Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2017, 23:13   #110
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Że też musiał trafić akurat do tej dziury. Funkcjonariusz się przestraszył zgodnie z planem, ale jego reakcja była wręcz przesadzona. Potrafił tylko stać i powtarzać w kółko te same słowa, modląc się zapewne do swojego boga. I jeszcze nie znał angielskiego, przez co odpadały jakiekolwiek próby porozumienia, albo użycia go do załatwienia rzeczy po cichu, jak chciał wcześniej Elliot. Próbował jeszcze jakoś do niego przemówić migami, sprawić, żeby tamten spróbował go zrozumieć, ale wszystkie próby spełzły na nic. To był jakiś skończony debil.
White już wtedy był tak zrezygnowany, że nawet nie wołał za policjantem, gdy ten wybiegł z toalety. Zwyczajnie nie dało się z nim rozmawiać ani w jakikolwiek sposób użyć. Ruszył szybko do samolotu, licząc na łut szczęścia, że nie znajdzie za szybko swoich kolegów. Robiło się gorąco.
Koniec końców zaczęło się nieuniknione. Funkcjonariusze SPdO już go namierzyli i biegli do niego z wyciągniętymi paralizatorami. Widać naprawdę liczyli na dobrą wolę Obdarzonych, których łapali. Gdyby trafili na kogoś bardziej porywczego, nic by im taka broń obezwładniająca nie dała. Ale Brytyjczyk nie chciał przelewać krwi jeśli nie musiał. Wtedy mogliby wezwać Obdarzonego ze Światła i byłby w dużych tarapatach, więc gdy tylko zobaczył, że nici z ukrywania się rzucił się biegiem przed siebie. Zawsze lubił ten rodzaj treningu, chociaż zdawało się, że odkąd biegł na świeżym powietrzu minęła cała wieczność. To musiało być jeszcze w Londynie… Jednak w Mroku też nie dało się obijać na treningach i teraz, gdy śmignął przed siebie z adrenaliną w żyłach, czuł jakby osiągał niedostępne wcześniej prędkości. Przeskoczył w biegu nad pustymi siedziskami, kierując się przed siebie, ku wyjściu. Musiał ich gdzieś zgubić, to był teraz jego jedyny priorytet.
Był prawie pewien, że usłyszał wcześniej za plecami głos Azzy. Nie wiedział, czy będzie próbowała mu pomóc. W końcu gdyby chciała mogłaby wejść na pokład samolotu i zostawić go na pastwę losu… Ale był pewien, że tego nie zrobi. W tym momencie był jednak zdany wyłącznie na siebie i własne nogi, więc tylko tym zaprzątał sobie głowę. Odwrócił się na sekundę za siebie, żeby zobaczyć, gdzie jest jego pościg.
Natrafił na moment kiedy dwóch będących na przodzie pościgu funkcjonariuszy SPdO wpada na przechodzącą kobietę i wszyscy się przewracają. Zdołał rozpoznać Azzę, która w ten sposób przyszła mu w sukurs.
Elamri rozpłakała się donośnie, jeden z policjantów zatrzymał się by jej pomóc wstać, natomiast ludzie SPdO podnieśli się i ponownie puścili biegiem. Jednak te kilka sekund wystarczyło Elliotowi, by wybiec z lotniska przed nimi.
Znalazł się na parkingu, zaraz przy postoju taksówek. Dalej na prawo miał trasę szybkiego ruchu prowadzącą do centrum miasta i w drugą stronę, na tereny wiejskie. W jednej chwili otoczył go tłum ludzi wysiadających z parkujących na chwilę przy wejściu samochodów. Musiał się zbliżać termin odprawy na kolejny z lotów, co tłumaczyło takie ilości pasażerów.
Nie tracąc czasu narzucił na głowę kaptur, nie oglądając się za siebie. Przygarbił się, wchodząc pomiędzy tłum ludzi. Gdy był już otoczony nim od każdej strony, przeszedł szeroki łuk, zwolnił swój krok i kucnął, udając, że wiąże sznurówki i zaczął szukać wzrokiem funkcjonariuszy. Kusiło go, żeby biec prosto do aut, ale wtedy mieliby go jak na widelcu – każdy z pasażerów teraz wychodził, więc jakby rzucił się biegiem w przeciwnym kierunku niż wszyscy od razu by go zauważyli. Musiał spróbować uspokoić sytuację – w momencie pomiędzy tym, jak uznają, że go zgubili, a zorganizują odpowiednią reakcję mógł najwięcej zrobić. Teraz musiał się tylko postarać, żeby zgubili jego trop, zniknąć im z oczu. Potem będzie mógł spokojnie spróbować dostać się do taksówki. A jeśli go zauważą, to i tak był teraz wystarczająco daleko, że będą mieli problemy z dogonieniem go.
Funkcjonariusze wybiegli na zewnątrz niecałe kilkanaście sekund po nim. Zatrzymali się zaskoczeni tłumem ludzi i nerwowo rozglądali się. Elliot widział ich wyraźnie, ale oni nie wiedzieli gdzie szukać, więc był w tym momencie bezpieczny. Jeden z członków pościgu sięgnął po mikrofalówkę i zaczął coś przez nią mówić, być może ściągał posiłki. Pozostała trójka ruszyła pomiędzy pasażerów wyrywkowo sprawdzając tych o europejskich rysach.
White wstał powoli, odwrócił się i zaczął powoli iść w drugą stronę od policjantów, którzy weszli w tłum przed nim. Gdy był już na skraju, rzucił szybko spojrzeniem za siebie, czy akurat nie patrzą w jego kierunku i zaczął iść w kierunku postoju. Wyprostował się, starając się zachowywać naturalnie. Nie był jedynym, który kierował się w tamtą stronę, więc czuł się w miarę bezpiecznie. Uwaga funkcjonariuszy była teraz skupiona na czymś innym.
Chwilę później stanął przy rzędzie taksówek.
Podszedł do pierwszej lepszej z brzegu i wszedł do środka, witając się z kierowcą i zrzucając kaptur z głowy. Odetchnął, bo wreszcie poczuł, że naprawdę zszedł z widoku. Liczył, że taksówkarz lepiej zna angielski i kazał mu zawieźć go do najbliższej mniejszej miejscowości. Na wiejskich terenach łatwiej się schować, a pamiętał, że przejeżdżał przez taki teren dzisiaj wcześniej z Azzą. Powinno mu wystarczyć gotówki.
Taksówkarz słysząc język angielski odpowiedział:
- Oczywiście! - z ledwo zrozumiałym akcentem. Co prawda nie był zbyt pewny gdzie ma jechać, ale ruszył żeby pasażer mu czasem nie uciekł. Zbliżyli się do wyjazdu z lotniska, gdy na głównej drodze zauważyli syreny radiowozów policji i wozów opancerzonych SPdO.
Taksówkarz zwolnił wyraźnie nie wiedząc co mogło spowodować ich przybycie.
Cholerne SPdO. Szybko się tu zjawili. Ale nie zdążą go zatrzymać.
- Jedź w lewo. Śpieszy mi się. – zwrócił się do kierowcy, obniżając się na siedzeniu.
- Ale nie wolno teraz - odparł łamaną angielszczyzną wskazując na radiowozy.
- Nie znasz innej drogi? Zapłacę więcej.
Kierowca przygryzł wargę, włączył migacz i przejechał przez trawnik, wbijając się na boczną szutrową drogę, idącą równolegle z główną trasą. Przejechali tamtędy kilkaset metrów i dotarli do kiepskiej, ale asfaltowej drogi lokalnej. Stamtąd ruszyli w kierunku przeciwnym centrum miasta.
- To gdzie jedziemy? - taksówkarz poprosił o doprecyzowanie celu ich podróży. Był dosyć spocony i to wcale nie dlatego, że klimatyzacja szwankowała.
Elliot wzruszył ramionami, bo samemu nie wiedział.
- Niech będzie do najbliższej wsi.
- Ok - odpowiedział i ruszyli.
Po jakichś siedmiu kilometrach brnęli już przez drogę, którą otaczała gęsta dżungla. Nagle CB radio kierowcy odezwało się wywołując go. Ten odebrał i zaczął słuchać. Wraz z każdym słowem pocił się coraz bardziej i zerknął ukradkiem na siedzącego z tyłu pasażera.
Kierowca przytaknął kilka razy w swoim języku i odłożył CB.
Położył obie ręce na mokrej od potu kierownicy i skupił się na prowadzeniu samochodu, od czasu do czasu nerwowo zerkając w tylne lusterko.
White już trochę się rozluźnił, bo widział, że taksówkarz był zbyt przestraszony, żeby próbować jakichś numerów. Cóż, obawy miały dobre źródło, ale ze strony Elliota nie musiał się niczego obawiać.
- Spokojnie, nic nie zrobię. Zawieź mnie tylko na miejsce, zapłacę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Nikogo nie skrzywdziłem i nie zamierzam.
To było ciekawe uczucie, wzbudzać strach u innych. Miał taki posłuch u każdego, na który nie mógłby normalnie liczyć. Każdy lubi być szanowany.
Kilkanaście minut później byli na miejscu. Droga naprawdę była w kiepskim stanie i taksówkarz ostatnie kilometry przejechał stosunkowo wolno, żeby oszczędzić swoje zawieszenie.
Wysadził go na skraju miejscowości, przy postoju dla autobusów. Gdy White wysiadł, kierowca szybko odjechał nie czekając nawet na zapłatę. Drogą powrotną wcale nie oszczędzał samochodu tylko gnał ile fabryka dała wręcz przelatując nad dziurami.
Jeszcze nie zniknął całkiem mu z oczu gdy usłyszał donośne.
- Padnij na ziemię i ręce za głowę! Nie próbuj przemiany! - ponownie ledwo zrozumiał ten angielski, który był jeszcze dodatkowo zniekształcony przez megafon. Elliota otaczało kilkunastu funkcjonariuszy SPdO z wycelowaną w niego ciężką bronią ręczną.
Spomiędzy budynków wyszedł Obdarzony w postaci zbroi.
[media]http://i.imgur.com/m2bHBaW.jpg[/media]
Mierzył jakieś sześć metrów i pewnym krokiem zbliżał się do Brytyjczyka.
Pokręcił z niedowierzaniem głową. Mógł tylko się zastanawiać, skąd wiedzieli, że jest w właśnie tej taksówce. Chcieli, żeby się poddał... On już dobrze wiedział, jak to się skończy. Tu było tylko jedno rozwiązanie: on albo oni. O dziwo nie mógł powstrzymać uśmiechu, sytuacja wydawała mu się absurdalna. Tak się starał, żeby wszystko załatwić po cichu, bez bałaganu, ale to wszystko na nic. Uparli się, że popsują mu dzień. Zobaczmy, czy poradzą sobie z konsekwencjami.
Podniósł ręce za głowę, żeby możliwie ostatni raz odetchnąć powietrzem w ludzkiej postaci, po czym przemienił się. Rozumiał, że tej walki raczej nie wygra. Ale nie zamierzał odejść po cichu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_9J8ccza1OI[/MEDIA]
 
Kolejny jest offline