- Po pierwsze, ja zwykłem się przedstawiać moim nazwiskiem i niezaprzeczalnie zwę się Honoriuszem de Balsin. Po drugie Ty się jeszcze nie przedstawiłeś i na razie rzekłbym, że powinieneś jakoś rozwiązać problem swojej osoby w nieodpowiednim miejscu, a dopiero później problem z twoim dłużnikiem. Bo widzisz, ja spodziewałem się na dzisiejszej uroczystości spotkać szanownego Pana Irbina, i szczerze się na to nastawiałem. Zamiast tego siada obok mnie jakiś zielonobrody nieciekawy jegomość. Przynajmniej powiedz kim jesteś żebym miał pewność, że mogę Cię pozostawić na tym przyjęciu, w przeciwnym razie myślę, że się pożegnamy. Co do Vanticusa, to może i jestem w stanie Ci pomóc, ale jak już powiedziałem to drugorzędny problem w tym momencie. - Mości Honoriuszu, moje imię niewiele ci powie.- odparł nieco zniechęconym głosem gnom. - Nie jestem bowiem bohaterem, ni złoczyńcą, o którym piszą pieśni bardowie. Ot drobny handlarz ze mnie. Ale skoro ci zależy.. Jestem Volstagh. I moje sprawy związane z Vanticusem , nie zagrażają ani Cormyrskiej dynastii, ani tobie, ani nikomu innemu na sali. Ba.. Nie zagrażają nawet Vanticusowi.
Po tych słowach Volstagh raczył się winem i zaczął przysłuchiwać się pieśniom występującego barda. Jednak niezbyt dokładnie.. Volstagh wychowany na ulicy, miał gust prostaczka i tak wyrafinowany utwór jak "Amarantowy Wschodu Żagiel" nie bardzo mu się podobał. O wiele bardziej polubił utwór "Czterech Magów", co bynajmniej nie rozproszyło jego czujności. Ocenił wzrokiem odległość od tarasu. To była bowiem jedyna droga ucieczki. Co prawda ryzykowna , ale gnom nie zamierzał skakać, miał w końcu linę w plecaku. I kilka zaklęć, które narobiłyby niezłego zamieszania. Ale to była ostateczność.. Gnom nie zamierzał ryzykować życiem dopóki nie byłoby to absolutnie konieczne.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |