końcu za to ci płacą.
- Bo wpadniemy do wody… - mruknęła wojowniczka do wiercącej się w jej objęciach bardki, gdy jeden z gondolierów akurat podpłynął do nich obu. Z gracją wskoczyła do łódki nie wypuszcząc swego wijącego się ładunku i podała miejsce do którego chciały popłynąć.
- Milutko cię tak trzymać - zamruczała i zaśmiała się. - A może zabiorę cię do swojego pokoiku?
Tawaif spotulniała gdy w grę zaczęło wchodzić niespodziewane skąpanie się w kanale.
- Nveryioth by mi tego nie wybaczył… - odparła z dziwną czułością w głosie, opierając głowę o bark towarzyszki obserwując spod półprzymkniętych powiek, mijane kamienice.
- A co jemu do tego? - burknęła Godiva dumnie i westchnęła cicho. - No już już… niech ci będzie. Nie będę kolejnym problemem jaki nosisz na ramionach. Choć skłamię, jeśli powiem, że nie kusi…
- Więcej niż ci się wydaje… dość już cierpi przez Starca i Jarvisa… nie dorzucę mu jeszcze ciebie. To wątła jaszczurka… może i żywotna, może i przeżyje zawalenie się całej góry na głowę, ale kiedy spadnie na niego cały świat… nawet bogowie by się z powrotem nie podnieśli. Jest dobrze jak jest. - Tancerka przytuliła się mocniej, wzdychając i zamykając oczy.
- Nie całkiem się z tobą zgadzam - zamruczała niebieskoskrzydła i dodała z entuzjazmem. - A Starca to się w końcu pozbędziemy. Wsadzimy w inne ciało i niech sobie tam walczy z demonami.

“Każdy ma swoje demony…” odparła babka, jako jedyna pozostając trzeźwą w umyśle bardki. “I nie znam nikogo… kto wygrałby walkę z nimi w pojedynkę…”
Stwierdzenie to napełniło Kamalę jak i Chaaye strachem, truchlejąc w myślach powoli zasypiającej dholianki. Demony z którymi walczył Starzec nie były bezimienne, oraz nie pustoszyły tylko jego życia. Bo ofiar było więcej i wszystkie kobiety wiedziały o tym, że przyjdzie im prowadzić swoją własną wojnę. W domu na pustyni, w obronie rodziny.
~ W pojedynkę zabijałem dziesiątki demonów… musiały mnie podstępem powalić, bo w otwartym boju… ~ odezwał się chełpliwie Pradawny, który jak każdy chromatyczny smok był zbyt dużym egoistą, by mieć wewnętrzne demony, czy… cnotę pokory.
“Gdaczesz jak niewydymany kurak!” przeszła do kontrataku stara Laboni. “Liczy się efekt… a nim jest to, że dyrdasz po świecie w ciele dziwki i będziesz dyrdać dopóty się nie nauczysz stara łusko spod ogona, co to znaczy… a zreszta nie płacisz mi za szczerość. W ogóle niczym nam nie płacisz” burknęła równie uparta co sam Pradawny kobieta. Zastęp młodych dziewcząt pokornie, a może lękliwie milczał.
~ Wasze zdanie może mieć znaczenie dla niej. Ale wasze słowa mnie nie obchodzą ~ odparł z wyższością w głosie Starzec. ~ To że utknąłem w ciele dziwki, nie zmienia faktu, że to dziwka z potencjałem na coś więcej. A poza tym… to tylko tymczasowy przestój na mej drodze do potęgi. Prędzej czy później będę miał lepsze ciało! ~ zaśmiał się złowieszczo… brakowało tylko gromów i błyskawic, by podkreślić zarys jego paszczy.
No i paszczy... tej, też brakowało.
“Jakby go nie obchodziło to by się tak nie tłumaczył…” mruknęła półgębkiem babka, wywołując ciche śmiechy obserwatorek dyskusji.
“O wielki ty… i potężny… i… nie będę ciągnąć dalej tej farsy. Głupiś jak but, jak każdy chłop zresztą… ten twój tymczasowy przestój może okazać się ostatecznym, jeśli nie wrócisz po rozum spod ogona. Ale co se ja język strzępie, ciebie to i tak nie rusza.”
~ Baby… myślą, że są mądre, ze swymi dylematami ~ sarknął z wyższością Czerwony. ~ Na szczęście JA nie urodziłem się słaby.
“Ach taaak? To przypomnij mi jak się tu znalazłeś?”
~ Dość… darujcie sobie oboje ~ Chaaya w końcu się poddała, odgradzając resztę jaźni od Starca tak by nie mogły mu już więcej pyskować, a nawet jeśli, to na tyle cicho by nie przeszkadzać ani jemu, ani jej.

- Dopływamy - rzekła z uśmiechem Godiva, cmokając wpierw ucho, a potem policzek bardki. - Postawić cię na nogi, czy zanieść do Jarvisa? On już śpi.
- Mmm poradzę sobie, dziękuję. - Tawaif podniosła głowę otwierając z wysiłkiem oczy.
Smoczyca ostrożnie postawiła ją na brzegu, po czym sama wysiadła z gondoli obok niej. I ruszyła przodem, raźnym krokiem, zerkając za siebie, na to jak Chaaya sobie radzi.
Tancerka szła powoli i lekko chwiejnie za wojowniczką, ale wydawać się mogło, że bardziej od alkoholu, pokonywało ją własne zmęczenie, które spotęgowane trunkiem, uderzyło w jej drobne ciało ze zdwojoną siłą.
Przy drzwiach do pokoju skrzydlatej, poprosiła o torbę, którą zostawiła u progu, po czym pożegnała się z głośnym ziewnięciem i udała do pomieszczenia obok. Nie weszła do Jarvisa od razu, przez chwilę wpatrując się w drzwi do sypialni Nveryiotha. Była tak pochłonięta swoimi myślami, że dwa razy nie trafiła dłonią w klamkę. To ją zmusiło do skupienia się na wejściu przed sobą i w końcu Chaaya zniknęła w ciemnościach.

Jeśli Godiva mówiła prawdę, czarownik spał, a co za tym idzie, uniknie niezręcznego spotkania między nimi. Rozbierze się po cichu, położy na brzegu łóżka i pójdzie spać… bez słowa, bez spojrzenia.
Tak… z jakiegoś dziwnego powodu, najbardziej obawiała się właśnie kontaktu wzrokowego. Jako pijanej, ciężej było utrzymywać pozory. Ciężko było udawać jego słodką Chaayę, a teraz gdy w grę mogło wchodzić jeszcze uczucie… mrok mógł okazać się jej najlepszym sprzymierzeńcem.
“Ciemność nigdy nie będzie twoim sojusznikiem kochanie. Bez światła, nie ma cienia… a co za tym idzie i ciebie. W ciemności przestajesz istnieć.”
Lekko zachrypnięty głos babki, towarzyszył dziewczynie przy powolnym rozbieraniu się z kolejnych warstw ubrań, które niedbale pozostawiała na ziemi w drodze do łoża.
“Pamiętaj by dbać o mężczyznę zasypiającego u twego boku, bo to dzięki jego plecom, powstajesz na nowo przy wschodzie słońca… Śpij moja piękna.”
~ Wy też… mam nadzieję, że jesteście bezpieczne ~ odparła sennie bardka, pociągając nosem, jakby zbierało jej się na płacz, po czym wtuliła się w poduszki, zwijając w kłębek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 20-05-2017, 21:44   #55
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Świt nastał zbyt wcześnie jak dla Chaai. Nadal chciała poleżeć w łóżku. Pobudka wszak oznaczała powrót do niekomfortowej sytuacji. Do łóżka w którym leżała z mężczyzną który, jak twierdziła Godiva, ją kochał.


Trudno to było to po zachowaniu samego Jarvisa. Czarownik otwierał się powoli i z trudem.
- Jak się czujesz ? Bawiłaś się przednio z Godivą?- wymruczał udowadniając, że właśnie się obudził.
Odetchnął głęboko mówiąc i wyrywając bardkę z rozmyślań.- Wiem że potrafi być uparta i namolna.
Uśmiechnął się lekko.
Uniósł się siadając na łóżku i przeciągając.- My dwaj zaś nudziliśmy się. Nie potrafimy się dogadać.
Wstał i zabrał się za ubieranie pytając tawaif. - Masz jakieś plany, kaprysy do spełnienia rankiem? Będę musiał załatwić kilka spraw na mieście po południu i oczywiście zajrzeć potem do Dartuna, wraz z tobą.-



Wielki Alcazath… ten który widzi przyszłość był akurat zajęty, toteż oboje musieli czekać na swoją kolej przed budynkiem. W środku Dartun niczym prawdziwy aktor obstawiał spektakl pełen marsowych min, ponurego głosu, tasowania kart i spoglądania w kulę. Całość ozdabiał dodatkowo prostymi sztuczkami magicznymi i efektami kuglarskimi.


Czyli wróżył dwojgu kochankom przyszłość.
Wyglądało to całkiem… odpustowo. Czy Dartun naprawdę miał wgląd w przyszłość. Jarvis twierdził, że w pewnym sensie tak. Owszem, to robił w tej chwili było zwykłą blagą, jednakże Dartun potrafił sięgać spojrzeniem w przyszłe wydarzenia, aczkolwiek to co widział było zwykle mętne i symboliczne. Nie potrafił dać jasnych odpowiedzi, bo to co miało się wydarzyć, nigdy jasne nie było.

W końcu jednak kochankowie opuścili przybytek Dartuna z dobrą wróżbą. I mężczyzna mógł ich przyjąć.
- A więc… zleceniodawca jest pewny, jego pieniądze też. Zlecenie nie jest wielkie, ale też nie jest i trudne. Ponoć gobliny ukradły mu coś cennego. Nie wiem jakim cudem i szczerze powiedziawszy wątpię w tą całą opowieść z kradzieżą. Niemniej nie ma to znaczenia jaka jest prawda. - zaczął mówić Dartun spoglądając na oboje. - Mój zleceniodawca chce odzyskać pewien artefakt, medalion z wizerunkiem białego jednorożca oprawiony w złoto. Jest gotów zapłacić za niego trzykrotnie więcej niż jest wart co daje dziewięćset złotych monet. Udało mu się ustalić, gdzie on jest… ukryty. W ruinach dzielnicy gnomów, co czyni go dość trudnym do odzyskania. Oczywiście nie dla ciebie stary przyjacielu. Ty tam byłeś.
Jarvis skinął głową i zapytał.- Więc kto go ma? Gobliny?
- Tak… plemię goblinów “Pęk Strzał” wojujące z miejscowymi koboldami. Same płotki… poza tym owe gobliny mają inne magiczne skarby, ale zleceniodawca nie jest nimi zainteresowany. Cokolwiek zdobęcie poza medalionem jest wasze. Taki bonus…- wyjaśnił Dartun z uśmiechem.
- Cóż… łatwo rozporządzać dobrami w czyimś posiadaniu.- uśmiechnął się ironicznie czarownik.
- Właaaśnie… więc… macie jakieś pytania?- zapytał z uśmiechem Dartun.


Dzielnica gnomów… Oczywiście do gnomów nie należała. Nie wiadomo czy jakieś kiedykolwiek w niej żyły. Ale gnomy były ponoć dziwacznymi istotami, a sama dzielnica… była dziwaczna. Domy tu były znacznie mniejsze i całkowicie nieludzkie. Nikt tu nie próbował przystosowywać budynków do ludzkich standardów. Zresztą nie bardzo by się dało, domki były za małe, by ludzie mogli mieszkać w nich komfortowo. Były też inne atrakcje... na przykład rzeźbienia. Abstrakcyjne rysunki na ścianach budynków przykuwały oko, ale Jarvis nakazywał ostrożność. Niektóre z nich kryły magiczne glify i symbole mogące się uaktywnić i narobić kłopotów. Nikt dokładnie nie wiedział po co dzielnica gnomów istniała, ale wielu przypuszczała że służyła do magicznych eksperymentów. I skrywała wiele skarbów do odkrycia. O ile się nie wpadło po drodze na gobliny lub magiczne stworzenia lub prosto w magiczną, mechaniczną (ewentualnie magiczno-mechaniczną) pułapkę.
Im to nie groziło… wedle informacji Dartuna, plemię którego szukali leżało na obszarze dzielnicy gnomów dobrze znanej Jarvisowi. Więc wszystko powinno pójść jak z płatka. Oby.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-09-2017 o 22:11.
abishai jest offline  
Stary 06-06-2017, 21:47   #56
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya wiedziała, że coś jest nie tak.
Czuła, że jest inaczej niż zazwyczaj.
A jednak, nie kwestionowała swych wątpliwości.

Powietrze było wilgotne i gęste, niczym mgła nad moczarami o poranku.
Zjawisko niespotykane w samym sercu Rozgrzanych Piasków.
Pomimo tego z każdym oddechem, gdy sen opuszczał ciało młodziutkiej tawaif, wilgoć osadzała się na jej ciele. Cząsteczka do cząsteczki, aż powstawały krople, które łączyły się w coraz większe perły, uwalniane wodospadami, by zniknąć w zagłębieniach jej piersi, ud i pośladków, lub by dokończyć swego żywota w ręcznie tkanej, muślinowej narzucie.
Ortho, dwumetrowy olbrzym i albinos, jeden z czwórki braci, jej wierny niewolnik i ochroniarz z dalekiej północy, spał obok z płócienną przepaską na biodrach. Jego różano-mleczna skóra, zroszona była potem, nadając atletycznej sylwetce, nienaturalny, marmurowy wygląd. Portho za jej plecami, mruknął coś przez sen, przekręcając się na drugi bok i trącając stopą leżącego w ich nogach Mortho, który syknął niczym rozjuszona żmija.
- Nie śpisz moja pani? - Northo siedział na poduszkach w górze leża, wachlując się papierowym wachlarzem.
Chaaya była pośrodku prostokątu, ułożonego z ciał czwórki identycznych i wielkich jak dwudrzwiowe szafy, mężczyzn.
Nigdy z nimi tak nie spała… zazwyczaj spędzając noce ze swoimi siostrami, a jeśli wszystkie gościły u siebie kochanków, przyjmowała do siebie Saada. Wiernego sługę z którym uczyła się nie tylko chodzić, ale i tańczyć. Grali wtedy do późna w różne gry, aż nie posnęli rozwaleni na dywanach na środku pokoju.

- Duszno mi… - mruknęła pod nosem, przeciągając się i siadając, by popatrzeć z góry na trójkę, wciąż drzemiących, wojowników. Wyglądali tak słodko i niewinnie, aż dziw zapierał, że ci najbardziej z krwiożerczych i zwierzęcych ludzi w przybytku Laboni, potrafili wyglądać jak aniołowie z baśni.
- Zanosi się na zmianę pogody… - odparł ze zrozumieniem fiołkowooki barbrzyńca.
- Na prawdę? - zdziwiła się bardka, przechodząc nad biodrami Portho, by podejść do taboretu na którym leżało jej szmaragdowe sari.
- Tak… nadchodzi burza.

„Deszcz? Na pustyni? Ale jak to możliwe?”
Przeszło przez umysł kobiety, która skrupulatnie owijała się kilkumetrowym połaciem najdroższego w okolicy materiału.
Jednakże nawet wtedy, jej wątpliwości nie były w stanie zmącić pięknego snu, którego śniła w oparach alkoholu i osamotnionej tęsknoty za… no właśnie, za czym, lub może… kim?
Im więcej niezgodności jej umysł wyłapywał w rejestrowanym przez oczy obrazie, tym Chaaya mocniej zapadała w swe majaki, podświadomie nie chcąc się wybudzić.
Nie chcąc opuścić miejsca, gdzie jak podejrzewała, mogła być szczęśliwa.

Zdrowy rozsądek przegrywał z pragnieniami i ani bluszcz porastający Pawi Taras, ani balkon wychodzący na bramę (a nie na ogród owocowy), ani nawet widok Ranveera stojącego na mozaikowym wjeździe na prywatny teren kurtyzan i otoczony setką swoich najlepszych janczarów, nie było w stanie rozproszyć iluzji w jakiej się znalazła.

- Wróciłeś! - zawołała radośnie na widok swojego ukochanego, przechylając się przez balustradę balkonu. - Tak się bałam, że już nigdy cię nie zobaczę… wszędzie cie szukałam, ale zniknąłeś… nie było cie… - urwała nagle, nie widząc skąd te słowa, które przed chwilą wypowiedziała, ani cóż to za uczucie w jej sercu się zrodziło na jego widok? Czemu nagle poczuła smutek i tęsknotę?
Tak potworny głód, że nie była w stanie wyobrazić sobie strawy, która mogłaby go ugasić?
Przecież był tu… wrócił z delegacji. Nie było go tylko kilka dni. A teraz wspinał się po pnączach, do niej, do swojej jedynej.
- Uważaj by nie pękły… - odparła strwożona, wyciągając rękę ku wyciągniętej dłoni generała. - Nie wiem skąd, ani co to za rośliny…
Ich palce splotły się ze sobą, a spojrzenia skrzyżowały mimowolnie wywołując radosne uśmiechy na ich licach.
- Głupiutka Chandramukhi… przecież one rosną tu od zawsze. - Malhari nie zdążył się podciągnąć, by ucałować kobietę na powitanie, gdy jedna liana z bluszczu strzeliła, a zaraz za niej następna i następna. Niczym zielony wodospad z tłustych węży opadając z łoskotem w dół i ciągnąc za sobą nie tylko jego, ale tancerkę.

Nie zdążyła krzyknąć, ni w żaden sposób zareagować gdy znalazła się nagle sama w powietrzu. Dłoń, która jeszcze chwilę temu trzymała dłoń umiłowanego, łapała puste powietrze.
Ziemia, ku której pędziła, zapadła się ukazując czarną przestrzeń.
- Uważaj! - głos czarownika, którego jeszcze nie zdążyła poznać, rozległ się nad jej głową w tym samym momencie, w którym z ciemności wyłoniła się otwarta paszcza zielonego smoka. Jego ostre i wielkie kły, rzeźbione były w dziwnie znajome figury kochanków splecionych ze sobą w miłosnych uściskach.
- Chaaya! - Jarvis krzyknął głośniej, a bardka poczuła podmuch powietrza na swoim barku, zupełnie, jakby ktoś próbował ją złapać. Ale gdzie ów nieznajomy-znajomy był? Czy też spadał, czy może stał bezpiecznie na stałym gruncie?
Co tu robił?
Tawaif wpadła wprost do gardła gada, na którego dnie widziała księżyc i gwiazdy. Gigantyczne paszczęki zamknęły się nad nią w cichym skrzypnięciu sprężyn materaca.
Z jakiegoś powodu, poczuła, że to był jej koniec.
Umarła.
Samotnie.
Pożarta przez bestię, której wnętrzności okazały się mrocznym kosmosem, przez który nieustannie spadała i jak podejrzewała, spadać będzie już po wieczność.


Poddała się... zamykając oczy, a gdy otworzyła je ponownie, leżała na krawędzi łóżka, w pokoju tawerny w La Rasquelle. Chciało jej się pić i bolała ją głowa. Nie za mocno, ale wystarczająco by irytować.
Czarownik coś do niej mówił. Jego głos był cichy i aksamitny. Działał kojąco na skołatane nerwy i… kaca.
- Było całkiem fajnie. - Zmusiła się do odpowiedzi, zachrypniętym głosem, kogoś kto poprzedniej nocy mocno i głośno się śmiał. - Wprawdzie po czerwonym winie trochę mnie wzięło na melancholię, ale później się chyba rozkręciłam… Mam nadzieję, że Godiva bawiła się równie dobrze co ja - mruknęła, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej i przecierając oczy, ziewnęła przeciągle. Tak bardzo nie chciało jej się jeszcze wstawać, ale nie chciała leżeć sama w łóżku.
- Przykro mi… miałam nadzieję, że się jakoś dogadacie… - odparła z niekrytym rozczarowaniem na słowa felernego wypadu dwóch mężczyzn do miasta, spuszczając nogi na podłogę.
Była naga, nie licząc pasa do pończoch w którym prawdopodobnie przez nieuwagę zasnęła, i odwrócona do rozmówcy plecami. Rozglądała się po podłodze, „podziwiając” bałagan jaki zostawiła po sobie w nocy. Westchnęła głośno, wstając ociężale z miejsca.
- Gdzie idziesz tak wcześnie? - spytała, schylając się po stanik i przyprawiając się o ból zatok.
Jarvis zamarł na chwilę i zerknął za siebie w milczeniu przyglądając się Chaai. Uśmiechnął się delikatnie mówiąc - Załatwić pewne sprawy związane z moją przeszłością. Nic poważnego.
Bardka zbierała w skupieniu swoje ubrania, najwyraźniej zawstydzona tym, iż czarownik wstał pierwszy i zobaczył jej nocny rozgardiasz.
- O...och… - dziewczyna nie rozumiała, po co tak się śpieszył, ale nie zamierzała naciskać, gdyż najwyraźniej sprawy były pilne… i chyba drażliwe. - No dobrze… skoro tak. Ja nie mam żadnych planów. Więc… widzimy się u Dartuna, czy zdążysz wrócić na śniadanie? - spytała prostując się z naręczem zmiętoszonego materiału, ale nie uraczyła towarzysza spojrzeniem, zatrzymując swój wzrok najwyżej na jego klatce piersiowej.
- Myślę, że wrócę po śniadaniu… chcesz iść ze mną? - zapytał zaciekawiony jej zmieszaniem.
- To twoje sprawy… beze mnie na pewno pójdzie ci szybciej i łatwiej. - Tancerka ponownie odwróciła się do niego plecami i zaczęła iść ostrożnie w kierunku przepierzenia za którym stała wanna.
- Ale twoje towarzystwo nie będzie mi przeszkadzać. - Uśmiechnął się lekko mężczyzna, przyglądając nagiej dziewczynie. - Widzę, że Godiva wszystko z ciebie wycisnęła...
“Nasze towarzystwo nie było nawet przez chwilę brane pod uwagę” wtrąciły tawaif w jej głowie, a sama Chaaya pokręciła tylko głową.
- Nie, czuje się dobrze. Odpocznę. Umyje się, zjem coś… widzimy się później. - Ostatnie słowa wypowiedziała przez parawan, ciągle stojąc z kiecką w rękach i nie do końca wiedząc, po co w ogóle przeszła w tę część pomieszczenia, gdzie nie było nawet krzesła, na którym mogłaby złożyć ubranie.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na rozkojarzoną - stwierdził Jarvis, bacznie przysłuchując się bardce. - Pomóc ci w czymś?
- W porządku - mruknęła zza zasłony, rzucając ciuchem ponownie na ziemię, by na spokojnie naprostować i przetrzepać każdą z części, by przewiesić ją przez brzeg wanny.
- Widzimy się u Dartuna - dodała z większą werwą.

- A Jarvisie? - spytała nagle, wychylając się zza przegrody z zakłopotaniem patrząc w nogi czarownikowi. - Mógłbyś oddać mi majtki?
- A dostanę za nie… buziaka? - zapytał żartobliwie, wyjmując ów fragment bielizny z kieszeni i ruszając ku tawaif ukrytej za parawanem.
Chaaya prychnęła ni to obruszona, ni rozbawiona, na chwilę ponownie chowając się za zasłoną. Gdy mężczyzna doszedł do jej krawędzi, wyciągnęła tylko rękę.
Zamiast jednak otrzymać należny skrawek tkaniny, została za tą rękę pociągnięta i znalazła się opleciona, przez czarownika ramionami.
- Czyż nie miałem być taki? Władczy? Zachłanny? Zaborczy? - Trzymając ją w objęciach, szeptał jej do ucha.
Na co kobieta fuknęła gniewnie, zapierając się rękami o klatkę piersiową mężczyzny, rezygnując jednak z wyrywania się. Przez chwile oddychała jak małe, sfrustrowane i schwytane w pułapkę zwierzątko, ale im dłużej trwali w takiej pozycji, tym ona bardziej się uspokajała i poddawała.
- Miałeś być sobą durniu. Ile razy mam ci powtarzać? - burknęła, nadal odczuwając jakąś urazę do Jarvisa wobec jego niecnego pochwycenia.
- Jestem sobą, gdy jestem delikatny… lub gdy jestem drapieżny… to w sumie różne odcienie mojej natury. - Dłonie przywoływacza błądziły po nagich pośladkach dziewczyny, a usta muskały jej płatek uszny, by po chwili zaczepnie ocierać się o jej wargi.
- A...a… a więc takiego cię chcę - mruknęła, ale stwierdzenie to było mocno niepewne, zwłaszcza gdy jej drobne ciało zaczęło lekko drżeć, gdy ich usta ocierały się o siebie.

Tancerka wczepiła palce w kamizelkę jeźdźca, przymykając również oczy, bo choć nastał nowy dzień, wczorajsza obawa pomimo przejścia pełni księżyca, pozostała.
- A kąpiel..? - mruknął Jarvis, zaciskając drapieżnie palce na pupie bardki, a potem… od razu całując ją zachłannie i bez opamiętania. Raz po raz… w usta, szyję i policzki. Muskał nawet delikatnie zamknięte powieki dziewczyny.
Prawa dłoń Chaai, puściła kurczowo trzymany materiał kamizelki i ostrożnie, oraz powoli, powędrowała ku twarzy czarownika, by pogładzić go po policzku, z początku nieśmiało, później czule, by na końcu zakryć palcami jego usta.
- Jak tylko wyjdziesz to się wykąpię - odparła cicho. - Wydawało mi się, że się spieszysz… Zrób co masz do zrobienia i nie lituj się nad biedną tancereczką, która nie ma planów na większość dzisiejszego dnia. - Ostatnie słowa wypowiedziała z przekąsem i lisim uśmieszkiem na wargach, choć oczy dalej pozostały zamknięte.
- Nie lituję się…. walczę… z pokusą… kusząco golutką i bezczelnie prowokującą… - Smoczy Jeździec mocniej chwycił ją za pośladki i posadził na krawędzi wanny. Następnie złapał za włosy i delikatnie szarpnął, zmuszając do wygięcia w łuk i wyeksponowania piersi, które teraz pieścił językiem i łagodnie kąsał zębami. - I aż tak mi się nie śpieszy. Po prostu… to nieprzyjemna sprawa, którą chciałbym mieć już za sobą.
- Brzmi okropnie… trwanie przy takiej kusicielce - odpowiedziała słodko, choć z lekką rezerwą, posłusznie poddając się wszelkim zabiegom kochanka i rozmówcy zarazem. - Na twoim miejscu nauczyłabym takiej pokory i dała porządną lekcję dobrego wychowania… - Prawa dłoń spoczęła na karku mężczyzny, wbijając paznokcie w skórę u nasady głowy.
Jędrne piersi unosiły sie w coraz cięższym oddechu, wesoło podrygujac i falując pod wargami pieszczącego. Czasem dziobiąc go twardym sutkiem w policzek, a czasem uciekając spod jego ust, jakby naigrywały się z niego.
- Gdybym mogła ci jakoś pomóc… - ozwała się z wyraźną szczerością i niejaką bezradnością. Nieprzyjemna przeszłość, była zmorą niemal każdego i choć większość ludzi przechodziła przez takie sytuacje wiele razy w swoim życiu. Walki te prowadzone były niestety w osamotnieniu.
Jeden na jednego.
- Pomagasz… każdego dnia i nocy… - wymruczał jej, kąsając jeden ze szczytów piersi. Jego dłoń ześlizgnęła się między uda, wodząc pomiędzy nimi, sprawdzając gotowość bardki na podbój. - A co do tej niepoprawnej… kusicielki... to nie uważasz, że powinna być ukarana? Klapsami lub mocniej… tak jak na pustyni?

Chaaya była gotowa, jak zawsze zresztą. W wodzie, na lądzie, w łóżku i mieście. Rano i wieczorem. Drzemiąca, czy rozbudzona. Nie sposób było określić, czy była to jakaś tajemna sztuczka tawaif, czy sekretem był sam kochanek, który ją pieścił.
- Z tego co mi opisujesz… to wytrawna i bardzo niegrzeczna… kusicielka. Na pewno tak łatwo ci się nie da. Być może wielu próbowało i wielu poległo… kto wie, co musiałbyś zrobić by spokorniała. - Zaśmiała się na te słowa, rozchylając bardziej uda i podskakując na krawędzi wanny by się lepiej usadowić.
- Może… masz rację… - Czarownik osunął się na kolana, językiem schodząc po nagim brzuchu dziewczyny. Dotarł do jej łona i musnął wrażliwy punkt kobiecości. - Pewnie zajmie mi kilka godzin… jej dyscyplinowanie. Ale skoro i tak nie ma żadnych planów na dziś… - mruknął, zaciskając dłonie na rozchylonych udach kochanki i sięgając odważnie głębiej, by jego muśnięciami “obudzić” bardkę.
- Nie, nieee… jesteś bardzo zajęty. Tak, bardzo, bardzo zapracowany z ciebie mężczyzna, nie masz tyle czasu. - Kobieta zakwiliła, otwierając oczy i rozglądając się za jakimś ratunkiem. - Nie teraz… nie tak… nie na wannie… - Chaaya walczyła. Dzielnie. Choć bez większego sukcesu. Pokonywał ją kac, własne wątpliwości, pragnienie oraz co najważniejsze… język Jarvisa.
- Niech cię szlag! - syknęła nagle rozeźlona. - Bądź przeklęty! Nie wygrasz ze mną… - burczała wściekle i wtedy ją olśniło.
No prawie…
zsuwając się pupą głębiej do środka wanny, wpadła do środka odrywając od siebie czarownika i utykając w dość dziwnej i niewygodnej pozycji na jej dnie.
- Doprawdy? - zapytał z ironicznym i łobuzerskim uśmiechem, przyglądając się dziewczynie zanurzonej w wodzie. - To prawda… może i uniknęłaś dania mi satysfakcji, ale jesteś obecnie bezbronna i oddana na moją pastwę.
Niełatwo było wszak zgrabnie i szybko się wygramolić, a nogi Chaaya miała szeroko i bezwstydnie rozłożone i oparte o brzeg balii.
- Nie jestem draniem, ale… aż ciężko oprzeć się pokusie. - Nie przejmując się wodą, Jarvis śmiało zanurzył rękę w wannie i sięgnął palcami do jej bramy rozkoszy.
Niczym złodziej, zaczął w niej majstrować, powoli i z rozmysłem, przyglądając się twarzy partnerki, by przekonać się, który dotyk działa na jej ciało mocniej, a który słabiej. Próbował “otworzyć” jej zmysły, używając swych palców niczym wytrychów.
Na w pół zanurzona w wodzie tancerka, warknęła gniewnie, tworząc pianę wokół ust. Rozglądała się na boki analizując, dość chłodnym spojrzeniem sytuację w jakiej się znalazła, przy okazji perfekcyjnie unikając wejrzenia kochanka.
- Nie tak szybko - wycedziła niczym rozjuszona jaszczurka, zapierając się rękoma o ściany wanienki, by odhaczyc jedną nogę i zarzucić ją czarownikowi na plecy, jednocześnie mocno nią naciskając w dół, jeśli zrobi to samo z drugą, role dość szybko się odwrócą, kiedy to mężczyzna zawiśnie na krawędzi kadzi.
Niestety, o ile z pierwszą Chaai się udało, o tyle w pułapkę drugiej Jarvis nie dawał się złapać, mocniej pieszcząc swą kochankę od wewnątrz.
- Zadziorny i wojowniczy masz dziś nastrój co? - rzekł żartobliwie, uśmiechając się łobuzersko i nie przestając “walczyć”.
- W przeciwieństwie do ciebie… zawsze - fuknęła obruszona i wyraźnie zezłoszczona, że znalazła się w pułapce, którą coraz ciężej było ignorować. Zanurzyła więc głowę pod wodą, nieruchomiejąc i starając się odciąć od zmysłów. Potrafiła to robić, bo inaczej nie wytrzymałaby z większością kochanków. Problemem był jednak sam Jarvis, którego ignorować nie chciała, oraz wobec którego odczuwała “słabość”, którą wyjątkowo w sobie gardziła.

Postanowiła, że… weźmie go na przetrzymanie. Albo się utopi. Ewentualnie jedno i drugie.
Kilka Chaaj zgłosiło swoje wątpliwości, ale Laboni szybko je rozwiała kwestią “selekcji naturalnej”, najwyraźniej również gardząc słabością tancerki.
Odcinanie się od zmysłów miało swoje wady… gdy wyłączało się słuch i wzrok, umysł automatycznie skupiał się na pozostałych. Tym więc wyraźniej czuła dotyk kochanka, jego palce wodzące w niej… ich kształt i przyjemność jaką wywoływały. Czarownik na razie nie przerywał swego żarciku, ale...
tawaif jednak to nie przeszkadzało, gdyż zmysł był tylko zmysłem. Można się było na niego uwrażliwić lub uodpornić… a nawet go oszukać.
Plusk wody, głośne bicie serca, oraz znudzone i wyjątkowo głośne tupanie sługi za kontuarem piętro niżej, służyły bardce za mantrę wyciszającą. Brak dostępu do tlenu, sprawiał, że ciało jej zaczęło reagować o wiele szybciej i intensywniej na dłoń mężczyzny, dość szybko uwalniając ją z okowów pożądania. Nawet nie drgnęła, gdy przyjemna rozkosz rozlała się po jej podbrzuszu, bezproblemowo wygasając w chłodnej wodzie, obmywającej jej ciało.

Po pewnym czasie, bólu płuc dłużej nie dało się ignorować i Chaaya wynurzyła się, biorąc głośny i łapczywy wdech, po którym nie nastąpiło zupełnie nic.
Nie “obudziła” się ta część rejonu jej osobowości, o którą tak zabiegał czarownik. Kusicielka dalej była kusicielką, która bezczelnie nawet nie spoglądała na swojego amanta, ignorując go z płazią oziębłością.
“Ja… ja bym w sumie chciała tylko wiedzieć, co się stało, że znalazłyśmy się w tej sytuacji… może mi któraś wytłumaczyć co poszło nie tak?” Słodka dziewuszka, o niewinnym umyśle, ubrana w muślinowy kaftan, bawiła się puklami swoich włosów, ale wystarczyło jedno fuknięcie starej kurtyzany, by ta rozwiała się i już więcej nic nie powiedziała.

Rozczarowanie…. frustracja… gniew? Tych uczuć nie było na twarzy Jarvisa. Także i w jego pieszczocie, którą usilnie tawaif zwalczała, nie było nerwowości.
Metodycznie i stanowczo, powoli i skutecznie. Ruchy palców, którym Chaaya się opierała, były wyrafinowane i wykalkulowane.
- Uparciuch z ciebie… powiesz mi czemu? - zapytał zaciekawiony.
- No proszę… będziesz próbował mnie teraz przegadać? - spytała znad tafli wody, swobodnie dryfując. Nie otwierała oczu, przez co wyglądała jakby spała. - Może cię testuję, może prowokuję, a może po prostu się z ciebie nabijam… kto wie, kto wie? - Westchnęła niby w zamyśleniu, po czym dodała. - Chciałbyś, bym się tak szybko poddała? Lubisz łatwe dziewczęta? - Ostrożnie otworzyła jedno oko, ale nie ogniskowała swego spojrzenia na jego twarzy, badawczo lustrując pozycję w jakiej znajdował się mężczyzna.
- Lubię różnorodność… - przypomniał jej przywoływacz, nie przerywając prób rozgrzania w niej żaru. - I lubię jak jesteś… w dobrym nastroju. Widzę, że Godiva nie dała ci się wczoraj, aż tak bardzo we znaki jak sądziłem.
Nachylił się bliżej tafli wody, wciąż z jedną z jej nóg na ramieniu. Ujął zębami szczyt piersi i ukąsił delikatnie.
- Ostrożnie… od różnorodności jest bardzo blisko do nijakości… - szepnęła czule, choć sama była niewzruszona.
Poza dłonią, którą delikatnie pogłaskała po włosach czarownika. - Dlaczego sądziłeś, że Godiva mogłaby dać mi sie we znaki? To nie stawia waszych relacji w dobrym świetle - dodała uszczypliwie, chowając pod wodą obie ręce, by po chwili wynurzyć je z dwoma klipsami od pasa do pończoch, które przyczepiła do jego koszuli.
- Jest smoczycą… może bardziej metaliczną niż chromatyczną, ale jest smokiem. Sama wiesz co to oznacza mając jednego u swego boku, a drugiego w głowie. Jest arogancka, wybuchowa, pełna dumy… nie licząca sił na zamiary. Pozbawiona subtelności i nachalna ze swymi żądaniami. No… w twoim przypadku... nieco łagodniejsza, bo z jednej strony jesteś dla niej substytutem pisklaka, z drugiej chce cię zaciągnąć do łóżka - mruknął żartobliwie, muskając ustami jej piersi wynurzone z wody, niczym wyspy pośrodku wzburzonego morza.
- Biedna… - stwierdziła dość sucho Chaaya. - Niespełniona na każdej płaszczyźnie swej egzystencji… ale nie martw się. Nie zrobię jej przykrości. - Z niewiadomych przyczyn, zabrzmiało to bardziej jak groźba osoby, która umiała przekuć słowa w najstraszliwsze z ostrzy.
- Opowiesz mi co robiliście z Nverym wczorajszego wieczoru? Chciałam się z nim skontaktować, ale miałam wrażenie, że nie nocował u siebie… - dodała mimochodem, pogodniejszym tonem głosu.
- Kupiłem mu to zaleciłaś, a potem… większość czasu mnie ignorował, łażąc od stanowiska do stanowiska - odparł smętnie Jarvis, wzdychając. - Zdecydowanie moja obecność była mu obojętna. Nie nocował u siebie? Czemu?
- Nie wiem, może nocował… po prostu… jakoś tak, było dziwnie pusto gdy stałam pod naszymi drzwiami. - Bardka starała się ułożyć wygodniej, gdyż noga na plecach czarownika, zaczynała jej drętwieć, a druga boleć pod kolanem. W dodatku woda, wcale nie była takiej przyjemnej temperatury.
- Na pewno mu przejdzie ten humorek. - Mężczyzna starał się ją pocieszyć, jednocześnie przerywając pieszczoty i próbując się podnieść. - Hmm… chyba już powinienem iść. Podroczysz się ze mną po śniadaniu… jak wrócę. I jak będziesz miała ochotę.
“Spuścisz mu łomot i mu się odechce tych młodzieńczych foszków uskuteczniać. Już chyba zapomniał z kim ma do czynienia…” Laboni wtrąciła swoje trzy miedziaki, a Chaaya pochwyciła delikatnie twarz Jarvisa, całując go w usta.
- Za majtki… połóż je na łóżku - odparła cicho, gdy pas do pończoch napiął się, by po chwili puścić materiał ubrania mężczyzny i ze świstem wpaść do wody.
- Dobrze… wrócę później po ciebie - zagroził żartobliwie, wstając i wychodząc za parawan.
- Będę czekać…. - mruknęła pod nosem, spoglądając z ulgą w sufit. Zdecydowanie ignorowanie jego spojrzenia było o wiele trudniejsze, niż ignorowanie jego pieszczot…


Tawaif długo nie zabawiła w wannie… wychodząc z chłodnej wody, której szybko się pozbyła magicznym rozkazem i napuszczając do środka świeżej oraz ciepłej, do której wsypała odrobinę białego proszku, tworząc przyjemny kwiatowy i upajający zapach w pokoju, oraz puszystą perłową pianę.
Głowa wciąż ją bolała nieustępliwym ćmieniem, który starała się rozchodzić. Zawieszając odświętny strój na wieszaku w szafie, oraz przygotowując dla siebie nowy na potrzeby gobliniej misji. Następnie, wyprała obie pary majtek, które wywiesiła na uchylonym oknie, przez które wpływało całkiem orzeźwiające i o stopień chłodniejsze, od tego w pomieszczeniu, powietrze.
Po wysprzątaniu izdebki, z magiczną karafką w dłoni, bardka oddała się chwili relaksu, kąpiąc się w idealnie ciepłej wodzie, popijając rześkiej wody, która gasiła pragnienie i przyjemnie kontrastowała z ciepłem cieczy w balii.
- Ooo tak… brakuje tylko kadzidła i usłużnego niewolnika, który wmasowałby olejki we włosy… - wymruczała sennie, opierając głowę o ścianę i ziewnęła z rozleniwienia.
Zerwała się z łóżka zdecydowanie za wcześnie i zmęczenie ponownie zaczęło ciążyć na powiekach kobiety, która coraz bardziej osuwała się w ciepłą wodę, aż jej broda dotknęła tafli.

„Idziesz spać Chaayu?” Młodziutka i niewinna tancerka ponownie zmaterializowała się w jej myślach, nieśmiało zagadując powoli zasypiającą Smoczą Jeźdźczynię.
„Jesteś nie tylko głupia, ale i ślepa?” wtrąciła uszczypliwie chłopczyca, płosząc małą gołąbeczkę, która prawie ponownie tego dnia się rozwiała, przytłoczona bardziej władczymi osobowościami.
„Daj jej spokój didi, jest z nas wszystkich najstarsza, więc powinnaś odzywać się do niej z szacunkiem.” Intelektualistka poprawiła złote okularki na nosie, spoglądając znad kryształowych szkiełek na coraz liczniej pojawiający się zastęp dziewcząt, które zwabione manifestacją najdelikatniejszej z nich, przyszły sprawdzić co się dzieje. „Co się stało maleńka?” spytała dość protekcjonalnie, pesząc jeszcze bardziej pierwszą z Chaai, która poprawiła swój długi do kolan warkocz, ozdobiony świeżym jaśminem oraz złotą ozdobą, wpiętą po całej długości jej włosów.
„Bo… bo, teraz nie patrzymy jemu w oczy, tak?” Ulotna, niczym senna, mara dziewuszka, która zdecydowanie za wcześnie stała się dorosłą kobietą, spojrzała wielkimi i łagodnymi oczami na Uczoną, młodszą siostrę.
Nastała dość krępująca cisza, gdyż żadna z zebranych tutaj kobiet nie znała na to pytanie odpowiedzi.
„Nie wiem…. chyba tak Nimfetko. Smocza Jeźdźczyni się boi, więc i my powinnyśmy się bać.”
„Ale on ma ładne oczy…” westchnęło dziewczę, wyraźnie skonfundowane tym stwierdzeniem, na co Deewani pociągnęła kruszynkę w muślinowym kaftanie za warkocz, wywołując u niej pisk bólu.
„Ładne nie ładne… nie mazgaj się!” fuknęła chłopczyca, która dość szybko zyskała większe poparcie wśród tłumu.
„Szkoda, że mnie tak nie ciągniesz za warkocz…” szepnęła uwodzicielskim tonem Umrao, materializując się golutka przy oprawczyni, która wzdrygnęła się, wyraźnie skrępowana jej bliskością.
„Myślę, że Nimfetka ma trochę racji…” kontynuowała najerotyczniejsza z masek tancerki. „Choć źle ubrała swe obawy w słowa… prawda siostrzyczko?”
„Nie wiem o czym mówisz…” zaparła się najstarsza, zwieszając główkę, ale… co chwila spoglądając spod rzęs na reakcje tej drugiej.
„A co to za zgromadzenie?!” skrzekliwy głos potoczył sięi niczym huk podziemnego wodospadu w jaskini. Stara tawaif popatrzyła na dzieło stworzenia swojej wnuczki z wyższością i tyraniczną oschłością. „Powinnyście dać jej pokój i przestać tyle świergotać… przez was nie może zapaść w głębszy sen.”
„Może to i lepiej bo nas wszystkie potopi!” Deewani tupnęła bosą stopą, wzbudzając brzdęk dziesiątek dzwoneczków na jej kostkach.
„Ej, to co my w końcu mamy robić? No właśnie co z oczami… możemy patrzeć, czy nie? Ja mogę! Głupia, jeśli jedna z nas nie może to wszystkie nie możemy! Cicho, nie słyszę Laboni, co ona mówiła? Nic nie mówiła? Co?” szepty dziewcząt poniosły się po ciężkim umyśle, na wpół osnuty senną marą.

„Jak… jak się ona ma babciu?” eteryczna Nimfetka, zwróciła się cichym szeptem wprost do starej kobiety.
„Nie jestem twoja babką ladacznico. Bogowie mi świadkiem, że prędzej sczeznę na samym dnie piekła, niż którąś z was nazwę swoim dzieckiem.” Czarne, niczym sama otchłań, oczy, wpatrzyły się w kruchą kobietkę, kulącą się i chowającą za spodniami Deewani, która o dziwo podchwyciła temat.
„Właśnie… gdzie ten tchórz się chowa? Gdzie ta zdzira Kamala, co? Pasożyt jeden! Wyzyskiwacz! Pijawka! Tak to była do rany przyłóż… Ranveer znikł, trafiła do niewoli i … i wszystko JEBŁO!”
„Zważ na słowa!” ostrzegła ostro Wiecznie Zaczytana, poprawiając oprawki na nosie.
„A gówno! Gówno, gówno! Gdzie ta mała małpa, co ona sobie myśli, tyle czasu trzymała nas zamknięte, tyle czasu się nas wypierała przez tego starego chuja i teraz… teraz kiedy znowu czuje, że żyje i mam ochotę ponownie kraść z kimś wielbłądy lub robić szalone rzeczy w szalonych miejscach…” głos uwiązł w gardle siedemnastoletniej Chaai Deewani, a z jasnych oczu popłynęły łzy, które mocno nią wstrząsnęły i zdziwiły, do tego stopnia, że dotykała palcami swoich mokrych policzków, niedowierzając w to co się dzieje.
„Nie płacz didi…” Nimfetka stanęła na palcach, by otrzeć, rąbkiem swej szaty, twarz starszej, choć młodszej w historii powstania, siostry. Kilka z dziewcząt podeszło bliżej, przytulić jedną z siebie.
„To przykre jak bardzo pogardzasz tą, która cię stworzyła. Bez niej i cząstki jej duszy nigdy byś nie powstała. Nie zostałabyś nazwana, ani ukształtowana. Nic… pustka. Niebyt. Nieistnienie. Zero…” Wiekowa tawaif pokręciła w zrezygnowaniu głową. „Jako dziecko… dokonała więcej, niż ty jako dorosła kobieta i choćby z tego powodu, powinnaś ją, czyli siebie, szanować. Oczywiście to, czego zapragnęła i do czego was zmusza, jest bez sensu… ja to wiem, ty to wiesz… wszystkie o tym wiemy, nawet Starzec. Myślę, że ona sama również jest tego świadoma, ale potrzebuje czasu… Masz jej ten czas uzyskać. Wbiłaś to sobie do tego durniutkiego łekba?”

Odpowiedź jednak nie nastąpiła, bo sama dyskusja została przerwana nagłym obudzeniem się, gdy ciało śpiącej bardki zachłysnęło się wodą, pod którą się wsunęła. Chaaya krztusiła się w spazmatycznym kaszlu, wywieszając głowę na drugą stronę wanny.
Głęboko ukorzeniona w jej podświadomości dysputa, została szybko przytłoczona innymi myślami, a same maski, postanowiły nie wracać do niej w najbliższym czasie.


Reszta poranka, przebiegła we względnym spokoju. Tancerka po nawodnieniu się z karafki, szybko przestała odczuwać, nieustawiczny nacisk na skronie i oczy, ostatecznie uwalniając ją od skutków wczorajszej zabawy. Ubrawszy się w piaskową tunikę i spodnie. Zjadła w stołówce skromne śniadanie, a następnie posiedziała chwilę na pomoście, podziwiając przepływające przed budynkiem gondole oraz ludzi w niej siedzących. W końcu, wiedziona niejaką nudą oraz ciekawością, bardka postanowiła sprawdzić pokój Nveryiotha, co by rozwiać wszelkie wątpliwości co do jego ostatniego pobytu w nim.
Drzwi do pomieszczenia numer 10 oczywiście były zamknięte. Gad był przezorny, choć ubogi. Chaaya musiała więc otworzyć wejście za pomocą śpiewnej inkantacji i modlić się, by z jakiś niewyjaśnionych przyczyn, drzwi nie były zablokowane dodatkowymi zabezpieczeniami.
Ciche kliknięcie w zamku uspokoiło kobietę, która nacisnęła na klamkę planując wejść szybko i niezauważenie przez nikogo z przechodzących…
niestety lądując swą piękną buźką na chłodnym drewnie, które po uchyleniu się na niecałe 30 cm, zablokowało się o coś ciężkiego. Zdziwiona i obolała na brodzie i nosie tawaif, wsunęła głowę w szparę, przyglądając się dziwnej przeszkodzie, którą po kilku chwilach zidentyfikowała jako „tył” szafy. Naciskając mocniej na skrzydło, dziewczyna chciała przepchnąć mebel… tylko, że tu spotkała się z kolejnym zdziwieniem gdy okazało się, że nie było to wcale takie proste. Dziwne… bo przecież pusta szafa nie była, aż tak ciężka… czyżby więc drzwi blokowało coś jeszcze?
Przeciskając się ostrożnie przez szparę, wypchnęła się z wąskiego korytarzyka utworzonego przez ścianę i plecy garderoby, by w końcu ujrzeć dwuosobowe łoże podepchnięte pod drzwiczki gabloty. Na widok ten, nieprzygotowana dziewczyna, zdębiała i oniemiała… dopiero po chwili orientując się, że gekonica rozpoznając jej osobę, zaczęła wesoło machać skrzydełkami.
- M…maleńka… co tu się? - Chaaya podeszła do stworka, witając się z nią, co wywołało uśmiech na gadzim pyszczku i oblizanie własnego oka.
Bardka patrzyła na zabarykadowane wejście, nie do końca wiedząc co to wszystko znaczyło. Czyżby smok się przed czymś lub kimś chował? Czy może postanowił zrobić sobie miejsce w pokoju, by co noc nie płynąć na treningi do ruin katedry? Zmartwiona, przysiadła na brzegu łóżka, gładząc delikatnie pręty klatki gekonicy, która po pewnym czasie zaczęła złowieszczo przyglądać się drobnym paluszkom kobiety, by w końcu jeden z nich chapsnąć.
Jakież było zdziwienie skrzydlatej, gdy tancerka nie pisnęła nawet słówka, ogniskując spokojne spojrzenie na jej małym ciałku.
Czyżby ugryzła za słabo? Jaszczurka, oparła paluszki z przyssawkami na palcu bardki, poprawiając uścisk szczęk, ale to i tak nie wywołało u ofiary zamierzonego efektu. Zażenowana puściła więc opuszek, na którym uformowała się drobniutka kropelka krwi.
- Przepraszam… nie powinnam być taka zuchwała i dotykać twojej klatki… - Tawaif oblizała palec, podchodząc do biurka na którym leżała otwarta księga. Nvery posunął się w czytaniu o całe trzy strony…
- Nie mów mu, że tu byłam… - dodała ciągle skołowana tancerka, wychodząc z pokoju.

„Pewnie wczoraj trenował…” Nimfetka wtrąciła się łagodnym głosem, chcąc pocieszyć najmłodszą z masek. „Wrócili późno… i nie chciało mu się samemu płynąć, a gdy był zmęczony po prostu poszedł spać, a rano nie było czasu na przemeblowanie…”
~ Tak… tak, zapewne było ~ odparła jej Smocza Jeźdźczyni, rozbierając się, by przygotować się na przybycie Jarvisa.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 07-06-2017, 16:20   #57
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy czarownik wrócił, zastał Chaayę leniwie śpiącą na brzuchu.
Nago… nie licząc bajecznie wymalowanego pasa z podwiązkami, zapewne stworzonego specjalnie dla niego.
Jarvis przysiadł więc i odłożył na bok pakunek, tajemniczą torbę, wypełnioną czymś, aż po same brzegi. Nachylił się i językiem muskał skórę dziewczyny, delikatnie, pieszczotliwie i bez pośpiechu pomiędzy liniami henny.
Bardka obudziła się dość szybko, ale nie zmieniła za bardzo pozycji, wtulając się z wesołym uśmiechem w obejmowaną poduszkę.
- To ty Malzaharze? Czekałam na ciebię… - wymruczała trzpiotnie, tłumiąc chichot.
- Wredna i podstępna - odgryzł się kwaśno Jeździec, a Chaaya poczuła jak jego palce rozchylają jej pośladki, by językiem mógł swobodnie między nimi błądzić. - I jak niby mam cię ukarać, skoro takie dzieło sztuki z siebie zrobiłaś.
- Och… to tylko ty - kontynuowała swoją scenkę, niby to z rozczarowaniem, ale jej pupa uniosła się delikatnie i prowokacyjnie. - Załatwiłeś co miałeś załatwić? Wszystko w porządku? - dodała z troską, a jej tyłeczek zaczął ocierać się zadziornie o policzki przybyłego.
- Tak. Wszystko już w porządku… - wymruczał, zajmując się pieszczotą jej krągłości. - Wszystko w jak najlepszym porządku...
- A więc ukarz mnie jak tylko chcesz, bo byłam niegrzeczna… i niegrzeczna nadal będę - szepnęła niemal w poduszkę, chowając twarz w pierzynę.
- Wypnij mocno pupę - wysyczał cicho, delikatnie kąsając jeden z pośladków.
- M-m! - burknęła butnie bardka, kręcąc biodrami na boki. Najwyraźniej współpracować, też nie miała zamiaru.
- Chaayu… bo będę… zły… - zagroził Jarvis i zamachnął się uderzając dłonią w pośladek.
Głośno i mocno.
Kobieta miauknęła, przyciskając swe ciało do materaca, ale po chwili jej pupa lekko się uniosła, nadal jednak nie tak jak tego chciał mężczyzna.

Rozgrzaną i piekącą skórę przez chwilę chłodziło muśnięcie języka i w głowie tancerki pojawiły się myśli Jarvisa.
~ Niegrzeczna… podrywałaś z Godivą mężczyznę, wodziłaś go za nos… podczas gdy twoja uroda jest tylko dla mych oczu. ~ Miało to brzmieć groźnie, ale czarownik miał problemy z trzymaniem się roli podczas tej telepatycznej więzi.
Kolejny klaps… w drugi pośladek, był mocniejszy i głośniejszy, który ponownie przyszpilił jej biodra do materaca.
Towarzyszący temu jęk kobiety był dłuższy i rozkoszniejszy dla ucha.
~ To prawdziwy arystokrata… jak mogłabym go nie podrywać… ~ szła w zaparte Chaaya, ponownie unosząc pupę, teraz nieco wyżej niż poprzednio.
~ Twoje uśmieszki są tylko dla mnie, jak i trzepot rzęs, jesteś cała moja. ~ Usłyszała w odpowiedzi. Ponownie czując ciepłe liźnięcie języka. I kolejny, mocny klaps.
~ Nie wierzę… ci… ~ wydyszała, wyginając się w łuk. ~ Udowodnij… ~ poprosiła po chwili, najczulej jak potrafiła w tej sytuacji, po raz kolejny dając mu przyzwolenie na puszczenie całkowicie wodzy wyobraźni.
Jarvis tylko na to czekał, chwytając ją za włosy i delikatnie, acz stanowczo, pociągnął za nie, wstając i chcąc zmusić ją do klęknięcia.
Wzięta trochę z zaskoczenia tancerka posłusznie i ostrożnie, odepchnęła się rękoma od łóżka, pionizując się do klęczek.
- Nie boje się! - rzuciła hardo przed siebie, tak jak on kiedyś, po czym oblizała szybko usta.
- Nie masz się bać. Masz być posłuszna… albo będę cię karał - stwierdził chłodno czarownik, jedną ręką trzymając tawaif za włosy, a drugą uwalniając się od spodni i odsłaniając znajomy i budzący zawsze satysfakcję widok.
Bądź co bądź była kurtyzaną. Jeśli nie budziłaby pożądania, to byłoby kiepska w tej woli.
A teraz widziała twardy dowód pożądania Smoczego Jeźdźca tuż przed swoją twarzą.
- Ach tak? Zmuś mnie… - Zaśmiała się, ponownie oblizując i wpatrując jak zahipnotyzowana w męskość kochanka. - Mam swoje potrzeby… to normalne, że szukam ich spełnienia u… wielu… mężczyzn…
- Twoje potrzeby się nie liczą… tylko moje. I tylko moje masz zaspokajać… nie innych - “burknął“ zmuszając ją do przybliżenia twarzy do swej dumy. Nie na tyle, by mogła ją pochwycić ustami.
Przywoływacz muskał czubkiem swej włóczni, czoło, czubek nosa, policzki i wargi Chaai, trzymanej w mocnym i bolesnym uchwycie na głowie. Uśmiechając się przy tym prowokująco i tendencyjnie.

Kobieta rozchyliła usta, pieszcząc czarownika gorącym oddechem oraz starając się dotknąć mokrym i ciepłym językiem, który wysunęła, chcąc bardziej obcować z jego ostrzem.
- J-jak? Tooo może się zastanowię… - I choć rano była nieustępliwa dla swojego wybranka, teraz wiedział, że była o krok od uwolnienia się z okowów konwenansów i zamienienia się w żywy ogień, błagający na kolanach o większe i mocniejsze doznania.
- Najbardziej… zwierzęco i szaleńczo… przy oknie… od tyłu… między pośladkami… bym mógł sięgnąć palcami do twego kwiatuszka… - wymruczał Jarvis. Miał fantazję wziąć ją przy oknie, na widoku - nawet jeśli zasłoniętym szarymi od kurzu firankami.
Jej oddech na chwilę się załamał i przez ułamek sekundy wydawać by się mogło, że Chaaya się poddała, było to jednak złudne wrażenie.
- Nie chcę! - wypaliła nagle, kręcąc butnie głową i starając się wyrwać z uścisku. - Nie dam się!
- Ale to ja tu… decyduję… - warknął stanowczo, nie dając jej się wyrwać. Delikatnie ciągnąc w górę za włosy dając możliwość… i nakazując jednocześnie wstać.
Ta zaparła się rękoma o jego biodra, szarpiąc się, niczym ryba na haczyku.
- Nie pójdę! - protestowała, niczym rozpieszczona dziewuszka, ale chwyt jego dłoni był silny i chcąc nie chcąc, musiała powoli przesuwać się na brzeg łóżka, choć robiła to w ostateczności, gdy ból skóry na głowie zaczynał nie tylko być nieznośny, ale straszący wyrywaniem włosów.
- Jesteś moja… rozkosze twego ciała należą się tylko mnie, nie tobie decydować jak z nich skorzystam... I pamiętaj, że właśnie cię każę za flirtowanie z innym. A i pewnie inne grzeszki masz na sumieniu. - Jarvis nieustępliwie i powoli ciągnął ją w kierunku najbliższego i jedynego w sypialni okna. Jego ton głosu, choć brzmiał poważnie, czasem trącił nutkami rozbawienia. Czarownik nie do końca radził sobie z trzymaniem się roli egoistycznego kochanka.
Chaaya ciągle protestowała, tupiąc lub zapierając się bosymi stópkami o podłogę.
- Co cie tak bawi? - fukała gniewnie, gdy wyłapywała pęknięcia w masce przywoływacza. - Zaraz wydrapie ci oczy jak nie przestaniesz… - Tancerka postanowiła nie przerywać swojej gry, skoro to sam Jeździec ją zaczął i ciągnął dalej, przeczuwając, że być może tego właśnie teraz chciał lub potrzebował.
- A gdy już wydrapię, to nawlekę na nitkę i zrobię sobie trofeum i będę pokazywać następnym kochankom… ku przestrodze. O!
- Zaraz inaczej będziesz mówić… a właściwie… jęczeć - odparł zadziornie, powoli przyciągając opierającą się i warczącą gniewnie bardkę ku oknu. - Dłonie na ramę.

Przez chwilę stała zaparta, w lekkim rozkroku z pochyloną ku jego dłoni głową. Wyglądała jak młody piesek, który przyuczany był do chodzenia na smyczy.
- J...Jarvisie… - wydyszała cicho i z udręką w głosie, całkowicie odmieniona, skruszona i łagodna. - Nie zrobisz mi chyba krzywdy… nie jesteś taki, prawda? - Widząc, że buntem nie wygra, postanowiła zmienić grę na bardziej podstępną. Wyciągnęła błagalnie dłonie ku ręce przywoływacza, dotykając ją ostrożnie palcami. Delikatnie i z namaszczeniem.
- Jeśli będziesz grzeczna… i posłuszna - stwierdził stanowczym, chłodnym i beznamiętnym tonem.
- Moim celem jest moja rozkosz i twoje oddanie mnie. A nie robienie ci krzywdy.
- Doprawdy? Twoje czyny mówią co innego. - Jej opuszki dotknęły palców kochanka, wplecionych we włosy. - Czy nie wiesz, że mnie to boli?
- Odrobinkę… ale cię puszczę za chwilę… gdy… ustawisz się odpowiednio. - Tym razem wymruczał cicho.
- Zrobię to gdy mnie puścisz - zarzekła się bardka, czule i uspokajająco go gładząc.
- Ale ty jesteś podstępna i bardzo bojowa… Dziki kotek z ciebie - przypomniał jej czarownik na razie nie wypuszczając swej zdobyczy.
Chaaya uśmiechnęła się uroczo, podnosząc nieco głowę, jakby chciała spojrzeć na swojego okrutnego oprawcę. Dłonie tancerki powędrowały na przedramię mężczyzny, a ona sama syknęła gniewnie, wykorzystując chwilkę nieuwagi, by dopaść do trzymającego ją ramienia, które szybką zmianą pozycji zgięła w łokciu, i zatopiła w nim zęby. - Żebyś tak szczezł… - warknęła, szarpiąc się w celu wyswobodzenia.
- Szalona dzikus… - syknął z bólu mag, starając trzymać dziewczynę za włosy, jednocześnie chwytając za gardło i próbując podduszeniem zmusić ją do rozluźnienia uścisku. Nie wytrzymał jednak i puścił. - Ty mała złośnico!
Nareszcie wolna bardka, nie zamierzała jednak uciekać, postanawiając zamienić się z ofiary w… oprawcę i to dość specyficznego.
Puściwszy bark, oplotla Jarvisa w karku, dotykając nosem jego brody by polizać go po szyi powolnym ruchem języka.
- Jestem wytrwała… lata praktyki i wielu słabych mężczyzn… - zakpiła cichym tonem głosu, podgryzając delikatnie w dolną wargę czarownika.
- I urocza… słodziutka… a ja mam skrupuły. - Dłonie mężczyzny spoczęły na pupie dziewczyny, przyciągając ją do siebie, by czuła ocierający się o jej podbrzusze dowód trawiącego go pożądania. - Od początku byłem na straconej pozycji.
- Groźna i niebezpieczna… - upomniała go, pacając delikatnie w policzek, wyraźnie zawstydzona jego stwierdzeniem. - Nie wierzę w twoje skrupuły, nie miałeś ich w kotłowni, ani wtedy na ścianie… Może po prostu już na ciebie nie działam… co? - przekrzywiła ciekawsko główkę, bawiąc się palcami w jego włosach.
- Nie mam skrupułów przed ostrą zabawą… przed zadrapaniami, czy odrobiną bólu. - Paznokcie mężczyzny wbiły się w skórę pośladków bardki. - Ale krzywdy ci nie zrobię… wiesz o tym.
Jej komentarzem było ciche prychnięcie i nieznaczne odsunięcie się od męskiego torsu. Nie odezwała się, ni nawet na niego nie spojrzała, odwracając się w kierunku okna z wyprostowanymi przed siebie rękoma, ustawiając każdą z dłoni na witrynie.
- Wiem, że nie zrobisz… - Wiedziały o tym wszystkie z jej masek. Ofiara, która nie mogła odczuwać bólu, czy to fizycznego, czy psychicznego… nie mogła zostać skrzywdzona. Ale o tym czarownik akurat nie musiał wiedzieć.
Usłyszała jak podszedł do niej i poczuła jak oplata dłońmi jej piersi i podbrzusze, a później całuje szyję i bark… wodzi palcami po skórze… a między pośladkami jak ociera się o nią swą męskością. Pieścił jej ciało nie spiesząc się. Rozkoszując urodą swej wybranki, sam wielbiąc ją tymi gestami czułości i sprawianą nimi przyjemnością.
- Widzisz… wywiązałam się ze swojej części “umowy”... - szepnęła napinając się pod jego dotykiem i ustawiając tak by jak najlepiej go czuć za sobą, przed sobą i w sobie. - Teraz proszę spełnij wszystkie swoje groźby…
- Taki… mam plan - mruknął cicho do jej ucha, delikatnie kąsając płatek uszny. Bardka poczuła jak… powoli zdobywa jej norkę wyuzdanych rozkoszy. Ostrożnie, aby przywykła do intruza w tak nietypowym miejscu. Gdy poczuł się pewnie, sięgnął palcami między jej uda, odszukując punkcik rozkoszy i pieszcząc go drapieżnie, drugą dłonią chwytając i ściskając pierś. Pierwsze ruchy bioder były delikatne… ale Chaaya czuła, że to preludium, że wkrótce… przestanie być łagodny w podboju jej ciała.

Mężczyzna słyszał tylko jej oddech, powoli przetykany cichymi i tęsknymi jękami, które z każdą chwilą coraz bardziej uwalniały ją z okowów przyzwoitości i moralności.
Pożądliwa Umrao powoli wznosiła swoje pieśni zadowolenia, przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą, falując biodrami przed swym kochankiem.
Prawa dłoń dziewczyny zjechała z ramy okna, splatając się z dłonią na jej kobiecości. Naprowadzając palce Jarvisa i pokazując jak chce być dotykana i jak najlepiej sprawić jej przyjemność. By łechtał jej strunę na dwa palce, szybko i nieprzerwanie.
Trzpiotna Deewani szarpnęła lewą ręką, zrywając mdłą firaneczkę z okna, aż kilka panien w głowie tancerki zapiszczało strwożonych nagłym odsłonięciem nagich sylwetek kochanków.
“Niech patrzą!” zawołała butnie.
- Niech widzą, że należe do ciebie… - wydyszała Chaaya, wyginając się w łuk i ponownie zapierając dłońmi o ścianę.
- Tak… - wymruczał czarownik, napierając bardziej na kochankę swym ciałem i silnymi ruchami bioder wprowadzając oboje w gwałtowne kołysanie. Teraz gdy czuł się w niej pewnie, jego szturmy w tym ciasnym miejscu jej ciała stały się mocniejsze, brutalniejsze… i bardziej wyraziste. Podobnie zresztą jak pieszczoty między jej udami.
Jarvis brał ją w posiadanie i niewolę, była jego… była dla niego rozkoszą i była niewolnicą męskiego pożądania. Była tylko jego, gdy zaborczo pieścił, i miętosił wręcz, dłonią jej pierś, kąsając zębami bark. Była jego gdy dziko wchodził między jej pośladki. Była jego gdy dwa smukłe palce ocierały się o siebie, drażniąc strunę na jej łonie, która wprawiała ciało kobiety w drżenie.

Pierwsza fala rozkoszy oślepiła tancerkę, wyrywając z jej gardła okrzyk radości i śmiech… jakiś taki lekki, trochę szalony, ale szczęśliwy. Bardka znajdowała się już takim stanie, że nie do końca wiedziała, czy stała, czy płynęła, czy może spadała.
Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, a przynajmniej zwolnił, jak nie w dziwny sposób zakrzywił, zapętlając się i zamykając ich w tym rozpustnym celebrowaniu własnych pożądań.
Jej wolna pierś bujała się zawadiacko, a wymalowane pośladki głośno zderzały się z ciałem zdobywającego ją mężczyzny.
- Twoja… jestem twoja… tylko twoja… - powtarzała niczym świętą mantrę, modląc się do swego kochanka. - Twoja… tylko nie zwalniaj, nie przestawaj boo-o się rozmyślę. - Nie byłaby sobą, gdyby się trochę nie podroczyła.
- Kto.. by teraz… zwol-nił. - Jarvis drapieżnie ścisnął pierś… i nagle szepnął do niej - Wypnij się… bardzo… chwycę za pośladki… mocniej szybciej… będę.
Przy coraz szybszym tempie, ciężko mu się było skupić na pieszczocie jej kobiecości palcami.
Chaaya pochyliła się nieco jak do skłonu, wyginając i całkowicie przecząc wszelkim prawom natury budowy szkieletu człowieka, jednocześnie ustawiając biodra pod kątem. Wszystko po to, by jemu było jak najlepiej. By mógł się w nią wbijać, by mógł celebrować słodki smak jej ciała.
- Ćhiii mój słodki, jestem tu. Bierz mnie jak tylko zechcesz. - Tancerka zwiesiła głowę, przygryzając usta, by ujarzmić swoje dzikie chęci obwieszczenia wszystkim, co właśnie robili.
Mag usłuchał, chwytając mocno za jej pośladki, władczo… jakby była jego zdobyczą i trofeum. I rzeczywiście jego ruchy bioder stały się mocniejsze, jego szturmy… wyraźniejsze i głębsze, a oddech coraz bardziej chrapliwy i zwierzęcy. Brał ją w posiadanie gwałtownie i szybko… bez umiaru. Jak dzika bestia, jak wygłodniałe zwierzę. Tak... jak obiecał.
Kolejny orgazm nie był już tak silny, bo i obejmował inne rejony kobiecego ciała. Niemniej Chaaya czuła satysfakcjonujące spełnienie się w roli niewolnicy. Mogła być tak karana już zawsze. Dysząc ciężko, poddawała się dzikiemu rytmowi ich ciał, z wyraźną błogością i spokojem ducha.
Filuterny biuścik, podskakiwał, bijąc głośne brawa mężczyźnie, który wprawił je w ruch. Czas ciągle był nieuchwytny i trudny do określenia. Bardka nie wiedziała czy dopiero zaczęli się kochać, czy może zbliżali się już do finiszu, czy zaczęli kolejną rundę.
Jednego była pewna…. nie tylko lubieżna Umrao zaczynała mieć ochotę na więcej.
Więcej.
Więcej.
Więcej…

Jarvis doszedł nagle, niemal z zaskoczenia. Skupiwszy swe zmysły na miękkim ciele tawaif, nie spostrzegł jak sam rozgorzał jasnym ogniem, które ogarnęło płomieniem jego ciało, na chwilę pozbawiając kontroli nad samym sobą.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, która mącona była toczącym się życiem za oknem, oraz dwoma zmęczonymi oddechami.
- Czy… zaspokoiłam twe żądze… dostatecznie? - spytała, prostując się nieznacznie i odrywając dłonie od ściany. Stała pewnie na nogach, chwytając za ręce kochanka, by się nimi opleść i wtulić w pochylony i lekko chybotliwy, męski tors.
Skubiąc czule ustami materiał koszuli na przedramionach czarownika, dała mu czas by ochłonął.
- Muszę przyznać, że podobała mi się ta lekcja posłuszeństwa… chyba, chyba będę jeszcze bardziej niegrzeczna niż dotychczas… - wymruczała czule, obracając się w jego ramionach, opierając głowę o bark towarzysza i bawiąc się palcami na rozchełstanym kołnierzyku.
- Będę się bardziej starać… będę każdego kokietować, będę wabić i kusić bezczelnie przed twymi oczami, byś mógł mnie karać swym bacikiem, mocno i intensywnie… - Jej wargi spoczęły na szyi przywoływacza, całując łagodnie, a wprawne dłonie odpinały guziki kamizelki i koszuli, odsłaniając klatkę piersiową, na której zostawiała mokre pieczątki swoich ust. Schodziła coraz niżej, bawiąc się językiem na pępku i w końcu klękając przed mokrą od miłosnych soków męskością.
- Zacznę od Dartuna… ostatnio poszło mi z nim całkiem dobrze… myślę, że nawiązała się między nami jakaś nić porozumienia… wydaje się trochę samotny i niepewny… na pewno pragnie wielkiej miłości… gdy dostrzeże me otwarte serce, samotnie kołatające w bezbronnej piersi… na pewno się nie powstrzyma i pochwyci mnie… a ja go przytulę do siebie, ciasno… coraz ciaśniej - dzieliła się swoim niecnym planem, gładząc delikatnie rozkosznego wężyka, który wtłaczał w nią swój jad, zamieniając jej ciało w basen erotycznej magmy.
Delikatnie i pieszczotliwie muskała go czubkiem nosa i ustami, opierając czoło o chłodną sprzączkę pasa u spodni, wolną ręką błądząc po udzie i pośladku Jarvisa. - Może oddam się Godivie? Tuż za ścianą, tak blisko byś słyszał i czuł… nie przerwiesz nam tak jak wtedy z Anksarą… nie odważysz się wkroczyć do pokoju, by mnie posiąść i oderwać od jej gładkiego ciała… - Chaaya zadarła głowę, spoglądając na swojego wybranka. Jej postawa i gesty były poddańcze i niewolnicze. Była jego bez dwóch zdań. Uwięziona, na krótkiej smyczy. Posłuszna… a jednak dalej prowokowała, prosząc o więcej.
- Dobrze wiesz, że nie zabronię… ale mam obowiązek potem ukarać... na wiele sposobów. Związać, doprowadzić na granicę rozkoszy i zmusić… byś mnie błagała - odparł. - Posiąść raz po raz… brutalnie… zwierzęco… a teraz... - Delikatnie wplótł dłoń w jej włosy, przyciągając bardziej twarz tawaif bliżej swojej męskości. - ...nakazać byś zajęła się nim, obudziła znów bestię muśnięciami ust. Bym potem znów wziął cię w posiadanie… mocno i władczo. Pokazał ci, gdzie twoje miejsce.
- Aćća jaki groźny… - Prychnęła rozbawiona, wracając spojrzeniem na to co miała przed sobą. Najpierw postanowiła zabrać się za stosowne i dokładne oczyszczenie kochanka po przebytej zabawie, powolnymi ruchami języka oblizując każdy skrawek odsłoniętej skóry.
Niczym kotka zlizująca śmietankę z palca swojego ukochanego właściciela.
Następnie wziąwszy jarvisową klingę do ręki, poczęła systematycznie ją stymulować uciskami i posuwistymi ruchami, bawiąc się ustami na czubku jego małego mieczyka.
Wolna dłoń wślizgnęła się pod pas i bieliznę, masując i drapiąc delikatnie prawy pośladek czarownika.
- Straszny… - wymruczał Jarvis, przymykając oczy i rozkoszując się działaniami dziewczyny. Tym razem był spokojny, by dziewczyna mogła pokazać co potrafiła, drżąc przy tym od dostarczanej mu rozkoszy. - … niecierpliwy… niepotrzebnie. Bardzo… wygłodniały.
- Pamiętaj by wyglądać dostojnie… i władczo - przypomniała mu, skinąwszy głową w kierunku okna, rozpinając spodnie, które zdecydowanym szarpnięciem ściągnęła mu do kolan.
- Jak pan na włościach, ze swoją wierną… - nie dokończyła schylając się niżej, by pochwycić ustami jeden z jego klejnotów rodowych. Jej drobna rączka ponownie wróciła na swoje miejsce, coraz mocniej pieszcząc i napinając skórę na jego rękojeści.
- Swoją wierną… ale naj-wyraźniej… nie dość… skoro trzeba karać… ją… - Zaśmiał się chrapliwie. - Czy nie… ty planowałaś uwodzić… każdego… by dostawać… klap-sy na swą ksz... kszał... słodką pupcię.
Jego duma unosiła się coraz bardziej… dzięki talentowi tawaif i ku jej zadowoleniu.
- Panie mój… - odezwała się smutnym tonem. - Jestem ci wierna… wierna nie tylko ciałem, ale i umysłem.. .od wielu, wielu dni i tygodni - wymruczała czule w przyrodzenie, dając delikatne klapsy od dołu.
Przechyliła głowę w bok, by jej rozchylone usta obejmowały go z obu stron i zaczęła przejeżdżać nimi w górę i dół, łaskocząc i nawilżając czubkiem języka.
- Wiem, wiem… jesteś wierna... słodka i posłuszna - pojękiwał cicho Jarvis, starając się panować nad ciałem, rozpalanym jej pieszczotą. Był już gotów, by znów ją posiąść.
- Gdzie… teraz? - spytała, by na sam koniec wziąć go ostrożnie całego do ust, przytrzymując za biodro i trzymane w garści jądra.
- Hmm… stań przy drzwiach… oprzyj się o nie plecami - wydyszał rozpalony jej pieszczotami, biorąc się za usuwanie resztek garderoby ze swego ciała.

Drzwi były po drugiej stronie pokoju, ale Chaaya nie oponowała, odrywając się od czarownika z głośnym cmoknięciem. Oblizała się lubieżnie, po czym… ruszyła nieśpiesznie na czworaka, kręcąc wymalowanymi pośladkami i odwracając się od czasu do czasu za siebie, by uśmiechnąć trzpiotnie.
- A jak już przy nich stanę… to co dalej? - przebierała powoli rękoma i nogami, by w końcu zatrzymać się przed wejściem.
Przez chwilę stała z zadartą głową, wpatrując się w klamkę, po czym wyprostowała się do klęczek.
- Dalej… cię wezmę… będę się tobą rozkoszował - wydyszał, ruszając w jej kierunku szybko i niecierpliwie. Łapiąc jej prawe udo, uniósł lekko, przyszpilając jej ciało jednym sztychem.
Poczuła w go sobie, jego twardość na którą wszak sumiennie zapracowała, oraz liczne pocałunki na ustach, szyi, obojczykach i piersiach.
Kolejne, gwałtowne ruchy bioder… były obezwładniające, gdy kochał się z nią namiętnie i głośno. Bo każdemu pchnięciu, towarzyszyło dość głośne uderzenie pośladków bardki o drzwi… które drżały rezonując niczym pudło gitary. Niewątpliwie taki był plan czarownika.

Tancerka objęła wybranka pod ramionami, oplatając z tyłu rękoma, których paznokcie wbijała w jego napięty kark.
Z początku usilnie starała się odwzajemnić pocałunki, ale z jej ust mimowolnie z każdym pchnięciem, wydobywał się jęk dojmującego cierpienia pomieszanego z najwyższym poziomem przyjemności. Poddała się więc, całkowicie oddając chwili, kiedy to z każdym przyszpileniem do ściany za sobą, miała wrażenie jakby dochodziła. Raz za razem, coraz mocniej i intensywniej, kumulując się w niej siłą, która wkrótce postanowi wydostać się na zewnątrz.
- Obiecuję… że jeszcze chwilę… a przyrzeknę ci wierność, aż po grób… - wyszeptała mu do ucha, opadając głową na jego bark w symbolicznym geście przytulenia się w bezpieczne ramiona ukochanego.
- Trzymam… za słowo… - wydyszał przywoływacz, próbując chwycić za oba pośladki dziewczyny, a gdy mu się to udało...
- Nogi - wyszeptał, sugerując by i nimi go oplotła, podczas jego gwałtownym szturmów przeszywających ciało kolejnymi falami rozkoszy.
Na jej reakcję długo czekać nie musiał, bo niemal w tej samej chwili w której skończył wypowiadać swój rozkaz, ona już znajdowała się w powietrzu, przyciskając do siebie silnymi udami.
Przyjęła go jeszcze głębiej, z głośnym pomrukiem usatysfakcjonowania na chwilę łącząc ich usta w pocałunku, który przerwał jęk.

Trzymając ją prawie w powietrzu, Jarvis wykorzystywał sytuację do gwałtownego zdobywania jej łona.
Był niczym dzika bestia zerwana z uwięzi, dociskając jej ciało do drzwi i całując namiętnie.
Był już coraz bliżej spełnienia i gorący od rozkoszy jaką mu dawało miękkie, cieplutkie ciało bardki. Łomot drzwi niewątpliwie musiał być słyszany na całym korytarzu i z pewnością dawał pozostałym gościom do zrozumienia co się działo w ich pokoju.
- Jar… vi… sie… Jar… vi… - Chaaya skandowała imię tego, do którego przynależała. Czując, że zaraz… za chwilę wybuchnie.
Raz, dwa, trzy, cztery i… tawaif krzyknęła, odchylając się mocno do tyłu, żłobiąc jasną skórę mężczyzny, czerwonymi zadrapaniami.
Fala uniesienia zalała drobne ciało kobiety, której chyba tylko podświadomość i wieloletni trening nie pozwoliły puścić bioder czarownika i opaść bezwładnie na podłogę.

Mężczyzna po oddaniu salwy… powoli odsunął się od drzwi, zabierając kochankę ze sobą. Usiadł na podłodze, nadal trzymając ją w ramionach, tak, że górowała nad nim. Ciągle byli spleceni ze sobą, oboje pokryci potem i łapiący oddech po gwałtownych figlach.
Mag muskał ustami podbrócek kobiety zaczepnie i delikatnie zarazem.
~ Moja ~ pojawiło się w jej myślach.
- Tak… - wyszeptała czule, całując go w czoło oraz wdychając zapach jego zmierzwionych włosów. - Do końca dni… obiecuję - dodała łagodnie, przytulając się i powoli osuwając na ziemię, by lepiej wtulić w jego ramiona.
- Dobrze… tylko… pamiętaj… - mruczał jej do ucha, tuląc i wodząc palcami po plecach. - ...ja zamierzam długo żyć. I tobie też nie dam zginąć.
- Obawiam się, że będziesz mi to musiał wbić do mojej głupiutkiej i malutkiej główki. - Chaaya oparła się czołem o bark czarownika, skubiąc go delikatnie po bicepsie i łaskocząc ustami pod obojczykiem gdy mówiła. - Nie raz i nie dwa… jestem zapominialska.
- Bywam uparty… - mruknął cicho Jarvis, głaszcząc bardkę po włosach. - Co robiłaś jak mnie nie było? Iiii… co planujesz robić?
- Nic ciekawego… głównie spałam. - Postanowiła na razie nie opowiadać o tym co zastała w pokoju Nveryiotha, chcąc najpierw przydybać samego smoka i go podpytać, zanim zacznie snuć różne teorie. - W zasadzie, nie mam też jakiś większych planów… wszystko zostawiłam sobie na tak zwane “po goblinach”. Chciałam wybrać się z Dartunem do miasta, porozmawiać... no i może spróbować opłacić takiego jednego… by mi pomógł w zwiedzeniu pewnych miejsc. - Wyprostowała się, odsuwając od niego, by pogłaskać po policzku z kocim uśmieszkiem. - A ty? Co przyniosłeś w torbie?
- Można powiedzieć, że… prezenty. Ktoś był mi coś winien - rzekł w odpowiedzi przywoływacz, zerkając na pozostawiony z boku pakunek. - I spłacił dług w ten sposób.
- Hmm… czy mam cię pociągnąć za język byś powiedział mi coś więcej, a nie takie zdawkowe zdania? Czyżbyś mnie spławiał? - Chaaya zachichotała, składając pocałunek na policzku Jarvisa, a jej ręka podkradła się do bioder kochanka.
- No dobrze… ktoś mi zalazł za skórę i to bardzo, więc w ramach wyrównywania rachunków, splądrowałem i podpaliłem mu mieszkanko dla zatarcia śladów. Można by powiedzieć, że stara miłość… nie zardzewiała - wyjaśnił ironicznym tonem.
- I kto tu był niegrzeczny - spytała z wrednym uśmieszkiem i uniesioną jedną brwią. - Chyba powinnam poczuć się o niego zazdrosna, co? - Podrapała się po szyi, oglądając na już trochę mniej tajemniczy tobołek pod ścianą.
Podstępna rączka, dość szybko przeskoczyła z bioder na łono mężczyzny, bawiąc się jego włoskami.
- Dlaczego zazdrosna? - zdziwił się czarownik, przyglądając dziewczynie. - Pamiętasz jak rano ciężko mi było się od ciebie oderwać i to mimo twych protestów?
Tancerka zbyła go, bez słowa, tym swoim dziwnym potrząśnięciem głową. Uśmiechnęła się nieznacznie, przygryzjąc dolną wargę, jakby rozważała jakąś decyzję, ale tylko odchyliła się do tyłu, powoli opadając na plecy z wyciągniętymi za partnerem nogami.
Pieszcząca dłoń spoczęła na jednym z jej ud, delikatnie je drapiąc i głaszcząc, by po chwili rozchylić paluszkami płatki swojej różyczki, zaczynając się na niej bawić.
- Po Dartunie ile mamy czasu do wyprawy? - spytała przymykając oczy, wzmagając masaż drugiej z rąk na własnej szyi.
- Hmmmm… wyprawa odbędzie się w sumie jutro rano, bo nie ma co wieczorem wyruszać. Zresztą trzeba wpierw powiadomić smoki… - mruknął dopiero po dłuższej chwili jej kochanek, zahipnotyzowany widokami. Nachylił się ostrożnie i Chaaya poczuła jak jego palce wodzą po dumnie wypiętych w górę krągłych piersiach.
- Jutro? Dopiero jutro? - była tym wyraźnie niepocieszona, ściskając dłoń na swej szyi. Palce na jej kobiecości zsunęły się niżej, by po chwili wsunąć się do jej wnętrza spokojnym i miarowym ruchem. Kciuk pozostał na górze, drażniąc przyjemnie czułą strunę, podczas gdy środkowy i serdeczny palec zdobywały ją płynnymi pchnięciami.
W umyśle czarownika pojawiła się nagle myśl. Myśl, która była niczym wspomnienie i nie należała do niego. Czuł jak zdobywa swoją kochankę u dołu za pomocą jej własnych dłoni. Jak poddusza ją, by krew w tętnicach głośniej szumiała lub jak rozchyla jej wargi masując od środka sprawnymi palcami.
Chaaya kochała się sama ze sobą, ale w tej chwili wyobrażała, że kochała się z nim.
Była to wyjątkowo słodka w doznaniu wizja, zwłaszcza, że bardka coraz bardziej zmysłowo wiła się pod jego spojrzeniem, osuwając coraz bardziej w grę przyjemności.
- Niestety… La Rasquelle bywa niebezpieczne poza swymi granicami… musimy się przygotować - wymruczał w odpowiedzi mag, wyraźnie pobudzony tym co widział w głowie i przed oczami. Delikatnie ugniatał i masował piersi, tak… by nie rozpraszać fantazji tawaif, która uniosła biodra do góry przyspieszając swą pieszczotę.
- Tyle czasu… - wyjęczała gdy wilgotne palce wysunęły sie z niej szeroko rozsunięte, by po chwili złączyć i zniknąć ponownie w środku. - Tyle wolnego… co ja ze sobą zrobię… co ja pocznę… sama. - Jarvis czuł jak jego, a może jej dłonie, zaciskają się na piersiach niczym na dwóch połówkach pomarańczy, a on sam obejmuje ustami jeden z nabrzmiałych i twardych sutków, ssąc go i podgryzając. Jej fantazja zaczynała być bardziej agresywna i mężczyzna wiedział, że zbliżała sie do finału.
- Cóóóż… nie będziesz miała okazji… być… sama… może złożę cię w ofierze na ołtarzu… jak ostatnio - wymruczał jej kochanek, nachylając się i miętosząc ów krągły biust niczym młodzieniec odkrywający po raz pierwszy przyjemność kobiecego ciała. Nachylił się i ukąsił delikatnie, a potem drapieżnie szczyt jednej z piersi.
Bardka skupiła się na swojej przyjemności, a raczej na jej zaznaniu. Była blisko, bardzo… z każdym pchnięciem drobnych opuszków. Pogrążona we własnym świecie, wciągnęła za sobą i przywoływacza, który teraz nie tylko pieścił, ale i był pieszczony… sam przez siebie, w miejscach, których nie miał i zapewne mieć nie będzie. Czuł jak spełnienie zaczyna się w nim kumulować, jak zaczyna sięgać zenitu, by w końcu eksplodować.
Jego zmysły wystrzeliły… i… wiedział, że po tym powinno rozejść się po jego ciele rezonujące echo tego czego sam dokonał… a jednak nie poczuł nic. Sięgnął szczytu, ale nie dostał nagrody… nie to co kobieta pod nim, głośno dysząca i zroszona potem, leżąca z błogim uśmiechem na twarzy. Obserwowała go spod półprzymkniętych powiek, obejmując mokrą dłonią w pasie.
- Chodź do mnie… - poprosiła w przerwach między urywanym oddechem, gładząc zapraszająco po lędźwiach.

Jarvis nachylił się ku Chaai i pocałował namiętnie usta, przyciskając wargi drapieżnie i zachłannie. Leniwie poruszył biodrami, zdobywając to co rozchyliła niedawno palcami, niespiesznie, ale wyraźnie wypełniając sobą jej doznania.
Dziewczyna oddawała pocałunki, choć nie mogła przestać się uśmiechać w przerwach między nimi, a nawet w ich trakcie. Przytulając w pasie swojego wybranka, rozkoszowała się trwającą chwilą.
~ Znowu ołtarz? ~ samotna myśl, przebiła się przez otoczkę upojenia, które niczym ciężki, rozgrzany koc otulał nie tylko umysł, ale i ciała. ~ Nie mogę się doczekać.
~ Ołtarz, łóżko… każde miejsce… jakie ci się zamarzy ~ odparł telepatycznie czarownik, dociskając ciało bardki do podłogi każdym ruchem bioder.
Obsypując pocałunkami jej twarz i szyję, przyspieszał też tempo zabawy z leniwego, do coraz bardziej żywszego i gwałtownego. ~ Z pewnością… coś wymyślimy.
Jego myśli wyraźnie ją ucieszyły, bo objęła go mocniej i z większą werwą, wbijając pazurki przy kręgosłupie.
~ Szybciej… mocniej! ~ zażądała, zarzucając mu jedną nogę na biodro, wcałowując się z pasją w jego wargi.
~ Mmm… ~ Czarownik przyspieszył ruchy, mocniej napierając na leżącą pod nim tawaif. Po czym dodał telepatycznie ~ następnym razem… znajdziemy ci wygodniejszą pozycję jeździecką.
W odpowiedzi poczuł jak się z niego śmieje. W rozczuleniu. Choć jej usta nie odrywały sie od jego. Chaai było z nim wygodnie, czuła się przy nim pewnie i bezpiecznie, nie musiał się więc kłopotać tak trywialnymi myślami. Nie teraz, kiedy był coraz bliżej swojego spełnienia, na które i ona czekała z wielką niecierpliwością.
Była głodna. I chciała więcej. Dużo, dużo więcej.
Doznania przelewały się przez jej uległe ciało, poddające się ruchom jeźdźca. Czuła jak drży on, jak jest blisko, jak następuje chwila uniesienia po gwałtownych pchnięciach i jak tuli ją zaborczo po wszystkim, całując czule w czoło.
Uśmiechał się.

- Czy my… musimy iść do tego Dartuna? - spytała zawadiacko, głaszcząc Jarvisa po plecach i udem po biodrze.
- Musimy… ale nie musimy się spieszyć - wymruczał cicho, całując usta dziewczyny. - Możemy pójść później… a teraz sprawdzić… czy zdołamy rozwalić łóżko.
Chaaya zaśmiała się rozkosznie na jego dowcip, ale po chwili pokręciła głową. - Wolę cię mieć dłużej po spotkaniu… popołudniu i wieczorem. W nocy także i rano, przed wyruszeniem na “misję”... zgoda?
- Tylko żebym ci się nie znudził - zagroził przywoływacz, muskając czubek nosa bardki. - No i jest duża szansa, że nie dojdziemy z powrotem do naszego pokoju, bez zgubienia bielizny.
- Jak mi się z znudzisz… zakryje ci twarz książką i będę ją czytać podczas ujeżdżania cię - odparła rezolutnie z lisim uśmieszkiem, składając na jego wargach delikatny pocałunek.
- Dobrze… więc kąpiel, ubierzemy się i ruszamy do Dartuna? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Tak… taki jest plan - odparła, dając mu klapsa na rozruszanie się.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 09-06-2017, 12:34   #58
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Bardka obserwowała cały teatrzyk z czytaniem przyszłości, przez zabrudzoną szybę okna. Była wyraźnie zaintrygowana i rozbawiona tym co działo się w środku budynku, śmiejąc się czasem do rozpuku… co na pewno było słychać.
Wyjątkowo nie poświęcała większej uwagi Jarvisowi, rozkojarzona ciekawymi widokami budynków i ludzi dookoła, ale może to i dobrze.
Gdy nastała ich kolej z niecierpliwością przepchnęła się w drzwiach z wychodzącym mężczyzną, szybko docierając do znajomego “gabinetu” i stołu z magiczną kulą.
Czworonożny mebel kojarzył się z wyjątkowo słodkimi wspomnieniami, które przyozdobiły jej śniadą buzię w szeroki uśmiech, który nie znikał przez większość rozmowy.

- Właściwie to ja mam pytanie… a nawet kilka - odparła dziarsko, siedząc na krzesełku i skubiąc kolorowy obrusik zdobiący blat stolika. - Na początek jednak zadam ci te związane z misją… bo mam też i takie, które dotykają trochę innych spraw. - Swobodnie krążyła wokół meritum, przeciągając rozmowę i ściągając usta w dzióbek. Cmoknęła głośno i przełożyła nogę na nogę.
- Ile goblinów liczy owe plemię? Skąd dostały się w posiadanie owego medalionu? Czy trafimy na swojej drodze na koboldy?
- Plemię… ma około trzydziestu członków, więc pewnie połowa z nich to jednostki walczące. - Zamyślił się Dartun, pocierając podbródek i starając się trzymać swe spojrzenie na stoliku… zazwyczaj mu się udawało. - A może czterdziestu członków? Koboldów radziłbym unikać, nie żeby stanowiły większe zagrożenie, ale… mogą narobić kłopotów.
~ Mogą też być pomocne. Uważają się za mniejszych kuzynów smoków i wielbią je niczym bóstwa ~ wtrącił telepatycznie Jarvis.
- Opuźnić mogą misję, nadszarpnąć zapasów magii… a i walka z nimi i tak nie przybliży was do celu. Co zaś do kradzieży… ponoć paru odważnych goblinów włamało mu się do domu. To znaczy… temu zleceniodawcy się włamali i zabrali ten artefakt… rodzinną pamiątkę - kontynuował zamyślony czarokleta. - Jeśli jesteś ciekawa panienko to… same gobliny pewnie znają prawdę.
- Hmm… czyli, podsumujmy. Gobliny włamały się klientowi do domu i zabrały medalion, po czym umknęły do siebie. Widzisz… coś mi się tu nie zgadza. Skąd wiedział kto ukradł mu wisior, do jakiego plemienia należał i z kim ma na pieńku. Zostawiły mu liścik z informacjami, czy wynajął powiedzmy… detektywa. Jeśli kogoś wynajął… to ten ktoś musiał iść do owych goblinów nieprawdaż? Zasięgnąć języka… więc w sumie dlaczego od razu nie podjął się odzyskania artefaktu? - Tancerka przekręciła lekko głowę, przyglądając się wróżowi. - Dlaczego na mnie nie patrzysz? Niegrzecznie tak z kimś rozmawiać i go ignorować.
- Ja wcale… nie ignoruję. Po prostu staram się nie patrzeć… za bardzo… eeem… dwuznacznie - zapeszył się wróż i szybko zmienił temat. - Co do twych słów, to… masz całkowitą rację moja droga. Historyjka klienta w ogóle nie trzyma się kupy. Przypuszczam, że te gobliny pracowały dla niego i zdobyły błyskotkę, a potem stwierdziły, że jej nie oddadzą i zakończyły współpracę. Paktowanie z goblinami nie jest mile widziane w mieście… stąd ta cała historyjka z kradzieżą. - Splótł dłonie razem i oparłszy na nich podbródek, skupił swoje spojrzenie na twarzy Chaai, dodając. - Lub coś w tym stylu. Niestety, klienci którzy są hojni i anonimowi, zwykle są też w mniejszym lub większym stopniu przestępcami. Ale to nie umniejsza wartości ich złota.
- Och jamun, nie jesteśmy na pustyni, możesz na mnie patrzeć, a nawet dotknąć. Nikt ci nie obetnie głowy. - Bardka wyraźnie była rozbawiona sytuacją, przy okazji czując niejaką sympatię do tego zagubionego czarusia.
- A więc, wynajmuje nas idiota, który został wyrolowany przez gobliny… teraz wszystko zaczyna mieć sens. Dalej się jednak zastanawiam… jak znajdziemy jeden wisiorek w całym obozie rozwrzeszczanych i chaotycznych stworków. W skrzyni? U kogoś na szyi? W namiastce świątyni? - Pokręciła w zrezygnowaniu głową.
- Tu… moje informacje się kończą, ale to w końcu gobliny, więc wódz, albo szaman... albo samica wodza? - Zamyślił się Dartun, lekko czerwieniąc pod wpływem jej sugestii i przełykając nerwowo ślinę.
Tawaif ściągnęła lekko brwi, wpatrując się w mężczyznę przed sobą jak w nietypowy obrazek, którego nie do końca potrafiła… zinterpretować.
~ Jarvisie czy on… jest… prawiczkiem? ~ myśl ta mocno nią z jakiegoś powodu wstrząsnęła i trochę jakby… przeraziła, niestety szybko też wybudzając jedną z Chaai, która pochyliła się nad stołem.
- Wiesz… skoro potrafisz widzieć przyszłość… - zaczęła lekko kokieteryjnym tonem głosu, przyprawiajacym słuchacza o większą pewność siebie. - Mógłbyś dla mnie sprawdzić… gdzie konkretnie miałabym szukać i… przy okazji mógłbyś mi odpowiedzieć na jeszcze jedno bardzo palące mnie pytanie…
~ Nie o to chodzi. Dartun wywróżył sobie bowiem, że zginie z mojej ręki. I stara się nie dawać mi powodów do uśmiercenia go ~ wyjaśnił telepatycznie czarownik. ~ A że uważa nas za parę kochanków to… sama rozumiesz.
- No dobrze… spróbuję - stwierdził po namyśle cyganiarz i sięgnął po swe karty. - Potrzebuję jasno sformułowanego pytania. Chcesz wiedzieć, gdzie jest medalion, tak?
~ O bogowie… już się bałam, że to coś poważniejszego… ~ odparła z wyraźną ulgą, kiwając ochoczo głową.
- Tak… tak. Gdzie dokładnie znajdę wisiorek - dodała skwapliwie, zacierając ręce, zaciekawiona umiejętnościami wróża. - ...oraz… żeby cię później nie rozpraszać…
“Ugryź się w język wariatko!” Laboni krzyknęła, ale Chaaya za dobrze się bawiła, by posłuchać.
- Chcę wiedzieć… czy dostanę majtki. Od mężczyzny, które mi je później zdejmie - wypowiedziała to ze zdecydowanym podnieceniem i rumieńcami na twarzy, wyraźnie pijąc do czarownika obok siebie, który wszak był jej winny ową bieliznę za tą zniszczoną w kotłowni.
Najwyraźniej nie zapomniała.

Dartunowi zaczęły drżeć ręce, gdy tasował karty, oblicze się zaczerwieniło, a oczy po prostu utkwiły w dekolcie rozmówczyni.
~ Masz ciekawy sposób na zaciąganie mężczyzn na zakupy ~ odparł Jarvis żartobliwie, choć twarz miał obojętną… niczym wykutą z kamienia.
- Ttaaak ttto może zacznij… - podsunął bardce talię kart, obrazkami do dołu, rozkładając ją w wachlarz. - … wyciągnij kartę.
~ Nie mów, że ci się nie podoba. ~ Zaśmiała się w myślach, skupiając spojrzenie na kartach. Trochę się ich obawiała, tak jak i wiedzy, jaką w sobie kryły. Postanowiła jednak nie tracić zimnej krwi i wyjęła trzecią z prawej strony, ale nie wiedziała co z nią zrobić, więc popatrzyła bezradnie na Dartuna.
Wróż wziął kartę i odwrócił.
- To dziwny wybór. - Usłyszała zarówno przez własne uszy jak i bezpośrednio w głowie. Bowiem Jarvis powiedział to samo.



[media]http://cdn.obsidianportal.com/assets/178864/Uprising_Diella.png[/media]

Przyglądając się karcie Dartun rzekł - oznacza osobę pochwyconą w splot wydarzeń i sił znacznie większych od niej samych. Potęg, które kruszą maluczkich przypadkiem, gdy ścierają się ze sobą.
~ Zbyt trafne określenie sytuacji, jak na szarlatana ~ odezwał się “śpiący” dotąd Starzec.
~ Jakiej sytuacji? ~ zdziwiła się tancerka, przyglądając karcie. ~ To stwierdzenie nic nam nie daje… opisuje nam goblina, który nie wie, że przez swoją próżność straci życie… ~ Chaai wyraźnie nie spodobała się odpowiedź wróżącego, ale nie dała po sobie tego poznać.
- Tooo teraz drugie pytanie? - spytała słodko.
- Tooo jeszcze nie koniec - stwierdził nerwowo wieszcz i szybko przetasował karty, wsuwając wybraną przez bardkę w talię. Po czym zaczął wykładać kolejne kolorowe obrazki, aż znów trafił na tą z obrazkiem buntu i dodał. - Następna jest twoim celem.
“Czyli ta pierwsza kogo opisywała?” pomyślała skołowana tancerka, a mężczyzna pociągnął ze stosiku, pokazał i...
Kokatryca?


[media]http://i771.photobucket.com/albums/xx356/TiamatZ/CrimsonThrone4thEd/ThePeacock.jpg[/media]

- T-to paw. Osoba… wyróżniająca… się zabójczym pięknem. Moooże wódz… - Starał się nie zerkać w dekolt nachylonej bardki. - Może jego żona… może najlepszy wojownik. Szukajcie… wyjątkowego.
“Całe to wróżenie to o kant dupy potłuc…” Deewani była wyraźnie zdegustowana wynikiem przepowiedni, ale sama Chaaya wzięła kartę z pawiem przyglądając się jej z zaciekawieniem.
- Przynajmniej nie jest ukryty... - odparła, wzruszając ramionami, czemu towarzyszyło zabujanie się przedziałka między jej piersiami.
- Przynajmniej… a co do tego drugiego. - Dartun szybko przetasował i rozłożył karty przed sobą, zupełnie się w nie nie gapiąc. Gdy mówił, jego wzrok wędrował po biuście tawaif. - Z pewnością dostaniesz, jak zasugerujesz, by ci jakieś kupił.
- Ach tak… zapewne masz rację - odparła skwapliwie, krzyżując ręce na piersiach i wracając plecami na oparcie, popatrzyła na wróża. - Dartunie..? - spytała niepewnie, uśmiechając się łobuzersko.
- Tak? - zapytał, oddychając z ulgą gdy pomyślał, że sytuacja wróciła do normy. Złożył karty równo i z pietyzmem schował je z powrotem na miejsce.
- Kupisz mi majtki? - spytała, wybuchając nagle perlistym śmiechem.
- Jaaa? Eeee… - Wyraźnie zaskoczyła go tym pytaniem. Chrząknął lekko i po chwili milczenia rzekł. - Jeśli odzyskacie medalion i dostanę zapłatę to… tak. Mogę.
- Widzisz? - zwróciła się z wyraźną wyższością do Jarvisa. - To nie jest takie trudne… a już tydzień czekam - odparła zła na swego kochanka, że o nią nie dba. - W takim razie jesteśmy umówieni Dartunie… ty i ja i twoja wypłata - odparła uśmiechając się do niego pogodnie.
- Dobrze, dobrze… są tu w okolicy sklepy z kobiecymi fatałaszkami. Bielizną też… koronkową. - Wzruszył ramionami czarownik, a Dartun dodał załamany - z mej strony… pewnie coś taniego.
- Taki nieczuły i oschły… - Chaaya odwróciła się od czarownika z wyraźnym bólem w oczach, wstając z krzesła. - Idę się przewietrzyć… - dodała smutno, bez pożegnania wychodząc na schody przed dom wróża.


Przywoływacz podążył oczywiście za nią i od razu pochwycił w pasie od tyłu, przyciągając do siebie.
- No to chodźmy po te majteczki… - wymruczał jej do ucha, po czym muskając je językiem dodał - czy może wpierw sprawdzimy, czy jakieś masz na sobie?
- Sprawdź… sprawdź, kto wie co kryję pod spódnicą. - Zaśmiała się cicho, gładząc po obejmujących ją przedramionach. - Mam nadzieję, że nie zraniłam go zbyt mocno… - dodała trochę się martwiąc, że zbyt oschle potraktowała dawnego przyjaciela Jarvisa.
- Nie wyglądał na zranionego… sądząc po tym jak niekształtnie układały się jego spodnie - odparł czarownik, wodząc palcami po brzuchu dziewczyny, a ustami po jej szyi. - Jesteś pewna, że powinienem? Wystarczy mi tylko boczna uliczka, by spróbować.
- Pragnę cię… - wyszeptała strwożona własnymi myślami. - Nie postąpię nawet kroku, jeśli tego nie zrobisz… - odpowiedziała, zapierając się nogami o stopień na którym stała, by mocniej wtulić się plecami w pierś kochanka.
- Podwiń więc… od tyłu spódnicę, a ja postaram się nieco oswobodzić ze spodni - odszepnął jej cicho czarownik, rzeczywiście jedną ręką sięgając między nich, by rozpiąć sprzączkę pasa.
Chaaya przełknęła głośno ślinę, łapiąc palcami za materiał na swych biodrach, powolutku zbierając go, by odsłonić swoje nogi a następnie gładką i gołą pupę, z której zeszły już magiczne tatuaże. Jednocześnie starała się, by spódnica z przodu nie wyglądała podejrzanie i względnie dobrze zasłaniała to co działo się za nią.
Jarvisowi trochę zajęło uwalnianie się, jednak po chwili poczuła jego męskość… już dumną i twardą. Nieznacznie ocierającą się o jej tyłeczek. A po chwili… kochanek posiadł ją od tyłu, spokojnie i leniwie zdobywając bramę jej pupy.
Nie spieszył się i starał nie poruszać za szybko, wszak kochali się przy dość ruchliwym kanale. Trzymając Chaayę w pasie, poruszał biodrami dostarczając obojgu wyuzdanych rozkoszy.

Z początku bardka drżała, nie tylko od trawiącego ją nagłego pożądania, ale i także zwykłego strachu oraz lęku. Jednakże z każdym ruchem kochanka, trochę się rozluźniała i z boku mogła wyglądać na młódkę jakich wiele, wtuloną w swojego lubego… podziwiając z nim… ee widoki?
Zakochani nie zawsze zachowywali się racjonalnie i robili w pełni zrozumiałe rzeczy, także cóż… najwidoczniej mocno się kochali, skoro rozckliwiali się nad strukturą budowy budynków w tejże nie za bogatej dzielnicy.
Tawaif nic nie mówiła, opierając delikatnie głowę o ramię Jarvisa, wpatrując się w wodę przed sobą. Rozkoszowała się chwilą oraz bliskością, z przerażeniem stwierdzając, że pieszczota ta zaczyna jej nie wystarczać.
Umrao tak łatwo nie odchodziła, a teraz zregenerowana po małej przerwie, domagała się więcej i czarownik słyszał w swoich myślach głodne wołanie drapieżnej kotki, która tłukła się w jej wnętrzu, walcząc o wydostanie się na powierzchnię.
Sytuacja nie była komfortowa na gorętsze zabawy, bo choć nie było to żywe i ludne centrum miasta, to mijały ich gondole z pasażerami, a także ludzie idący dróżkami na około kanałów. Jarvis więc starał się, by nie wyglądali zbyt podejrzanie i jego ruchy między pośladkami dziewczyny, były nadal powolne, choć obecność wyraźna.
- Ja… umieram… - zawyrokowała nagle tancerka, wyraźnie udręczona, że wpadła w pułapkę swej własnej niecierpliwości. Mogła przynajmniej zaciągnąć go do zaułka, ale zachciało jej się buntować.
- Jestem gotowa porwać cie do Dartuna i wyrzucić biedaka za drzwi, a jeśli będzie protestować to go po prostu zabiję. Tak. Na pewno… zrobię to - odparła, napierając na czarownika i zatrzymując jego biodra.
- Mogę nas… uczynić niewidzialnymi… - Jarvis szepnął do jej ucha. - A poza tym… kobiety lekkich obyczajów… które nie są… nie mają właścicieli, oddają się bezwstydnie klientom na ulicy. Nałożę… ci mój kapelusz… na głowę. Ukryjesz się za iluzją. Zmienisz strój i wygląd… co ty na to?
Sam też drżał rozpalony i szukający nerwowo jakichś rozwiązań.
- Niewidzialność… - wyjęczała cichutko, ciągle wstydząc się tego co i gdzie robili. Iluzja wcale by jej nie pomogła… zresztą nie miała nawet pojęcia, jak wyglądały dziwki w La Rasquelle.
- Niewidzialność… na kilka minut - wyjaśnił i po kilku sekundach, znikł choć nadal czuła go za sobą i w sobie. Kolejny czar… i sama przestała istnieć, choć Jarvis nadal ją trzymał.
- Wypnij się i oprzyj… bym mógł mocniej… - usłyszała. - Może o palik do przywiązywania gondoli?
- Nie widać nas… ale słychać - wyszeptała, wyginając się w łuk. - Nie szalej więc, a ja i tak wytrzymam, choćbym stała jedną nogą na linie. - Dłonie tawaif, powędrowały po rękach czarownika, odnajdując jego ukryte za czarem biodra, na których pośladkach zacisnęła swoje palce, by dać mu po chwili cichego klapsa.
- Musimy szybko… czar nie trwa wiecznie. - Usłyszała w odpowiedzi i poczuła mocne pchnięcia i szturmy. Poruszały one rytmicznie całym jej ciałem i dobrze było, że nikt tego zobaczyć nie mógł, bo obecnie nie dało się ukryć tego co robili.
Jarvis zacisnął dłonie na jej brzuchu, by nie wyśliznęła się z objęć, biorąc ją coraz mocniej, szybciej i gwałtowniej… by jak najszybciej pomóc dotrzeć obojgu na szczyt. Tym bardziej, że jakaś gondola płynęła kanałem w ich kierunku.

Młoda para, kochankowie albo młode małżeństwo… zapewne płynęli po to, by poradzić się u potężnego wróżbity.
Chaaya podciągnęła z przodu suknię, by dłonią odnaleźć swój tętniący pożądaniem kwiat. Jeśli chciała zdążyć na czas, musiała sobie pomóc własnymi palcami, które w połączeniu z żądełkiem Jarvisa, doprowadziły ją na granice krzyku, który stlumiła przygryzając usta prawie do krwi.
Oboje grali w bardzo niebezpieczną grę, a jednak nie potrafili się wbrew rozsądkowi powstrzymać.
Tym bardziej, że niewidzialność działała jednostronnie. Bardka widziała wszak mijające ich łodzie i siedzące w nich osoby, nie zdające sobie sprawy jakim zabawom oddaje się na ich oczach.
Felerna łupinka zatrzymała się tuż przy nich. Młodzian pomógł dziewczynie wysiąść na brzeg i próbował przekonać ją do pójścia do wróżbity. Ta nie była do końca przekonana, więc zaczęli rozmawiać cicho, tuż obok kochającej się pary Smoczych Jeźdźców.
Metaliczny posmak krwi w ustach bardki był słodki niczym ambrozja, gdy fala przyjemności obezwładniła ją na chwilę w objęciach kochanka. Nie pisnęła nawet sylaby, ani przed, ani po. Swobodniej poddając się rytmowi ich ciał, obserwując młodą parkę z wyraźnym zaciekawieniem i rozbawieniem. Nie sądziła, że to mężczyzna będzie nalegał na miłosne porady u jakiejś wróżki. Miała ochotę krzyknąć do dziewczyny, by skąpała nieboraka w kanale za tak głupie zachowanie, ale wtedy ujawniłaby, że była tuż obok, że słyszała ich dyskusyjkę i że właśnie kochała się od tyłu na środku schodów i “oczach” dziesiątek ludzi.
Naparła mocniej pośladkami na biodra Jarvisa, by poczuć go w sobie dosadniej i boleśniej, zaciskając dłonie na własnych piersiach. Zaczynała w pewien perwersyjny sposób celebrować chwilę w jakiej się znalazła. Wychodząc naprzeciw rytmowi czarownika, ścierając się z nim i walcząc o dominację, aż oddał się jej z chybotliwym drżeniem.
Przydałoby się wygodne łóżko na którym mogliby odpocząć i pośmiać się z tego co zrobili pod nieuwagę innych. Nie byli jednak w swoim pokoju… a czas nieustawicznie tykał i naglił.
~ Chodźmy po tą bieliznę i ukryjmy się przed światem raz jeszcze… tym razem na dłużej. O wiele, wiele dłużej…
~ I to… szybko… bo iluzja… nie potrwa długo ~ jęknął w odpowiedzi czarownik, przekuwając swą obawę na nerwowe ruchy biodrami, aż do gwałtownego końca.

Dziewczyna pogłaskała go po dłoni, choć najchętniej po prostu by go pocałowała. Niestety nie wiedziała gdzie aktualnie jego twarz się znajdowała.
~ Nie śpiesz się… zasłonie cię ~ odparła bohatersko.
~ Pojawimy się obok nich… w dwuznacznej pozie ~ mruknął telepatycznie, mocniej zaciskając dłonie na jej niewidzialnym ciele. Miał rację bo młodzian i dziewczyna kłócili się cicho tuż obok nich. Chłopak chciał ją przekonać do małżeństwa, co nie było łatwe, bo jego wybranka bardziej niż ich miłość, ceniła luksusy i gotowa była wybrać lepszego konkurenta do swej rączki. Wróżbita miał ją przekonać, że z obecnym kochankiem będzie szczęśliwa i żyć będzie w dostatku.
Chaaya zdawała sobie sprawę z ryzyka, wszak miała ich tuż przed nosem. Wzruszyła jednak ramionami, nie do końca się przejmując, co sobie oboje o nich pomyślą. Przypomniała sobie jednak, że Jarvis jej nie widzi.
~ Może to i lepiej? ~ napomknęła, puszczając poły szaty. Jej oddech prawie powrócił do normy, choć zapewne oczy wciąż były roziskrzone, a policzki zaróżowione.
Nagły wrzask nieznajomej, a potem plusk uświadomił tawaif, że niewidzialność już ich nie chroni. Pojawili się bowiem tuż obok nich, wywołując przerażenie u obojga kochanków. Stojąca na brzegu kanału kobieta zrobiła krok w tył i… wpadła do wody. A osłupiały młodzieniec nie wiedział co właściwie zrobić w tak absurdalnej sytuacji.
- Dzień dobry. - Tancerka uśmiechnęła się dziewczęco do podrostka, masując się po brzuchu i dłoni maga. - Wybaczcie, że przeszkadzamy… - odparła słodko, spoglądając w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu stała dziewczyna.
Zagadując młodzika dawała czas czarownikowi, by poprawił sobie spodnie za jej niewzruszoną postawą. - Tak się składa, że w sumie to trochę podsłuchaliśmy waszej dyskusji… nie chce wyjść na wścibską przekupkę, ale złociutki… jesteś za miękki i za dobry na tą zimną sukę co się właśnie topi w kanale… Nie poddawaj się jednak. - Puściła do niego oczko, odwracając się do kompana. - Idziemy?
- Idziemy - stwierdził przywoływacz, podczas gdy młodzian rzucił się do kanału ratować wrzeszczącą gniewnie ukochaną.
A gdy się oddalili odrobinkę, objął bardkę w pasie, dodając. - To jaką to chcesz tą bieliznę. Jakie majteczki by ci odpowiadały?
- Nie przypadły ci do gustu poprzednie… więc kwestię wyboru pozostawiam tobie… i mam nadzieję, że nie zedrzesz ich po jednym dniu noszenia - mruknęła ukontentowana, oglądając się za siebie. Żałowała, że nie było przy niej Nveryiotha… obstawiliby kto kogo i po ilu dniach by rzucił, oraz pod jakim pretekstem. Żal jej było też mieszczanki, wyszczekanej i całkiem dobrze kalkulującej, bo szczerze mówiąc, wolałaby, żeby to chłopak zamiast niej wylądował w wodzie. Był słaby… nie ważne czy z powodu miłości, czy charakteru. Nie lubiła go przez to.
- Nie daję żadnych gwarancji - odparł zadziornym tonem czarownik, tuląc zaborczo bardkę, która… ze zdziwieniem zauważyła, że dość szybko zaakceptowała ten tutejszy zwyczaj.


Dotarli do olbrzymiego szyldu pod którym to ukrywały się niepozorne drzwiczki.
“Koronkowe skarby madame Cuiture: szybko, dyskretnie i z fasonem” głosił slogan nad wejściem.
Chaaya przyglądała się napisowi, bawiąc się jezykiem na ustach i najwyraźniej gryząc z myślami.
- Emm… to na pewno sklep z bielizną? - spytała niepewnie, bo o ile fason jeszcze rozumiała, dyskrecję trochę mniej, ale wiadomo, że nie każdy czuł się pewnie w tego typu przybytkach, tak “szybkość” w jakiś dziwny sposób implikowała w jej myślach dość dziwne skojarzenia, których nie umiała ubrać w słowa.
- Między innymi… - stwierdził enigmatycznie czarownik i uśmiechnął się delikatnie. - Są jeszcze inne usługi jakie dostarcza przybytek madame Cuiture, ale nie miałem… ochoty pytać jakie. Przypuszczam, że związane ze sprzątaniem.
- A-chaaa… - odparła z dwuznacznym uniesieniem brwi, po czym pchnęła dłońmi oddrzwia. ~ Zapewne z praniem brudnej bielizny… ~ sarknęła telepatycznie, wchodząc do środka.
~ Raczej ze sprzątaniem niewygodnych osób ~ odparł Jarvis z przekąsem. ~ Nie martw się. To dość dobry sklepik, mają spory wybór i wszystko najlepszej jakości.
I tu miał rację. Gorseciki, majteczki, pończoszki i rękawiczki. Wszystko zwiewne, wszystko delikatne, wszystko koronkowe. Kapelusze zdobione wstążeczkami, koszule, buty…
Aż dziw, że sama madae Cuiture miała na sobie tak mało koronek. Bo tylko na mankietach koszuli. Z drugiej strony… Chaaya nie wiedziała jaką bieliznę ma pod ubraniem. A... i jej pończoch nie widziała.
- W czym mogę pomóc szanownym klientom? - spytała z uśmiechem.
- Ja tu tylko dla towarzystwa… - odparła zblazowana tancerka, klepiąc maga w plecy, po czym oddaliła się pooglądać sobie rzeczy na wystawie.
~ Hej... przecież to majtki na twoją pupę ~ rzekł zdradziecko pozostawiony partner bardki.
~ Mam cię trzymać za rączkę, jak będziesz je wybierać? Czy może chcesz najpierw popatrzeć jak przymierzam? ~ Zaśmiała się zadziornie, pochylając nad ułożonymi rękawiczkami.
~ Jeśli myślisz… że nie będziesz ich przymierzać na moich oczach... ~ zagroził żartobliwie mężczyzna. ~ To się mylisz.
~ Czekam więc ~ rzuciła przelotem wyzwanie, ruszając szlakiem wyszywanych biustonoszy.
Przez kilka minut samotnie wędrowała pomiędzy kolejnymi regałami, aż dotarła do wykonanych z koronki wstążek wzmacnianych skórą. Z początku nie wiedziała do czego one niby służą, a potem… na gipsowym modelu miała ukazane, iż wykorzystywano je do krępowania podczas miłosnych zabaw, do wiązania na szyi dla ozdoby i do duszenia jako elegancka wersja garoty. Było też szereg różnych innych celów w zależności od długości owego specjaliku.
Gdy tak się temu przyglądała Jarvis przyszedł do niej i pokazała swój wybór.


[media]http://i683.photobucket.com/albums/vv197/abishai_str/Road%20to%20secret%20identity/vbtyy00_zpscedvscm4.jpg [/media]

- Podobają się? - zapytał.
- Tobie się mają podobać… - Dziewczyna przyjrzała się delikatnemu materiałowi. - One są raczej do ozdoby prawda? - Zachichotała pod nosem, biorąc majteczki do rąk i przykładając je bez ceregieli do bioder. - Takie malutkie i delikatne… może ich nie zniszczę zakładając.
- Cóż… ty i bez tego mi się podobasz. Więc myślę, że twoje zdanie też tu się liczy - rzekł z uśmiechem Jarvis, wodząc spojrzeniem po bardce.
- Hmm… czarny to u nas kolor radości, więc często kobiety ubierają go na święta rodzinne, ale… nie wiem czy tego rodzaju ubiór będz ładnie wyglądać na mojej ciemnej skórze… są zdecydowanie zrobione pod jaśniejszą karnację, by odcinać się na bieli… - mruknęła w zamysleniu, spuszczając lekko wzrok na podłogę.
- Kolor to kwestia jednego lub dwóch zaklęć. Jaki by ci pasował? - zapytał rozkojarzony, przyglądając się reakcji partnerki.
Ta wzruszyła ramionami, oddając mu bieliznę.
- Nie wiem… najwyżej przetestujemy kilka wariacji - dodała weselej.
- Zdajesz sobie sprawę, że każdy kolor będzie mi się podobał… na tobie? - wymruczał czarownik z łobuzerskim uśmiechem.
Odwzajemniła uśmiech, wyraźnie pocieszona jego słowami.
- W takim razie, czeka mnie wiele przymierzania, bo po każdej prezentacji będę chciała nagrodę.
- Zacznijmy… więc przymierzanie. - Czarownik wskazał wolną, drewnianą kabinę, która to była odseparowana od reszty pomieszczenia kotarą.
Dziewczyna nigdy nie miała styczności z tego typu sklepami jak i samymi przymierzalniami. Podeszła więc do maluśkiego pokoiku z pewną dozą ostrożności i ciekawości, zaglądając niepewnie do środka, by dostrzec trzy lustra, robiące tu za ściany. Po chwili weszła do środka, niknąc za kotarą.
~ Trochę tu ciasno… ~ stwierdziła, opierając się plecami o chłodną taflę szkła. ~ Wchodzisz za mną czy czekasz?
~ Dobrze wychowany mężczyzna nie powinien wchodzić. Na szczęście… ja nie jestem dobrze wychowany. No i mam owe majteczki. ~ Mag przecisnął się za nią do środka, zaciągając kotarę. - Coś jeszcze spodobało ci się tutaj? Bo tak chodziłaś po sklepiku...
- Tak… to znaczy, bardziej zaintrygowały… takie coś na szyję… ze skóry - wytłumaczyła z niespotykaną nieśmiałością, ale nie wynikała ona z przyzwoitości, czy niewinności jej umysłu.
Zabrała się za zdejmowanie sukni, by nie bawić się w podtrzymywanie długiej spódnicy. - Niektóre wyglądały… fajnie - dodała ze śmiechem, pochylając się i wypinając pupę w kierunku Jarvisa, niemal wypychając go na zewnątrz. Robiła to specjalnie… tak samo, jak wyjątkowo długie zakładanie majtek.
- Możemy... jakieś kupić. To nie magiczne skarby by kosztowały krocie. - W lustrze widziała odbicie kochanka, oraz jego spojrzenie wędrujące po jej ciele... Chęć mężczyzny, by pochwycić ją i posiąść od razu. Zaciskał dłonie, próbując się hamować przy tak sporej pokusie.
Chaaya wyprostowała się, prezentując to co dla niej wybrał najpierw z tyłu, a następnie, odwróciwszy się, z przodu. Mógł ją widzieć w lustrze… ale ona chciała by jej dotknął. Wziąwszy jego rękę, wsunęła ją sobie za koronkę, pytając - I jak? Ładne?
- Myliłaś się… na tobie też dobrze się prezentują. Nie masz, aż tak ciemnej cery. - Czarownik powoli przesuwał po jej łonie palcami, muskając wrażliwe obszary. - Wyglądasz kusząco.
Kobieta zamknęła oczy, stając na palcach, by pocałować ulubionego. - Cieszę się… - wyszeptała, obejmując go delikatnie za szyję i przysuwając bliżej. ~ Zabierz mnie stąd szybko ~ poprosiła w myślach, ponownie muskając jego wargi swoimi.
~ Najbliższa karczma? Zaułek? ~ Jego palce sięgnęły do kobiecości, muskając ją zaczepnie. ~ Ubierz się… zapłacę za majtki i za tasiemkę i wymkniemy się od razu.
~ Są po lewo… drugi regał. Ale zanim je wybierzesz… gdy staniesz naprzeciw nich, odwróć się i powiedz, co sądzisz o tym… co zobaczysz. ~ Skupiając się na tym by nie dać się ponieść, wypchnęła delikatnie mężczyznę z przebieralni.
Starała się opanować oddech i trochę ochłonąć, zanim wyjdzie na widok publiczny.

Czekając na ewentualną reakcję i odpowiedź przywoływacza, obejrzała się w odbiciach, gładząc po pośladku ukrytym za delikatną tkaniną.
W międzyczasie usłyszała głośne kroki maga, zapewne podążającego we wskazanym kierunku jaki mu zaleciła. Chaaya zaś w odbiciach w lustrze widziała siebie… rozpaloną pożądaniem i wydarzeniami jakie prowokowała. Gdzie były hamulce narzucane jej przez społeczeństwo w jakim się wychowała lub też przez kij jej babki? Ta dziewczyna, która spoglądała w lustro nie dbała o nie najwyraźniej. Uśmiechała się niczym Umrao.
Bardka przez chwilę mierzyła samą siebie wyzywającym spojrzeniem, ale odbicie pozostało niezmącone. Żadna z dziewcząt nie ośmieliła się wkroczyć na drogę rozpalonej rozpustnicy.
Zabrała się więc za powolne i staranne ubieranie, gdy tymczasem Jarvis stanął przed wyznaczoną półką, a gdy się odwrócił, zobaczył gablotkę wyłożoną poduszkami na których spoczywała bielizna. Dość nietypowa, jak zresztą wszystko w tej części sklepu.
~ To… dużo ułatwia. ~ Tawaif usłyszała telepatyczny przekaz. Sądząc po pożądliwym tonie w jego głosie, wybór go mocno zaintrygował…

Tancerka wyszła z przebieralni z poważną miną, choć lekkimi rumieńcami.
~ Jak ci się podobają, możemy je przetestować ~ zaproponowała, przechadzając się w przeciwległym rzędzie do kochanka. Ręce trzymała za sobą, a w dłoniach czarne majtki. Przez chwilę udawała, że podziwia szeroką paletę dusików, dyskretnie odkładając parę bielizny tak, by mag mógł po nią sięgnąć.
~ Oczywiście, że je przetestujemy… jeśli odważysz się i pozwolisz mi je sobie założyć. ~ Wybrał z uśmiechem najładniejsze z nich. ~ W pobliskiej alejce.
~ Czy to wyzwanie? ~ spytała rozbawiona, oglądając się za siebie. ~ Z chęcią je podejmę…
~ Wybierz tasiemkę i zakończymy zakupy ~ odparł nagląco Jarvis, składając razem obie pary majteczek.
~ Fioletowa jest ciekawa i taka inna niż większość tutaj. Weź ją i możesz płacić ~ odparła niewzruszenie, wracając do podziwiania falbanek przed sobą.
Zebrawszy wszystkie fragmenty garderoby, czarownik udał się do sprzedawczyni i szybko sfinalizował zakup. Jak się okazało w takich miejscach targowanie nie jest było mile widziane, a ceny… choć wysokie, są odpowiednie do jakości i piękna wyrobów.
Uśmiechając się do tancerki, podszedł do wyjścia i rzekł. - Chodź moja słodka. Wychodzimy.
Chaay dość szybko pojawiła się u boku mężczyzny, zupełnie jakby przez ten krótki czas zdążyła poznać wszystkie tajne przejścia między wystawami. Uśmiechnęła się, wychodząc przez drzwi nie skupiając się zanadto na sprzedającej.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 09-06-2017 o 12:37.
sunellica jest offline  
Stary 12-06-2017, 10:09   #59
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Wyszli na zewnątrz i czarownik rozejrzał się za miejscem w którym to bardka mogła podjąć wyzwanie. Jego spojrzenie skupiło się na niedużym, acz zrujnowanym budynku, znajdującym się nieco na lewo od nich. Najwyraźniej nikt tam już nie mieszkał, ale co najważniejsze… mało kto kręcił się pod murami tej zapomnianej budowli.
- A wampiry? - Chaaya podążyła za spojrzeniem towarzysza, szybko orientując się jak i gdzie planował ich ulokować. - Nie mam przy sobie broni… - przypomniała trochę zmartwiona. Niby powinna przewidzieć, że skoro wychodzi na zewnątrz, winna się przygotować na wszelkie spotkania z tutejszymi mieszkańcami, ale… cóż. Nie zrobiła tego.
- Wampiry nie polują za dnia, a choć dzięki wiecznym chmurom mogą wychodzić na zewnątrz ze swoich kryjówek, to nie czynią tego bez powodu. Czasami w chmurach zdarzają się prześwity - wyjaśnił z uśmiechem Jeździec, dodając - poza tym, to tylko po to, by zmienić bieliznę, potem… poszukamy bardziej odpowiedniego miejsca na zabawy.
- Powiedzmy, że mnie przekonałeś… ale i tak idziesz pierwszy. Jak wczoraj. - Ustawiła się za jego plecami, dotykając go nosem między łopatkami. - No… już. Ruszaj.
- Dobrze, dobrze… - odparł polubownie. - Będę twoim rycerzem i obrońcą. To urocza rola.

Ruszył przodem dumny niczym paw, kierując się pod cień na wpół rozwalonej ściany upiornie odcinającej się od szarego chmurnego nieba. A gdy dotarli... Jarvis się rozejrzał odpowiadając - jest bezpiecznie… wampirów nie ma, ale miejscowi mogą się pojawić.
- Hmm… miejscowi, może nie będą specjalnie zaglądać za ścianę… - mruknęła pod nosem kobieta, ciągnąc za sobą wybranka. Gdy znaleźli się po drugiej stronie z jako taką namiastką prywatności, oparła się plecami o mur, spoglądając na swoją dłoń, na której palcu spoczywał złoty pierścień z opalem. Misterna robota, oraz wielkość kamienia, świadczyła o tym, że z pewnością był drogi i magiczny.
Bardka, ściągnęła go ostrożnie, przyglądając mu się, po czym upuściła go mężczyźnie pod nogi.
- Ups… - szepnęła, unosząc spojrzenie na wysokość ust kompana. - Jarvisie… czy mógłbyś go dla mnie podnieść? - spytała, przełykając ostrożnie ślinę.
- Oczywiście… - westchnął teatralnie czarownik, rzeczywiście kucając, by ów klejnocik podnieść i podać go bardce. Wiedział, że to część jej planu, ale zgodził się grać w jej przedstawieniu rolę, którą mu wyznaczyła.
Tancerka pogłaskała go czule po policzku, przygryzając kokieteryjnie dolną wargę. Nadstawiła dłoń, by włożył pierścionek na swoje dawne miejsce. Co też Jarvis uczynił nie wstając z kucek. Uśmiechał się przy tym łobuzersko.
- Pfi… taki zakurzony? - Tawaif wytarła oczko o ramię kochanka, po czym wzięła go pod brodę, kręcąc jego głową na boki. - Czekasz na zaproszenie? Czy może mam ci usiąść na twarzy?
Mag chwycił za rąbki jej spódnicy i bezczelnie podniósł ją do góry odsłaniając całe nogi i podbrzusze Chaai.
- Mogłabyś potrzymać ją za mnie… ułatwiłabyś mi zadanie - mruknął zadziornie spod “kotary”.
- A czy ty… ułatwiasz mi zadanie gdy przed tobą klęcze? - odparła butnie, łapiąc za podwinięty materiał z wyraźnym niezadowoleniem.
- Mam opuszczone spodnie… - przypomniał Jeździec, sięgając językiem do jej wrażliwego punkcika i pocierając go leniwie samym czubkiem. - A teraz dylemat… czy przeciągać sytuację drocząc się z twoim apetytem, czy może od razu zabrać się do mocniejszych igraszek.
- Oj nie prowokuj mnie lepiej… - wycedziła przez zęby bardka, oblizując spierzchnięte wargi i oddychając coraz ciężej, przytuliła do piersi trzymaną kurczowo spódnicę. Wyglądało na to, że nawet ta krótka rozmowa była dla niej wyraźną udręką.
Język mężczyzny sięgnął więc do jądra rozkoszy i tancerka poczuła jego wijącą się zwinnie obecność w sobie. Dłonie zaborczo zacisnął na jej pośladkach, starając się, by czuła każdy jego ruch całym ciałem… jak rezonuje przez każdy nerw.
Drobna sylwetka kobiety, skuliła się, drżąc delikatnie, gdy usta mężczyzny wpiły się w jej wargi. Dobrze, że opierała się o ścianę, inaczej długo by nie ustała od dostarczanych jej zmysłom wrażeń.
Kneblując się spódnicą, wplotła wolną dłoń we włosy czarownika, zrzucając mu kapelusz na spękaną posadzkę.
Jarvis wiedział, że ta zabawa nie potrwa długo, miała słabość do niego i jego niecnych sztuczek.
I czarownik delektował się jej słabością, jak i smakiem… ofiarnie wodząc językiem po wrażliwych obszarach jej intymnego zakątka. Byleby tylko poczuła mocno jego efekty.
W pewnym momencie, jej ciało napięło się charakterystycznie, ale bardka pociągnęła kochanka za włosy, odsuwając od siebie.
- ... do mnie… dasz… radę? - wyjęczała, a spódnica poleciała mu na głowę, gdy nie zdążyła jej złapać ręką.
- Dam... radę… - Czarownik zabrał się za uwalniania swej włóczni przeznaczenia... przeznaczonej właśnie dla ciepłego i wilgotnego kwiatu bardki.
Chaaya doszła momentalnie, gdy tylko Jarvis w nią wszedł. Jej szybki oddech odbijał się od jego szyi, gdy składała na niej drobne pocałunki, szepcząc coś niezrozumiale.
Jemu samemu potrzeba było nieco więcej czasu i doznań. Gwałtownie zdobywał ciało kochanki, przy okazji brudząc nieco jej ubranie, gdy była przyciśnięta przez niego do ściany, równie zachłannie całującego jej szyję i płatek uszny.
Wczesawszy obie dłonie w jego ciemne włosy, Chaaya ściągnęła je do tyłu, delikatnie masując skórę głowy paznokciami i opuszkami. Jej usta prawie w ogóle nie odrywały się od szyi ukochanego, dochodząc czasem do nasady ucha, za którym pozostawiła mokry ślad po języku.
Prawa noga podciągnęła się po murku, by mag mógł w pełni korzystać z jej ciała, aż do samego końca.

- Mógłbym… nie wychodzi… iić… z łóżka… z twego… powodu… - wymruczał Jarvis pomiędzy kolejnymi pocałunkami i ruchami bioder, gdy wili się niczym jeden organizm. W końcu jednak oddał hołd kunsztowi swej kochanki z cichym jękiem i wyraźnym drżeniem ciała.
- Ale musimy… Staruszek się niecierpliwi - szepnęła mu do ucha, gładząc go po spoconym czole. - Ale potem… nie musimy.
- Wiem, wiem… - Czarownik cmoknął czubek jej nosa. - Majteczki... czarne czy białe?
- Umawialiśmy się na białe… - odparła, wypuszczając go z objęć. - Jak wyzwanie, to wyzwanie…
- Podnieś więc spódnicę i unieś nogę… - stwierdził mag, odsuwając się od dziewczyny. - Żeby łatwo mi było je założyć na ciebie.
Usłuchała go z uśmiechem na ustach, zbyt zmęczona by się z nim drażnić, a może… po prostu bestyjka się najadła i schowała na razie pazurki?
- Jakie przedmioty przyniosłeś? Te… z rana? - spytała zaciekawiona, przyglądając się pochylającemu się mężczyźnie.
- Właściwie to różne. Jakiś płaszcz, pas, eliksiry… nie miałem okazji przyjrzeć im się dokładnie. Wiem tylko, że są magiczne. Większość jest. - Powoli i z pietyzmem nakładał na jej nogę bieliznę przesuwając ją w górę, aż dotarł do celu. - Druga noga.
Chaaya odstawiła jedną nogę i ostrożnie podniosła drugą, opierając się o ramię czarownika. Robiła to jednak tylko po to, by móc zahaczyć opuszkami o jego policzek, w drobnym geście czułości.
- Chyba powinnam poczytać kilka ksiąg z magicznymi inkantacjami… zaklęcie identyfikacji by się nam przydało…
- To prawda… zwój też można by kupić, albo różdżkę… - Zamyślił się Jarvis, delikatnie przesuwając bieliznę po skórze dziewczyny i nakładając majteczki na jej ciało wyjątkowo… długo. Jakby delektował się widokami. Czyli samą tawaif.
- Lepiej różdżkę zwój szybko się wyczerpie… a jutro lub pojutrze... też możemy coś znaleźć - odparła, odrywając się biodrami od ściany, by łatwiej mu było naciągnąć majtki na pupę.
- Też tak myślę. - Uśmiechnął się czarownik, nasuwając je na miejsce i cmokając czule podbrzusze dziewczyny. - Nie miałem jeszcze okazji przyjrzenia się zagarniętym przedmiotom. Trochę się spieszyłem, ale wątpię by któryś z nich był przeklęty.
Łańcuszek z perełek, połaskotał bardkę przyprawiając o motyle w brzuchu. Ścisnęła trochę uda, ale to tylko “pogorszyło” odczuwaną przyjemność. Zaprawdę nosiła na sobie prawdziwą broń obosieczną.
Odchrząknęła na uspokojenie się. - To może… pójdziemy teraz kupić różdżkę, może coś zjemy i wrócimy do siebie?
- Zgoda… ruszajmy - stwierdził poprawiając garderobę i uśmiechnął się czule.
- Chodźmy… - mruknęła cicho, wyciągając do niego rękę.


Sklepik z magicznymi przedmiotami i substancjami był uroczym siedliskiem czystego chaosu.


[media]http://i683.photobucket.com/albums/vv197/abishai_str/Road%20to%20secret%20identity/vbn9000%20_34_zpsda0zacil.jpg[/media]

Zagraconym i pełnym przedmiotów, które leżały w czysto przypadkowych miejscach i czysto przypadkowej kompozycji. Najwyraźniej właściciel nie dbał o to, czy klienci łatwo znajdą to czego poszukują. Niemniej miało to swoje unikatowe piękno.
Tutejszy magiczny rzemieślnik, uzbrojony w broń palną jak Jarvis. Widać to taka tutejsza moda. Zajęty był właśnie zapisywaniem czegoś z użyciem kolorowych atramentów, gdy Chaaya z czarownikiem, przestąpili próg jego przybytku.
Bardce od wejścia roziskrzyły się oczy, bo jak każda kobieta (bardziej lub mniej) lubiła świecidełka i wszelkiego rodzaju fikuśne precjoza, a sklepik ten był ich pełen.
Książki, zwoje, broszki, lunety, mapy, sprzączki od pasa, okulary, gogle, piórka, koraliki, kamyczki, szkiełka, wazoniki, pudełka, mikstury i proszki, różdżki, wisiorki, świeczki, kadzidła, nawet guziki zdołała wypatrzeć na pobliskiej gablotce.
Zadrżała z podniecenia, mocniej ściskając rękę maga. Przyszli tu w poszukiwaniu konkretnego celu, nie mogła więc ponieść się emocjom.
Ale… ale ta wodna fajka z czerwonego szkła, aż się do niej uśmiechała… a ta figurka jeżyka z jabłkiem na kolcach wykuta z pokaźnego agatu, błyszczała jakby specjalnie pod jej spojrzenie. Złota luneta podwieszona w drewnianym, otwartym futerale, aż prosiła, by tawaif wzięła ją do ręki. NAWET DYWAN. Zrolowany i oparty pod ścianą, kusił kolorowymi splotami.
“Chcę ten sklep. Cały..!” zawołała jedna z masek, a sama tancerka obejrzała się zachowawczo na sprzedawcę. “A niech stracę… kupca też biore!”
“Tak! Tak, chcemy wszystko!” zaskandowały dziewczęta, rwąc się do przejęcia kontroli nad ciałem i udania się w miejsce, które sobie wypatrzyły.
“Ja się stąd nie ruszam.” Umrao była nieugięta, trwając przy kochanku z mocno splecionymi palcami z jego dłonią.

- Witam w moim skromnym przybytku. Szukacie czegoś konkretnego, czy może czegoś pięknego do wywoływania zazdrości. Tak czy siak... czegokolwiek szukacie. JA TO MAM - rzekł na powitanie sprzedawca z emfazą podkreślając ostatnie słowa.
- Słonia w karafce też masz? - spytała zaciekawiona bardka, spoglądając uważniej na nieznajomego za kontuarem.
- Mogę mieć… - odparł z bezczelnym uśmiechem sprzedawca.
- To zamawiam od razu dwa - skwitowała słodko dziewczyna. - W między czasie szukamy różdżki identyfikacji.
- Jakiejś konkretnej różdżki? Mahoń? Kość słoniowa? Drzewo różane? Perły? Krwawniki? - zaczął wymieniać, a Jarvis wtrącił przerywając mu - raczej bez zdobień i metalowa… jeśli można.
- Rzeźbiona. Najlepiej w lotosy. - Chaaya spojrzała z psotliwym uśmieszkiem na czarownika, po czym jak gdyby nigdy nic, rozejrzała się ponownie po sklepiku.
- Emaliowana na różowo - rzekł z wesołym uśmieszkiem sklepikarz, podchodząc do niedużej skrzyneczki i wyjmując z niej pręcik rzeźbiony w kwiaty przypominające lotosy z uchwytem w postaci dwóch splecionych węży.
- Idealna - wymruczała ukontentowana tancerka.
- I kosztuje dziewięćset złotych monet - stwierdził z uśmiechem sprzedawca.
- I ostatnio nagle podrożała, co? - zapytał ironicznym tonem przywoływacz.
- Czaruś z ciebie - mruknęła tawaif, unosząc sugestywnie brwi. - Pytanie tylko… na kogo twój urok miałby zadziałać.
- Zacznijmy od siedmiuset? - zaproponował Jarvis sprzedawcy, na co ten zareagował oburzeniem. - To… straszne, jak nie cenicie sztuki.
- Twojej? Czy tego, którego przedmiot trzymasz w ręku? - spytała jak paser pasera. Nie miała nic do stracenia, bo sklepów było w La Rasquelle dużo.
- Eeeem… noooo… siedemset niech będzie - stwierdził w końcu sprzedawca po usłyszeniu słów brązowowłosej.
~ Szkoda… wielka szkoda. ~ Kobieta była zawiedziona, że mężczyzna tak szybko się poddał. Nie sądziła nawet, że jej słowa w jakikolwiek sposób na niego zadziałają, a tu prosze. Czyżby przez pustynne wychowanie przesadziła w negocjacjach?
- Ale działa? - zapytał czarownik przyglądając się owej różdżce. Na nim też szybka rezygnacja sprzedawcy zrobiła niepokojące wrażenie.
- O tak… działa z pewnością. - Uśmiechnął się w odpowiedzi mężczyzna. - Nie sprzedaję wadliwych czy obciążonych produktów jak niektórzy.
- To ciekawe, że o tym wspomniałeś… - odparła Chaaya, nie spuszczając czujnego spojrzenia z kupca. - Zechcesz nam pokazać jeszcze trzy różdżki? Jedną drewnianą, drugą z krwawnikiem, trzecią inkrustowaną…
- Już się robi… - mężczyzna szybko wyciągnął kolejne, układając je w rządku przed klientami. Uśmiechał się wesoło z nadzieją na zarobek.
- Wszystkie są identyfikacji prawda? Ile kosztują? - spytała, nie odrywając od niego orzechowych oczu.
- Od ośmiuset do tysiąca. Nie tylko są użyteczne… ale i ładnie wykonane. - Sprzedawca wyraźnie starał się przekonać ich do zakupu. - W końcu nie są wieczne. Wyczerpują się po jakimś czasie.
~ Różowa, metalowa... po negocjacjach jest tańsza od drewnianej? ~ bardka nie mogła wyjść z podziwu nad dziwnością sytuacji.
- I… wszystkie działają. Czy wiesz może ile mają ładunków? - zwróciła się do kupca, łagodnym i lekko zblazowanym tonem głosu, starając się wydawać mądrzejszą niźli była.
- Oczywiście, że działają. I mają około pięćdziesiąt ładunków. Ta ma wszystkie. - Wskazał na tę z krwawnikami. - Sam ją robiłem.
Chaaya westchnęła ciężko, biorąc do ręki różdżkę z kamyczkami.
- Mogę? Ach... dziękuję… - przyjrzała się przedmiotowi z niejaką rezygnacją, wszak przedmiot nie był różowy, świecący się i z kwiatkami…
~ Wydaje się być… w porządku ~ zagaiła telepatycznie Jarvisa.
~ Wszystkie takie się wydają ~ odparł czarownik zamyślony.
~ Mówiłam o nim… ~ powstrzymała się od uśmiechu, odkładając pręcik.
- Dziobasku… potrzebujemy jednej - zwróciła się do swojego kompana, odwracając do niego twarzą. - Trudny wybór, zajmij się tym, ja się zmęczyłam - odparła, zadzierając główkę i dała nogę w głąb pomieszczenia, by nacieszyć oczy, przy okazji podglądając kupca, gdy skupi się na Jarvisie.
- Weźmiemy tą z lotosami. Ufam, że zawiera co najmniej czterdzieści ładunków - mruknął czarownik ponuro, ukrywając w tonie głosu swą groźbę. Ten jednak niezrażony podejrzliwością klienta rzekł. - Z czterdzieści parę… tego jestem pewien.
~ Najwyżej jak nas okłamie… to ja mu zrobię nalot na mieszkanie i pożar akurat będzie jego najmniejszym problemem ~ dodała słodko, bawiąc się jakimiś dziwnymi bibelotami, które zapewne “coś” potrafiły.
~ Coś jeszcze kupujemy? ~ zapytał czarownik zerkając niespokojnie na Chaayę, jakby bał się spytać co takiego planowałaby wobec nieuczciwego sprzedawcy.
~ Z mojej strony to wszystko… ~ odparła ku wyraźnemu niezadowoleniu reszty panien. ~ Jesteś głodny?
~ Możemy coś zjeść ~ zgodził się z nią mag, jednocześnie wyciągając sakiewkę i odliczając odpowiednią ilość złota potrzebnego na zakup. ~ Nie jestem specjalnie wybredny w tej materii, więc lepiej ty wybierz na co mamy ochotę.
~ O mój drogi… żadna tawerna nie serwuje tego, na co mam teraz ochotę ~ wymruczała łobuzersko, przymierzając dziwne gogle przed wielkim lustrem, obserwując w odbiciu swojego kochanka.
~ To chodźmy zaspokoić twój apetyt ~ stwierdził, podchodząc z różdżką do bardki. - Wracamy do naszego pokoiku?
- Ach, tak… możemy! - Dziewczyna zdjęła przyciemniane szkiełka i odwiesiła je na ramie, po czym odwracając się do Jarvisa, wzięła od niego zakupiony przedmiot i zatknęła sobie dumnie za pas u sukienki.
- Do widzenia czarusiu! - rzuciła na odchodnym do sprzedającego z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Do zobaczenia. Afrodyzjaki i przedłużacze też sprzedaję - rzekł na pożegnanie sprzedawca.
~ Nam raczej nie potrzeba… ~ dodała z przekąsem, spoglądając z lubością na mężczyznę u swego boku.


Wyszli na zewnątrz i czarownik zostawił Chaayę na kilka sekund, by przywołać gondolę. Gdy ta się zjawiła wsiadł pierwszy, by pomóc jej wsiąść. I by móc ją objąć i przytulić już w samej łodzi.
Tawaif usiadła na ławeczce zastygając na chwilę, gdy białe majteczki wpiły się w nią perełkami. Spięła mimowolnie uda, a to dodatkowo pogorszyło sytuację.
Przymknęła oczy, przygryzając usta i oddychając jak podczas medytacji, by po jakimś czasie się rozluźnić.
Nie była w stanie określić, czy bardziej nienawidzi, czy gratuluje sobie pomysłu zakupu owej bielizny.
- Jeśli… jeśli rano mamy iść na misję poszukiwawczą to… czy Neron i Godiva zdążą pójść do pracy, czy muszą wziąć sobie wolne? - rozpoczęła rozmowę dla odciążenia swoich myśli.
- Godiva załatwiła sobie wolne. Myślę, że możemy po południu wyruszyć, więc Neron musi jedynie pół dnia przepracować. - Zamyślił się Jarvis, tuląc bardkę i całując ją delikatnie w ucho nie dbając o to, kto to zobaczy. W sumie… nie było to gorszące zachowanie w tym mieście.
- Postaram się z nim porozmawiać o tym dzisiaj… - mruknęła, poddając się jego pieszczotom, choć sama ich nie odwzajemniała. - Myślisz, że nam się uda?
- Hmmm… dlaczego by nie? - zdziwił się, wzdychając głośno.
- Są trochę jak dzieci… emocjonalni i nieprzewidywalni. - Wzruszyła ramionami, oglądając się na mijane widoki.
- Są dziećmi… jak na smoki, Godiva i Nveryioth są bardzo młodzi - mruknął czarownik, mocniej tuląc do siebie dziewczynę. I dodał żartobliwie. - Tylko nie mów tego Godivie.
- Zabiorę tę tajemnicę ze sobą do grobu… - wyszeptała, opierając się policzkiem o bark przywoływacza, spoglądając na niego czule. - Takie już jesteśmy.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 12-06-2017, 17:00   #60
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dotarli do ich karczmy. Do domu, w którym mieli pokój.
Wyposażeni w różdżkę identyfikacji, mogli zająć się właśnie tym. Rozpoznawaniem magicznych zdobyczy czarownika. Chaaya jak dotąd nie miała okazji wypytać szczegółów na temat przygód Jarvisa… ale była też nieco rozpraszana.
Wchodząc do środka pomieszczenia, bardka rzuciła na łóżko różowy pręcik, samej rozwiązując troczki u szyi.
- Mam ochotę na kąpiel… chcesz się dołączyć? - spytała, nie czekając na odpowiedź i od razu wchodząc za parawan, na którym po chwili wylądowała sukienka. Kilka uderzeń serca później i przywoływacz usłyszał szum wody, napełniającej wannę.
A ona rozpoznała szelest ubrań i odgłos zdejmowanych butów. Po chwili sam czarownik podszedł do wanny… z jedyną różdżką jaka w tej chwili była interesująca. I prawie gotową do użycia.
Kobieta stała pochylona nad krawędzią, badając dłonią temperaturę wody. Nie licząc rozwiązanych butów, miała na sobie tylko białe majtki, których sznureczek z pereł dawno schował się między płatkami jej tulipana.
- Jaki kolor sobie wybierasz? Biały, żółty czy czerwony? - spytała oglądając się za siebie, wskazując palcem na swoje pudełeczko z kosmetykami, leżące obok na podłodze.
- Czerwony może? - zapytał mag, przyglądając się dziewczynie i obiecując sobie, że tym razem nie będzie niecierpliwy.
- Pasuje do sytuacji - stwierdziła z uśmiechem, kucając przed kosmetyczką. - Wejdź do wody. Przez chwilę będzie fajnie musować… - Wyciągnęła puzderko i otworzyła wieczko, biorąc dość pokaźną szczyptę karminowego specyfiku, ale z wsypaniem go, zaczekała na mężczyznę, aż ulokuje się w wygodnej pozycji w balii.
Wkrótce po tym, woda zaczęła musować jakby przywoływacz znalazł się w wielkim kieliszku szampana… tylko różowego i pachnącego lotosem.

Jarvis leżał relaksując się i jedynie półprzymkniętymi oczami obserwował działania bardki, jak i wodził pożądliwym wzrokiem po jej ciele, choć znał każdy jego zakamarek niemal na pamięć.
Dziewczyna moczyła dłoń w wodzie, patrząc czule na mężczyznę w środku. W końcu jednak wstała, odrzucając elfie trzewiki pod ścianę i zdejmując zdradziecką bieliznę.
Uśmiechnęła się łobuzersko wchodząc do balii i bezceremonialnie kładąc się na czarowniku, objęła go ciasno w pasie.
Poziom wody niebezpiecznie się podniósł i po chwili, z pluskiem cichego wodospadu, wylał na podłogę, ale tancerka wydawała się tym nie przejmować, mrucząc w zadowoleniu i muskając ustami szyję kochanka.
- Możemy w ogóle nie wyjść dziś z wanny. - Zaśmiał się mag, wodząc dłońmi po krągłych pośladkach tawaif, czule całując jej szyję, policzek, a czasem ucho. Leniwie i nieśpiesznie pieszcząc skórę kochanki dotykiem swych palców i ust.
- Jeszcze mi się rozpuścisz i co ja biedna wtedy pocznę? - mruknęła trzpiotnie, rozluźniając się pod jego dotykiem. Nie śpieszyła się z pieszczotami, czerpiąc przyjemność z samej bliskości ich ciał. - Musisz mi starczyć do rana, oszczędzaj się.
- Nie martw się o to… mam trochę doświadczenia w tej materii. I nie tak łatwo się mnie pozbyć - rzekł z zawadiackim uśmiechem, dając tancerce lekkiego klapsa. - Rano będziesz miała się w kogo wtulić.
- Wtulić to ja się mogę w poduszkę… pytanie czy rano staniesz na wysokości zadania, by przywitać ze mną nowy dzień - odburknęła w zagłębienie jego szyi podgryzając w bark. Zaczepnie i badawczo.
- Z pewnością… a jak zamierzasz ów dzień witać? - zapytał czarownik, choć sądząc po uśmiechu, domyślał się odpowiedzi. Jego dłonie zacisnęły się na pupie koebiety, poruszając jej ciałem, tak by podbrzuszem ocierała się o jego męskość… sprawdzając przy okazji jego gotowość do figli. - No i jeszcze nie sprawdziliśmy twojego zakupu w praktyce.
- Już teraz mogę powiedzieć, że okazał się strzałem w dziesiątkę - wyszeptała mu do ucha, wyraźnie pobudzona, nie tylko owym zakupem, ale i tym co czuła pod sobą. Powoli jej ręce zaczynały oplatać ciasno ciało Jarvisa, niczym wielki dusiciel swoją ofiarę. Szkoda tylko, że wanienka była tak mała i nie pozwalała na zuchwalsze zmiany pozycji. Chaaya była jednak zdeterminowana i nieustępliwa, postanawiając, że prędzej zatopi mężczyznę, niźli go teraz wypuści z objęć.
- Nawet nie wiesz jak cierpiałam siedząc obok ciebie w tej przeklętej gondoli… z każdym oddechem umierałam, z każdą najdrobniejszą zmarszczką na powierzchni kanału czułam jak pożera mnie coś od środka… - jej ton stał się bardziej sykliwy i zniecierpliwiony, gdy pomimo starannych ucisków, przesunięć i układań ich obojga, nie mogła przyjąć odpowiedniej pozycji by go zdobyć.

- Może zmienimy pozycję na wygodniejszą? - Czarownik cmoknął czubek nosa dziewczyny, wodząc palcami po jej plecach i nie bardzo wiedząc jak sobie poradzić ze zmiennością nastrojów i natur Chaai.
Bardka ściągnęła usta w dzióbek, wyraźnie niezadowolona. Westchnęła obruszona, kładąc głowę na piersi towarzysza i wyglądało na to, że się po prostu obraziła na świat.
- Gfie? - wybulgotała w wodę, nadąsanym głosem rozpieszczonej panienki.
- Usiądę, a ty dosiądziesz swojego rumaka tak jak masz ochotę, lub… usiądziesz na brzegu wanny i pozwolisz bym zajął się twoim kwiatuszkiem… wielbiąc go ustami niczym oddany wyznawca swą boginię - mruczał, jedną dłonią głaszcząc pośladek tawaif, drugą jej włosy.
- Nie… i nie… - Wybredna też była jak panienka. Wtuliła się lepiej w tors, burcząc chmurnie. - Trzefa mnie fyło wziąć przed fejściem do wody… - Nooo i teraz wychodziło, że to wszystko była wina Jarvisa.
Mrucząc, przełożyła głowę na drugą stronę, kręcąc pupą nad powierzchnią.
- Doprawdy? Hmmm… następnym razem… wezmę cię zaraz po zamknięciu drzwi - odparł jej partner, cmokając czule nadąsaną bardkę w ucho i palcami jednej dłoni wodząc pomiędzy pośladkami dziewczyny, czasem… ostrożnie zgłębiając się jednym pomiędzy nie.
- Tylko tak mówisz! - wyraźnie obruszyła się, prostując w ich objęciach. - Odgrażasz się, odgrażasz… a później kładziesz uszy po sobie. - Nadęła policzki, chwytając za brzeg balii. Najwyraźniej zebrała się w sobie, by z niej wyjść.

Jarvis chwycił ją w pasie i pociągnął w dół rozchlapując nieco wodę. Klucz nie trafił w dziurkę od klucza, niemniej czarownik mając dłonie na biodrach rozgniewanej kochanki z determinacją próbował połączyć się z nią w miłosnym splocie.
- Co ty robisz? - prychnęła zaskoczona i nieco rozbawiona poczynaniami mężczyzny. - Wylejesz całą wodę… przytrzymaj go, nie ucieknę. - Chaaya popatrzyła na Jeźdźca z cieniem uśmiechu, wracając dłońmi na jego barki, kręcąc przy tym w zrezygnowaniu głową.
- Głupie pytanie… Robię się samolubny - mruknął mag, podstawiając pal rozkoszy tak, by mogła powoli się połączyć z kochankiem.
- Ach tak? - spytała unosząc jedną brew jak i biodra. - Kusisz… bardzo, może jeszcze trochę cię poprowokuje? Może ucieknę? - Słowa jedno, ale czyny… świadczyły, że tylko się z niego naigrywała.
Wciągnęła ze świstem powietrze do płuc, gdy nadziała się na ostrze partnera. - Mogę spytać co tak długo? - poruszyła się powoli, przymykając oczy i wbijając palce w przedramiona przywoływacza.
- Lubię… się… delektować tobą. Pieścić. Rozpalać powoli ogień - mruknął, obejmując dłońmi pośladki dziewczyny i nadając ich ruchom powolne, póki co, tempo. - Doprowadzać cię do żaru… Jesteś zbyt słodkim ciasteczkiem, by się zabierać łapczywie za ciebie.
- Och jamun… płonę już od bardzo dawna. Powinieneś mnie brać bez pytania, raz za razem… aż zacznę cię błagać o litość - odparła nie kryjąc zadowolenia jego słowami. Chaaya przyśpieszyła trochę, wzburzając lekko wodę, która z pluskiem odbijała się od ścian wanny.
- A zaczniesz kiedyś? Błagać? Bo mam wrażenie… - zapytał żartobliwie Jarvis, nachylając się ku podskakującym coraz gwałtowniej piersiom tancerki, by je muskać pocałunkami. - ...że to niemożliwe.
- Nie dowiesz się… póki nie sprawdzisz! - Dholianka coraz mocniej i szybciej ujeżdżała czarownika, rozchlapując wodę na około nich. Nie przejmowała się tym jednak, skupiając się oddaniu przyjemności, którą zachłannie brała, jakby się jej należała od dawna.
- Mam ochotę się dowiedzieć. - Mocniej przytulił do siebie ciepłe i śliskie od wody ciało kobiety, wbijając paznokcie w skórę jej bioder i dodając gwałtowności ich ruchom. Był coraz bliższy ekstazy, do której doprowadzała z talentem i entuzjazmem.
- ...ciesze się… bardzo - wydyszała niezrozumiale, przyciskając usta do skroni Jarvisa.
Jej dłonie, zeszły na plecy i łopatki, błądząc opuszkami po kręgosłupie i masując naprężone mięśnie. Należała do niego tak jak sobie tego zażyczył, z oddaniem wypełniając swój obowiązek w postaci zaspokajania jego żądz.

- Tak bardzo… cię pragnę… - wymruczał pieszczotliwie, muskając językiem skórę tawaif, gdy ruchy bioder jej zaczęły doprowadzać go do gwałtownej i ekstatycznej eksplozji.
Dziewczyna ucałowała kochanka w oba policzki, gładząc go czule i uspokajająco po barkach.
Oczywistym było, że i ona czuła podobnie. Wszystkie z jej kreacji, pożądały czarownika.
W pewien sposób… kochały.
Nie był im ani klientem, ani Ranveerem. Nie był też niczym pomiędzy. Nieznajomość uczucia oraz brak pewności siebie w tym temacie, jak i brak określenia się samego Jarvisa, sprawiały, że wstydziła się wypowiedzieć swe pragnienia na głos. Zupełnie jakby jej własny głos i słowa, nie tylko miały pozbawić ją pancerza, który przywdziała broniąc się przed niebezpiecznym światem, ale również mogły samym wydźwiękiem zabrzmieć nie tak, jakby tego chciała.
Zbyt podniośle. Zbyt miałko. Głupio. Naiwnie… Żałośnie.
Wychylając się za ścianę wanny, wyciągnęła kostkę brązowego mydła. W dotyku było lekko chropowate i pachniało korzennymi przyprawami. Cynamonem lub czymś podobnym. Którym zaczęła obmywać tors partnera.
Zamyślona przygryzała dolną wargę, delikatnie i z pietyzmem pieszcząc mężczyznę przed sobą. Starannie unikając jego spojrzenia, by nie mógł dostrzec jak bardzo bała się szczęścia pod swoimi palcami.
- A potem będzie moja kolej? A jak okaże się, że nie radzę sobie z mydłem tak dobrze jak ty? - Odpoczywając po niedawnej rozkoszy, czarownik sięgnął dłonią i pogłaskał kurtyzanę po policzku, czule i powoli, uśmiechając się lekko do niej.
- Zamknij oczy - poprosiła, namydlając swoje dłonie po czym, delikatnie przetarła twarz maga, masując opuszkami czoło, skronie, policzki, nawet przymknięte powieki. - Oddam się w twoje ręce i nawet nie pisnę słówkiem. - Myła mu twarz, jak matka małemu chłopcu. Czule i łagodnie, by po spłukaniu piany, ucałować jego wargi z pietyzmem.
- Jesteś pewna, że moim dłoniom warto zaufać..? - mruknął zadziornie. - Kto wie gdzie zawędrują. Za dużo pokus.
- Bardzo… lubię twoje dłonie - odparła cicho, zawstydzona tym stwierdzeniem. - Nie będę mieć ci za złe… - Zarumieniła się lekko, przyciągając do siebie towarzysza, by umyć mu plecy.
Dryfujące na powierzchni piersi były chłodne i z gęsią skórką, gdy przyjemnie rozlały się na ciepłym ciele mężczyzny.
- Dobrze… postaram się… umyć cię także. - Mag cmoknął delikatnie płatek uszny tawaif. - A na co będziesz miała ochotę po kąpieli? Jaki kaprys możemy spełnić?
- Mam ochotę na wiele rzeczy… i pozycji. Na razie nie wybiegajmy za nadto w przód… - Dłonie zjechały na lędźwie czarownika, wbijając paznokcie w zaczątek pośladków.
- Na motyla, dzikiego jeźdźca, głęboki sztych, a może po prostu rodeo lub fotel na biegunach… - wymieniła kilka nazw, podśmiewując się.
- Widzę, że zaplanowałaś cały akrobatyczny występ. - Jarvis zaśmiał się cicho, całując usta dziewczyny. Przytulony do niej… ożywiał się coraz bardziej w dolnych partiach, zwłaszcza po dziabnięciu “ostrogami”.
- Mmm w samą porę… - wymruczała, popychając mężczyznę by się oparł, po czym zjeżdżając biodrami trochę niżej, sięgnęła ręką pod wodę by “umyć” budzącą się do życia męskość.
Powolutku, nienachalnie.
- Mam wiele pomysłów i umiejętności… ale przy tobie strasznie się rozpraszam…
Przywoływacz przeczesał włosy dziewczyny powolnym ruchem palców.
- I co z tego? Póki obojgu nam jest przyjemnie… to to nie jest problem. - Starał się być opanowany, jak najdłużej pozwalając bardce robić to na co miała ochotę, choć przy jej finezyjnym dotyku nie było to łatwe.
Chaaya pokiwała głową, zgadzając się z nim, ale swoje wiedziała. Mogłaby się bardziej popisać, a nie oddawać chwili. Druga dłoń weszła pod wodę, również odnajdując swoje miejsce na pachwinie Smoczego Jeźdzca, delikatnie przejeżdżając po nim palcami, by kciukiem drażnić delikatną skórę na klejnotach.
Czarownik przygryzł wargę, by nie wydać z siebie cichego jęku. Nie stracić w oczach bardki maski twardziela, nawet jeśli fałszywej, niemniej tawaif i tak wiedziała jaką sprawiała mu przyjemność. Sam jedynie wodził palcami po jej pupie i plecach, by nie rozpraszać zanadto swą ingerencją.
- Później mnie umyjesz… - wymruczała pod nosem, uśmiechając się łobuzersko. - A teraz chodź, wytrę cię, namaszczę olejkiem… wymasuję. - Najwyraźniej tancerka zamierzała wykorzystać, iż ten postanowił zgrywać opanowanego macho, gnębiąc go swoim dotykiem na wiele różnych sposobów.
Złapała się burt wanienki, chcąc wstać i wyjść z wody, pozostawiając zwartego w szykach i gotowego miecznika, bez czułych objęć swych paluszków.
- Chaaya… tak bardzo… chcę cię posiąść… teraz. - Jarvis pochwycił jej uda. Ustami przesuwając po umięśnionym i gładkim brzuchu, zaczepnie bawiąc się językiem na pępku dziewczyny. - Chcę byś to wiedziała.
- Drugi raz się na to nie złapię… No już, wychodzimy. - Bardka była nieugięta, stanowczo się odsuwając i wychodząc z balii.
Zniknęła za parawanem, zostawiając mokre ślady stóp na podłodze.
- Po prostu… staram się nad sobą panować - mruknął za nią, wychodząc z wanny i biorąc ze sobą ręczniki, ruszył w ślad za ukochaną.

- A ty co ty mi tu… - Tawaif wyraźnie się obruszyła, czekając z kawałkiem płótna przy łóżku. Zwęziła oczy w szparki, tupiąc nogą wyraźnie rozżalona. - Nie słuchasz mnie… jak zwykle.
Jarvis rzucił od razu ręczniki na ziemię. - Nie wytarłem się. Po prostu myślałem, że mogą być potrzebne. -
Uniósł ręce w geście poddania. - Nadal jestem mokry.
- Jesteś beznadziejnym przypadkiem - wymruczała pod nosem, rozkładając ręce na boki, rozpościerając szal w dłoniach. - Odwróć się… - burknęła podchodząc do czarownika.
Chłopak posłusznie wykonał polecenie, odwracając się do niej plecami, by mogła przytulić go w pasie, wędrując materiałem po jego klatce piersiowej, a nosem dziobiąc między łopatkami.
- Wszystko popsułeś, a miało być tak fajnie… musisz lepiej udawać, skoro nie chcesz mnie słuchać - ciągnęła smętnie, osuszając coraz większe połacie skóry. Przeszła z tosu na ramiona, a z nich na plecy, by zjechać na pośladki i nogi.
- Jestem okropny wiem… Niecierpliwy i pochopny w działaniu - odparł potulnie mag, kładąc po sobie uszy. - I doceniam… naprawdę doceniam twoje działania. I podobają mi się one… wiesz dobrze, że tak.
- Mhm… na pewno - ciągnęła ni to z przekory, ni z urazy, ponownie przytulając się do pleców ukochanego, tym razem zostawiając materiał na podłodze i splatając dłonie na jego męskości. - Bycie potulnym też jakoś ci nie wychodzi. - Musnęła go ustami, wtulając twarz w zagłębienie jego pleców, powoli nimi obojgiem obracając i prowadząc do łóżka.
- Nic na to nie poradzę…- jęknął cicho Jarvis, poddając się dotykowi swej “przewodniczki”. - Po prostu pragnę cię pochwycić i całować, pragnę pieścić... i pragnę uśmiechu na twej twarzyczce.
- Powtarzasz się… - odparła zadziornie, popychając go na materac. - Już to kiedyś słyszałam… leż grzecznie na brzuchu. - Przetruchtała cichutko na drugi koniec pokoju, coś wzięła, coś potrąciła… i wróciła. Wchodząc powoli na biodra czarownika, by pochylić się nad jego plecami, wylała na niego odrobinę olejku. - Jakieś życzenia?
- Barki… i pośladki… tam najbardziej lubię być masowany… - wymruczał rozkosznie, przymykając oczy. - No i… nie wiem czy powinienem zaproponować, ale możesz masaż pleców swoim biustem zrobić też.
- Och… jaki zachłanny… - Tawaif wyszeptała mu do ucha, pochylając się i łaskocząc go twardymi sutkami między łopatkami. - Nieposłuszny, porywczy, zaborczy… i rozpieszczony.

Chłodne krople olejku, skapywały z każdym słowem na barki i plecy mężczyzny.
Chaaya siedziała mu na lędźwiach, a w zasadzie to tylko obejmowała udami, klęcząc… prawdopodobnie specjalnie, by nie mógł czuć jej pożądania lub po prostu by za nią zatęsknił.
Rozpoczęła masaż ramion, ugniatając i rozluźniając mięśnie pod swoimi dłońmi. Dokładnie i precyzyjnie, poświęcając uwagę każdemu napięciu, czy bolącemu miejscu. Zmęczony kark w końcu mógł odpocząć pod gładkimi i silnymi palcami tancerki, której dotyk nie tylko dawał ulgę, ale i rozkosz, jeżąc każdy włosek na szyi Jarvisa, przyprawiając o ciarki i dreszcze, rozchodzące się po wszystkich członkach, doprowadzając go prawie do drżenia.
Coraz bardziej poddawał się pod naciskiem. Wszystkie mięsienie, ścięgna… kości, czy chrząstki, musiały ustąpić przed niekwestionowanym, nowym władcą jego ciała, jakim była aktualnie bardka. Kruszyła i rozplątywała każdy sprzeciw, nadając nowy porządek, jawiący się błogim stanem nieważkości.
Schodziła coraz niżej na plecy, robiąc kilka kroków w tył. Kciuki przejeżdżały wzdłuż kręgosłupa, gdy opuszki reszty palców, rozciągały żebra. Teraz, znajdując się pod większym kątem wobec ciała pod sobą, czarownik czuł jak piersi rozlewają się z każdym naciskiem na jego lędźwiach, powoli zbliżając się do pośladków.
Nastała krótka przerwa, by kolejne zimne krople spłynęły z szyjki buteleczki, by spotkać się ze swym rozgrzanym przeznaczeniem.
Jeździec poczuł jak jedna zagubiła się w przerwie między jego pośladkami, spływając ciurkiem coraz niżej, aż wypłynęła na delikatną skórę jąder, by zapewne dotrzeć stamtąd na prześcieradło.
Kobieta była jednak uważna i szybka, zatrzymując kroplę palcem, powoli naprowadzając ją na swoje miejsce, gdzie połączyła się z resztą jej podobnych podczas delikatnego wmasowywania. Chaaya postanowiła najpierw poświęcić uwagę biodrom, które niemal trzeszczały pod uciskiem. Jako ostatnie walczyły o swoją suwerenność, by w końcu z cichym jękiem i przeskokiem skapitulować. Tawaif była bezlitosna i nie brała jeńców. Zdobywała skrawek za skrawkiem, podporządkowując sobie całą mapę ciała kochanka. Aż w końcu pochwyciła swą nagrodę w postaci pupy maga, ściskając ją niczym dwie ciepłe bułeczki.
Schyliła się, by ucałować w zagłębienie pleców, jednocześnie zmieniając taktykę swego masażu.
Piersi dołączyły do repertuaru wraz z mokrym językiem, błądzącym z ustami na krawędzi lędźwi.
Pieszczota już dawno zatraciła swój leczniczo-rozluźniający cel, zamieniając się w wyrafinowane dążenie do spełnienia i zaspokojenia. Jarvis znalazł się na granicy, czując jak zaraz dojdzie, leżąc na swojej męskości, niczym sparaliżowany i bezbronny chłopiec. Ciało nie należało już do niego… i nie był pewien, czy umysł również nie został opętany przez bezwzględną kochankę.
- Odwróć się… - mruknęła, kąsając go w pośladek, jednocześnie dając delikatnego klapsa w drugi. - Na plecy.
Zrobiła mu miejsce, na chwilę odrywając się od niego, pozostawiając w dojmującej samotności.
Czarownik posłusznie odwrócił się w górę, niecierpliwie i szybko. A powód jego niecierpliwości, dzieło pieszczot Chaai, dumnie prężył się w górę niczym żołnierz na defiladzie. Mężczyzna nie zrobił nic poza wykonaniem polecenia, posłuszny całkowicie swej masażystce.

Ta miała na sobie białe majteczki, których perełki, łagodnie wcinały się w jej wilgotny kwiatuszek. Bardka jednak potrafiła trzymać swoje żądze na wodzy… no, może czasami... i niestety w tym wypadku.
Biorąc lewą nogę czarownika, ustawiła ją zgiętą w kolanie, wchodząc udem na prawą stronę jego biodra. Jednocześnie pozostając z drugą nogą podsuniętą pod sam jego sztandar, delikatnie napierając na niego, gdy pochyliła się, by wylać na tors maga ostałą zawartość olejku na dnie buteleczki.
Pielęgnacja i… tortura jeszcze się nie zakończyła.
- Nie spinaj się tak… napracowałam się, by cie rozluźnić - wymruczała, masując opuszkami pod obojczykiem, uśmiechając się przy tym tak tylko troszkę z wyższością… i wrednie.
O tak, zdecydowanie dobrze wiedziała, że przywoływacz znalazł się w pułapce i był na jej łasce. Nie omieszkała więc przeciągać nieubłaganie tej słodkiej chwili dominacji, powoli zjeżdżając śliskimi dłońmi coraz niżej… i niżej… i...
Niestety odsunęła ręce w ostatniej chwili, kilka centymetrów od spragnionego celu swojego oblubieńca.
- Skończył mi się… - odparła z wyraźnym smutkiem, wyciągając paluszkiem ostatnie krople złocistego płynu z szyjki flakonu. - A tak go lubiłam… pamiętasz skąd go wzięłam? - spytała zawadiacko, dotykając opalcem ostrza jarvisowej włóczni, powoli zataczając na nim kółeczka, które przeszły w delikatne, posuwiste ruchy dłonią.
- W tej… chwili? - jęknął cicho, bezbronny i prężący się i próbując ocierać o kochankę. - W tej… ciężko mi… myśleć... o czymkolwiek… poza tobą.
- Postaraj się, a dostaniesz nagrodę… - Uśmiechnęła się drapieżnie, wzmagając prace swej dłoni. - Jeśli ci się nie uda… nie martw się, kary nie dostaniesz, ale przyjemność na pewno będzie mniejsza.
- Zerrikańskie... miasto.. łaźnia… - wydyszał przez zaciśnięte zęby czarownik, naprawdę z trudem koncentrując się na pytaniu.
- Bardzo dobrze. - Chaaya wydawała się być szczęśliwa, że mężczyzna o tym pamiętał. Uniosła się na kolanach, przygotowując się do nagrodzenia go.

Jej lewa noga stała nad prawym biodrem towarzysza, a prawa wsunęła się pod zgięte udo przywołwacza. Poprawiła bieliznę, naciągając ją trochę mocniej, i rozchylając swą kobiecość, przesunęła na bok koraliki, by powolnym ruchem dosiąść Jarvisa z wyraźnym pomrukiem zadowolenia.
Z racji nieco zmodyfikowanej pozycji, pasowała do jego siodła idealnie. Przyjmując kochanka na całą jego długość, ku uciesze ich obojga. Fikuśne majteczki sprawdziły swoją przydatność, dodając ich stosunkowi dodatkowej pikanterii i przyjemności, gdy perełki naprężały się i drżały, rezonując i uderzając w czułe punkty kobiety jak i mężczyzny.
Przeszła od razu do swobodnego galopu, korzystając ze śliskości ich ciał.
Odpowiedzią na jej działania były ciche jęki Jarvisa, który poddawał się jej ruchom i delektował przyjemnością jaką mu sprawiała. Wzrok jakim obdarzał bardkę był płomienny… pożądliwe spojrzenie mówiło, że chce ją… bardziej aktywnie brać w ramiona i pieścić. Ale przecież zawsze to czynił. A teraz potulnie oddawał się jej kunsztowi, delektując się przyjemnością jaką mu sprawiała każdym ruchem. Miękki pod jej wolą i satysfakcjonująco twardy tam gdzie trzeba.
Nie potrzebowali wiele, by dotrzeć na szczyt uniesienia z mokrym finiszem. Tancerka była wyjątkowo cicha, tłumiąc własne westchnienia, by móc skupić się na głosie swojego partnera. To była jego chwila i jego nagroda. Zapłatą dla niej, były jęki oraz ciężki oddech czarownika, które działały na nią jak narkotyk, z każdą chwilą upajając coraz bardziej.
Zatoczyła kółeczka wokół szczytów swoich piersi, tworząc wokół nich błyszczącą się aureolkę. Powoli zwalniała, by w końcu całkowicie zatrzymać.

- Czy wierna służka zaspokoiła na pewien czas potrzeby swego pana? - spytała wciąż dosiadając swojego kochanka.
- Na krótki czas… wiesz dobrze jaki jest z ciebie chodzący afrodyzjak - rzekł żartobliwie Jarvis, leniwie muskając palcami skórę tawaif. - Trudno nie ulec kolejnej pokusie.
- Ciesze się - odparła zadowolona, pochylając się nad nim. - A teraz zrób mi miejsce… - dodała, układając się na klatce piersiowej kochanka, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
- Dobrze… - Mag przesunął się zgodnie z jej prośbą i przytulił zaborczo do siebie. - Cieszysz się, że mnie zaspokoiłaś, czy z tego, że nie potrwa to długo?
- Jedno i drugie. - Zaśmiała się cicho, obejmując czarownika i gładząc go delikatnie w pasie. - Lubię… jest mi miło, gdy… mogę sprawić ci przyjemność. Dawno... nie miałam komu.
- W zasadzie to ja chciałem sprawić tobie też przyjemność. Zobaczyć jak się uśmiechasz - wymruczał cicho do jej ucha, głaszcząc po włosach. - Sprawdzimy co kryje torba, którą przyniosłem?
Kobieta ucałowała delikatnie wargi mężczyzny. - Sprawiłeś mi ogromną przyjemność… - odparła żarliwie, najwyraźniej przywiązując dużą wagę do “służenia” mu na wiele sposobów, po czym odrzekła wesoło - ale w łóżku… - Uniosła się nieznacznie, rozglądając za różdżką identyfikacji, więc… to Jarvis musiał wstać po rzeczy.
- W łóżku… szkoda, że nie było magicznego stanika, chociaż mieliśmy dla różdżek pewne niestandardowe… - Zamyślił się czarownik, wstając ostrożnie i ruszając ku porzuconym w kącie pakunkowi.
- I co niby miałby robić taki stanik? Identyfikować, czy może rzucać kulami ognistymi? - zaciekawiła się, przekręcając na bok i podpierając głowę na dłoni.
- Z tego co pamiętam, jeden miał wpleciony hipnotyczny wzór. Wystarczyło rozchylić bluzkę i wykidajło pilnujący wejścia do podziemnego klubu dla bogaczy, stał nieprzytomny nie próbując nawet nas powstrzymać - wyjaśnił przynosząc pakunek pełen zdobyczy oraz różdżkę zakupioną w sklepie.
- Fajny pomysł… - przyznała z ożywieniem, obserwując poczynania towarzysza, co i rusz jednak wpatrując się w bujającą się przy każdym jego kroku męskość. - Może kiedyś taki znajdziemy… wtedy cię ładnie poproszę o zakup. - Uśmiechnęła się zuchwale, poklepując miejsce na materacu.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172